Reklama

W naszym miasteczku nie ma dużo miejsc pracy. Tu nie żyjemy rozrzutnie, a tych, którzy myślą o wyjeździe na wczasy można policzyć na palcach jednej ręki. Aby dociągnąć do pierwszego, należy się dobrze nagimnastykować. Kiedy zatem przychodzi jesień i czas grzybobrania, można opędzić kilka obiadów daniem z maślaków czy podgrzybków. Kilka dni temu moje dzieci wróciły z pobliskiego lasu z pełnymi koszami prawdziwków. Te postanowiłam ususzyć, żeby dodać je do świątecznej kapusty. Zauważyłam, że Asia i Michał byli podekscytowani.

Reklama

– No, gadajcie – powiedziałam, widząc, że o mało się nie uduszą.

– Poszliśmy do tego lasu za strumieniem – zaczęła Asia. – Ja poleciałam w swoje miejsca, a Michał w swoje. Kiedy traciliśmy się już z oczu, nagle usłyszałam jego wołanie.

– Teraz ja! – Michał wpadł w słowa siostry. – No więc idę w swoje miejsce, a tu gdzieś z krzaków słyszę jakby cichy płacz… Zatrzymałem się, rozgarnąłem gałęzie, a tu w wykrocie po drzewie siedzi jakaś mała i płacze.

Ze swoich dzieci naprawdę mogę być dumna

Okazało się, że dzieci trafiły na sześcioletnią dziewczynkę, która skręciła nogę. Z bolącą kostką byłby jeszcze mały kłopot, gdyby nie to, że zgubiła się w lesie. Wyszła z rodzicami na grzyby i straciła ich z oczu. Wołała, biegała, aż potknęła się, wpadła do wykrotu i skręciła kostkę. Wtedy rzeczywiście zrobiło się niebezpiecznie. To był sektor lasu bardziej dziki, rzadko uczęszczany. Tylko miejscowi, jak Asia i Michał, się tam zapuszczali.

Zobacz także

Moje dzieci znają zasady udzielania pierwszej pomocy. Asia usztywniła kostkę ściągniętą z głowy chustką. Potem oboje wzięli dziewczynkę pod ramiona i doprowadzili do drogi, na której trafili na rodziców Agnieszki.

– Potem wróciliśmy do zbierania grzybów… – zakończył Michał.

Ucałowałam syna i córkę, dumna z nich bardzo. A potem dałam im po pajdzie chleba z domowym smalcem i wysłałam do lekcji. Tamtego dnia szłam na drugą zmianę…
Miałam nieco czasu, żeby posprzątać dom. W trakcie ścierania kurzy dotarłam do komody, na której stało zdjęcie mojego męża.

Spotkałam Krzysztofa na niedzielnym odpuście. On na mnie popatrzył, ja na niego i jakoś tak, od słowa do słowa… Pół roku później byliśmy małżeństwem. Robotny był z Krzyśka chłop, dbał o nasz dom i dzieciaki. Byliśmy ze sobą szczęśliwi przez dwanaście lat. Pewnego dnia męża coś rozbolało w boku. Zemdlał w pracy i zawieziono go do szpitala. Okazało się, że właściwie to rak zjadł go już od środka. Umarł na stole operacyjnym.

Kiedy zabrakło Krzysztofa, w naszym domu nastała bieda. Stąd te grzyby. Część suszyłam, część robiłam w słoikach i sprzedawałam na bazarku co niedziela. Dzieci są moją podporą. Nie narzekają. Wiem, że czasami oczy im się świecą do rzeczy, które mają dzieciaki sąsiadów. Nigdy jednak nie usłyszałam żadnej pretensji.

Czasami wieczorem siadamy razem na łóżku, obejmujemy się i wspominamy ojca. Wtedy od nich słyszę:

– Mamuś, jesteś najlepsza na świecie. I znowu rosną mi skrzydła, i uśmiecham się do nadchodzących dni.

Skoro takie prawo… Tylko skąd wezmę te pieniądze?!

Następnego dnia wybrałam się sama na grzyby. Kiedy wracałam z pełnymi koszykami do domu, na mojej drodze stanął leśniczy. Wiedziałam, że od miesiąca mamy nowego, ale dotąd jeszcze nigdy go nie widziałam. No i od tego nowego usłyszałam pouczenie, że w lesie grzyby zebrałam bezprawnie, za co należy mi się mandat. Normalnie nogi się pode mną ugięły.

– O czym pan gada? W tym lesie grzyby zbierała jeszcze moja babcia. I teraz mnie nie wolno?

– Przepis mówi wyraźnie – powiedział sucho.

Stałam na leśnej ścieżce, jakby mi kto obuchem dał po głowie. Zmarnowany czas i piękne grzyby. W głowie huczało tylko jedno pytanie: „Jezu przenajświętszy, a skąd ja wezmę tyle pieniędzy?!” Zgodnie z poleceniem, grzyby wyrzuciłam do rowu. Szłam do domu, ściskając w ręce kwitek z mandatem, a ten jakby mnie parzył. Kiedy znalazłam się w domu, usiadłam za stołem.
Nie było nawet co kombinować, skąd tu wziąć pieniądze. U nas wszystko jest wyliczone, co do grosika. Jeśli jakieś ubranie musi iść na szmaty, to odpruwam z niego wszystkie guziki i suwak. Nic nie może się zmarnować. „Trudno – przebiegło mi przez głowę – niech przychodzi komornik”. Tylko co on takiego weźmie? Stare łóżko, szafki, stół w kuchni?

Od przyszłego miesiąca miało mi dojść do pensji trzysta złotych. Pracuję jako pakowaczka, ale majster zaproponował, żebym po skończonej zmianie sprzątała halę za trzy stówki. No więc, jak zacznę zarabiać, to może z tych trzystu złotych spłacę mandat?

Przez grzyby rozsypał się w gruzy cały mój plan. Michał potrzebuje butów. Idzie jesień, deszcze, a jego są dziurawe. Dwa dni temu widziałam, jak wkłada nogę w foliową torebkę i dopiero wsuwa ją do buta. Kiedy spytałam, co robi, udał, że coś mu wpadło za szafkę i schował nogę przed moim wzrokiem. Boże, biedny synek…

Minęło kilka dni. Położony na kredensie mandat przyciągał mój wzrok. Dzieciaki momentalnie wyczuły, że coś ze mną nie tak, ale nieco pochachmęciłam, że to nic, że to drobne kłopoty, że wszystko jest w porządku.

Jakiś tydzień później do moich drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam zamek.

Patrzę, a tu w progu stoi leśniczy.

– Ale ja nie zapłaciłam jeszcze mandatu – od razu przyznałam się szczerze. – Nie bardzo mam z czego. Może w przyszłym miesiącu coś uskładam.

– Ja nie po mandat – mężczyzna minę miał niewyraźną.

Obleciał mnie wtedy jeszcze większy strach. Najwidoczniej dowiedział się, że moje dzieci też zbierały grzyby!

Takiego zakończenia to się nie spodziewałam

Nieoczekiwanie leśniczy wyciągnął z kieszeni chustkę na głowę. Poznałam, że należy do Kasi.

– Pani dzieci pomogły córce mojego brata. Kilka tygodni temu bawili w leśniczówce. Agnieszka zgubiła się w lesie. Bratowa już chciała wzywać policję… Pani dzieci wyszły z małą z lasu. Tą chustką usztywniły jej kostkę, bardzo fachowo zresztą.

Wzięłam ją do ręki. Była wyprana i wyprasowana, wyglądała, jakby właśnie została kupiona w sklepie.

– Niech pan wejdzie – otworzyłam szerzej drzwi. – Przepraszam za nieporządek, ale wyprawiłam dzieci do szkoły, idę na drugą zmianę, więc zaczęłam przygotowywać obiad.

Wtedy leśniczy sięgnął do kieszeni i wyjął przekaz pocztowy.

– Zapłaciłem za panią… No i chciałem przeprosić za mandat. Zrobiłem to nie dlatego, że pani dzieci pomogły bratanicy. Ja tu jestem nowy. Nie miałem pojęcia, że tutaj ludziom niezbyt dobrze się wiedzie. Proszę jeszcze raz przyjąć moje przeprosiny. I mam coś jeszcze. Nie wiedziałem, jak zostanę przyjęty, więc wolałem zostawić pakunek pod drzwiami – uśmiechnął się nieśmiało i po chwili wniósł sporej wielkości papierowy worek z grzybami. – Dzisiejsze. Uzbierałem zamiast tamtych, które wyrzuciła pani do rowu. No a tak w ogóle… to las jest dla pani i wszystkich tutaj. Do widzenia!

Reklama

Przyskoczył do mnie, cmoknął mnie w rękę i wybiegł z domu. Ależ to był wspaniały dzień! Na obiad mieliśmy świeże grzyby, a następnego dnia poszłam z synem do obuwniczego, żeby kupić mu nowe buty.

Reklama
Reklama
Reklama