Reklama

Dzisiejsza młodzież jest okropna! Wiem, starsze pokolenie zawsze tak mówi, kiedy sama byłam młoda też to słyszałam, ale chyba każdy się ze mną zgodzi, że wczoraj i dzisiaj to jak niebo a ziemia. Na nas dorośli patrzyli krzywo, bo chodziliśmy za rękę po mieście i całowaliśmy się w bramach. To, co robią dzisiejsze nastolatki w ciemnych zaułkach, nie nadaje się nawet do opisania. Skąd wiem? Czyta się to i owo, rozmawia z ludźmi, a i oczy się ma po to, żeby widzieć. Ot, chociażby ten chłopak, co wystaje pod sklepem każdego popołudnia. Niechlujny jakiś taki. I zamiast wziąć się do jakiejś roboty, czatuje na ludzi, żeby mu dali pieniądze.

Reklama

– Pani kierowniczko! – słyszę już z daleka. – Poratuje pani piątakiem, do bułeczki zabrakło!

Już ja ci dam bułeczkę! – myślę sobie. Owszem, wszystko drożeje, ale bułek po pięć złotych to ja jeszcze nie widziałam. Wiadomo na co potrzebujesz! A ja się do nałogu dokładać nie będę.

Nigdy mu tak nie powiedziałam, bo nie mam odwagi, jeszcze by mnie gdzie dorwał w ciemnej uliczce. Odpowiadam, że nie mam i odwracam głowę w drugą stronę. Bo przecież to oczywiste, że nie na jedzenie potrzebuje. A nawet jeśli, to tylko dlatego, że wszystkie pieniądze przepił i już mu na tą bułkę rzeczywiście nie starcza. Tak czy siak – rzucanie mu jakiegokolwiek grosza to sponsorowanie złego.

Przyspieszyłam kroku, licząc na to, że zostawią mnie w spokoju. Wtem na drodze pojawił się on!

Sąsiadka spod czwórki miała takiego syna. Ten dla odmiany w inne nałogi popadł. Jak mu dawała pieniądze, to wydawał na bzdury, a jak przestała, to posprzedawał wszystko cenne, co w domu mieli, doprowadził ją do ruiny! Nie chciał się leczyć, cyrki straszne odstawiał. A na koniec wyskoczył z okna i nogi sobie połamał. Oj nie, nie opłaca się wspierać ludzi, którzy sami nie chcą sobie pomóc. Dlatego ja obcym pieniędzy nigdy nie daję. A raczej nie dawałam, bo o tym, co mi się ostatnio przytrafiło, to już sama nie wiem, co myśleć…

Zobacz także

Tamtego wieczoru wracałam od córki, wysiadłam na przystanku i ruszyłam w stronę domu. Pomyślałam sobie, że wstąpię na chwilę do spożywczaka po mąkę, to jutro upiekę dla wnuków babeczki. Pod sklepem oczywiście stał on, młody pijaczek, i jak zwykle prosił o drobne. Ja jak zwykle odmówiłam, kupiłam, co chciałam, i wyszłam.

Tamci trzej musieli iść za mną już od sklepu, bo wydawało mi się, że widziałam ich między półkami, jak szeptali coś do siebie i się śmiali. Dzieciaki, nie wiem, czy chociaż z piętnaście lat któryś miał, chyba nie. Ale chłopcy w tym wieku potrafią być już nieźle wyrośnięci, a na pewno są dużo silniejsi niż emerytka.

– Ej, babcia, wyskakuj z kasy! – jeden z nich gwizdnął na mnie jak na psa.

– Do mnie mówisz? – odwróciłam się rozeźlona. – Co to za język, młody człowieku!

No dobrze, nic takiego nie powiedziałam. Nie jestem żadnym superbohaterem z amerykańskich filmów, tylko słabą kobietą w jesieni życia. I wiem, że nie ma sensu zgrywać kozaka, kiedy można dostać w nos. No więc tylko przyspieszyłam kroku, licząc na to, że zostawią mnie w spokoju. Oczywiście była to z mojej strony naiwność. Jeden z wyrostków zabiegł mi drogę. Pozostali dwaj stanęli tak, że za nic nie zdołałabym ich wyminąć.

– Słyszałaś, co powiedziałem?! – krzyknął dzieciak. – Dawaj portfel albo pożałujesz!

– Nie mam! – pisnęłam, sama zaskoczona tym, jak bardzo się przestraszyłam.

– Nie ściemniaj, babcia – zaśmiał się jego kolega. – Widzieliśmy, jak płacisz w sklepie.

Zerwałam się jak spłoszona łania, próbując uciec, ale oczywiście nic z tego nie wyszło. Dopadli mnie, jeden przytrzymał mi ręce, drugi szarpnął za torebkę, a trzeci zaczął przeszukiwać kieszenie płaszcza. Serce biło mi jak szalone. Coś okropnego! Wtem na drodze pojawił się on – dziwny typek spod spożywczego.

– Co tu się dzieje?! – ryknął głosem potężnym niczym dzwon i nieco zachrypniętym.

Chłopców zmroziło. Dosłownie zastygli jak figury z wosku i wlepili przestraszone spojrzenia w stronę mężczyzny. No, co by o nim nie powiedzieć, wyglądał strasznie, zwłaszcza teraz, w przyćmionym świetle latarni. Wysoki, zarośnięty drab o pochmurnym spojrzeniu z klatą, której nie powstydziłby się najlepszy sztangista. Swoją drogą, ciekawe skąd u niego te wszystkie mięśnie, skoro podobno nie dojadał…

– Wypad stąd! – wrzasnął raz jeszcze i żaden z chłopców nie odważył się z nim dyskutować. Nic dziwnego, był od nich większy, silniejszy i starszy o jakieś dziesięć lat. Podejrzewam jednak, że większą rolę odegrała tu jego reputacja. Chłopcy puścili mnie więc grzecznie, tak jak im kazał, i odeszli szybkim krokiem.

– Nic pani nie jest? – spytał, zbliżając się do mnie.

– Nie, wszystko w porządku – bąknęłam zmieszana, poprawiając płaszcz.

Na wszelki wypadek cofnęłam się nieco, bo choć facet właśnie uratował mnie przed rabunkiem, a może i przed czymś gorszym. Nigdy nic nie wiadomo, w końcu był tym, kim był.

– Odprowadzić panią do domu? Te dzieciaki mogą czyhać za rogiem.

– Nie, nie trzeba, naprawdę…

– Odprowadzę panią – zdecydował i ujął mnie za ramię. – To nie jest bezpieczna okolica.

Cóż mogłam zrobić? Poszłam z nim. Dopiero kiedy ruszyliśmy zauważyłam, że lekko utyka. Jak wcześniej stał pod sklepem i prosił o kasę, nie było tego widać.

– Dziękuję panu za pomoc – powiedziałam, bo uznałam, że wypada.

– Nie ma problemu – odparł.

– Pan stąd? – spytałam, żeby tylko nie zaległa między nami niezręczna cisza.

– Ano – potwierdził. – W kamienicy naprzeciwko mieszkam. Z matką.

– Z matką? A to rodziny swojej pan nie ma? Chyba czas już na to!

No wiem, niezbyt grzeczne to było z mojej strony. Zwykle nie mówię takich rzeczy, najwyżej sobie pomyślę, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać. Słowa same wypłynęły z moich ust. O dziwo, nawet się nie zdenerwował.

– Miałem żonę, ale zginęła w wypadku samochodowym – odparł bezbarwnym głosem. – Ja też wtedy byłem w tym aucie. Siedziałem obok, ale miałem więcej szczęścia i tylko mnie w paru miejscach podziurawiło. Wylizałem się z tego, tylko ta noga mi została. Gorzej, bo nie mogłem wrócić do roboty na budowie. A niewiele więcej potrafię.

– Och, bardzo mi przykro – odparłam szczerze. – To dlatego pan…

– Tak, dlatego wystaję pod sklepem – dokończył za mnie. – Wie pani, trochę mnie to wszystko podłamało. Ale spokojnie, zbiorę się w końcu do kupy. Potrzebuję tylko trochę czasu.

Nie był już leniwym pijaczyną, tylko doświadczonym przez życie facetem

Tak mi właśnie powiedział. Nie brzmiało to jak tłumaczenie czy usprawiedliwienie. On tylko stwierdził fakt. Byłam ciekawa, więc zaspokoił moją ciekawość. Jak człowiek, który zapytany o godzinę zerka na zegarek i podaje czas. Tak po prostu. Przyznam, że mi tym zaimponował. I nagle spojrzałam na tego człowieka zupełnie inaczej. Nie był już leniwym pijaczyną, któremu nie chce się pracować. Był mężczyzną, którego doświadczyło życie.

Gdzie byłabym ja sama, gdyby spotkało mnie coś takiego? Może też pod sklepem, a może w jeszcze gorszym miejscu? Powiem szczerze, żal mi się zrobiło biedaka. Tak bardzo, że byłam bliska zaproszenia go do siebie na herbatę i ciasto. Na szczęście w porę się opamiętałam. W końcu jakby to wyglądało, gdyby starsza, dystyngowana pani bratała się z facetem spod sklepu. Mogłaby nas razem zobaczyć sąsiadka, a wtedy… Ech, wolę nawet nie myśleć. Współczucie współczuciem, ale trzeba być realistą.

– Jeszcze raz bardzo panu dziękuję – powiedziałam grzecznie i podałam mu rękę na pożegnanie.

– Zawsze do usług – ukłonił się i zniknął za rogiem.

Reklama

Miałam nadzieję, że następnego dnia nie zobaczę go już pod sklepem, ale niestety wciąż tam tkwił. I kolejnego dnia też, i jeszcze kolejnego. Cóż, widocznie rzeczywiście potrzebuje czasu.

Reklama
Reklama
Reklama