Reklama

Ledwo wiążemy koniec z końcem. I nie mówię tego z przesadą. Co miesiąc przeliczamy każdą złotówkę, jakbyśmy byli księgowymi własnego upadku. Ja – Michał – trzydziestka stuknęła mi niedawno. Fizyczna robota na magazynie, kręgosłup już ledwo zipie, ale jeszcze się jakoś trzymam. Karolina, moja dziewczyna, pracuje w markecie. Niby etat, ale grafik ma jakby jej życie to była komputerowa układanka.

Reklama

– Daj tu te paragony, zobaczę, czy czegoś się nie da zwrócić – mówiła, szperając w torbie, jakby tam miały się ukryć nasze oszczędności.

Siedzieliśmy przy kuchennym stole. Blat już obdarty, krzesło jedno chwieje się, jakby miało się rozpaść. Zegar tykał. Jedyny luksus – kawa z promocji i cisza, zanim zaczną się wieczorne zmiany.

– Karola, nie możemy tak żyć wiecznie. Pracuję, ty pracujesz, a dalej nie stać nas na nowy czajnik – westchnąłem, odkładając długopis.

– Myślisz, że nie wiem? – warknęła, nie podnosząc wzroku znad paragonów. – Ale póki co, to lepiej licz, nie marudź. Gaz trzeba zapłacić. I ratę za pralkę.

– Może mama pożyczy znowu? – rzuciłem półgębkiem, sam nie wierząc, że to mówię.

– Twoja mama już pożyczała, Michał. I jakoś się nie pcha z pomocą, kiedy trzeba kupić chleb.

Zamilkłem. Karolina miała rację. Byliśmy w tym tylko we dwoje, a raczej – we dwoje przeciwko światu, który miał nas totalnie gdzieś. Były dni, kiedy myślałem, że w tym całym bezsensie jest coś pięknego – że trzymamy się razem. Że ona jest, gotuje tę samą zupę przez trzy dni i jakoś się z tego śmieje. Ale w tym śmiechu było coraz mniej ciepła. I coraz więcej zmęczenia.

Nie mogłem patrzeć na ten bajzel

Wróciłem z pracy wcześniej, bo Piotrek, brygadzista, zauważył, że ledwo stoję na nogach. „Idź do domu, stary, bo padniesz” – rzucił i machnął ręką. Na szczęście, bo dłonie mi drżały od ciężarów, a plecy piekły jak po ciosie łopatą. W mieszkaniu uderzył mnie zapach... czegoś kwaśnego. Kwaśnego i słodkiego. Otworzyłem lodówkę – mleko rozlane, mięso z tacki spływało jak kisiel. W zamrażarce... ocean. Lód topniał i lał się na podłogę.

– Karola! – krzyknąłem do sypialni.

– No? – odparła ospale.

– Lodówka padła. Cholera, wszystko do wyrzucenia!

Wyszła, rozczochrana, z telefonem w ręce. Spojrzała bez emocji na kałużę pod szafką.

– Rano jeszcze buczała. Myślałam, że sama się odmraża.

– Odmraża? Karola, tu wszystko gnije! Zobacz to mięso! Mieliśmy zrobić gulasz na trzy dni...

– Czego ty chcesz ode mnie, Michał? Żeby ci ją cudownie wskrzesić?

– Nie musisz być taka ironiczna! Nie mamy nawet na używaną lodówkę!

Zamilkła. Oparła się o framugę i znowu wpatrzyła w telefon. Nawet na mnie nie spojrzała.

– Mogę sprzedać konsolę – powiedziałem po chwili ciszy.

– Nie. Nie sprzedawaj.

– To co? Mamy trzymać mięso za oknem?

– Nie wiem! – warknęła. – Po prostu... nie rób nic pochopnie, dobra?

Pochopnie. Jakbyśmy mieli czas. Jakbyśmy nie byli na dnie od dawna. Wyszedłem. Nie chciałem patrzeć na ten bajzel. Poszedłem przed blok, zapaliłem. Po godzinie wróciłem. Karolina siedziała na kanapie, wpatrzona w ekran. Ekran rozświetlał jej twarz. Uśmiechnęła się. Nie do mnie. Zrobiło mi się zimno, choć lodówka już nie działała.

Poczułem, że zaczynam ją tracić

Od tamtego wieczoru coś się zmieniło. Karolina niby była w domu, ale jakby jej nie było. Chodziła zamyślona, rzadziej się odzywała, często siedziała z telefonem, z tym swoim nieodłącznym telefonem, który wcześniej leżał gdzieś rzucony na kanapie, a teraz był zawsze przy niej – w kuchni, w łazience, nawet kiedy kładła się spać.

– Z kim tak piszesz? – zapytałem któregoś wieczoru, niby żartem, ale głos miałem zbyt szorstki.

– Z Anką. Miała ciężki dzień. – odpowiedziała bez zająknięcia, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Z Anką? O tej porze?

– No. A niby kiedy mamy pogadać? Pracujemy na zmiany.

Nie drążyłem. Ale coś mi nie pasowało. Anka raczej nie wysyłała serduszek i nie pisała „cieszę się, że jesteś”. Takie rzeczy nie pojawiają się między koleżankami, chyba że... nie. Nie chciałem tego drążyć. Może przesadzałem. Kilka dni później wróciłem wcześniej z pracy. Zmiana skrócona, bo był jakiś przestój. Cicho, tylko dźwięk rozmowy. Drzwi do sypialni lekko uchylone. Głos Karoliny. Cichy, miękki. I skierowany do kogoś innego.

– Naprawdę... dzięki. Nie wiem, co bym zrobiła bez ciebie... – wyszeptała, śmiejąc się krótko. – Tak, serio. Nie, nie mówiłam mu. Jeszcze nie.

Serce mi przyspieszyło. Cofnąłem się bezgłośnie. Wyszedłem z mieszkania, niby do sklepu. Nie kupiłem nic. Wieczorem, kiedy siedzieliśmy razem na kanapie, udając normalność, zapytałem wprost:

– Karola, jest coś, o czym powinienem wiedzieć?

– Coś się stało? – spojrzała na mnie z udawanym zdziwieniem.

– Po prostu... jesteś inna. Obojętna. Z kim ty tak często piszesz?

– Michał, przestań. Wymyślasz. Wszystko jest okej. Nie zaczynaj.

Ale nie było okej. Nic nie było okej. Pierwszy raz poczułem, że zaczynam ją tracić. I że to nie ma nic wspólnego z tą cholerną lodówką.

Zrobiło mi się duszno

Leżała obok mnie, plecami. Oddychała spokojnie, już spała. A ja nie mogłem zmrużyć oka. Przez całe moje ciało przechodził mi dziwny niepokój, który nie dawał spokoju. Leżałem w ciszy, patrząc w sufit, aż w końcu przeniosłem wzrok na jej telefon, leżący na szafce nocnej. Zawsze miała go przy sobie. Ale dziś, wyjątkowo, zasnęła, nie chowając go pod poduszkę.

Serce waliło mi jak młotem. Wiedziałem, że to nie w porządku. Ale coś pchało mnie do tego, żeby sprawdzić. Przecież nie byłbym zazdrosny, gdybym nie miałe powodu, prawda? Wziąłem go cicho do ręki. Ekran rozświetlił się sam. Brak blokady. Czat otwarty. „Mateusz: Dobrze, że się zdecydowałaś. Wiedziałem, że dasz radę”. „Karolina: Bez ciebie bym tego nie ogarnęła. Nie tylko lodówka…” „Mateusz: I tak już byłaś silna. Ale wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć”.

Scrollowałem dalej. Serca nie słyszałem już w klatce piersiowej, tylko w uszach. Niektóre wiadomości były starsze. „Może spotkamy się znowu?”. „Brakuje mi ciebie”. „Jesteś inna, Karolina… z tobą czuję się spokojny”. Zamarłem. Zrobiło mi się duszno. Wiedziałem już. Nie chodziło tylko o pieniądze. Mateusz nie był kolegą, który z dobroci serca pożyczył jej na sprzęt AGD. Obudziłem ją. Po prostu wstałem i zapaliłem światło.

– Michał, co robisz?

Kim jest Mateusz?

Spojrzała na mnie. Przez moment coś błysnęło w jej oczach – może strach, może złość.

– Przeczytałeś moje wiadomości?

– Kim on jest?

Usiadła. Założyła włosy za ucho, jakby miało to cokolwiek zmienić.

– Znajomy ze szkoły. Odezwał się… jak powiedziałam Ance, że nie mamy pieniędzy na lodówkę. To on zaproponował pomoc. Miał pożyczyć kasę. I... spotkaliśmy się.

– Spotkaliście się? – powtórzyłem jak echo. – Tylko raz?

Milczała. Patrzyła gdzieś w bok.

– Karola… powiedz mi chociaż prawdę.

– Dwa razy – powiedziała cicho. – Za drugim... nie wróciłam od razu do domu.

Czułem, że świat wokół się zapada. Przez jedną awarię lodówki rozsypało się wszystko, co ledwo, ale jeszcze się jakoś trzymało.

Nie patrzyła mi już w oczy

Zaczęła się pakować rano. Bez płaczu, bez krzyków. Cicho, jakby bała się zbudzić coś więcej niż mnie – może wspomnienia, może resztki tego, co nas kiedyś łączyło.

– Wezmę tylko najpotrzebniejsze rzeczy. – powiedziała, nie patrząc mi w oczy. – Resztę zabiorę później, jak nie będzie cię w domu.

– Masz gdzie iść? – zapytałem, chociaż odpowiedź była oczywista.

Kiwnęła głową.

– Do Anki na razie. Potem... zobaczę.

Siedziałem przy stole, jakby wbity w krzesło. Ręce złożone, wzrok utkwiony w pustym kubku po kawie.

– Czy to przez niego? – zapytałem cicho. – Czy zostawiasz mnie dla niego?

Westchnęła, zatrzymując się w pół kroku, z torbą w ręce.

– To nie takie proste, Michał. Nic nie dzieje się przez jedną osobę. Przez jedną rzecz.

– To przez tę cholerną lodówkę?

– Nie. To przez to, że ja już od dawna nie wierzyłam, że coś się zmieni. A jak się coś psuło – jak lodówka, jak my – to ty chciałeś sprzedać konsolę. Ja chciałam znaleźć inne wyjście.

– I znalazłaś.

Nie odpowiedziała. Wyszła bez pożegnania. Zostałem sam, w ciszy, którą jeszcze niedawno nazywałem spokojem. Teraz brzmiała jak wyrok. Wstałem i powoli zacząłem zbierać z podłogi jeden z jej zostawionych kolczyków. Leżał przy łóżku, jakby sam się rozmyślił i nie chciał odejść razem z nią. Usiadłem na łóżku. Patrzyłem na niego przez dłuższą chwilę, a potem odłożyłem go na parapet. To nie przez lodówkę wszystko się rozpadło. To ona po prostu pokazała, że już nic nie działa. Ani my. Ani nasz świat.

Nie wiem, co mogłem zrobić

Kupiłem używaną, ale w dobrym stanie. Trochę hałasuje, z tyłu zarysowanie, ale chłodzi jak należy. Gość, który mi ją przywiózł, pomógł też wnieść do kuchni. Nie zapytał, czemu sam jestem. Może go to nie obchodziło.

– Dopłaci pan za wniesienie? – zapytał na odchodne.

– Jasne. – wyciągnąłem dwadzieścia złotych z portfela, który był chudszy niż zwykle.

Zamknąłem drzwi i usiadłem na krześle. Patrzyłem na tę lodówkę jak na coś obcego. Niby mój sprzęt, a wyglądała, jakby przyjechała dla kogoś innego. Do innego życia. Kilka dni później wpadł sąsiad z góry. Zawsze był bardziej rozmowny niż trzeba.

– Co tam, Michał? Słyszałem, że Karolina się wyprowadziła

– No. Zdarza się.

– Myślałem, że się dogadywaliście. Tak mówiliście zawsze na klatce. Że razem wszystko przetrwacie…

Wzruszyłem ramionami.

Czasem coś się psuje i już się nie da naprawić.

– Lodówka? – roześmiał się.

– I to też.

Nie chciałem mówić więcej. Nie miałem siły tłumaczyć, że Karolina odeszła nie przez kogoś konkretnego, tylko przez wszystko po trochu. Przez zmęczenie. Przez niespełnione obietnice. Przez nasze zmęczone spojrzenia, które już dawno przestały się szukać wzajemnie. Po jego wyjściu otworzyłem lodówkę. Na górnej półce światło rzucało cień na samotny słoik z ogórkami. Cisza w kuchni była inna niż kiedyś – zimniejsza. Odwróciłem się, spojrzałem na kanapę. Nadal leżał tam jej koc. Jeszcze pachniał Karoliną. Nie ruszałem go. Jeszcze nie. Nie chciałem nic zaczynać. Chciałem tylko zrozumieć, jak z małej rysy w naszym życiu zrobiła się tak ogromna przepaść. I czemu ja, który zawsze uważałem się za silnego, nie zrobiłem nic, żeby ją powstrzymać.

Michał, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama