Reklama

Ponoć kocha się wszystkie dzieci tak samo. Jednak u nas to mój brat był zawsze oczkiem w głowie rodziców. Odkąd pamiętam, Jędrek był stawiany za wzór, zawsze zbierał same pochwały i był chlubą rodziny. Jako dziecko nie raz płakałam w poduszkę, bo na tle brata zawsze wychodziłam na tę gorszą i złą. A on chętnie korzystał ze swojej pozycji. Dlatego od zawsze wiedziałam, że muszę szybko wyprowadzić się domu i zacząć żyć na własny rachunek. Chociaż to także było powodem do docinków. W końcu Jędrek poszedł na studia i był kimś, a ja tylko skończyłam technikum. Jednak karma wraca, a moja rodzina mogła się o tym boleśnie przekonać.

Reklama

To było upokorzenie

Brat studiował zaocznie i otwierał kolejne biznesy. Jedne upadały, zakładał nowe, ale zawsze obracał niemałymi pieniędzmi. Sąsiadom imponowały coraz to nowsze samochody, a rodzice nie mogli się nim nachwalić, że taki zdolny i obrotny.

– Dlaczego nie możesz być taka jak brat? Ten to ma życie, stać go na wszystko, a ty co. Po co ci w ogóle było to technikum, lepiej byś bogatego męża znalazła, skoro pieniądze się ciebie nie trzymają – mama nie pozostawiała mi złudzeń, a jej słowa za każdym razem odciskały piętno na mojej duszy.

– Daj spokój, mamo. Aśka to bez nas by sobie nie poradziła w życiu. Wszyscy się z niej śmieją, że jest wiejską kucharą. Za grosz nie ma klasy – brat przy każdej okazji szydził ze mnie.

Rodzina nie była zadowolona, że zaraz po szkole podjęłam pracę w małym bistro przy ruchliwej drodze. Co prawda, żadna praca nie hańbi, ale dla mojej rodziny to było upokorzenie. Nie o takiej przyszłości marzyli dla swoich dzieci, chociaż pewnie po mnie i tak niewiele więcej oczekiwali.

Codziennie serwowałam posiłki kierowcom, a czasie prac na polach – miejscowych rolnikom. Szybko wyrobiłam sobie renomę i niebawem do baru przyjeżdżali ludzie z całek okolicy, żeby zjeść mojego schabowego, czy flaczki. Szef był zadowolony, a ja w końcu czułam się doceniona. Robiłam to, co lubię, a na dodatek dostawałam całkiem niezłe wynagrodzenie i napiwki. Niestety, nikt z moich bliskich nie odwiedził mnie w pracy, bo co by sąsiedzi powiedzieli na to, że stołują się w takiej obskurnej budzie.

Niechętnie wracałam do domu, bo wiedziałam, że zamiast miłego słowa mogę liczyć na kolejne docinki. Tata zazwyczaj się nie odzywał, ale milcząco dawał zgodę. Też miał mnie za nieudacznicę.

Zawsze myślałam, że będę się mogła tobą pochwalić, a tu same rozczarowania. Całe szczęście Jędrek dobrze sobie radzi – mama powtarzała jak mantrę.

Nie chcę usprawiedliwiać moich rodziców, ale poniekąd ich rozumiałam. Sami niewiele mieli, więc liczyli, że dzieci spełnią ich ambicje. Tata całe życie pracował na budowie, a w zimie dorabiał jako kierowca. Mama, z wykształcenia krawcowa, głównie zajmowała się domem. Czasem wpadło jej jakieś zlecenie, czasem udało jej się sprzedać domowe przetwory sąsiadom. Nic dziwnego, że oczekiwali ode mnie i brata, że będziemy ich utrzymywać na stare lata.

Byłam przeszczęśliwa

Pewnego dnia coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że nie dam rady dłużej mieszkać z rodzicami i bratem. Nie miałam się jednak gdzie podziać. We wsi nie chciała zostać, zresztą nie miałabym u kogo wynająć pokoju. Na mieszkanie w miasteczku nieopodal baru nie było mnie stać.

Coś ty dzisiaj taka markotna? Coś się stało? – zapytał szef z troską, gdy tylko pojawiłam się w pracy.

Nie chciałam dzielić się swoimi problemami z Maćkiem. Był niewiele starszy ode mnie i też nie miał ciekawej sytuacji w rodzinie. Nie przelewało się. Wiedziałam jednak, że jest moją ostatnią deską ratunku.

Muszę jak najszybciej wyprowadzić się z domu – powiedziałam jednym tchem. – Najlepiej dzisiaj. Wiesz, jak jest.

– Rozumiem, że jest ci ciężko. I tak długo wytrzymałaś – powiedział szef. – Powinnaś teraz myśleć przede wszystkim o sobie.

Zabrałam się do pracy. Chciałam czymś zająć myśli, żeby nie analizować po raz kolejny swojej beznadziejnej sytuacji. Nagle usłyszałam rumor, a za moimi plecami pojawił się Maciek.

– Mam pomysł. Nie są to może luksusy, ale na początek zawsze coś. Właśnie byłem na poddaszu. Jeśli wyrzucimy stamtąd niepotrzebne graty, starczy miejsca na niewielki pokój. Co o tym myślisz? – zapytał z nadzieją w głosie.

Serce zabiło mi mocniej. Nie spodziewałam się, że rozwiązanie mojego problemu pojawi się tak szybko.

– Tak, tak! – krzyknęłam podekscytowana.

– I nie chcę od ciebie czynszu. Wystarczy, że dołożysz się do opłat za wodę i prąd – powiedział otwarcie szef. – Dzięki tobie bistro ma klientów. Może jeszcze kiedyś otworzymy razem restaurację z prawdziwego zdarzenia – dodał, uśmiechając się tajemniczo.

Byłam przeszczęśliwa. Jeszcze tego samego dnia spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Jednak mój dobry nastrój szybko zgasł, gdy usłyszałam słowa mamy.

– A źle co tu? Wszystko masz pod nos podstawione i jeszcze narzekasz – powiedziała z przekąsem. – Królewnie nic nie pasuje. Jestem pewna, że jeszcze pożałujesz swojej decyzji. Lepiej bierz przykład z brata.

Byłam na straconej pozycji

Po mojej przeprowadzce relacje z rodziną nieco się ochłodziły, ale czułam się zobowiązana, żeby ich odwiedzać, pomagać, a nawet przynosić jedzenie z baru. Rodzice nie chcieli się do tego przyznać, ale ledwo starczało im do pierwszego. Zamiast zmierzyć się z problemem, woleli klepać biedę. Ale przed sąsiadami udawali bogaczy i wciąż wysławiali brata pod niebiosa. A jak zaręczył się z Żanetą, nie mogli przestać komplementować przyszłej synowej.

– Żanetka to prawdziwa dama z klasą – mama nie mogła się nachwalić. – Jędrek to prawdziwy szczęściarz. Nie dość, że będzie miał piękną żonę, to jeszcze z bogatego domu. Też byś poszukała dobrego męża. Jak tak dalej pójdzie, to starą panną zostaniesz i to bez grosza przy duszy.

– Mamo, przesadzasz. Nic nie wiesz o moim życiu. A ta Żaneta to wcale nie jest taka święta, jak wam się wydaje. Ona nie kocha Jędrka, tylko jego pieniądze – próbowałam się bronić, ale to tylko pogorszyło sytuację.

Jesteś zazdrosna – kwitowała mama.

Gdy spotkaliśmy się na rodzinnym obiedzie, brat chodził dumny jak paw. Tata co chwilę klepał, go po plecach i gratulował wyboru, dopytywał się, kiedy ślub. Mama robiła wszystko, by przypodobać się Żanecie, a ona z uśmiechem przyjmowała miłe słowa. Tylko mnie jakoś nikt nie zauważał, ale byłam już do tego przyzwyczajona.

– Nie spodziałaś się takiej extra szwagierki, co? Szkoda, że ty nigdy nie znajdziesz sobie męża – brat nie mógł sobie darować złośliwości.

Zagryzłam zęby i milczałam. Wiedziałam, że jestem na straconej pozycji. Jednak w tamtym momencie poczułam, że muszę coś zmienić w swoim życiu.

Miałam wyrzuty sumienia

– Szefie, musimy pogadać – powiedziałam następnego dnia, gdy tylko przekroczyłam próg kuchni.

Maciej podniósł głowę, a w jego spojrzeniu dostrzegłam ciekawość. Muszę przyznać, że w pracy stanowiliśmy zgrany zespół i w wielu sytuacjach rozumieliśmy się bez słów. Był nie tylko moim pracodawcą, ale przyjacielem.

– Powinniśmy poszerzyć ofertę – rzuciłam bez ogródek.

– Co masz na myśli?

– Myślę, że powinniśmy także sprzedawać ciasta. Będę je piekła. Codziennie inne. I do tego świeża, aromatyczna kawa. Uważam, że to dla nas szansa, żeby przyciągnąć owych klientów – starałam się mówić spokojnie, ale w środku czułam, jak buzują we mnie emocje.

– Dobrze, zróbmy tak. Myślę, że znajdą się chętni na twoje wypieki – Maciej powiedział z uśmiechem.

Zabraliśmy się do pracy. Szef pojechał po zaopatrzenie, a ja wygospodarowałam miejsce na słodkości. Przez kolejne tygodnie ciężko pracowaliśmy, ale efekty były zaskakujące. Coraz więcej osób pojawiało się w naszym barze. Po ciasta przyjeżdżali okoliczni mieszkańcy, a nawet szkoła zrobiła sobie wycieczkę na słodkie bułeczki z kakao. Nie spoczęliśmy na laurach, a zarobione pieniądze inwestowaliśmy w bar. Maciek docenił mój wkład i szybko zostaliśmy partnerami biznesowymi, a tanie bistro zamieniło się w małą restaurację. Mieliśmy stałych klientów, a obroty były coraz większe.

W tym czasie ograniczyłam spotkania z rodzicami, nawet nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu nie miałam kiedy. Zresztą oni byli teraz zajęci przygotowaniami do ślubu. Więcej o tym, co działo się w domu, wiedziałam od klientów niż od bliskich. Na początku miałam wyrzuty sumienia, że nie pomagam rodzicom. Jednak szybko zrozumiałam, że powinnam skupić się przede wszystkim na tym, co tu i teraz.

Rodzice biadolili nad moim losem

Wspólna praca, problemy i podobne spojrzenie na życie sprawiło, że Maciek z każdym dniem był mi bliższy. Widziałam w jego oczach, że nie jestem mu obojętna, ale nasze relacje wciąż były zawodowe. Pewnego dnia przypadkiem dłonią musnęłam jego dłoń. I wtedy wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie. Spojrzeliśmy na siebie wzrokiem pełnym pożądania i oboje wiedzieliśmy, że tego nie da się zatrzymać. Tego dnia zamknęliśmy naszą restaurację i bez wyrzutów sumienia oddaliśmy się cielesnym przyjemnością.

– Kocham cię i jesteś dla mnie wszystkim. Zostaniesz moją żoną? – Maciek szeptał mi co ucha. To był jak balsam na moją zbolałą duszę.

– Tak. Kocham cię i chcę się z tobą zestarzeć – odpowiedziałam, patrząc mu głęboko w oczy.

Oboje byliśmy po przejściach i wiedzieliśmy, że słowa mają moc. I za nic w świecie nie chcieliśmy siebie stracić. Tego dnia podjęliśmy decyzję, że nie będziemy udawać, że nic nas nie łączy. Wiedzieliśmy, że nasz związek jest oparty na silnych fundamentach, więc nie zwlekaliśmy z podjęciem decyzji o ślubie i kredycie na dom.

– Nie chcę czekać, by móc spędzić z tobą całe życie – powiedział Maciek. – Zobacz, na to. Oferują wybudowanie niewielkiego, ale komfortowego domu w tydzień. Z gotowych elementów. Myślę, że to opcja dla nas.

Nie minął miesiąc, a na tyłach restauracji, tam, gdzie wcześniej mieścił się dodatkowy parking i składowisko złomu, postawiliśmy nasz dom. Rodzice nie byli z tego zadowoleni i wciąż biadolili nad moim losem. Uważali, że zmarnowałam swoje życie, chociaż ani razu mnie nie odwiedzili. Uważali, że nie ma po co.

– Mam nadzieję, że nie przyjdziesz na ślub Jędrka i Żanetki z tym swoim facetem. Przecież to wstyd pokazywać się z kimś, kto serwuje grochówkę przy ulicy. Co na to powie rodzina Żanety – lamentowała mama.

To moje życie i nie wstydzę się tego, co mam i z kim jestem. Zrozum to w końcu.

– No jak tam chcesz. Może i lepiej, bo na wszym tle wszyscy wypadną lepiej.

Wesele brata odbyło się z wielką pompą. Szybko się jednak okazało, że życie ponad stan ma swoją ciemną stronę. Zaciągnięte kredyty trzeba było spłacać, a brat nie miał oszczędności, które pozwoliłyby mu przetrwać trudne chwile. Żaneta i jej rodzice poczuli się oszukani. No cóż, bratowa liczyła na wystawne i bezproblemowe życie, a nie na kiszenie w jednym pokoju u teściów. Nim minął rok, a brat był już rozwodnikiem. Moje relacje z rodziną uległy rozluźnieniu i choć zaprosiłam ich na naszą skromną ceremonię ślubną, pojawił się tylko tato.

Może moje życie nie jest idealne, ale wiem, że mam przy swoim boku mężczyznę, na którego zawsze mogę liczyć. Nasza restauracja się rozwija i stać nas na zatrudnienie dodatkowych pracowników. Jednym z nich jest mój brat.

Reklama

Joanna, 36 lat

Reklama
Reklama
Reklama