Reklama

Całe zdarzenie miało miejsce bardzo dawno temu, ale za każdym razem, gdy przywołuję w myślach Jurka, coś we mnie pęka... Mam w pamięci słowa mamy, która podkreślała, że początek nowego roku ma symboliczny wydźwięk, to za każdym razem przełomowa data. Wraz z nastaniem 1 stycznia tyle rzeczy ulega zmianie, mamy szansę rozpocząć nasze życie od zera, przemienić się w inne, szlachetniejsze istoty, a przynajmniej dążyć do tego celu. Cały pierwszy miesiąc roku do tego zachęca, to taki rześki, niewinny okres, nieprzypadkowo ukazywany pod postacią uroczego niemowlęcia.

Reklama

Jako mała dziewczynka, głęboko pragnęłam wierzyć, że jednym magicznym gestem da się odmienić świat i uczynić go piękniejszym miejscem do życia. Przez pewien czas żyłam tą nadzieją, chyba odrobinę zbyt długo. Co roku, gdy zbliżał się sylwester, układałam w głowie listę postanowień – obiecywałam sobie, że częściej odwiedzę babcię, przestanę pyskować mamie i tacie, podciągnę się z angielskiego, w końcu przebrnę przez „Ulissesa", zacznę regularnie ćwiczyć i rzucę słodycze. Jednak rok po roku, gdy stary rok odchodził w niepamięć, a nowy witał mnie z otwartymi ramionami, moja lista marzeń i celów znów była pełna po brzegi.

Poznaliśmy się w pracy

Przyjście kolejnego roku niezmiennie wywoływało we mnie entuzjazm. Tyle nowości na horyzoncie. Dość tego związku, koniec z tym – przemknęło mi przez głowę pewnego grudniowego dnia, gdy wylegiwałam się obok Jurka, już jako dorosła kobieta, podziwiając nieskazitelną strukturę jego szerokich barów. Znowu, nasyciwszy żądzę, chrapał w najlepsze, a cenne chwile naszego spotkania umykały bezpowrotnie niczym ziarnka piasku w klepsydrze. Miałam mu tyle do powiedzenia! Tyle miało się wydarzyć tego dnia, a on sobie śpi! Jak śmie? Jak może mnie tak ignorować?

Moją pierwszą wielką, a jednocześnie bardzo nieudaną miłością był Jurek. Pracowaliśmy razem w jednej firmie i zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, kiedy tylko zaczęłam tam pracę. Na jego widok miękły mi kolana. Był taki przystojny i elegancki, zupełnie inny niż faceci, których dotychczas znałam, moi rówieśnicy. Później dowiedziałam się jeszcze, że jest cholernie dobry w swojej robocie. Taka miejscowa gwiazda, lśniąca pełnym blaskiem. Wszyscy go podziwiali i przepowiadali mu świetlaną przyszłość.

Spotykaliśmy się potajemnie

Od razu zaczęły do mnie dochodzić plotki, które krążyły wśród wszystkich kobiet w biurze. Podobno Jurek, pomimo tego, że niedawno został tatą, postanowił wziąć rozwód. Nie ukrywam, że chętnie skorzystałam z okazji, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Konkurencja tylko mnie dodatkowo zmotywowała. No i udało się, wpadłam mu w oko. Totalnie straciłam dla niego głowę. Spotykaliśmy się potajemnie, z dala od wścibskich oczu. Jego małżonka pod żadnym pozorem nie mogła dowiedzieć się o naszym romansie, a po zazdrośnikach z pracy (zarówno kobietach, jak i mężczyznach!) można spodziewać się dosłownie wszystkiego.

Dla niego mogłabym porzucić dosłownie wszystko, olać każdy obowiązek i wyrzucić w błoto całą resztę. Miałam totalnie gdzieś, jakie będzie zdanie szefostwa. Stworzyłam masę bajeczek o przypalonej desce do prasowania, zapomnianym czajniku na kuchence, frontowych drzwiach pozostawionych otworem na oścież – byle tylko wyrwać się z roboty na te parę godzinek i wysączyć z nim kawusię w klimatycznej knajpce (on miał luz z czasem pracy, ja niestety wręcz przeciwnie).

Cała zasmarkana gnałam do niego na spotkanie, bo akurat znalazł trochę czasu gdzieś na mieście. Pędziłam co sił do jakiejś obskurnej klitki na drugim końcu świata, bo jego kumpel wyniósł się z chaty i dał mu klucze. Ewentualnie jakaś koleżanka poszła do kina i przystała na to, żeby wypożyczyć mieszkanie.

Nie mogliśmy przepuścić żadnej okazji

Trzeba było chwytać w lot każdą możliwość, bo kolejna mogła prędko nie nadejść. Czas leciał, a moje uczucie do niego przybierało na sile. Tym silniejsze, im bardziej on dystansował się ode mnie. O ile w ogóle dało się mówić o jakimś „bardziej", skoro jego serce pozostawało głuche na moje wołanie. Nawet mój młodzieńczy idealizm nie mógł tego nie dostrzec.

Miałam pełną świadomość sytuacji, dostrzegałam to i odczuwałam, ale kompletnie nie wiedziałam, jak to przerwać. Klasyczny przykład toksycznej relacji. Gdy był blisko mnie, rozpływałam się niczym kostka masła na słońcu, a jako że pracowaliśmy razem, musiałam znosić jego towarzystwo dzień w dzień. No chyba że zdecydowałabym się odejść z roboty, ale wtedy sądziłam, że lepszej posady nigdzie nie znajdę. W ogóle nie chciałam rezygnować z tego etatu.

Więc w końcu doszłam do wniosku, że nadchodzący rok pozwoli mi się wyzwolić z tych wszystkich zatruwających mnie oparów, z tych poniżających uczuć. Zostawię je za sobą, pogrzebię na dnie kończącego się grudnia. Twarde, skute lodem grudniowe bryły ziemi przywalą wieko tej trumny raz na zawsze. I bardzo dobrze!

Spędziłam Sylwestra bez niego

On, jak można się domyślić, spędzał tę noc ze swoją żoną. Relacje między nimi zawsze stanowiły dla mnie niewiadomą, coś w rodzaju nierozwiązywalnej zagadki. Ja, trzymając się swojego planu, dałam się skusić na sylwestrowy wypad z dawnymi przyjaciółmi z czasów studenckich. Naszym celem było Zakopane. Przemilczałam przed Jurkiem informację o swoim wyjeździe. Trzymałam język za zębami. Jaki miałby sens, żeby mnie zatrzymać i udawać, że zależy mu na mojej obecności? Pomyślałam, że tak będzie prościej. Ten sylwester nie należał do najbardziej udanych, choć mógłby, gdyby film mi się nie urwał o wiele za wcześnie.

Przytłoczona wizją, że już nigdy nie dane mi będzie zobaczyć Jurka, pogrążyłam się w smutku do tego stopnia, że nawet nie dotrwałam do dwunastej w nocy. Nie wzniosłam kieliszka, by uczcić swoją odważną decyzję. Żaden z chłopaków nie zaoferował mi wsparcia, nie otoczył ramieniem. Wysiłki przyjaciółek spełzły na niczym. Zmarnowałam szansę na poznanie paru ciekawych facetów, których dziewczyny już wcześniej upatrzyły sobie na horyzoncie. Mogliby oni umilić czekający mnie trudny czas. Ale wtedy niewiele mnie obchodziły jakiekolwiek słowa otuchy, niezależnie od tego, kto by je wypowiadał.

Realizowałam swój plan

Z policzkami mokrymi od łez, niezłomnie realizowałam noworoczne postanowienie. W tamtych czasach nie było jeszcze komórek na taką skalę. Tak, to było wieki temu. Jurek próbował się ze mną skontaktować, dzwoniąc do domu i przekazując wiadomości przez moją mamę albo zostawiając je na urządzeniu nazywanym „automatyczną sekretarką". Kiedy je odsłuchiwałam po przyjściu do domu, ich treść sprawiała, że… mało brakowało, a zmieniłabym zdanie. Ale skoro postanowiłam, to postanowiłam. Odczekałam chwilę, zanim w końcu zebrałam się na odwagę i wykręciłam jego numer. Mocno oparłam się o krzesło i wyrzuciłam z siebie formułkę, którą wcześniej wielokrotnie powtarzałam w myślach, aż znałam ją na pamięć:

– Wiesz co, skarbie? Nowy rok to nowy start. Miło było, ale się skończyło. Dobrze wiesz z jakiego powodu, więc daruj sobie pytania, prooo…

Wtedy całkiem straciłam panowanie nad własnym głosem, który się załamał. Nie dało się tego w żaden sposób zamaskować, nawet przez słuchawkę. Rozpłakałam się niczym małe dziecko.

– Monika, o czym ty w ogóle gadasz? Co niby dobiegło końca? Komu miałoby się coś kończyć? I tak w ogóle to gdzie cię nosiło? Czemu nie dałaś znać, że wyjeżdżasz? Dziewczyno, tobie kompletnie odbiło? Tak po prostu sobie wyruszyć w siną dal bez żadnego uprzedzenia? No dobra, zbieraj się i wskakuj w pierwsze lepsze ciuchy, a potem łap taksę i przyjeżdżaj do mnie migiem. Elka akurat gdzieś poszła, więc jestem sam w chacie. Najlepiej weź taksówkę, oddam ci kasę.

Odłożyłam telefon z impetem i zaniosłam się żałosnym szlochem. Kiedy telefon odezwał się ponownie, przez chwilę miałam nadzieję, że to ktoś inny dzwoni. Ale przecież gdyby to jednak był on, nie potrafiłabym mu odmówić.

– Słuchaj, Monisiu, jeżeli czujesz się aż tak fatalnie, to wskakuję w auto i po ciebie jadę, co ty na to? Już pędzę i zabiorę cię do siebie. Tylko błagam, nie płacz już. Za moment będę na miejscu. Daj mi chwilkę.

Zdecydował się na związek ze mną

– Wcześniej nie miałem odwagi ci tego powiedzieć, obawiałem się własnych przemyśleń, które nieustannie toczyły w mojej głowie bój. Przecież zdajesz sobie sprawę, że to niełatwa sprawa. Prawdę mówiąc, decyzję podjąłem dopiero tuż przed dwunastą. Przed samym rozpoczęciem Nowego Roku. Zamiast się cieszyć i świętować, rozmyślałem nad swoim położeniem. Nad naszym położeniem. I doszedłem do wniosku, że to po prostu nonsens, że to nie ty jesteś przy mnie. Że jestem u boku kobiety, z którą nic mnie już nie wiąże, wszystko między nami wygasło. Owszem, mamy Tomusia, ale on nie ocali tego małżeństwa. To koniec. To było takie, rozumiesz, noworoczne postanowienie: zostawię Elkę i będę z tobą. Bo cię kocham.

No i klops! Z jednej strony moje plany, a z drugiej jego zamiary. Przyznaję, że jego propozycja brzmiała o wiele bardziej zachęcająco. W końcu to był doświadczony mężczyzna, a ja miałam jeszcze sporo wiosen przed sobą.

Długo nie wytrzymał

Jurkowi nie udało się jednak całkowicie zrezygnować z żony. Brakowało mu synka i wspólnie zbudowanego gniazdka rodzinnego. Zaczął znikać. Coraz więcej było kłótni, łez i fochów. Aż wreszcie:

– Proszę, nie gniewaj się na mnie, Monika. Ciężko mi zaakceptować fakt, że jakaś obca osoba miałaby się opiekować naszym dzieckiem, dzielić z nim dom i nie wiadomo, jak by się wobec niego zachowywała. Elżbieta zdecydowała się dać nam kolejną szansę. Pragnie spróbować od nowa. Ja również tego pragnę. Moje uczucia względem niej nie do końca przeminęły. Wciąż się we mnie tlą i być może na nowo rozgorzeją? Mam nadzieję, że to zrozumiesz, bo wiem, że jesteś mądrą kobietą.

Zdawałam sobie z tego sprawę. Kierowałam się zdrowym rozsądkiem. Od samego początku wiedziałam, że jego uczucia do mnie to nie miłość, że prawdziwe kochanie wygląda zupełnie inaczej. Jednak wciąż karmiłam się złudną nadzieją, tęsknotą za nim i pragnieniem. Powinnam była poszukać prawdziwej miłości w innym miejscu. Moje noworoczne postanowienie, które podjęłam, a nie on, było słuszne i miało głęboki sens. Gdybym tylko wytrwała w swoim postanowieniu, uniknęłabym mnóstwa cierpienia. Teraz byłabym bogatsza w doświadczenia i mądrzejsza.

Reklama

Monika, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama