„Mój syn to przebieraniec, a nie ksiądz. Powołanie poszło w kąt, gdy na horyzoncie pojawiła się apetyczna panienka”
„– Liczę na to, że nas zrozumiecie i dacie nam swoje błogosławieństwo. Szczególnie ty, mamuś, od zawsze marzyłaś o wnukach. Teraz to stanie się realne. Planujemy wziąć ślub i powiększyć rodzinę... – powiedział”.

- Listy do redakcji
W małych miasteczkach i wsiach ludzie doskonale orientują się w sprawach innych mieszkańców. Wiedzą wszystko, co u sąsiadów się dzieje, kto się wprowadza, a kto pakuje walizki. Nie jest tajemnicą, co kto wkłada do koszyka w sklepie. Plotkują o pijakach, damskich bokserach i niewiernych małżonkach. Żeby jakoś funkcjonować, trzeba robić dobrą minę do złej gry, a gdy coś się sypie, udawać, że problemy nie istnieją. Ale czy uda nam się długo trzymać to w sekrecie? Prędzej czy później i tak wszystko wyjdzie na jaw, a my będziemy obiektem drwin lokalnej społeczności i tematem numer jeden przy każdej herbatce przez wiele lat.
– Ich pierworodny i jedyny syn zostaje księdzem! – sąsiadka złożyła ręce jak do pacierza, kiedy opowiadaliśmy o wyborze życiowej drogi naszego Jarka.
Syn był pobożny
Już od najmłodszych lat wykazywał głęboką wiarę i przywiązanie do kościoła. W każdą niedzielę sumiennie usługiwał do mszy świętej jako ministrant. Nie był typem podrywacza ani imprezowicza, dlatego jego decyzja nie była dla nas żadnym zaskoczeniem. Choć nie dane nam będzie doczekać się wnuków, i tak czuliśmy satysfakcję i dumę. W końcu to stabilna profesja. Mimo że powołanie jest najważniejsze, nie da się ukryć, że dobrze mieć co do garnka włożyć. Kto z nas widział kiedykolwiek księdza, któremu się nie przelewa? Na starość rodzicom też w biedzie nie da żyć.
– Wspaniale, prawda? Kto wie, może w przyszłości będzie nawet dziekanem parafii albo awansuje do rangi biskupa w kościele? A co słychać u pana syna? – zapytała sąsiadka.
– Mój chce startować na studia techniczne. Marzy o karierze eksperta od komputerów, ale ja się na tym kompletnie nie znam i tak naprawdę nie mam pojęcia, czym dokładnie miałby się zajmować… – przyznała skromnie.
– Najważniejsze, że on to wie! – parsknąłem śmiechem. – Oby mu się wiodło jak najlepiej na tej jego ścieżce!
Jarek i Łukasz, nierozłączni kumple od niemowlęctwa, wychowywali się obok siebie, dzieląc jedynie płot między domami. Gdzie nie spojrzeć, tam się pojawiali. Odkąd tata Łukasza zmarł tragicznie przygnieciony traktorem, gdy chłopak był jeszcze małym dzieckiem, traktowałem go niemal jak własne dziecko. Kiedy dorośli, każdy z nich obrał inną drogę - jeden wybrał politechnikę, a drugi wstąpił do seminarium duchownego.
To była wielka uroczystość
Minęło wiele czasu i nadszedł w końcu dzień prymicji Jarka, którą celebrował w kościele parafialnym, gdzie został ochrzczony, przystąpił do komunii świętej i gdzie przyjął również sakrament bierzmowania. Całe nasze małe miasteczko przybyło na tę uroczystość. Specjalnie na tę okazję sprawiłem sobie nowy garnitur, a moja żona Zosia ubrała się w przepiękną sukienkę, zupełnie jakby szykowała się na ślub własnego dziecka.
– Wiesz Zenuś, choć to nie są prawdziwe zaślubiny, to jednak coś jakby ślub naszego synka z Jezusem i Kościołem – powiedziała do mnie wtedy. – Przecież innego wesela i tak mu nie wyprawię.
Po nabożeństwie zaprosiliśmy wszystkich przybyłych na uroczysty posiłek. Pojawił się również Łukasz, absolwent informatyki, który cały czas wpatrywał się w ekran swojego laptopa. Tym razem przybył w towarzystwie swojej partnerki, a z rozmowy z sąsiadką wynikało, że to raczej poważna relacja.
– Oj, sama widzisz… – odetchnęła moja małżonka, tuląc ją. – Wychowałaś naprawdę porządnego młodzieńca, ma fach w ręku, dziewczynę u boku, niedługo ucieszy cię wnuczęciem.
– A Jaruś to niby ma jakiś niewłaściwy fach? Raduj się!
– Raduję, raduję, tylko trochę szkoda tych wnucząt…
Byłem dumny z syna
Rzadko nas odwiedzał, ponieważ miał pełne ręce roboty – musiał zapoznać się ze swoimi nowymi obowiązkami i poznać wiernych z parafii. W zamian za to częściej do nas telefonował. Ludzie nieustannie wypytywali nas o to, co u niego. "Jak tam ksiądz Jarek?" – pytali. Nie był to już ten sam Jarek, który kiedyś rozrabiał po całej wsi i niejednokrotnie oberwał po tyłku za swoje wybryki. Od tamtej pory stał się księdzem Jarkiem.
Moje życie nieco się zmieniło, gdy okazało się, że mam syna, który jest księdzem. To dosyć osobliwe, prawda? W gruncie rzeczy nic się nie zmieniło, a jednak chyba nie do końca. Z radością dzieliliśmy się historiami o chórze dziecięcym, nad którym pieczę sprawował Jarek, a także o wyprawach pielgrzymkowych, w których brał udział. Podkreślaliśmy, jak ważną rolę odgrywa w swojej wspólnocie parafialnej...
Nie miał dla nas czasu
Wizyty i telefony stawały się rzadsze. Syn prosił o wybaczenie, wyjaśniając, że jest zawalony robotą, ponieważ zaczął pracować z nieuleczalnie chorymi w hospicjum, a do tego musi więcej czasu poświęcać na modlitwę, bo bycie księdzem to nie taka prosta sprawa, jak niektórzy myślą. Doskonale rozumieliśmy, że duszpasterz, któremu zależy na wiernych, ma pełne ręce roboty, a dodatkowa posługa w hospicjum zrobiła na nas ogromne wrażenie. Zresztą nie tylko na nas, bo na połowie wioski też. To nie lada wyczyn, żeby być przy ludziach, którzy stoją nad grobem.
Byliśmy w szoku
W końcu jednak się zjawił. Co ciekawe, po cywilnemu, ale w sumie to nic dziwnego, w końcu podróżował tyle kilometrów, a tak jest po prostu wygodniej. Przywiozła go jakaś pani, którą od razu zaprosił do środka. Jarek nie dorobił się jeszcze własnego auta, więc nikogo nie zdziwiło, że ktoś go podrzucił.
Jarek zaprezentował nam uroczą dziewczynę o jasnych włosach. Miała na imię Dominika. Uśmiech, który gościł na jej twarzy zdradzał lekkie onieśmielenie. Co chwilę spoglądała na swojego towarzysza, upewniając się, że dobrze sobie radzi w naszym towarzystwie.
Małżonka zaserwowała posiłek, a następnie deser. Dyskutowaliśmy o pogodzie, ciekawostkach oraz o tym, jak pięknie jest w naszej wiosce, gdy na dworze taka pora roku. Atmosfera zrobiła się odrobinę napięta, kiedy zapytaliśmy o posadę w kościele parafialnym. Chcieliśmy także wiedzieć, czy koleżanka Jarka, Dominika, przypadkiem nie uczy religii albo angażuje się w życie parafii.
– Mamo, tato... – Jarek nabrał powietrza w płuca. – Zrezygnowałem z bycia księdzem.
W pokoju zapanowała grobowa cisza. Miałem wątpliwości, czy aby na pewno dobrze pojąłem sens jego słów.
– Mógłbyś to jaśniej wytłumaczyć?
– Przestałem być księdzem. Moje powołanie... Okazało się nie tak mocne, jak myślałem. Kocham Boga, ale gdy spotkałem Dominikę, dotarło do mnie, że uczucie do niej przewyższa moją miłość do Kościoła – powiedział przyciszonym głosem.
Razem z małżonką spoglądaliśmy na siebie nawzajem, a potem na nich
Zbałamuciła nam syna
A więc ta młoda dama nie jest współpracownicą naszego syna w kościele, tylko jego... partnerką? Jak to się stało, że nasz syn... przestał być kapłanem? Że on... spotyka się z dziewczyną?
– O matko jedyna... – westchnęła moja druga połówka i zalała się łzami.
– Liczę na to, że nas zrozumiecie i dacie nam swoje błogosławieństwo. Szczególnie ty, mamuś, od zawsze marzyłaś o wnukach. Teraz to stanie się realne. Planujemy wziąć ślub i powiększyć rodzinę...
Dominika otrzymała od Jarka uścisk dłoni, na co zareagowała dużo odważniejszym uśmiechem niż ten, którym obdarzyła nas. Pospiesznie odmówili nam dalszego towarzystwa, zapewne po to, byśmy mogli w spokoju przetrawić podany posiłek oraz zaskakujące wieści.
Moja małżonka roniła łzy po kątach, podczas gdy ja krążyłem po mieszkaniu, nie potrafiąc znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
– Zabujał się po uszy, psiakrew? Doskonale wiem, co mu chodziło po głowie! – mamrotałem pod nosem, usiłując dać upust złości i rozczarowaniu.
– Duchowny, do licha! Duchowny! Cieszyć się takim poważaniem, mieć taki zawód. I wszystko szlag trafił! A jeszcze będzie mydlił oczy o wnukach!
– Nie przeklinaj, Zenuś, nie dokładaj kolejnych grzechów – pochlipywała moja małżonka.
Chodziłem jak po rozżarzonych węglach. Nie mogłem złapać oddechu, emocje brały nade mną górę, nie umiałem znaleźć sobie miejsca.
Byłem wściekły
Co on sobie myślał? Zupełnie nie brał pod uwagę konsekwencji, tego jak to odbije się na naszej rodzinie, gdy plotka rozniesie się po wsi. A nie miałem cienia wątpliwości, że tak właśnie będzie. Prędzej czy później ktoś go przyuważy z tą dziewczyną, z dzieciakiem, kiedy już sobie wszystko poukładają, czy to po ślubie, czy bez. Pewnie tylko cywilny zdołają wziąć, bo o dyspensę będzie ciężko… O Matko Przenajświętsza! Przecież ludzie będą gadać o tym przez lata! Z poważanych obywateli staniemy się pośmiewiskiem całej okolicy. Syn księdza porzucił kapłaństwo… dla jakiejś kobiety!
Byłem totalnie skołowany i nie wiedziałem, co o tym myśleć. Jarek raz na jakiś czas się odzywał, opowiadając, że poznał Dominikę tuż po tym, jak został księdzem. Już wtedy coś do niej poczuł, ale próbował trzymać dystans i poświęcać się kapłaństwu. Miał nadzieję, że uda mu się pokonać to uczucie przez modlitwę, wolontariat w hospicjum i pielgrzymowanie, ale serce nie sługa. Zdają sobie sprawę, że spotka ich niezrozumienie, ostracyzm i obelgi, ale nie chcą oszukiwać ani siebie, ani innych. Nie chcą żyć w grzechu i ukrywać się przed światem jak niektórzy księża, którzy po cichu mają rodziny. Akurat to bardzo mu się chwaliło, ale…
Nie wiem, co będzie dalej
Nie chodzi o to, że mu funduszy poskąpiłem, ale przecież nie upłynęło jeszcze dwanaście miesięcy, odkąd celebrował swoją pierwszą eucharystię! Wydaliśmy fortunę na przyjęcie niczym weselne, a tu już koniec małżeństwa z kościołem? A co jeśli ta cała Dominika znudzi go jeszcze prędzej niż sutanna?
Dla mnie to niepojęte, jak można całe swoje życie śnić o czymś, szykować się do tego, a zaraz po zrealizowaniu planu tak po prostu z niego zrezygnować. To trochę tak, jakbym ja ledwie rok po przejęciu rodzinnego gospodarstwa doszedł do wniosku, że jednak mi ono nie odpowiada i zmywam się do wielkiego miasta, bez znaczenia, że ojciec przez całe życie wpajał mi uwielbienie dla roli i wdrażał mnie do pracy na niej.
Co za wstyd!
Kompletnie nie mam pojęcia, jak należy postąpić w takich okolicznościach. Niby nie powinienem stosować przemocy fizycznej wobec dorosłego mężczyzny, a tym bardziej byłego duchownego, ale skoro już nie pełni posługi kapłańskiej, to może jednak... Sam już nie wiem, co o tym myśleć. I tak postąpi według własnego widzimisię. Zamieszka bez ślubu z tą całą Dominiką i przyniesie nam jeszcze większą hańbę. Spłodzą sobie to dziecko, o którym podobno już rozmawiają, a my albo będziemy niańczyć wnuka i narażać się na drwiny, albo do końca życia go nie ujrzymy. Moja małżonka by mi tego w życiu nie darowała.
No dobra, to tak – w niedzielę mamy zaproszenie na obiad. Podobno chcą nam o czymś ważnym powiedzieć. Ja i moja żona myślimy, że pewnie chodzi o ślub albo o dziecko. Jarek chyba już pracuje, uczy dzieciaki w szkole religii. Dominika pracuje w jakimś urzędzie, razem wynajęli mieszkanie w mieście. Strasznie nam brakuje naszego syna, który chyba już zapomniał, jak to jest mieszkać na wsi, jak u nas. Co niedzielę, jak jestem w kościele i proboszcz ściska mi rękę, prosząc żebym pozdrowił księdza Jarka, to nawet nie mogę mu spojrzeć prosto w oczy.
Gdy dopytuje o termin następnej mszy z udziałem księdza Jarka, mam problem z udzieleniem odpowiedzi. Kłamstwo nie wchodzi w grę. Mamroczę pod nosem, że ostatnio ma mnóstwo na głowie i szybko zmieniam temat, zanim usłyszę następne kłopotliwe pytanie. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw.
Zenek, 65 lat