„Byłyśmy przyjaciółkami. Podobno. Ten weekend pokazał, że wystarczy drobiazg, żebyśmy zamieniły się w jadowite żmije”
„To miał być przyjemny wypoczynek w gronie najlepszych psiapsiółek. Wszystko zapowiadało się idealnie i niemal takie było. Jednak do domów wróciłyśmy z przekonaniem, że już nie możemy być takie pewne naszej solidarności. Czy wszystkie babskie przyjaźnie tak wyglądają?”
- Agnieszka, lat 36
Na pomysł wspólnego wyjazdu do SPA wpadłyśmy dawno temu, ale jakoś się nie składało. Albo któraś nie miała pieniędzy, albo urlopu, albo właśnie się zakochała, albo rozwodziła. Nasze marzenie udało się nam spełnić dopiero tego lata. Pojechałyśmy we trzy – ja, Magda i Sylwia – bo Wiktorii, czwartej z naszej paczki, w ostatniej chwili coś wypadło. Trochę nam to komplikowało sytuację, ponieważ Wiki jako jedyna miała samochód, a do położonego w głębi lasu pensjonatu nic nie dojeżdżało. Na szczęście Wiktoria zgodziła się, abyśmy wzięły jej auto.
Zawsze byłyśmy takie solidarne
Wyruszyłyśmy rano. Prowadziła Magda, bo tylko ona miała prawo jazdy. Wprawdzie kierowca z niej był niedzielny, ale w końcu nigdzie nam się nie spieszyło. Doba hotelowa zaczynała się o piętnastej, a do przejechania miałyśmy raptem dwieście kilometrów. Jechałyśmy sobie powoli, podziwiając sielskie widoki za oknem i gawędząc o tym i o owym. Sylwia co chwila zerkała na katalog zabiegów, jakby zamierzała się ich nauczyć na pamięć.
– Dziewczyny, już się nie mogę doczekać tych wszystkich atrakcji – wzdychała. – Masaż ciała aromatycznymi olejkami, rytuał relaksujący na stopy…
– Ty lepiej patrz na drogę – skarciła ją Magda. – Zaraz powinien być nasz zakręt. Lepiej żebyśmy go nie przeoczyły.
Oczywiście przeoczyłyśmy i potem musiałyśmy zawracać. Tyle że zrobiłyśmy to tuż za znakiem zakazującym zawracania.
Zobacz także
– Ale ja go nie widziałam – ze łzami w oczach tłumaczyła Magda policjantowi, który nagle wyłonił się zza krzaków.
Na mandat postanowiłyśmy się solidarnie zrzucić. Zawsze byłyśmy takie solidarne.
Poznałyśmy się w pracy, dla każdej z nas było to pierwsze zawodowe doświadczenie. Pracowałyśmy w jednym dziale, na takich samych stanowiskach. Byłyśmy naprawdę zgranym zespołem. Do tego stopnia, że kiedy Magdzie zarzucono jakieś niedopatrzenie, za co groziło zwolnienie, poszłyśmy do szefa i oświadczyłyśmy, że jeśli ona odejdzie, my zrobimy to samo. W rezultacie Magda straciła tylko premię. Ta historia bardzo nas do siebie zbliżyła. Nawet teraz, po dziesięciu latach, gdy od dawna już nie pracujemy razem, wspominamy ją ze wzruszeniem.
Coś ty powiedziała?!
Jechałyśmy wąską leśną drogą. Od dawna nie minęłyśmy żadnego samochodu. W napięciu wypatrywałyśmy zabudowań pensjonatu. Nagle samochód zwolnił. Jeszcze chwilę toczył się po drodze, po czym się zatrzymał.
– Co jest? – zaniepokojona Magda przekręciła kluczyk w stacyjce.
Bez skutku.
– Tam się coś świeci – Sylwia wskazała palcem lampkę na pulpicie.
Magda nerwowo zamrugała oczami.
– Hm... Coś mi się zdaje, że nie mamy benzyny – oznajmiła.
Dokładnie obejrzałyśmy mapę. Najbliższą stację benzynową minęłyśmy kilkanaście minut wcześniej. Dotarcie do niej nie wchodziło w grę. Po naradzie ustaliłyśmy, że mamy dwie możliwości – siedzimy i czekamy aż ktoś będzie jechał tą zapomnianą przez Boga i ludzi drogą albo na piechotę ruszamy w stronę ośrodka.
Wybrałyśmy drugie rozwiązanie. Uznałyśmy, że spacer po lesie jest przyjemniejszy niż tkwienie w nagrzanym od słońca samochodzie. Bagaże zostawiłyśmy w środku, wzięłyśmy tylko torebki, i ruszyłyśmy przed siebie. Godzinę później zaczęłyśmy żałować swojej decyzji. Droga wcale nie była taka przyjemna. Las się skończył i maszerowałyśmy po gliniastym klepisku, po którego prawej stronie ciągnęły się pola, a po lewej jakieś bagna. Słońce grzało, boleśnie paląc nasze odsłonięte ramiona.
– Ale mi się chce pić – jęczała Sylwia.
– Ledwo idę, chyba obtarłam sobie pięty – wtórowała jej Magda.
Ja tylko wzdychałam. W końcu zobaczyłyśmy przed sobą drzewa. Z ulgą skryłyśmy się w ich cieniu. Na chwilę zrobiło się miło. Dla dodania sobie otuchy zaczęłyśmy wymieniać zabiegi, jakim się poddamy, kiedy znajdziemy się w SPA.
– Ja rezerwuję masaż stóp – nie musiałam się długo zastanawiać.
– A ja peeling całego ciała. Ach, jakie to będzie przyjemne – Sylwia jęknęła.
– A ja najpierw coś zjem – postanowiła Magda.
Ruszyłyśmy dalej niemrawo.
– Muszę iść w krzaczki – oznajmiła nagle Sylwia, skręcając w las.
Magda poszła za nią, a ja przysiadłam na jakimś konarze i zaczęłam rozmasowywać zmęczone stopy.
– Auuu! – usłyszałam krzyk Sylwii.
Poderwałam się i ruszyłam w jej stronę. Siedziała na ziemi oparta o drzewo i trzymała się za kostkę.
– Chyba skręciłam nogę – jęknęła.
Zza drzew wyszła Magda.
– Co się stało? – spytała.
– To wszystko przez ciebie! – wybuchła nagle Sylwia. – Jak mogłaś nie sprawdzić, czy mamy dość benzyny?
Magda stanęła jak wryta.
– Daj spokój – chciałam załagodzić sytuację, ale Sylwia mnie nie słuchała.
– Jesteś nieodpowiedzialna! – warknęła. – Wiktoria miała rację, mówiąc, że Paweł cię zostawił, bo zachowujesz się jak księżniczka.
– Coś ty powiedziała?! – huknęła Magda, dla której temat jej rozstania z mężem nadal był bardzo drażliwy.
Sylwia zorientowała się, że przeholowała. Przez chwilę milczała, jakby szukała w myślach słów, które pozwolą jej wyjść z honorem z tej awantury. W końcu wykrztusiła przepraszająco:
– To Wiktorii zdanie, nie moje.
– Żmija! – syknęła Magda. – Ciekawe, co jeszcze wygadywała na mój temat.
– Właściwie… eee… – plątała się Sylwia. – No, powiedziała, że nie zasługujesz na takiego faceta jak Paweł.
– Przy mnie kiedyś rzuciła, że wyglądasz jak jego matka – przypomniałam sobie.
Magda zagotowała się z wściekłości.
– Że niby jestem gruba? – prychnęła.
– A ona to co? Gwiazda z rozstępami!
Dobrze się bawiłyście?
Nagle usłyszałam warkot silnika. Wyskoczyłam na drogę, w samą porę, żeby zatrzymać nadjeżdżający samochód. Kierowca, którym okazał sam właściciel SPA, nie tylko podwiózł nas pod wejście, ale potem, zabrawszy pomocnika, zawrócił po nasz samochód. Nie musiałyśmy więc niczym się martwić, tylko od razu zaczęłyśmy kosmetyczne rytuały.
To był cudowny weekend. Zrelaksowałyśmy się za wszystkie czasy. Specjalistki od urody wyczyniały cuda, które miały uczynić z nas kobiety piękne i szczęśliwe. I tak się czułyśmy. Do przykrej kłótni starałyśmy się nie wracać. Dopiero w drodze powrotnej Magda nie wytrzymała.
– Kto by pomyślał, że z tej Wiktorii taka zołza – rzuciła. – Na pewno specjalnie nie zatankowała auta, by zepsuć nam wyjazd.
– Z zazdrości to zrobiła – nie miałam wątpliwości. – Że my jedziemy, a ona nie.
– Zawsze nam czegoś zazdrościła – wtrąciła Sylwia. – Adze pracy, Magdzie męża, mnie urody.
– Z tym perkatym nosem przypomina buldoga – Magda pokiwała głową.
– O tak! I jeszcze te jej krzywe nogi…
I tak gawędząc, podjechałyśmy pod blok, w którym mieszka Wiktoria.
– Jak było, dziewczyny? Dobrze się bawiłyście? – powitała nas z uśmiechem.
– Wspaniale! – odparłyśmy zgodnie. – Żałuj, że cię z nami nie było.