„Całe życie kochałem cudze dziecko. Może jestem za miękki, ale nie potrafię tak po prostu przestać być ojcem”
„Michał to moje największe osiągnięcie, choć teraz okazuje się, że jednak nie moje. A przynajmniej nie do końca. A mimo to... nadal uważam się za jego ojca. Bo kocham go tak, jak rodzic kocha swoje dziecko. A wszystko zaczęło się od prostego testu. Zdrowotnego. Ot, profilaktyka. I od chwili, która wywróciła moje życie do góry nogami”.

- Redakcja
Mam na imię Andrzej. Mam pięćdziesiąt lat, pracuję w urzędzie, gdzie wszystko zawsze dzieje się wolno, ale za to przewidywalnie. Codzienność mam równie uporządkowaną: poranna kawa, tramwaj o 7:25, powrót do domu na obiad przygotowany przez Kasię. Od ponad dwudziestu lat jestem mężem jednej kobiety. Ojcem jednego chłopaka.
Michał to moje największe osiągnięcie, choć teraz okazuje się, że jednak nie moje. A przynajmniej nie do końca. A mimo to... nadal uważam się za jego ojca. Bo kocham go tak, jak rodzic kocha swoje dziecko. A wszystko zaczęło się od prostego testu. Zdrowotnego. Ot, profilaktyka. I od chwili, która wywróciła moje życie do góry nogami.
Nie mogłem w to uwierzyć
Siedziałem przy kuchennym stole, kiedy zadzwonił telefon. Ekran wyświetlił numer laboratorium, do którego wysłałem próbki nasze i Michała. Testy miały wykluczyć dziedziczne choroby, które mogłyby ujawnić się w przyszłości. Ot, ostrożność, bo Michał skarżył się ostatnio na bóle głowy, a ja wolałem dmuchać na zimne.
– Panie Andrzeju, dzwonię z wynikami testu genetycznego. – Głos kobiety po drugiej stronie był rzeczowy, bez emocji. – Mamy niezgodność pokrewieństwa ojcowskiego. Wyniki wskazują na brak zgodności genetycznej pomiędzy panem a Michałem...
Zamarłem. Przez moment myślałem, że źle zrozumiałem. Może pomylili próbki?
– Przepraszam, ale co to znaczy... brak zgodności? To jakiś błąd?
– Próbki były poprawnie podpisane i zweryfikowane. Nie jesteście spokrewnieni biologicznie – dodała, jakby czytała z kartki.
Odstawiłem filiżankę, ręka mi drżała. Spojrzałem na fotografię stojącą na lodówce – Michał, może dziesięcioletni, ubrany w mój stary golf, śmiejący się do obiektywu.
– To niemożliwe – wyszeptałem do siebie. – To na pewno błąd.
Wieczorem siedziałem w salonie z papierami rozłożonymi na stole, Michał śmiał się w swoim pokoju z jakiegoś filmu. A ja, z każdą minutą, coraz bardziej czułem, że to nie pomyłka. Coś było nie tak. Coś bardzo ważnego. Coś, o czym nigdy nie miałem się dowiedzieć.
To było jak trzęsienie ziemi
Kiedy Kasia wróciła z dyżuru, jeszcze w drzwiach powiedziałem, że musimy porozmawiać. Była zmęczona, ale usiadła ze mną przy stole. Trzymałem w rękach wyniki badań. Spojrzała na nie, nie od razu zrozumiała, co trzymam. A potem spostrzegła nazwę laboratorium.
– To te nasze testy? Coś nie tak? – zapytała wyraźnie zaniepokojona.
Nie odpowiedziałem od razu. Patrzyłem jej w oczy, szukając jakiegoś śladu, najmniejszego sygnału, że wie, o czym chcę rozmawiać.
– Kasia... Michał nie jest moim synem. Tak wynika z tych testów. Brak zgodności genetycznej.
Zamarła. Wpatrywała się we mnie bez ruchu. Przez chwilę miałem nadzieję, że zaprzeczy. Że powie, że to jakiś błąd. Ale zamiast tego, opuściła wzrok.
– Andrzej... ja... chciałam ci powiedzieć. Naprawdę. Wiele razy. Ale nie umiałam. Nie wiedziałam jak.
Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Moje ciało jakby się zbuntowało, serce zaczęło walić jak młot.
– Kiedy to się stało? – zapytałem chłodno, nie podnosząc głosu.
– To było dawno. Na samym początku. Kiedy się tak mocno pokłóciliśmy, pamiętasz? Po ślubie, ale przed tym, zanim dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Wyjazd służbowy, dużo alkoholu... To był błąd, jednorazowy. Nigdy więcej.
– Czy on o tym wie? – spytałem beznamiętnie.
– Nie. Dla niego zawsze byłeś ojcem. I jesteś, Andrzej.
Nie odpowiedziałem. Wstałem, wyszedłem z kuchni i zamknąłem się w sypialni. Nie miałem siły na krzyk. Nie wtedy. To nie był tylko zawód. To było trzęsienie ziemi.
Zawsze będę jego ojcem
Nie spałem tamtej nocy. Gapiłem się w sufit, słysząc zza ściany rytmiczne uderzenia klawiatury – Michał pewnie znowu w coś grał. Czułem w sobie wszystko naraz: gniew, zawód, smutek... i coś jeszcze. Lęk, że kiedy mu powiem, coś się między nami skończy na zawsze.
Nad ranem zszedłem do salonu. Zrobiłem sobie kawę, usiadłem na kanapie. Michał zszedł chwilę później, w dresie, z rozczochranymi włosami. Uśmiechnął się do mnie, jakby nic się nie wydarzyło.
– Tato, wszystko okej? – zapytał.
Serce mi się ścisnęło. W tej chwili wyglądał jak dziecko. Jak mój mały chłopiec. A ja miałem mu powiedzieć coś, co może wszystko zniszczyć.
– Michał... usiądź, muszę ci coś powiedzieć – powiedziałem i poklepałem miejsce obok siebie. Usiadł.
– Pamiętasz, jak robiliśmy te testy zdrowotne? Wyszło z nich coś więcej. Coś... nieoczekiwanego.
– Co masz na myśli?
– Wyniki pokazują, że nie jesteśmy spokrewnieni biologicznie. Że nie jestem twoim ojcem. Genetycznie.
Zapadła cisza. Michał wpatrywał się we mnie z otwartymi ustami.
– Co?! Jak to... nie jesteś? Przecież...
– Mama mi powiedziała. Zdarzyło się coś... dawno temu. Ale... dla mnie, Michał, to nic nie zmienia. Wychowałem cię. Kocham cię.
Michał milczał, a potem spojrzał mi prosto w oczy.
– Ty jesteś moim ojcem. Nieważne, co pokazuje papier. Bo to ty byłeś zawsze. Ty mnie uczyłeś jeździć na rowerze. Ty byłeś na zakończeniach roku. Dla mnie to ty jesteś ojcem. I kropka.
Nie mogłem powstrzymać łez.
Stała się dla mnie kimś obcym
Usiedliśmy wieczorem w salonie. Michał poszedł do kolegi, zostaliśmy sami. Kasia była spięta, nerwowo kręciła łańcuszek wokół palca. Wiedziała, że teraz nie wystarczy tylko „przepraszam”. Poprosiłem ją, żeby opowiedziała wszystko. Bez luk, bez oszczędzania mnie.
– To był wyjazd integracyjny. Pamiętasz, jak wtedy się pokłóciliśmy? O twój etat w urzędzie, że nie chcesz zmian, że stoisz w miejscu. Ja byłam wściekła, ty się zamknąłeś w sobie. Pojechałam tam, żeby się odciąć, odpocząć.
Słuchałem. Nie odzywałem się.
– Wieczorem był bankiet. Piliśmy. Dużo. Za dużo. Był tam kolega z innego oddziału. Miał urok, był zabawny. Tańczyliśmy. A potem... potem już wszystko działo się szybko. Zgodziłam się. Nie wiem dlaczego. Potem żałowałam. I nie potrafiłam ci tego powiedzieć.
– Czy on wie, że Michał to jego dziecko?
– Nie. Nigdy mu nie powiedziałam. Nigdy więcej go nie widziałam. A chwilę później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Wiedziałam, że nie mogę cię stracić, Andrzej. I... modliłam się, żebyś nigdy się nie dowiedział.
Pokręciłem głową. Czułem, że boli mnie nie tyle to, co się stało, ale to, że przez tyle lat żyłem w nieświadomości.
– Zdrada boli. Ale najbardziej boli to, że zabrałaś mi prawdę. Że przez lata mnie oszukiwałaś. Mnie i Michała.
Nie miała już słów. Płakała. A ja patrzyłem na nią jak na obcą.
Nie przestanę go kochać
Siedzieliśmy z Michałem na ławce za domem. Słońce zachodziło, cienie wydłużały się na trawniku. Przez chwilę nikt się nie odzywał. On bawił się źdźbłem trawy, ja trzymałem w dłoni kubek z letnią herbatą, której nawet nie tknąłem.
– Nie musisz mnie kochać – powiedział w końcu Michał. – Ale... nie przestawaj być moim tatą, dobrze?
Zabolało. Jego słowa były jak nóż, ale nie dlatego, że były okrutne. Wręcz przeciwnie. Bo były prawdziwe. Bo były wyrazem tego, że mnie kocha, mimo wszystkiego.
– Michał... ja sam nie wiem, co czuję – przyznałem. – Wiesz, zawsze myślałem, że rodzicielstwo to coś oczywistego. Dziecko się rodzi, ty się zakochujesz w tej małej istocie i już nigdy nie puszczasz. A tu nagle ktoś przychodzi i mówi: „To nie twoje”.
Spojrzał na mnie uważnie. Nie przerywał.
– Ale wiem jedno. Ty jesteś moim synem. Bo cię wybrałem. Każdego dnia, od kiedy trzymałem cię pierwszy raz na rękach, wybierałem ciebie. I teraz też cię wybieram. Mimo że serce mam połamane. Mimo że nie wiem, jak dalej będzie z twoją mamą.
Wstał i podszedł do mnie. Przytulił się mocno, jak wtedy, gdy miał sześć lat i bał się burzy.
– Dziękuję, tato – wyszeptał. – Nawet nie wiesz, jak bardzo tego potrzebowałem.
I nagle poczułem, że w tym całym chaosie coś się poukładało. Nie wszystko. Ale coś bardzo ważnego.
Zawsze będzie moim synem
Czas płynie, a ja nadal mieszkam pod tym samym dachem z Kasią i Michałem. Dni są podobne, choć już nic nie jest takie samo. Kasia chodzi ciszej po domu, unika mojego wzroku. Nie dlatego, że się wstydzi – choć może trochę – ale dlatego, że boi się, że pewnego dnia jednak spakuję walizkę i odejdę.
A ja... nie wiem, czy potrafiłbym jeszcze raz zbudować życie od zera. I czy w ogóle chcę. Moje miejsce, jakkolwiek pokręcone, jest tutaj. Przy stole, gdzie Michał zostawia kubek po kawie. Na sofie, gdzie Kasia przykrywa się kocem w chłodniejsze wieczory.
Nie umiem jej wybaczyć. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Ale zrozumiałem, że wybaczenie nie zawsze oznacza zapomnienie. Czasem oznacza po prostu, że idziesz dalej. Bo kochasz. Bo ktoś cię potrzebuje. Bo sam nie potrafisz inaczej.
Dziś Michał siedzi w swoim pokoju. Uczy się do egzaminu. Z radia leci cicho muzyka, a ja słyszę, jak stuka w klawiaturę. Czasem wchodzi do mnie i pyta: – Tato, sprawdzisz mi coś? I to „tato” nie boli już tak jak kiedyś. Teraz jest jak plaster. Jak dowód, że choć historia została napisana inaczej, nie wszystko w niej trzeba skreślać.
Kochałem to dziecko, zanim dowiedziałem się, kim jest. I nadal kocham. I chyba to właśnie czyni mnie ojcem.
Andrzej, 50 lat
Czytaj także:
- „Zamiast z żoną wylądowałem na majówce z teściową. Tak się otworzyła, że zdradziła mi jej tajemnicę”
- „Moja żonka urządzała sobie schadzki z sąsiadem pod moim nosem, a potem udawała niewiniątko. Nie ze mną takie numery”
- „Moja babcia całe życie mnie pomijała, a faworyzowała kuzyna. Naiwnie myślała, że jej pomoże na starość”