Reklama

Majówka na naszej działce od lat była czymś w rodzaju święta. Odkąd pamiętam, pierwszy weekend maja zarezerwowany był na wspólne grillowanie, śpiewy przy ognisku i długie rozmowy do późnej nocy. Aneta zawsze lubiła te nasze działkowe spotkania — mogła wreszcie oderwać się od pracy, wystroić w zwiewną sukienkę i wśród znajomych poczuć się jak gwiazda. Ja? Ja byłem bardziej powściągliwy. Cieszyło mnie to, że mogłem rzucić wszystko i na kilka dni zanurzyć się w ciszy i zapachu lasu. W tym roku miało być podobnie — tyle że pojawił się ktoś nowy. Marcin. Nowy sąsiad z działki obok. Wysoki, dobrze zbudowany, z tą pewnością siebie, której ja nigdy nie miałem.

Reklama

Pamiętam moment, kiedy go pierwszy raz zobaczyłem. Stał oparty o drewniany płot, popijał piwo i śmiał się z jakiegoś głupiego żartu innego sąsiada. Aneta od razu go zauważyła. Jej spojrzenie — to, którego się nauczyłem bać — prześlizgnęło się po nim jak po witrynie sklepu z czymś nowym i błyszczącym. Próbowałem się nie przejmować. Tłumaczyłem sobie, że Aneta zawsze była otwarta, że lubiła flirtować od niechcenia, zupełnie niewinnie. "To nic", wmawiałem sobie. "Tylko taka jej natura." Ale gdzieś głęboko w środku pojawił się niepokój. Jak nieproszony gość, który rozsiada się w twoim salonie i ani myśli wychodzić. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że ten długi weekend zmieni coś w naszym małżeństwie na zawsze.

To niewinne flirtowanie mnie wkurzało

– Rafał, podaj mi jeszcze piwo! – zawołała Aneta, śmiejąc się perliście w stronę Marcina, który właśnie opowiadał jakąś anegdotę o swojej pracy.

Westchnąłem, wstałem z ławki i ruszyłem po kolejną butelkę do lodówki turystycznej. Kiedy wróciłem, Aneta już siedziała obok Marcina, odchylona lekko w jego stronę, z tym swoim uśmiechem, który zwykle był zarezerwowany tylko dla mnie.

– O, dzięki, kochanie – rzuciła beztrosko i, nie patrząc na mnie, podała piwo Marcinowi.

Przez chwilę stałem jak idiota, z butelką w ręce, zanim usiadłem z powrotem. Próbowałem śmiać się razem z nimi, ale czułem, że coś mnie uwiera — jak kamień w bucie, który nie daje spokoju, ale którego z jakiegoś powodu nie chce ci się wyjąć.

– No, no, Aneta, jesteś prawdziwą królową grilla! – zaśmiał się Marcin, wskazując na talerz pełen idealnie ugrillowanych kiełbasek.

– Oj tam – zarumieniła się, odgarniając włosy z twarzy. – Lubię, jak ludzie są szczęśliwi, no i ktoś musi zadbać o towarzystwo, prawda? – dodała, szturchając go lekko łokciem.

– No pewnie! – odpowiedział z szerokim uśmiechem.

Zacisnąłem palce na butelce, aż mi kostki zbielały. Żartowałem później, niby lekko:

– Może w ogóle zamieszkasz z Marcinem, skoro tak dobrze wam się rozmawia? – rzuciłem z wymuszonym śmiechem.

Aneta spojrzała na mnie rozbawiona.

– O, jaki zazdrośnik! – zażartowała. – No weź, Rafał, przecież to tylko rozmowa.

Marcin też się roześmiał, ale ja już nie byłem pewien, czy to naprawdę było takie niewinne. Wmawiałem sobie jednak, że przecież zawsze była towarzyska. Przecież zawsze lubiła ludzi. Starałem się usprawiedliwiać jej zachowanie. Naprawdę próbowałem. Ale tego wieczoru po raz pierwszy poczułem się... niepotrzebny. Jakbym był jedynie tłem dla jej zabawy.

Tym razem byłem dla niej niewidzialny

– Trochę za dobrze się bawisz z nowym sąsiadem, co? – powiedziałem półżartem, kiedy wracaliśmy wieczorem do naszego domku.

Aneta szła krok przed mną, a jej sukienka lekko falowała na majowym wietrze. Na chwilę się odwróciła, uśmiechając się szeroko, jakby zupełnie nie rozumiała, o co mi chodzi.

– Oj, przestań, Rafał! – machnęła ręką. – Co ty, zazdrosny jesteś?

– Może trochę – mruknąłem, zerkając na nią spod byka.

– No to się ciesz, znaczy że ci jeszcze zależy – rzuciła i parsknęła śmiechem, który zadźwięczał mi w uszach jak fałszywa nuta.

Chciałem jej coś odpowiedzieć, wyjaśnić, że nie chodzi o chorobliwą zazdrość, tylko o to... o to coś, co czułem w środku — jakby ktoś wyciągał mnie z jej świata, krok po kroku. Ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Aneta zatrzymała się nagle, spojrzała na mnie przez ramię i dodała z figlarnym błyskiem w oku:

– Rafał, nie dramatyzuj. To tylko flirt, trochę śmiechu. Tyle!

Potem już tylko szła dalej, zostawiając mnie w tyle na ścieżce wśród działkowych ogródków. Stałem tak chwilę, gapiąc się na jej oddalającą się sylwetkę, i czułem, jak coś we mnie narasta. Wkurzenie. Upokorzenie. Lęk.

A potem sam siebie przekonywałem, że może przesadzam? Może rzeczywiście nic się nie dzieje. Aneta zawsze taka była. Lubi ludzi. Lubi się śmiać. Ale im więcej tak sobie tłumaczyłem, tym bardziej czułem, że coś jest nie tak. Że to nie było to samo, co zawsze. Że tym razem nie jestem dla niej nawet tłem. Tym razem byłem... niewidzialny. Nocą długo nie mogłem zasnąć. Wpatrywałem się w sufit naszego małego domku, słysząc zza cienkich ścian, jak Aneta jeszcze długo śmieje się gdzieś z kimś na ganku. I wtedy po raz pierwszy przemknęła mi przez głowę myśl, której bałem się nazwać: „Może ja po prostu przestałem być jej potrzebny?”

Znalazłem ich tam, gdzie nikt nie zaglądał

Następnego dnia wszystko wyglądało normalnie. Z pozoru. Aneta biegała po działce z koszem pełnym talerzy i sztućców, śmiała się i zagadywała wszystkich sąsiadów. Marcin oczywiście nie odstępował jej na krok. A ja... ja kosiłem trawnik, udając, że wszystko jest w porządku. Koło południa, kiedy wszyscy byli zajęci przygotowywaniem grilla, zauważyłem, że Aneta i Marcin zniknęli. Najpierw pomyślałem, że może poszli po coś do sklepu. Ale potem, nie wiem dlaczego, ruszyłem w stronę ścieżki za domkami. Tam, gdzie nikt nie zaglądał. I wtedy ich zobaczyłem.

Ukryci za starym, rozłożystym bzem, stali blisko siebie. Za blisko.

– No i co, czarujesz wszystkich jak zawsze – usłyszałem śmiech Marcina.

To tylko niewinny flirt – powiedziała Aneta, przeciągając słowa. – Ty też wiesz, jak to działa.

– Wiem. – Marcin nachylił się trochę bliżej. – Ale z tobą... to trochę za dobrze działa.

Serce mi zamarło. Chciałem się cofnąć, uciec, zatkać uszy, ale stałem jak sparaliżowany.

– Przestań – Aneta zaśmiała się cicho, kładąc mu rękę na ramieniu. – Rafał by mnie zabił.

Rafał nawet nie zauważy – mruknął Marcin. – Chyba za bardzo ci ufa.

Cisza.

I wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Aneta zauważyła mnie pierwsza. Zamarła, ręka zawisła jej w powietrzu. Marcin odsunął się o krok, jego twarz przybrała idiotycznie obojętny wyraz. Przez długą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Ja – z sercem rozdzieranym bólem i niedowierzaniem. Ona – z twarzą, na której walczyły ze sobą panika i bezczelna pewność siebie. Nie powiedziałem ani słowa. Odwróciłem się na pięcie i wróciłem na działkę, jak automat. Ale coś we mnie... coś we mnie chyba umarło.

Czułem się pusty w środku

Gdy wróciłem na działkę, czułem się jak cholerna wydmuszka. Pusty, pusty totalnie w środku. Wszystko było wokół takie samo — zapach kiełbasy na grillu, śmiechy, muzyka grająca z głośnika — ale ja byłem już w innym świecie. Po kilku minutach zobaczyłem, jak Aneta wraca, udając, że nic się nie stało. Przeczesała włosy palcami, przybrała najładniejszy uśmiech i podeszła do mnie.

– Coś taki smutny? – zapytała lekko, jakby naprawdę nic nie rozumiała.

– Musimy pogadać – powiedziałem cicho, łapiąc ją za nadgarstek.

Spojrzała na mnie jak na kogoś, kto wyolbrzymia byle co.

– O czym? O kiełbasach z grilla? – zażartowała.

Pociągnąłem ją na bok, za altankę, gdzie nikt nas nie słyszał.

– Widziałem was – powiedziałem twardo, patrząc jej prosto w oczy.

Aneta zesztywniała. Na moment. A potem zaśmiała się, ale ten śmiech był już nerwowy.

– Rafał, serio? Robisz z igły widły. To był tylko flirt. Gadaliśmy sobie. Trochę żartów, trochę komplementów... Boże, nie bądź dzieckiem.

– Tylko flirt? – powtórzyłem jak echo. – To ci wystarcza? Żeby zabawiać się z obcym facetem, kiedy ja stoję trzy metry dalej?

– Nie rób scen! – warknęła, a w jej oczach zobaczyłem złość. – Potrzebowałam trochę uwagi, rozumiesz? Od ciebie ostatnio trudno ją dostać!

– Co?! – szepnąłem, czując, jak krew mi buzuje w żyłach.

– Tak! – kontynuowała, już prawie krzycząc. – Od miesięcy czuję się przy tobie jak jakaś szara myszka! Ciągle zmęczony, ciągle zajęty! A Marcin... Marcin po prostu mnie zauważył. Dał mi to, czego mi brakowało. Kilka miłych słów!

Patrzyłem na nią oszołomiony, czując jak cała złość, rozpacz i bezradność mieszają się we mnie w jeden wielki, czarny wir.

Aneta nagle spuściła wzrok. Głos jej zadrżał.

– Rafał... ja... nie chciałam cię zranić. Naprawdę...

Poczułem, jak drży jej ręka w mojej dłoni. Ale nie pocieszałem jej. Nie przytulałem. Czułem tylko chłód. I te cholerną pustkę.

Niczego już się nie da naprawić

Nie mogłem spać tamtej nocy. Kręciłem się na wąskim łóżku w domku, a obok mnie Aneta oddychała równo, jakby nic się nie stało. W końcu, jeszcze przed świtem, wyszedłem na zewnątrz. Mgła snuła się nisko nad ziemią, a powietrze było przesycone zapachem wilgotnej trawy i spalenizny z niedopalonego ogniska. I wtedy go zobaczyłem. Marcin siedział przy stole pod wiatą, sącząc piwo, nonszalancko rozparty na krześle, jakby cały świat należał do niego.

Podszedłem powoli.

– Musimy pogadać – rzuciłem sucho.

Marcin podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się lekko, jakby w ogóle nie rozumiał powagi sytuacji.

– Jasne, siadaj – wskazał ręką wolne miejsce naprzeciwko siebie.

Nie usiadłem.

– Co ty sobie myślisz? – warknąłem, czując, jak adrenalina uderza mi do głowy.

Marcin wzruszył ramionami, spokojny jak głaz.

– Myślę, że jeśli nie dbasz o własną kobietę, to ktoś inny ją zauważy – powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy.

Zamachnąłem się, chcąc walnąć go w twarz, ale w ostatniej chwili opanowałem się. Zacisnąłem pięści tak mocno, że aż poczułem ból w kostkach.

– Nigdy więcej się do niej nie zbliżaj – syknąłem. – Nigdy.

Marcin tylko parsknął śmiechem.

– Odpuszczam ci. I tak jesteście siebie warci – rzucił i odwrócił wzrok, jakby właśnie kończył rozmowę.

Stałem jeszcze chwilę, patrząc na niego z odrazą. Potem odwróciłem się i odszedłem, czując, jak z każdym krokiem coś we mnie topnieje. Duma, szacunek do siebie. Wszystko mieszało się w jedno wielkie uczucie bezsilności. Wiedziałem już, że tej majówki nie da się naprawić. Ani tego, co wydarzyło się między mną a Anetą.

Tomasz, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama