„Żona traktuje mnie jak sprzątacza. Po pracy zamiast oglądać mecz, biegam z odkurzaczem i szoruję gary”
„Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że patrzę na siebie jak na widmo. Jak na kogoś, kto kiedyś był kimś, miał marzenia, cele, plany, a teraz jest tylko funkcją. Sprzątaczem, kierowcą, kucharzem, bankomatem, opiekunką”.

- Redakcja
Moje życie to nie żadne fajerwerki. To wstawanie bladym świtem, szykowanie śniadania dla dzieci, potem szybki bieg do pracy, zakupy po drodze, odbiór młodszej z przedszkola, zrobienie obiadu, pranie, sprzątanie. A na końcu dnia jeszcze Anka, która przypomni, czego znowu nie zrobiłem albo zrobiłem źle.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś po prostu mi podziękował. Nie za coś wielkiego, za cokolwiek. Czasem marzę, że wrócę z siatami zakupów, ledwo żywy, a ona spojrzy na mnie i powie: „Dzięki, że o nas pomyślałeś”. Ale marzenia są tylko marzeniami.
Z Anką jesteśmy razem od czternastu lat. Kiedyś myślałem, że to miłość mojego życia. Teraz to raczej jak zimny pokój, w którym ktoś zapomniał włączyć ogrzewanie. Ona zawsze zajęta. Krytyczna. Z roszczeniami, które nie mają końca. Przez lata robiłem wszystko, by nie dawać jej powodów do narzekań. Ale cokolwiek bym zrobił, było źle albo za mało.
Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że patrzę na siebie jak na widmo. Jak na kogoś, kto kiedyś był kimś, miał marzenia, cele, plany, a teraz jest tylko funkcją. Sprzątaczem, kierowcą, kucharzem, bankomatem, opiekunką, technikiem od napraw awaryjnych.
Wysługuje się mną
Tamtego dnia wszystko się we mnie zagotowało. Wróciłem z pracy zmęczony, z siatkami zakupów, w głowie układając plan na resztę wieczoru: obiad, lekcje z dziećmi, pranie. Wszedłem do kuchni i usłyszałem jej głos, ten ton, który od razu stawiał mnie do pionu.
– Tomek, dlaczego znowu nie ma mleka?
Odłożyłem siatki i przez chwilę tylko patrzyłem na nią, próbując zapanować nad narastającą złością.
– Przepraszam, zapomniałem – powiedziałem cicho.
– No jasne. Ty zawsze zapominasz. Jak zwykle – burknęła, odwracając się plecami.
Coś we mnie pękło. Może to było zmęczenie, może ta siatka pełna ciężkich warzyw, która wbiła mi się w rękę. A może po prostu to, że od lat nie usłyszałem nic poza pretensjami.
– Czuję się, jakbyś mnie w ogóle nie zauważała – powiedziałem w końcu. – Jakbym był tylko służącym.
Odwróciła się do mnie z miną, jakbym powiedział coś absurdalnego.
– Oj, przestań. Wyolbrzymiasz. Każdy tak ma – rzuciła, jakby to załatwiało wszystko.
Miałem tego dość
Stałem tam przez chwilę, wbijając wzrok w podłogę. Poczułem, jak czerwienieją mi policzki. Czułem się jak głupek, który właśnie obnażył swoje słabości tylko po to, żeby zostać wyśmianym. Anka spojrzała na mnie i westchnęła teatralnie, jakby moja obecność była tylko kolejnym obciążeniem jej dnia.
Chciałem coś powiedzieć. Wykrzyczeć, że to nieprawda, że nie każdy tak ma, że to boli. Ale słowa utknęły mi w gardle. Czułem tylko, jak z każdym jej słowem maleję, kurczę się w sobie.
Poszedłem do pokoju dzieci, zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na dywanie, wśród rozrzuconych klocków. Siedziałem tam długo, wpatrując się w pustkę. W głowie kłębiły mi się myśli. Może faktycznie przesadzam? Może za dużo oczekuję? Albo może po prostu jestem nikim?
Następnego dnia nie zrobiłem śniadania. Nie zebrałem dzieci do szkoły. Po prostu siedziałem przy kuchennym stole z kubkiem zimnej kawy i patrzyłem przez okno. Anka krzątała się po domu, coraz bardziej zirytowana. W końcu sama musiała wszystko ogarnąć. Nic nie mówiłem. Nawet nie tłumaczyłem.
Znalazłem rozwiązanie
Kiedy zobaczyła stertę talerzy w zlewie, spojrzała na mnie ze zdumieniem.
– Tomek, co się z tobą dzieje? – zapytała, jakby naprawdę nie rozumiała.
Wzruszyłem ramionami i wróciłem do gapienia się w okno. Od tamtego dnia przestałem być tym, który zawsze załatwia sprawy. Przestałem chodzić na wywiadówki, nie zapełniałem lodówki, nie wyciągałem ręki po listę obowiązków.
Dom coraz bardziej pogrążał się w chaosie. Dzieci biegały głodne, pranie zalegało w koszach, a Anka zaczynała wariować. Mimo to nie rozmawialiśmy. Ona rzucała krótkie, rozkazujące uwagi, ja milczałem albo udawałem, że ich nie słyszę.
Patrzyła na mnie coraz częściej z niedowierzaniem. Ale ja już nie zamierzałem niczego tłumaczyć.
Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadła naprzeciwko mnie. Była spięta, niespokojna. Zwinęła palce w pięści i wpatrywała się we mnie, jakby szukała jakiegoś tropu.
– Z tobą wszystko w porządku? – zapytała ostrożnie.
Podniosłem wzrok znad książki i spojrzałem na nią bez emocji.
– Tak. Po prostu uczę się, jak to jest być tobą – odpowiedziałem spokojnie.
Zamarła na chwilę. Widziałem, że nie wie, co odpowiedzieć. Zacisnęła usta, jakby próbowała coś przełknąć.
Nie miała wyjścia
– Naprawdę nic ci nie jest? – powtórzyła, nieco ciszej.
– Naprawdę. Teraz żyję tak, jak ty. Bez wysiłku, bez troski – powiedziałem, odkładając książkę na stół.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy. Czułem, jak rośnie w niej niepokój, jak coś w niej zaczyna drżeć. Ale ja już nie czułem nic. Żadnego gniewu, żadnej potrzeby wyjaśnień. Wstałem, zostawiłem ją samą w kuchni i zamknąłem się w pokoju. Zasnąłem od razu, jakby całe to życie, całe to napięcie, przestało mnie w końcu obchodzić.
Następnego dnia zobaczyłem ją w kuchni, jak nieporadnie krzątała się przy garnkach. Chciała zrobić obiad. Gdyby nie było mi wszystko jedno, może nawet bym się uśmiechnął. Ale tylko patrzyłem, obojętnie.
Próbowała przejąć moje obowiązki. Zawiozła dzieci do szkoły, spóźniona i zestresowana. Zrobiła zakupy, choć zapomniała połowy rzeczy. Wieczorem usiłowała sprzątać, choć wyraźnie brakowało jej sił i cierpliwości. Widziałem, jak się starała, ale nic we mnie się nie poruszyło.
Próbowała to naprawić
Patrzyłem na nią zza książki, zza muru, który sam wokół siebie zbudowałem. Każde jej potknięcie widziałem jak przez szybę – odległe, nieważne. W środku czułem tylko ciszę. Taką, której nie da się już zagłuszyć. Taką, która wypełnia każdy zakamarek człowieka i nie zostawia w nim miejsca na nadzieję.
Minęły tygodnie. Anka dalej próbowała. Gotowała, dbała o dzieci, czasem nawet siadała przy mnie, udając, że czyta książkę. Ale ja już byłem gdzie indziej. W świecie, w którym nie musiałem się tłumaczyć z każdej swojej emocji, w którym nie byłem niewidzialnym trybikiem.
Wiedziałem już, że nie chodzi o to, czy ona się zmieni. Chodziło o to, że ja przestałem na to czekać.
Może jeszcze przez jakiś czas będziemy udawać normalność. Dla dzieci. Dla siebie nawzajem. Ale w środku mnie już nic nie zostało.
Czasami miłość nie umiera nagle. Po prostu któregoś dnia budzisz się i wiesz, że już jej nie ma. Tak po prostu. Najtrudniejsza decyzja jeszcze przede mną. Ale już nie czułem lęku, tylko ciszę i pewność, że muszę odejść, zanim zostanie ze mnie tylko cień.
Tomasz, 40 lat
Czytaj także:
- „Gdy ja harowałem w Holandii, żona nie narzekała na brak wsparcia. Teraz mój syn myśli, że dziadek to jego nowy tata”
- „Mąż mnie zdradza, ale nie dostanie rozwodu, bo to mi się nie opłaca. Zawsze do mnie wraca i obsypuje prezentami”
- „Moja dziewczyna wpisywała nasze życie w tabelki. Obok wykresu opłat za dom, zrobiła ocenę moich występów w łóżku”