Reklama

Zawsze wyobrażałam sobie, że kiedy Piotr i Justyna pójdą w świat, w końcu z Markiem znajdziemy czas tylko dla siebie. Przecież po tylu latach gonitwy za ich potrzebami zasługiwaliśmy na to, prawda? Czekałam na to. Planowałam nasze małe podróże, weekendowe wypady za miasto. Marzyłam o domu pełnym ciszy, w którym słychać będzie tylko odgłos gotującej się w kuchni kawy.

Reklama

Justyna była już na drugim roku studiów, Piotr właśnie zaczął pracę, a ja... ja w końcu miałam czuć, że nadeszła nasza druga młodość. Marek zresztą mówił to samo. „Kinga, teraz możemy wreszcie żyć dla siebie” – powtarzał mi za każdym razem, gdy w głowie układałam kolejny plan na wolne weekendy. Byliśmy gotowi na ten nowy etap, pełen wolności i realizacji własnych marzeń. Tak myślałam.

Tylko że życie potrafi zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. Kiedy już myślałam, że wszystko się ułożyło, dostałam wiadomość, która wywróciła moje życie do góry nogami.

Nie mogłam w to uwierzyć

Drzwi do domu zamknęły się za mną, ale ja nadal stałam w przedpokoju, opierając się o ścianę. Trzymałam w ręku wynik badania, który zdawał się palić mnie w dłoń. Ciąża. Naprawdę jestem w ciąży. Przecież to niemożliwe, to jakiś błąd! Odkąd dzieci dorosły, nawet nie myślałam o tym, że coś takiego może się wydarzyć. Jak to możliwe, że teraz, po czterdziestce, znowu czeka mnie macierzyństwo?

Miałam przed oczami twarz lekarza, który z powagą potwierdził wynik. A ja siedziałam naprzeciw niego i czułam, jak świat powoli zaczyna mi się rozmywać. Ledwo dotarłam do domu. W głowie kłębiły się myśli. Co teraz? Co z moimi planami? Przecież mieliśmy z Markiem w końcu być wolni.

Sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer moje przyjaciółki Karoliny. Odebrała niemal natychmiast.

– Karola, nie uwierzysz… jestem w ciąży – powiedziałam, a w moim głosie słychać było drżenie.

– Co?! – Karolina prawie krzyknęła. – Kinga, przecież to jakiś żart, prawda?

Też bym chciała, żeby to był żart – szepnęłam. – Ale to prawda, Karola, jestem w szoku.

– O rany... Kinga, damy radę. Ale co Marek na to?

Mąż był w szoku

Marek siedział w kuchni, przeglądając gazetę, gdy weszłam do domu. Chciałam mu to powiedzieć od razu, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Jak miałam mu to wyjaśnić? Przez tyle lat planowaliśmy, że kiedy dzieci się usamodzielnią, zaczniemy żyć na nowo. A teraz… jak mam mu powiedzieć, że znowu czeka nas wszystko od początku?

– Kinga, coś się stało? – zapytał, podnosząc wzrok znad gazety. Musiał zobaczyć, że jestem spięta.

– Marek, musimy porozmawiać – usiadłam naprzeciwko niego, trzymając wynik badania mocno w dłoni.

– Brzmi poważnie. Coś z dziećmi? – zapytał, spoglądając na mnie badawczo.

Zamilkłam na chwilę, czując, jak w moim gardle narasta gula. W końcu wyciągnęłam wynik badania i położyłam go na stole.

– Jestem w ciąży – powiedziałam cicho.

Marek najpierw się roześmiał. Myślał, że żartuję. Ale gdy zauważył, że w moich oczach nie ma śladu uśmiechu, zmarszczył brwi.

– Co? Ale… jak to? Kinga, to niemożliwe! – Wyraźnie zbiło go to z tropu.

– Też nie mogłam w to uwierzyć – odpowiedziałam, czując, jak moje serce bije coraz szybciej. – Ale lekarz potwierdził. To prawda, Marek.

– Ale... przecież my mieliśmy plany – wycedził, przerażony. – Jezu, jesteśmy za starzy na małe dziecko!

Dzieci myślały, że żartujemy

Wieczór zapadł szybciej, niż się spodziewałam. Justyna i Piotr mieli przyjechać na weekend. Marek siedział obok mnie na kanapie, oboje byliśmy milczący. Oboje próbowaliśmy oswoić się z myślą, że nasze życie zaraz zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Mimo że minęło już kilka godzin od rozmowy, wciąż czułam, jakbyśmy tkwili w jakimś dziwnym zawieszeniu. Marek raz po raz zerkał na mnie, jakby próbował w tym wszystkim znaleźć jakiś sens, ale widziałam, że nadal nie mógł się z tym pogodzić.

Gdy dzieci weszły do domu, napięcie, które trzymało mnie w środku, stało się jeszcze większe. Justyna rzuciła torbę na fotel i rozglądała się po pokoju.

– Co się dzieje? Wyglądacie, jakbyście widzieli ducha – rzuciła żartobliwie, choć w jej głosie wyczuwałam niepokój.

Spojrzałam na Marka. Nie wiedzieliśmy, jak zacząć. W końcu wzięłam głęboki oddech.

– Musimy wam coś powiedzieć – zaczęłam powoli.

Justyna i Piotr usiedli, wyczekując.

Jestem w ciąży – wypaliłam, nie chcąc już dłużej tego przeciągać.

Justyna wytrzeszczyła oczy, a Piotr… zaczął się śmiać.

– Co? To jakiś żart, tak? – zaśmiał się Piotr, ale widząc, że ani ja, ani Marek się nie śmiejemy, momentalnie spoważniał.

Chcesz kontynuować?

To zmieni naszą rodzinę

Justyna siedziała naprzeciwko mnie, nie odzywając się ani słowem. Patrzyła w ziemię, jakby próbowała zrozumieć, co właśnie usłyszała. Piotr, z rękami założonymi na kark, wciąż nie mógł uwierzyć. Nagle spojrzał na mnie z półuśmiechem.

– No to będzie ciekawie na rodzinnych imprezach! – próbował zażartować, ale widziałam, że i jemu ciężko było się w tym odnaleźć.

Justyna w końcu przerwała milczenie.

Mamo… jak to możliwe? Dlaczego nam nic nie mówiłaś? – zapytała, a w jej głosie słychać było pretensję. – Przecież to... to jest takie… nierealne!

– Bo ja sama ledwo się o tym dowiedziałam – odpowiedziałam. – I uwierzcie mi, sama nie wiem, co o tym myśleć.

Justyna pokręciła głową, nadal nie potrafiąc tego przetrawić.

– A co z waszymi planami? Przecież mieliście żyć teraz na luzie, podróżować… – dodała, a w jej głosie słychać było nutę rozczarowania.

– Wiem, córcia – powiedział Marek, w końcu się odzywając. – Też czujemy się zagubieni. Ale teraz musimy dostosować się do nowej sytuacji. I jakoś to wspólnie ogarniemy.

Justyna wstała i podeszła do okna, wyraźnie próbując uspokoić emocje. Ja zaś czułam, że między nami rośnie dystans.

Nie umiałam się z tym pogodzić

Każdy dzień przypominał mi, jak daleko jestem od tego, co jeszcze niedawno wydawało się pewne. Z każdym tygodniem moje ciało coraz bardziej przypominało mi o tej nowej, niechcianej rzeczywistości. Przed lustrem patrzyłam na siebie, próbując rozpoznać tę samą Kingę, którą byłam zaledwie kilka miesięcy temu – z planami, z nadzieją na wolność. Teraz te marzenia wyglądały jak tania bajka, a mój brzuch jak wielka dynia.

Pewnego popołudnia, kiedy Marek wrócił z pracy, zaczęłam gotować obiad, ale ręce mi się trzęsły. Napięcie we mnie narastało od tygodni, a dzisiaj czułam, że nie wytrzymam. Gdy woda zaczęła wrzeć w garnku, ja eksplodowałam.

– Jak my to zrobimy, Marek?! – krzyknęłam, odkładając ostro garnek na blat. – Jak ja mam to wszystko udźwignąć?! Myślałam, że teraz, po tylu latach, będę miała czas dla siebie, dla nas! A teraz co? Znowu pieluchy, znowu nieprzespane noce, znowu całe życie podporządkowane dziecku?!

Marek spojrzał na mnie, zaskoczony moim wybuchem. Zamilkł, widząc, jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę patrzył w podłogę, potem podszedł bliżej.

– Kinga… nie wiem, co powiedzieć. Nie jestem gotowy na to tak samo jak ty. Ale... musimy to zaakceptować – szepnął, jakby sam nie wierzył w swoje słowa.

Stałam, trzęsąc się z gniewu i rozpaczy, a Marek tylko patrzył. Nie miał odpowiedzi, a ja czułam, że z każdym dniem oddalam się od tej wizji wolności, o którą tak długo walczyłam.

Musimy jakoś dać sobie radę

Minęło kilka tygodni, ale nic się nie zmieniało. Życie toczyło się dalej, choć we mnie narastało poczucie bezsilności. Każdy dzień przypominał mi, że czas płynie nieubłaganie, a ja coraz bardziej oddalam się od siebie samej. Marek próbował być wsparciem, ale w jego oczach widziałam, że i on jest zagubiony. Czasami zastanawiałam się, czy żałuje, że tak się wszystko potoczyło. Może po cichu marzył o tym, żeby było inaczej? Może gdybym to przerwała, wszystko wróciłoby do normy?

Któregoś wieczoru Marek wszedł do sypialni, kiedy siedziałam na łóżku, wpatrując się w sufit. Usiadł obok mnie, ale przez chwilę nic nie mówił. Czułam, że wisi nad nami coś niewypowiedzianego, jakieś niewygodne pytanie, które oboje baliśmy się zadać.

– Myślisz... że sobie poradzimy? – zapytał cicho, jakby sam bał się usłyszeć odpowiedź.

Spojrzałam na niego. Jego twarz była zmęczona, tak samo jak moja. Obserwowałam go przez chwilę, zastanawiając się, co tak naprawdę myśli. Czy nadal marzy o tej wolności, którą razem planowaliśmy?

– Nie wiem, Marek – odpowiedziałam szczerze, a w moich słowach nie było już żadnej siły. – Nie wiem, czy dam radę. Każdego dnia czuję, że to mnie przerasta.

Marek westchnął głęboko i położył dłoń na mojej. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, ale wiedziałam, że żadne słowa nie naprawią tej sytuacji. Przed nami była przepaść, której nie potrafiliśmy już zasypać.

Reklama

Kinga, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama