Reklama

Zawsze myślałam, że nasze małżeństwo jest takie zwyczajne, ale w tym dobrym sensie. Byliśmy razem dziesięć lat. Nie byliśmy parą, która wylewa przed innymi swoje uczucia. Żyliśmy swoim rytmem – ja w biurze, on na budowie. Mieliśmy swoje rytuały: poranną kawę, sobotnie zakupy, wieczorne filmy. Czułam się bezpiecznie, choć czasem brakowało mi bliskości, czułych gestów, zwykłego kocham cię” powiedzianego ot tak, bez powodu.

Reklama

Ale od kilku miesięcy coś zaczęło się sypać. Mateusz coraz częściej wracał późno, a na moje pytania rzucał „byłem u Pauliny, pomagam jej w mieszkaniu”. Paulina – nasza sąsiadka. Niby nic podejrzanego, a jednak zaczęłam się czuć jak piąte koło u wozu. Prawie nie rozmawialiśmy. Czułam, jakbym znikała z jego życia. Kiedy znalazłam liścik w jego kieszeni, serce mi pękło. „Dzięki, jesteś najlepszy! Nie mogę się doczekać!”. To była kropla, która przelała czarę.

Chciałam złożyć papiery rozwodowe

Czekałam, aż Mateusz wróci. Nerwowo chodziłam po salonie, patrząc na zegar, a wskazówki jakby się zatrzymały. Gdy wreszcie otworzyły się drzwi, ledwo powstrzymałam się, żeby nie wybuchnąć.

– Gdzie byłeś, do cholery? – zapytałam z drżeniem w głosie, starając się brzmieć spokojnie.

– U Pauliny, mówiłem ci – westchnął, ściągając buty.

– Znowu? – nie wytrzymałam. – Co tam robisz wieczorami? Nie widzisz, że mnie to boli?

– Karolina, przesadzasz. To drobne rzeczy, pomagam, bo jestem facetem z narzędziami, a nie rycerzem na białym koniu – próbował żartować, ale ja byłam wściekła.

– A to co? – wyciągnęłam z kieszeni jego kurtki karteczkę. – „Dzięki, jesteś najlepszy! Nie mogę się doczekać!”. Co to znaczy, Mateusz?
Spojrzał na mnie zaskoczony, potem spuścił wzrok.

– To… nic takiego.

– Nic takiego?! – głos mi się załamał. – Oszukujesz mnie? Zdradzasz mnie?!

– Karolina, przestań…

– Nie! Nie będę udawać, że nic się nie dzieje! Składam papiery rozwodowe!

Stał w ciszy, blady. Patrzyliśmy na siebie, a między nami była już tylko cisza. Odsunęłam się od niego, jakby nagle był obcy.

– Karolina… – szepnął, ale ja już odwracałam wzrok.

Moja złość eksplodowała

Nie wytrzymałam. Rano wpadłam do mieszkania Pauliny jak burza, z sercem walącym jak oszalałe. Otworzyła drzwi w dresie, z rozczochranymi włosami i zaspanym wzrokiem. Moja złość eksplodowała.

– No proszę! – krzyknęłam. – Zmęczona po wczorajszym? Co, Mateusz wyszedł późno, bo długo ci„pomagał”?!

Paulina zbladła, co jeszcze bardziej mnie nakręciło.

– Karolina, co ty…?

– Nie udawaj głupiej! – głos mi drżał, a w oczach stanęły łzy, ale nie pozwoliłam im spłynąć. – Co wy kombinujecie? Co jest między tobą a moim mężem?!

Paulina otworzyła usta, ale przez chwilę nie mogła wydusić słowa. Potem łzy popłynęły jej ciurkiem po policzkach, a głos miała cichy i drżący.

– Karolina, to nie tak… Proszę, wysłuchaj mnie…

– Wysłuchać cię?! – parsknęłam. – Nie mam ochoty słuchać twoich kłamstw!

– To było… z myślą o tobie… naprawdę… – mówiła między szlochami, ale dla mnie te słowa brzmiały jak tani teatr.

– Oszczędź sobie! – syknęłam. – Nie wierzę ci w ani jedno słowo.

Odwróciłam się na pięcie, trzaskając drzwiami tak mocno, że ściany zadrżały. Schodziłam po schodach, zaciskając pięści. Czułam, jak złość zalewa mi głowę. W myślach widziałam tylko jedno: ich razem. Śmiejących się, patrzących na siebie… A ja? Ja byłam nikim.

Patrzyłam na nią osłupiała

Kilka dni później usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam, a w progu stała Paulina – z podkrążonymi oczami, cała roztrzęsiona. W rękach trzymała jakieś pudełko.

– Karolina, proszę… Muszę ci to pokazać – powiedziała cicho, głosem pełnym bólu.

Miałam ochotę trzasnąć jej drzwiami przed nosem, ale coś mnie powstrzymało. Paulina weszła i otworzyła pudełko.

Wysypała na stół kolorowe kartki, dekoracje, bilety, notatki…

– Co to jest? – spytałam niechętnie.

– To wszystko było dla ciebie… Mateusz chciał zrobić ci niespodziankę na urodziny. Chciał zorganizować przyjęcie, romantyczny wieczór, coś wyjątkowego… Ja tylko mu pomagałam, bo znam cię lepiej niż on. Te kartki, liścik, to… – urwała, bo głos jej się załamał.

Patrzyłam na nią osłupiała. Pudełko pełne dekoracji, planów, notatek – to miało być dla mnie? Moje serce ścisnęło się w bolesnym uścisku. A ja… złożyłam papiery rozwodowe.

– On nic nie wie, że ci to przyniosłam. Ale musisz to wiedzieć… – wyszeptała Paulina, otarła łzy i wyszła, zostawiając mnie w ciszy.

A ja siedziałam w kuchni, patrzyłam na bilety na koncert i dekoracje z serduszkami… I chciało mi się płakać. Mateusz nie odbierał telefonu. Nie odpisywał na wiadomości. Nie wiedział, że złożyłam papiery. Co ja zrobiłam?

Myślałam, że mnie zdradzał

Nie mogłam już tego dłużej znieść. Wstałam, włożyłam buty i pojechałam do Mateusza na budowę. Stał tam, w odblaskowej kamizelce, rozmawiając z jakimś pracownikiem. Moje serce waliło jak młotem. Nie czekałam. Podeszłam prosto do niego.

– Mateusz, musimy porozmawiać – powiedziałam głośno, prawie drżąc.

Spojrzał na mnie zaskoczony. Wokół ludzie zwolnili, odwracali głowy, słyszałam cichy szept. Nie obchodziło mnie to.

– Karolina, co ty tu robisz? – zapytał cicho, a w jego głosie była mieszanina złości i zmęczenia.

– Przepraszam. Muszę to powiedzieć. Złożyłam te papiery rozwodowe. Myślałam, że mnie zdradzasz

Mateusz patrzył na mnie, a jego twarz wykrzywił grymas bólu.

– Naprawdę w to uwierzyłaś? Po tych wszystkich latach? – zapytał szeptem, ale w jego oczach widziałam rozczarowanie.

– Bałam się, Mateusz. Czułam się sama, odstawiona, nie wiedziałam, co myśleć. A ten liścik…

– Liścik? – powtórzył, kręcąc głową. – Karolina, czy ty w ogóle mnie znasz?

Łzy ciekły mi po policzkach, nie mogłam ich powstrzymać.

– Przepraszam. Proszę, daj nam jeszcze szansę…

Przez chwilę milczał, patrząc gdzieś w bok, a potem cicho powiedział:

Nie wiem… To wszystko strasznie boli.

Stałam tam załamana, czekając na coś więcej.

Baliśmy się strasznie oboje

Wieczorem siedzieliśmy w salonie, naprzeciwko siebie. Cisza między nami była jak gruba ściana.

– Naprawdę myślałaś, że cię zdradzam? – Mateusz odezwał się nagle, a w jego głosie było coś, co ścisnęło mnie w środku.

– Tak. – Powiedziałam to, patrząc mu prosto w oczy. – Bo wracałeś późno, nie mówiłeś nic… A ta kartka…

– Karolina, do cholery! – wybuchł, zrywając się z fotela. – Jak mogłaś mi to zrobić? Po dziesięciu latach?! Złożyłaś papiery rozwodowe bez słowa! Bez szansy, żebym mógł coś wyjaśnić!

– A co miałam zrobić? – krzyknęłam, czując, że głos mi drży. – Czekać w ciszy? Udawać, że nic się nie dzieje?

– Przynajmniej mnie zapytać! – Mateusz spojrzał na mnie z bólem. – Wiedziałaś, że mam problem z mówieniem o emocjach. Ale przecież mnie znasz!

– Właśnie, że nie znałam! – szepnęłam, a łzy spływały mi po policzkach. – Bałam się, że cię stracę… że odchodzisz…

Mateusz usiadł z powrotem, schował twarz w dłoniach.

– Ja też się bałem. Bałem się, że nie jestem dla ciebie wystarczający.

Podniosłam się, podeszłam do niego i położyłam rękę na jego ramieniu.

– Proszę… spróbujmy jeszcze raz.

Spojrzał na mnie z bólem, ale i z odrobiną nadziei.

– Dobrze… Spróbujmy.

Czekała nas długa droga

Siedziałam obok Mateusza na kanapie, patrząc na niego, kiedy spał. Oddech miał spokojny, a twarz rozluźnioną, jakby w końcu na chwilę odpuścił. Patrzyłam na niego długo, próbując zrozumieć, jak doszliśmy do tego miejsca. Jak to się stało, że prawie straciliśmy wszystko? Miałam ochotę pogłaskać go po twarzy, dotknąć policzka, ale coś mnie powstrzymało. Bałam się, że obudzę go z tego spokoju, który był nam teraz tak potrzebny.

Westchnęłam ciężko, a łzy znów napłynęły mi do oczu. Nie wiem, ile razy dzisiejszego dnia płakałam, ile razy serce zaciskało mi się z bólu. Wiedziałam tylko jedno – już nigdy nie chcę przez coś takiego przechodzić.

– Przepraszam cię, kochanie – szepnęłam cicho, choć wiedziałam, że mnie nie słyszy. – Nie potrafiłam ci zaufać…

Przymknęłam oczy, czując, jak ten spokój mnie otula. Wiedziałam, że czeka nas długa droga – rozmowy, wybaczenie, odbudowa tego, co prawie rozsypało się w pył.

Ale teraz… teraz chciałam po prostu trwać w tej chwili. Zrozumiałam, że jeszcze nie wszystko stracone. Że jeśli będziemy tego oboje naprawdę chcieć, damy radę. I że miłość… to nie słowa, to nie perfekcyjne życie. To trwanie przy sobie wtedy, kiedy najbardziej boli.

Położyłam się obok i przytuliłam delikatnie do Mateusza. Zamknęłam oczy. Chciałam wierzyć, że jutro będzie lepiej. Że razem zbudujemy coś nowego.

Karolina, 46 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama