„Gdy chłopak zaprosił mnie na luksusową kolację, spodziewałam się oświadczyn. Miał jednak zupełnie inne zamiary”
„W restauracji było romantycznie. Światła były przygaszone, na stolikach paliły się świece, a z głośników płynęła cicha muzyka. Michał siedział naprzeciwko mnie, elegancki. Wyglądał dobrze, chociaż jego mina była dziwnie poważna”.

- Redakcja
Michał zaprosił mnie na kolację. Powiedział tylko, że to „ważny wieczór” i poprosił, żebym zarezerwowała sobie czas. Próbowałam z niego coś wyciągnąć, ale uśmiechał się tylko tajemniczo i ucinał rozmowę. Od tamtej chwili nie mogłam myśleć o niczym innym.
Byłam tego pewna
Byliśmy razem od dwóch lat. Dwa lata wspólnych wieczorów, wakacyjnych wyjazdów, pierwszych kłótni i tych magicznych chwil, kiedy patrzyłam na niego i myślałam: „To jest mój ukochany. Chcę z nim być na zawsze”. Kochałam go. Może nawet za bardzo, bo w mojej głowie od dawna układał się plan – ślub, dom, wspólne życie. Chciałam tego. Z całego serca.
Teraz czułam, że to może być właśnie ten wieczór. Czekałam na niego od rana, pełna ekscytacji i nadziei. Wybrałam sukienkę – ciemnoczerwoną, elegancką, dopasowaną, z dekoltem, który podkreślał obojczyki i delikatnie opinał talię. Wcześniej byłam u fryzjera, potem u kosmetyczki, nawet paznokcie zrobiłam pod kolor.
Uśmiechałam się sama do siebie, przeglądając się w lustrze, wyobrażając sobie, jak będzie wyglądał ten wieczór: romantyczne światła, jego ciepły głos, kieliszek wina, a potem… te słowa, na które czekałam od dawna: „Kamila, zostaniesz moją żoną?” – wyobrażałam sobie, jak to mówi. Już nawet wiedziałam, co odpowiem: „Tak, oczywiście!”. Może się rozpłaczę, może się roztrzęsę, ale będzie pięknie.
To miał być mój moment
W restauracji było romantycznie. Światła były przygaszone, na stolikach paliły się świece, a z głośników płynęła cicha muzyka. Michał siedział naprzeciwko mnie, elegancki. Wyglądał dobrze, chociaż jego mina była dziwnie poważna. Nie patrzył na mnie, tylko gdzieś ponad moim ramieniem, jakby wypatrywał kogoś.
– Coś taki zamyślony? – zagadnęłam, starając się brzmieć lekko, choć w środku czułam się jak przed ważnym egzaminem. – Wiesz, mam przeczucie, że ten wieczór będzie wyjątkowy…
Przygryzłam wargę, oczekując odpowiedzi, ale Michał wzruszył tylko ramionami i skinął głową, jakby wcale nie słyszał tego, co powiedziałam. Odpowiedział cicho, bez uśmiechu:
– Może.
Powiedziałam coś o wystroju restauracji, o tym, że mają tu świetne desery – byłam pewna, że właśnie o to chodziło. Ale Michał był cichy. Wodził wzrokiem po sali, bawił się serwetką, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się rozmyślił. Patrzyłam na jego dłonie – te same, które kiedyś tak pewnie trzymały moje w kinie, na spacerze, podczas pierwszego wyjazdu. Teraz wyglądały, jakby chciał je schować pod stół.
Zaskoczył mnie
Kiedy po kolacji kelner zabrał talerze, serce zabiło mi szybciej. Wstrzymałam oddech i spojrzałam na Michała. On patrzył na mnie, ale jego wzrok był inny, niż sobie wyobrażałam. Nie było w nim radości, ekscytacji, czułości. Była jakaś dziwna powaga, jakby przygotowywał się na coś, co sam uważał za nieuniknione.
– Kamila, musimy porozmawiać. To nie jest łatwe… Myślę, że to nie ma sensu. Nasz związek… on się wypalił. Nie chcę cię dłużej oszukiwać.
Słuchałam jego słów, ale one jakby nie docierały do mnie w całości. Każde kolejne brzmiało jak uderzenie w twarz. Nie miałam siły zapytać dlaczego. Nie potrafiłam wykrztusić niczego sensownego. Patrzyłam na niego i tylko cicho, niemal bezgłośnie powiedziałam:
– Przecież… my… planowaliśmy…
Czułam, jak świat mi się kruszy pod stopami. Siedziałam jak sparaliżowana, patrząc na pusty talerzyk po deserze.
Byłam w szoku
Michał wstał, jakby nic się nie stało, poprawił mankiety koszuli, spojrzał na mnie jeszcze raz i powiedział cicho:
– Przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić.
Nie odpowiedziałam. Słowa nie przechodziły mi przez gardło. Patrzyłam, jak się odwraca, jak idzie do drzwi, jak mija kelnera.
Michał zniknął. Po prostu wyszedł, zostawiając mnie w restauracji, w tej chwili, która miała być nasza, a teraz była już tylko moja. Zostałam sama z tym pustym miejscem naprzeciwko, z ciszą, która dudniła mi w uszach, i z oczami pełnymi łez, które spływały cicho po policzkach.
Patrzyłam na ludzi wokół – śmiali się, rozmawiali, dzielili kawałki ciasta, trącali się kieliszkami wina. Dla nich świat biegł swoim rytmem, a mój właśnie stanął w miejscu. „Co ja powiem rodzicom? Co powiem przyjaciółkom? Co ja w ogóle teraz zrobię?” – myśli kotłowały się w mojej głowie, a odpowiedzi nie było.
Wyszłam z restauracji w milczeniu, z pustką w głowie i ciężarem w piersi, który niemal nie pozwalał mi oddychać. Ulice tętniły życiem, ludzie spacerowali, śmiali się, a ja szłam wśród nich, czując, jakby odgradzała mnie od nich gruba, niewidzialna szyba.
To był koniec
Wsiadłam do autobusu, usiadłam przy oknie i wpatrywałam się w ciemne ulice, które mijałam. Pustka mieszkania uderzyła mnie od progu. Zdjęłam buty, weszłam do sypialni i stanęłam przed lustrem. Czerwona sukienka, którą wybrałam tak starannie, teraz wyglądała żałośnie. Makijaż rozmazany, włosy potargane, oczy czerwone i opuchnięte. Patrzyłam na swoje odbicie długo, w ciszy, w tej obezwładniającej samotności.
– Jak mogłam być taka głupia? – szepnęłam sama do siebie. – Przecież on już dawno był obojętny… Jak mogłam tego nie zauważyć?
Sięgnęłam po telefon. Otworzyłam galerię zdjęć i przewijałam jedno po drugim. My na plaży, na spacerze, przy choince, uśmiechnięci, zakochani. Każde zdjęcie było jak cios. Chciałam je usunąć, wszystkie, wyrzucić z pamięci, z serca, ale zatrzymałam palec tuż nad ikoną kosza. Nie potrafiłam. Zamknęłam galerię i odłożyłam telefon.
Byłam zdruzgotana
Noc była długa i bezsenna. Przewracałam się z boku na bok, wpatrując się w ciemny sufit, licząc oddechy, próbując zmusić myśli do milczenia. Bezskutecznie.
Nad ranem, kiedy światło zaczęło sączyć się przez rolety, wstałam powoli. Czułam się, jakbym przeżyła coś, czego nie da się cofnąć, jakby noc zmieniła mnie w kogoś innego, kogoś, kto już nigdy nie będzie czekał na bajkowe oświadczyny.
W łazience spojrzałam na siebie w lustrze. Rozmazany tusz, podkrążone oczy, włosy w nieładzie. Westchnęłam i zaczęłam zmywać makijaż, jeden ruch po drugim, jakby to mogło zetrzeć ból, który czułam w środku.
Potem usiadłam przy stole i patrzyłam przez okno. Świat na zewnątrz toczył się dalej – ludzie spieszyli się do pracy, dzieci szły do szkoły, ktoś wyprowadzał psa. A ja siedziałam, czując, jakby coś we mnie umarło.
Kamila, 26 lat
Czytaj także:
- „Chciałem zaimponować dziewczynie, ale tylko się zbłaźniłem. Zostałem sam, na dodatek z pustym portfelem”
- „Wnuk liczył koperty na komunii jak liczykrupa, wykrzykując, że dają mu ochłapy. Za taką chciwość pójdzie do piekła”
- „Gdy teść przepisał na mnie warsztat, szwagier nagle przypomniał sobie, że ma rodzinę. Chodziło mu tylko o pieniądze”