Reklama

W firmie zaczynałam od najniższego szczebla, od prostego księgowania faktur, po dziś dzień nie zamieniłam pracy. Wtedy wydawało mi się to sukcesem, dziś? Codziennie walczę z myślą, że może powinnam to rzucić, może to nie jest miejsce dla mnie. Niby mam pewność wypłaty na czas, ale na koniec miesiąca i tak muszę wybierać, który rachunek zapłacić pierwszy. Piotr stara się mnie wspierać, ale coraz bardziej widzę, że nasza sytuacja go przytłacza.

Reklama

W pracy jest coraz dziwniej. Opóźnienia, jakieś niedomówienia... Zauważyłam kilka błędów w księgach, które powinny mnie zainteresować bardziej, ale nie miałam odwagi. Nie dziś, może jutro.

Odkryłam nieścisłości

Siedziałam przy biurku, próbując skupić się na pracy, ale myśli wracały do tego samego miejsca. Te błędy w księgach nie dawały mi spokoju. Coś było nie tak, to było więcej niż kilka drobnych omyłek. Na początku zrzucałam to na stres i przemęczenie – w końcu kto się nie pomyli? Ale te liczby... one po prostu nie pasowały. I co dziwne, Tomasz, mój szef, zdawał się zupełnie tym nie przejmować. Każdy dzień był coraz bardziej chaotyczny, ale on trzymał się, jak gdyby nic się nie działo.

Po kilku godzinach pracy, podjęłam decyzję. Muszę to sprawdzić dokładniej. Otworzyłam dokumenty z ostatnich miesięcy i zaczęłam porównywać szczegóły – daty, kwoty, przelewy. Im dłużej w to patrzyłam, tym bardziej czułam, jak robi mi się zimno. Wszystko wskazywało na to, że Tomasz coś ukrywa. Ktoś tu nieźle kombinował z kasą.

Zegarek wskazywał już prawie 19. Powinnam była iść do domu, ale nie mogłam się oderwać. Czułam, jakby ta sprawa mnie pochłaniała. W końcu zebrałam się na odwagę. Wiedziałam, że nie będę mogła spokojnie spać, jeśli nie porozmawiam o tym z Piotrem.

Zwierzyłam się mężowi

Wróciłam do domu, gdzie Piotr siedział na kanapie, wpatrzony w ekran telewizora. Widok tego samego serialu, który oglądał codziennie, nie poprawiał mi humoru, ale dzisiaj nie miałam siły na kłótnie. Zrzuciłam torbę na krzesło i usiadłam obok niego.

– Piotr, musimy pogadać.

Spojrzał na mnie, wyłączając telewizor. W jego oczach było coś, co trudno mi było zignorować – zmęczenie, zniechęcenie? Może tak wygląda człowiek, który już nie widzi wyjścia.

– Co się dzieje? – zapytał, marszcząc brwi.

Opowiedziałam mu wszystko – od dziwnych opóźnień, przez błędy w księgach, aż po to, co właśnie odkryłam. Przez chwilę siedział w ciszy, przyglądając się mojej twarzy. Nie wiedziałam, co myśli, ale jego milczenie mnie niepokoiło.

– I co teraz? – w końcu odezwał się spokojnym głosem. – Zamierzasz to zgłosić?

Westchnęłam głęboko, opierając się o kanapę. To pytanie kołatało mi w głowie przez cały dzień. W teorii wiedziałam, co powinnam zrobić. Przecież pracownicy zasługują na uczciwość. Ale co, jeśli to mnie wpakowałoby w kłopoty?

– Nie wiem, Piotr. Jeśli to zgłoszę, może stracę pracę. A co, jeśli Tomasz ma coś na mnie? Przecież on może mnie w to wciągnąć.

– A co, jeśli nie zrobisz nic? – Piotr mówił cicho, ale w jego głosie czułam presję. – Zosiu, musisz to zgłosić. Nie ma innego wyjścia.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– I co wtedy? Z czego będziemy żyć, jeśli mnie zwolnią? Już teraz ledwo ciągniemy...

Piotr pokręcił głową, jakby walczył z własnymi myślami.

– Nie możemy tego tak zostawić. Musisz coś z tym zrobić.

Te słowa odbijały się w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak Piotr wrócił do oglądania telewizji. To była prawda. Wiedziałam, że muszę podjąć jakąś decyzję, ale bałam się, co może z tego wyniknąć.

Szef kazał mi milczeć

Następnego dnia w pracy atmosfera była napięta. Czułam, jak serce bije mi szybciej na samą myśl o tym, co odkryłam. Przez cały poranek unikałam wzroku Tomasza, nie wiedząc, jak się zachować. W mojej głowie kłębiły się myśli: „Powinnam iść z tym do kogoś, ale do kogo? Co jeśli Tomasz już wie, że coś podejrzewam?”

Przed południem zapukałam do jego biura. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a Tomasz siedział za swoim biurkiem, jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnął się lekko, gdy weszłam.

– Zosia, coś się stało? – zapytał, jakby naprawdę się troszczył.

Czułam, jak wzbiera we mnie panika, ale musiałam to z siebie wyrzucić.

– Tomasz, musimy porozmawiać. Zauważyłam coś dziwnego w księgach... – powiedziałam, próbując utrzymać pewność w głosie.

Uśmiech zniknął z jego twarzy. Przez chwilę mierzył mnie wzrokiem, a potem opadł na fotel, splatając dłonie przed sobą.

– Wiesz, Zosiu, czasem w biznesie trzeba podejmować trudne decyzje. Ale ty, jako księgowa, powinnaś to rozumieć – mówił chłodno, a w jego oczach błysnęło coś, co sprawiło, że poczułam się nieswojo. – Oczywiście... mogę to wynagrodzić.

Zamarłam. Tomasz bezceremonialnie proponował mi łapówkę.

– Pomyśl o tym – dodał, uśmiechając się, jakby to była zwykła rozmowa o podwyżce.

Wyszłam z jego biura z rękami trzęsącymi się jak liście na wietrze. W co ja się wplątałam?

Miałam mętlik w głowie

Cały dzień nie mogłam przestać o tym myśleć. Tomasz chciał mnie kupić – i to tak bezczelnie, jakby to było coś zupełnie normalnego. Jego oferta wracała do mnie wciąż na nowo, jak echo, które odbijało się w mojej głowie. „Wynagrodzić”. Co to w ogóle znaczyło? Ile mógłby mi zaoferować, bym przymknęła na to wszystko oko? Tysiąc? Dwa tysiące? A może coś więcej? Kwota mogłaby pokryć długi, mogłaby dać mi spokój… ale jakim kosztem?

Po pracy wróciłam do domu, gdzie Piotr siedział przy stole, wpatrzony w jakieś ogłoszenia o pracę. Znowu. Ostatnie miesiące były dla niego piekłem – aplikował, chodził na rozmowy, a potem wracał z pustymi rękami. Wiedziałam, że czuje się bezużyteczny, że myśli, że to jego wina. Nasza sytuacja odbijała się na wszystkim.

– Jak w pracy? – zapytał beznamiętnie, nawet nie odrywając wzroku od ekranu.

Usiadłam ciężko naprzeciwko niego. Czułam, jak stres zaciska mi gardło.

– Piotr, Tomasz wie, że odkryłam coś w księgach. I… zaproponował mi pieniądze. Łapówkę – powiedziałam cicho, patrząc na niego z niepewnością.

Zamarł na chwilę, a potem powoli podniósł wzrok. W jego oczach widziałam mieszankę zaskoczenia i złości.

– Łapówkę? – zapytał, jakby nie mógł w to uwierzyć.

Kiwnęłam głową.

– To skomplikowane. Gdybyśmy te pieniądze wzięli, moglibyśmy wyjść na prostą...

Wahałam się, co zrobić

Piotr zamilkł, wpatrując się we mnie. Widziałam, jak walczy ze sobą. W końcu odłożył laptopa i przetarł twarz dłońmi.

– Zosiu, mówisz serio? – Jego głos był dziwnie spokojny, co tylko bardziej mnie przerażało. – Naprawdę myślisz, żeby to rozważyć?

– Nie wiem, Piotr... – westchnęłam, czując narastający ciężar w piersi. – Te pieniądze mogłyby nam pomóc. Moglibyśmy spłacić długi, zacząć od nowa. W końcu przestać się martwić o każdy miesiąc.

W jego oczach dostrzegłam coś, co mnie zabolało. Zmęczenie, frustracja, może nawet nadzieja? Piotr wstał, przeszedł kilka kroków w stronę okna i odwrócił się do mnie.

– A co z tobą? Co z twoimi zasadami? Zosią, którą znam, która zawsze była uczciwa, która nigdy nie pozwalała sobie na żadne machlojki? Naprawdę chcesz to wszystko poświęcić dla pieniędzy?

Cisza rozciągnęła się między nami, ciężka i gęsta. Patrzyłam na niego, zastanawiając się, czy kiedykolwiek zrozumie, jak bardzo to wszystko mnie przytłacza. Chciałam krzyknąć, że już nie mam siły walczyć. Że ten cały ciężar, ta uczciwość, którą tak ceniłam, teraz dusiła mnie każdego dnia. Ale nie powiedziałam nic. Zamiast tego spuściłam wzrok na swoje dłonie, które drżały na kolanach.

Zosiu, nie możemy tego zrobić – powiedział w końcu, cicho, prawie błagalnie. – To nas zniszczy. Nawet jeśli te pieniądze przyniosą ulgę, to co dalej? Jak będziesz z tym żyć?

Przymknęłam oczy. Piotr miał rację. Wiedziałam to. Ale czułam się, jakby cały świat naciskał na mnie, zmuszając do podjęcia decyzji, której wcale nie chciałam.

– Muszę to przemyśleć – powiedziałam w końcu. – Muszę... jakoś to sobie poukładać.

Piotr skinął głową, ale w jego spojrzeniu widziałam, że zaczynamy się od siebie oddalać. I to bolało bardziej niż wszystko inne.

To były duże pieniądze

Kiedy Tomasz poprosił mnie do swojego biura, wiedziałam, że nie będzie to zwykła rozmowa. Szłam korytarzem, czując, jak nogi robią się cięższe z każdym krokiem. Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić. „Muszę być silna” – powtarzałam sobie w myślach. Ale to nie było takie proste.

Otworzyłam drzwi, a Tomasz siedział za swoim biurkiem, jak zawsze spokojny i pewny siebie. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek i wskazał miejsce naprzeciwko. Usiadłam, starając się, by moje ręce nie drżały.

– Zosiu, cieszę się, że przyszłaś – zaczął, uśmiechając się lekko, ale ten uśmiech nie sięgał jego oczu. – Zastanawiałem się, czy przemyślałaś naszą ostatnią rozmowę.

Miałam wrażenie, że ziemia pod moimi stopami się ugina. „Naszą rozmowę”. Jakby proponowanie łapówki było czymś normalnym, jakbyśmy omawiali podwyżkę. Czułam, jak gniew powoli we mnie narasta, ale wzięłam głęboki oddech.

– Tomasz, nie mogę tak po prostu udawać, że nic się nie stało. Wiem, co znalazłam w księgach – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – To nie jest zwykły błąd.

Tomasz westchnął, po czym oparł się o oparcie fotela i splótł dłonie. Znowu ten chłodny, wyrachowany uśmiech.

– Zosiu, jestem pewien, że potrafisz zrozumieć, że firma to nie zawsze czysta gra. Czasem trzeba podjąć trudne decyzje, ale to wszystko dla dobra pracowników, w tym także dla ciebie – mówił tonem człowieka, który uważał, że to jedyna słuszna droga. – Zawsze byłem wobec ciebie uczciwy. A teraz mogę ci się odwdzięczyć.

– O czym ty mówisz? – spytałam, choć znałam odpowiedź.

– 20 tysięcy – powiedział bez wahania. – Tyle ci zapłacę, jeśli przymkniesz oko na te sprawy. To dużo pieniędzy, Zosiu. Z tego, co wiem, masz trochę długów...

Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. 20 tysięcy złotych. To była ogromna kwota. Wystarczyłaby, by spłacić większość moich długów, może nawet wszystkich. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu. W głowie kotłowały się myśli, a Tomasz, widząc moje wahanie, nachylił się do przodu.

– Pomyśl o tym, Zosiu. Te pieniądze mogą ci pomóc wyjść z dołka. Nie musisz się martwić o przyszłość. Wszyscy wygrywają.

Stanowczo odmówiłam

Jego słowa brzmiały kusząco. Każdy dzień to była walka, a teraz nagle mogłabym poczuć ulgę. Spojrzałam w bok, wpatrując się w półki z dokumentami. Moje zasady mówiły, że to, co robił, było złe. Ale 20 tysięcy... To mogło odmienić moje życie. Piotr przestałby się zamartwiać, a ja w końcu mogłabym spać spokojnie.

– Zosiu – Tomasz przerwał ciszę, jego głos był teraz miększy. – To tylko biznes. Nic osobistego. Każdy to rozumie.

Zamknęłam oczy na chwilę, próbując się zebrać. Czułam, jak bardzo to mnie rozbija. Nie mogłam się poddać, ale ta propozycja miała w sobie coś niebezpiecznie kuszącego. Powoli uniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.

Nie mogę tego zrobić – wyszeptałam.

Tomasz patrzył na mnie przez chwilę, jakby nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. W jego oczach pojawił się cień zaskoczenia, ale szybko zniknął, ustępując miejsca zimnemu, kalkulującemu spojrzeniu. Zrozumiał, że moja odpowiedź była ostateczna.

– Zosiu, jesteś pewna? – zapytał, nachylając się lekko nad biurkiem. – Pamiętaj, że nie każda okazja wraca. Zastanów się dobrze, bo jeśli teraz powiesz „nie”, to nie będziesz miała drugiej szansy.

Wiedziałam, że to nie było puste ostrzeżenie. Tomasz miał władzę. Mógł sprawić, że z dnia na dzień stracę pracę i reputację. Jeśli chciał, mógł zrobić ze mną wszystko, w końcu byłam tylko małą księgową, a on właścicielem firmy.

Ale ja nie mogłam się poddać. Czułam, jak wewnętrzny głos, którego starałam się przez ostatnie dni nie słuchać, powoli się przebija. To nie była już kwestia pieniędzy czy długów. To była kwestia tego, kim byłam. Kim chciałam być. 20 tysięcy mogło rozwiązać moje problemy, ale tylko na chwilę. Później zostałaby tylko pustka i poczucie winy, które już nigdy by mnie nie opuściło.

Pewnie zostanę bez pracy

– Jestem pewna – odpowiedziałam, a mój głos zabrzmiał pewniej, niż się spodziewałam.

Tomasz odsunął się na krześle, splótł dłonie na kolanach i przyglądał mi się w ciszy. Atmosfera w pokoju gęstniała z każdą sekundą, ale wiedziałam, że nie mogę się wycofać.

– Rozumiem – powiedział w końcu, choć w jego głosie nie było ani cienia zrozumienia. Widziałam to w jego oczach – to była zimna kalkulacja. – W takim razie... będzie ci trudno. Bardzo trudno, Zosiu.

Jego słowa zawisły w powietrzu jak groźba, ale ja już podjęłam decyzję. Nie mogłam tego zrobić. Odsunęłam krzesło i wstałam, czując, jak nogi się pode mną uginają.

– Dziękuję za rozmowę – powiedziałam tylko i ruszyłam w stronę drzwi, starając się, by moje kroki były pewne.

Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, przez chwilę stałam oparta o ścianę, próbując złapać oddech. Moje serce waliło jak szalone. Nie wiedziałam, co będzie dalej. W drodze do swojego biurka miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą. Wiedziałam, że to tylko paranoja, ale nie mogłam się jej pozbyć. Co, jeśli Tomasz zacznie teraz działać przeciwko mnie? Co, jeśli będę następna na liście zwolnień?

Zanim usiadłam przy biurku, wzięłam głęboki oddech. Musiałam to jakoś poukładać. Może i odmówiłam, ale wiedziałam, że ta decyzja pociągnie za sobą konsekwencje, których nie mogłam przewidzieć. Wypowiedzenie było teraz tylko kwestią czasu.

Reklama

Zosia, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama