Reklama

Kiedyś nasze życie było inne. Lżejsze. Śmialiśmy się z byle czego, siedzieliśmy przy stole do późna, opowiadając sobie o marzeniach, o tym, jak wychowamy nasze dziecko, gdzie będziemy mieszkać, jak razem się zestarzejemy. Wydawało się, że nic nie jest w stanie nas rozdzielić.

Reklama

Wszystko się zmieniło

Teraz wszystko jest inne. Hubert wraca do domu jakby z przymusu. Patrzy na mnie nieobecnym wzrokiem, rzuca zdawkowe odpowiedzi. Czasami, kiedy mijamy się w przedpokoju, czuję, jakby stał obok mnie obcy człowiek. Szukam w nim tamtego Huberta, mojego męża, ale znajduję tylko zamkniętą twarz i krótkie spojrzenia, które więcej ukrywają niż mówią.

Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęliśmy się od siebie oddalać. Może wtedy, gdy zaczęłam czuć, że coś przede mną ukrywa? Że w jego głosie jest napięcie, którego wcześniej nie było? A może to ja zaczęłam widzieć rzeczy, które wcale nie istniały? Czasami się boję, że to we mnie coś pękło. Ale zaraz potem przychodzi myśl, która nie daje mi spokoju: może jednak mam rację? Może Hubert naprawdę coś przede mną ukrywa?

Żyjemy razem, ale jakby osobno. On coraz częściej wychodzi, coraz mniej mówi. A ja coraz częściej patrzę na niego z lękiem. Boję się, że nasza historia właśnie się kończy. Że dom, który budowaliśmy razem, zmienił się w więzienie. I że już niedługo zostanę w nim sama.

Miałam intuicję

Hubert znowu wrócił późno. Stałam przy oknie i widziałam, jak wjeżdża na podjazd, powoli, jakby nie miał ochoty przekraczać progu tego domu. W środku aż mnie ścisnęło. Wiedział, że czekam. Wiedział, że nie zasnę, dopóki go nie zobaczę. Gdy tylko przekroczył próg, rzuciłam pytanie, zanim zdążył zdjąć kurtkę.

– Gdzie byłeś?

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Korki. Robota się przeciągnęła – mruknął.

Chciałam uwierzyć. Naprawdę chciałam. Ale coś w jego głosie, w sposobie, w jaki odwracał wzrok, budziło we mnie niepokój. Ścisnęłam palce, żeby się opanować, ale słowa same cisnęły mi się na usta.

– Telefonu też nie miałeś? – zapytałam ostrzej, niż zamierzałam.

– Kinga, nie będę prowadził i pisał jednocześnie – odpowiedział, wzdychając ciężko.

Znałam go za dobrze, żeby uwierzyć, że to tylko zmęczenie. Że to tylko praca. Że nie ma w tym nic więcej. Kiedyś dzielił się ze mną wszystkim. Teraz zamykał się przede mną jak w twierdzy.

Zrobiłam krok w jego stronę. Zanim zdążyłam się powstrzymać, zadałam to pytanie.

– A twoja była? Wróciła, prawda? Czyli wróciły też twoje uczucia?

Podejrzewałam go

Zamrugał, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. Ale ja widziałam, jak mięśnie jego szczęki napinają się pod skórą. Jakby walczył, by nie wybuchnąć.

– Kinga, to absurdalne – powiedział spokojnym tonem, który wcale mnie nie uspokajał. – Widziałem ją raz. Przypadkiem.

Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się i poszłam do kuchni, trzaskając drzwiami. Musiałam się od niego odciąć, choćby na chwilę, bo czułam, że jeśli zostanę, powiem coś, czego potem nie będę mogła cofnąć.

Stanęłam przy zlewie, patrząc w ciemność za oknem. Próbowałam uspokoić oddech. Próbowałam nie myśleć o tym, że najgorsze dopiero przed nami.

Słuchałam, jak Hubert rozmawia z naszą córką Olą w salonie. Ich głosy były ciepłe, lekkie, jakby nic złego się nie działo. Bolało mnie to. Dlaczego dla niej potrafił być taki czuły, a dla mnie – zamknięty?

Chciałam poznać prawdę

Kiedy Ola została sama, przykucnęłam obok niej.

– Skarbie… – zaczęłam delikatnie. – Tata coś mówił o cioci Kasi?

Córka spojrzała na mnie zdziwiona.

– O kim?

– O cioci Kasi. Może wczoraj, jak go nie było?

Pokręciła głową, zmieszana.

– Nie wiem… Tata mówił, że pracował. A potem czytał mi bajkę.

Zacisnęłam usta, czując, jak serce ściska mi się z bezradności. Patrzyłam na moją małą córeczkę, zagubioną, nieświadomą burzy, jaka w nas narastała. I nienawidziłam siebie za to, że ją w to wciągam.

Usiadłam na podłodze i objęłam Olę, wtulając twarz w jej włosy. Tak bardzo chciałam wierzyć, że wszystko jeszcze da się uratować. Ale gdzieś głęboko wiedziałam, że nie potrafię już przestać szukać odpowiedzi.

Nie spodziewałam się

Kolejnego wieczoru znów stałam w oknie. Słyszałam, jak jego samochód podjeżdża i parkuje. Moje ręce drżały, ale w oczach miałam już tylko pustkę. Kiedy Hubert wszedł, nie dałam mu nawet zdjąć butów.

– Wiem, że do niej jeździsz – powiedziałam sztywno, patrząc mu prosto w twarz.

Nie zaprzeczył. Nie tłumaczył się. Tylko patrzył na mnie długo i cicho, jakby ważył każde słowo.

– Byłem u prawnika. W sprawie naszego rozwodu – odpowiedział spokojnie.

Przez sekundę świat zawirował. Poczułam, jak nogi się pode mną uginają. Oparłam się o ścianę, próbując złapać oddech. Hubert nie podszedł. Stał tam, jakby już mnie nie widział. Jakbyśmy od dawna byli dla siebie obcymi ludźmi.

– Dlaczego?

Spojrzał na mnie, jakby szukał właściwych słów. Widziałam, że się waha.

– Bo to już nie jest dom. To więzienie – powiedział w końcu. – Czuję się tutaj podejrzanym, nie mężem. Nic mnie już nie trzyma. Nawet nie chodzi o Kasię, chodzi o nas. O brak zaufania.

Patrzyłam na niego, a każde słowo wbijało się we mnie jak nóż. Chciałam zaprzeczyć, krzyczeć, obwiniać, ale nie miałam siły. Prawda była zbyt ciężka, żeby ją odrzucić.

Byłam zrozpaczona

Poczułam, jak narasta we mnie pustka. Jak wszystko, co budowaliśmy przez te lata, rozpada się na drobne kawałki. I nie miałam pojęcia, czy cokolwiek da się jeszcze poskładać.

Siedziałam na kanapie, w milczeniu obserwując, jak Hubert pakuje walizkę. Każdy jego ruch był jak cios. Z każdym złożonym ubraniem czułam, jak traciłam go bardziej. Ola podbiegła do niego, chwytając go za rękaw.

– Tato, zostaniesz na noc?

Zamarłam. Chciałam się odezwać, powiedzieć coś, cokolwiek, ale gardło miałam zaciśnięte. Hubert uklęknął przy córce, spojrzał jej w oczy.

– Muszę na chwilę wyjść, kochanie – powiedział cicho.

Patrzyłam, jak Ola przytula się do jego szyi, nie rozumiejąc, że właśnie traci ojca. Patrzyłam, jak odwraca się i idzie do drzwi, a z każdym jego krokiem czułam się coraz bardziej pusta. Nie zatrzymałam go. Wiedziałam, że już nie mam prawa.

Kinga, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama