Reklama

Nie lubię Dnia Dziecka. Co roku przypomina mi, jak bardzo zawodzę jako matka. Wiem, to okropne myśli – przecież robię, co mogę, naprawdę się staram. Ale kiedy widzę Olka, jak patrzy przez okno, wypatrując, czy może ktoś niespodziewanie przyniesie mu wymarzoną deskorolkę, serce mi pęka. To nie pierwszy raz, kiedy muszę mu powiedzieć „nie teraz, kochanie”. I za każdym razem widzę w jego oczach to samo: smutek, zawód, tę cichą rezygnację, której nie powinno być u ośmiolatka.

Reklama

Jestem samotną mamą, która pracuje w sklepie spożywczym i próbuje ogarnąć życie tak, żeby Olek nie czuł się gorszy. Ale nie oszukujmy się – czasem się czuje. Czuje, że mama nie ma na wszystko pieniędzy, że nie ma czasu, że jest wiecznie zmęczona. Nie umiem mu tego wytłumaczyć. Jak powiedzieć dziecku, że się nie da, że marzenia muszą poczekać? Zwłaszcza takie marzenia, jak deskorolka. Olek opowiada o niej od miesięcy. Widzi, jak chłopcy z osiedla śmigają na swoich deskach, robią triki, śmieją się. A on tylko patrzy.

Wczoraj, gdy wracałam z pracy, zobaczyłam go, jak stoi przy płocie, zapatrzony w tych chłopaków. Nie powiedział nic. Ale ja wiedziałam. W jego oczach był ten błysk, to ciche pytanie: „Mamo, czy ja też kiedyś będę miał taką deskę?”. Nie wiem, co zrobić. W sklepie szefowa znów dała mi burę za spóźnienie – musiałam odprowadzić Olka do szkoły, a potem tramwaj utknął w korku. Wrzeszczała na mnie, jakbym była dzieckiem, które coś przeskrobało. Czasem myślę, że wszystko idzie źle. Że jestem kiepską matką, kiepską pracownicą, kiepską kobietą. Ale mam Olka. I dla niego muszę się pozbierać. Nawet jeśli to oznacza prosić o pomoc, choć wstyd mnie zżera od środka.

Byłam sama z wielkim poczuciem winy

– Mamo, a wiesz, jakbym miał deskorolkę, to mógłbym się nauczyć skakać… tak jak Kuba z trzeciego piętra. On umie robić takie sztuczki, że wszyscy się patrzą – Olek spojrzał na mnie tymi swoimi dużymi, błyszczącymi oczami, a ja czułam, jak coś we mnie pęka.

– Kochanie, wiesz, że teraz nie możemy… – zaczęłam ostrożnie, bo widziałam, jak jego buzia zaczyna drżeć.

– Ale ja nie chcę tej z bajki… Chciałbym taką zwykłą, choćby używaną… – głos mu zadrżał, a ja już wiedziałam, że to będzie ten moment, kiedy znów złamię mu serce.

– Olku, wiem, że marzysz o deskorolce, ale teraz mamy inne wydatki. Musimy zapłacić rachunki, kupić jedzenie… – tłumaczyłam, choć czułam, że moje słowa grzęzną mi w gardle.

Olek spojrzał na mnie przez chwilę, a potem cicho powiedział:

– Nic nie szkodzi, mamo. Może kiedy indziej…

I wtedy mnie zamurowało. Siedziałam na tej starej kanapie, patrzyłam na swoje dziecko, które powinno skakać z radości, a zamiast tego udawało, że wcale mu nie zależy. Poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu, ale odwróciłam głowę, żeby nie widział. Nie mogłam pozwolić, żeby widział moją słabość.

Kiedy wyszedł do swojego pokoju, zostałam sama z tym cholernym poczuciem winy. Z tą świadomością, że jestem matką, która nie potrafi spełnić najprostszego dziecięcego marzenia. I wtedy zrozumiałam, że muszę coś zrobić. Że nie mogę tak po prostu siedzieć i patrzeć, jak mój syn uczy się rezygnować.

Łzy same napływały mi do oczu

W pracy czułam, jak w gardle rośnie mi gula. Wciąż miałam przed oczami smutną twarz Olka i te jego słowa: „Może kiedy indziej”. Było mi duszno, niewygodnie, jakby mnie coś ściskało od środka.

– Natalia, znowu spóźniona! – rozległ się skrzekliwy głos szefowej, gdy tylko przekroczyłam próg sklepu. – Ile razy mam ci powtarzać, że to nie jest prywatny folwark?!

– Przepraszam, naprawdę przepraszam. Tramwaj stanął, a jeszcze musiałam odprowadzić Olka do szkoły... – zaczęłam, ale jej wzrok był ostry jak stalowe ostrze.

– Nie interesuje mnie twój tramwaj, ani twój Olek. Masz być punktualnie. Jak ci nie pasuje, droga wolna. – Odwróciła się na pięcie, zostawiając mnie ze ściśniętym gardłem.

Chciało mi się płakać. Nie, nie chciało – łzy same napływały mi do oczu. Zacisnęłam zęby i wzięłam głęboki wdech. Muszę się trzymać. Muszę…

Po pracy wpadłam do parku, gdzie czekała już Kasia. Siedziała na ławce z tym swoim uśmieszkiem, jakby świat zawsze miał dla niej jakiś specjalny plan.

– Natalka, wyglądasz, jakbyś zaraz miała się rozpłakać. Co się stało?

Wylałam z siebie wszystko: Olek, deskorolka, szefowa, bezradność… Słuchała, kiwając głową, a potem pokiwała mi palcem, jakby mówiła do dziecka:

– Natalka, ogarnij się. Sprzedaj coś na internecie, zrób zrzutkę, poproś ludzi na grupie. Teraz wszyscy tak robią. I co z tego, to żaden wstyd. Zresztą twój wstyd jest ważniejszy od marzeń twojego dziecka?

– Nie rozumiesz… – zaczęłam, ale przerwała mi.

– Rozumiem więcej, niż ci się wydaje. I powiem ci jedno: twój syn nie zapamięta, że prosiłaś o pomoc. Zapamięta, że miałaś odwagę spełnić jego marzenie.

Nie powiedziałam już nic. W gardle miałam wielką gulę. Wiedziałam, że ma rację, ale w środku coś we mnie krzyczało: a co, jeśli ktoś mnie wyśmieje?

To było jak obnażenie się przed obcymi

Tej nocy spałam źle, a właściwie nie spałam wcale. Kręciłam się z boku na bok, słuchałam tykania zegara, jakby każdy jego dźwięk wbijał się w moje serce. Co chwilę zaglądałam do pokoju Olka – spał spokojnie, skulony, z policzkiem wtulonym w poduszkę. Jakby ten świat, który go zawodzi, wcale go nie dotyczył.

Siedziałam na kanapie, z telefonem w ręce. Wpatrywałam się w ekran, jakby to on miał mi dać odpowiedź. A potem, nagle, jakby coś we mnie pękło – weszłam na lokalną grupę na Facebooku i zaczęłam pisać.

„Dzień dobry… Piszę, bo jestem w trudnej sytuacji. Jestem samotną mamą i chciałabym spełnić marzenie mojego ośmioletniego synka. Marzy o deskorolce. Może ktoś z państwa ma w domu deskorolkę, której już nie używa i mógłby ją oddać lub sprzedać taniej? Chciałabym zrobić mu prezent na Dzień Dziecka. Z góry dziękuję za każdą pomoc”.

Kliknęłam „Opublikuj” i odłożyłam telefon na stolik. Serce waliło mi jak szalone, czułam, jak łzy płyną mi po policzkach. To było jak obnażenie się przed obcymi. Jak krzyk: „Nie daję sobie rady!”. Siedziałam w ciemności, skulona, dłonie mi drżały.

W końcu przyszedł ranek. Wstałam wcześniej, zrobiłam herbatę i usiadłam przy stole. Olek przeciągnął się, przyszedł do kuchni w piżamie i zapytał:

Mamusiu, dlaczego płakałaś w nocy?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wzięłam go w ramiona i mocno przytuliłam. A on, jakby czuł, że dzieje się coś ważnego, po prostu owinął mnie swoimi małymi rączkami i szepnął:

– Kocham cię, mamo.

I wtedy zrozumiałam, że zrobiłabym wszystko, żeby nie musiał nigdy więcej rezygnować ze swoich marzeń.

Wstydziłam się błagać obcych jak żebraczka

Telefon zaczął dźwięczeć z samego rana. Powiadomienia z Facebooka wibrowały co chwilę – nowy komentarz, nowa wiadomość. Serce mi waliło, ręce drżały, bałam się otworzyć aplikację. Co, jeśli ktoś napisze coś okrutnego? „Zajmij się sobą”, „Każdy ma swoje problemy”, „Nie proś, tylko idź do pracy”…

Ale zamiast tego zobaczyłam pierwszą wiadomość:

„Mam w piwnicy starą deskorolkę po synu, chętnie oddam”.

Kolejna:

„Niech pani poda adres, przyjadę dziś wieczorem – mam też kask i ochraniacze”.

I jeszcze jedna:

„Wpłacę coś na konto, proszę podać numer”.

Nie wierzyłam. Patrzyłam na te słowa i łzy same napływały mi do oczu. Nie byłam sama.

Kasia do mnie napisała:

– A nie mówiłam? Ludzie potrafią być dobrzy, tylko trzeba dać im szansę.

Odebrałam deskorolkę wieczorem. Starszy pan, który mi ją podarował, powiedział:

– Mój wnuk już wyrósł, a ta deska tylko się kurzy. Niech się pani syn cieszy.

Dziękowałam tak, jakby wręczył mi złoto. Trzymałam tę deskorolkę w rękach i patrzyłam na nią jak na skarb.

Kiedy wróciłam do domu, Olek biegał po pokoju w piżamie, śpiewał coś pod nosem. Kiedy zobaczył mnie w drzwiach, z deskorolką pod pachą, stanął jak wryty.

– To… dla mnie? – wykrztusił, patrząc na mnie wielkimi oczami.

– Tak, kochanie. Dla ciebie.

Podbiegł, objął mnie mocno i zaczął skakać z radości, śmiejąc się na głos.

– Mamo, jesteś najlepsza na świecie!

A ja znowu płakałam. Płakałam z ulgi, z radości, z wdzięczności. Bo wiedziałam, że choć życie nie jest łatwe, to warto walczyć.

Czasem warto schowac dumę do kieszeni

Wieczorem, gdy Olek już spał, usiadłam na kanapie i patrzyłam w ciemność. Czułam ulgę – to uczucie było niemal namacalne, jakby z moich ramion zdjęto ciężar. Ale zaraz potem przyszła refleksja: Przecież to nie rozwiązuje problemu. Co dalej?

Nie chciałam być mamą, która co chwilę musi prosić obcych o pomoc. Nie chciałam żyć z lękiem, czy starczy do pierwszego. Chciałam być silna, samodzielna, pokazać Olkowi, że można walczyć o swoje marzenia, ale też samemu je spełniać.

Pomyślałam o tym, jak często brakuje mi odwagi. Jak bardzo boję się pytać, prosić, działać. A przecież to właśnie dziś, teraz, dostałam od ludzi coś więcej, niż tylko deskorolkę. Dostałam przypomnienie, że czasem trzeba schować dumę do kieszeni. Że dobro wraca, jeśli tylko damy mu szansę.

Olek zasapał cicho przez sen. Wstałam, podeszłam do jego łóżka, poprawiłam mu kołdrę. Delikatnie, bałam się go obudzić, dotknęłam jego główki.

– Mamo… – wymruczał przez sen, a potem, już wyraźniej: – Nawet bez deskorolki… i tak jesteś najlepsza...

Zacisnęłam oczy, bo już nie chciałam więcej płakać. Przykucnęłam obok niego i przytuliłam go delikatnie.

– Kocham cię, Olku – szepnęłam.

Wiedziałam, że mam dla kogo walczyć. Wiedziałam, że już się nie poddam. Że będę robić wszystko, co mogę, by mój synek nie musiał już nigdy uczyć się z niczego rezygnować.

Mimo braku możemy żyć pełnią życia

Patrzę na Olka, jak jeździ na tej deskorolce po osiedlowym chodniku i serce mi rośnie. Jego śmiech niesie się echem między blokami, a każdy jego okrzyk radości to jak plaster na moją zmęczona duszę. Wiem, że nie rozwiązałam wszystkich problemów. Nie stałam się nagle cudowną matką jak z Instagrama, która spełnia każde marzenie dziecka, ani kobietą sukcesu z reklam, która zawsze ma uśmiech na twarzy.

Jestem sobą – Natalią, samotną mamą, która ledwo wiąże koniec z końcem, czasem się spóźnia do pracy, czasem płacze po nocach, czasem wstydzi się prosić o pomoc. Ale jestem też mamą, która zrobi wszystko, by jej dziecko czuło się kochane. Nawet jeśli to oznacza pisanie postów na lokalnych grupach, sprzedawanie starych książek, czy proszenie ludzi o to, czego normalnie bym nie miała odwagi zrobić.

Wiem, że to nie ostatni raz, kiedy będziemy musieli się zmierzyć z brakiem. Życie takie już jest – zawsze czegoś brakuje. Ale mam też nadzieję, że Olek będzie pamiętał nie to, że nie mieliśmy pieniędzy, ale to, że zawsze go kochałam i próbowałam, jak mogłam.

Bo w końcu zrozumiałam, że jestem dla niego całym światem. A on jest dla mnie życiem. I nic innego się nie liczy.

Natalia, 30 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama