Reklama

Mam 32 lata na karku, a dopiero niedawno po raz pierwszy poczułem, co to prawdziwa miłość. Za jakiś czas stanę się też tatą. Jest tylko jedna rzecz, która spędza mi sen z powiek. Ale może lepiej opowiem tę historię od samego początku… Pamiętam jak dziś, że pierwszy raz łzy pociekły mi z powodu dziewczyny, gdy miałem zaledwie 13 wiosen. Moja ówczesna wielka miłość, Basia, nie zgodziła się ze mną przetańczyć ani jednego kawałka na dyskotece szkolnej.

Reklama

Strasznie mnie to wtedy zabolało, nawet powiedziałem mamie, że to koniec, nigdy więcej się nie zakocham i do końca życia zostanę starym kawalerem. Ale mijały lata, a ja wciąż na nowo oddawałem serce kolejnym dziewczynom. Chyba z setka ich była przez całe liceum, jak nie więcej!

Tak naprawdę to dopiero jako dorosły facet pojąłem różnicę pomiędzy zakochaniem a pożądaniem. Swego czasu rządziłem na parkietach w każdym klubie. Co wieczór wychodziłem z inną laską. Zabawiałem się z nimi, bo a czemu nie? One same tego chciały, nikogo do niczego nie przymuszałem. Mnie chodziło tylko o jedno i przed nikim nie składałem żadnych obietnic.

Dla większości tych panienek, podobnie jak dla mnie, nie liczyło się nic poza dobrą zabawą. Raz tylko wpadłem – pamiętam, że laska miała na imię Anita i po drugiej wspólnie spędzonej nocy uznała, że tworzymy parę.

Powiedziałem jej wszystko wprost, bez owijania w bawełnę, bo nie zamierzałem dawać złudzeń. Atmosfera zrobiła się raczej kiepska, a laska stwierdziła, że ze sobą skończy. Całe szczęście, że w końcu trafiła na spoko gościa i zeszła mi z oczu.

Jakiś czas temu zwolniłem tempo

Nie wystarczało mi już energii na imprezy do rana, doskwierała samotność. Wtedy odkryłem aplikację Tinder, która pozwalała mi znaleźć towarzystwo. To totalnie zmieniło moje życie. W apce wszystko było klarowne. Dajesz znać, że interesuje Cię przygoda na jedną noc i nie ma żadnych niejasności. Chętne dziewczyny odezwały się do mnie jako pierwsze, dopytując o upojne chwile. Muszę przyznać, że całkiem nieźle podnosiło to moje poczucie własnej wartości.

Nasza znajomość z Aśką zaczęła się na Tinderze. Kilka miesięcy spotykaliśmy się co jakiś czas. Chodziło tylko o numerki, nic poza tym. Zero randkowania, nie wprowadzaliśmy się nawzajem do swojego towarzystwa. Ani ja jej nie brałem na imprezy ze swoimi kumplami, ani ona mnie do swoich.

Minęło osiem tygodni od naszego ostatniego zbliżenia. Kolejnego dnia los postawił na mojej drodze Justynę. Wiecie co? Nigdy nie wierzyłem w te wszystkie bajki o zakochaniu się od pierwszego wejrzenia. Przynajmniej do tamtego pamiętnego poranka. Poszedłem do osiedlowego sklepu po kilka drobiazgów. Nagle jeden z kupujących runął na ziemię i dostał drgawek. Kasjerka wpadła w panikę i zaczęła wrzeszczeć. Niemal wszyscy klienci, włącznie ze mną, znieruchomieli z wrażenia. Jedynie pewna młodziutka szatynka zachowała przytomność umysłu.

– Facet dostał napadu padaczki. Pożycz mi, Pan, kurtkę – nieznajoma zwróciła się do mnie, bo byłem tuż obok. Zrobiłem, co chciała. Ułożyła gościa na boku i sprawdziła tętno. – No i co, wezwał ktoś w końcu pomoc? Co jest z Wami, ludzie? – wkurzyła się.

Chwyciłem komórkę i wybrałem numer alarmowy. Gdy karetka dotarła na miejsce, gapie pomału się ulotnili. Z kolei ja nigdzie się nie wybierałem, ale nie przez kurtkę. Czułem, że muszę zdobyć numer tej laski. Poczekałem, aż pogada z medykiem.

– To Pana okrycie wierzchnie. Obawiam się, że uległo lekkiemu zabrudzeniu, bardzo mi przykro – powiedziała do mnie dobra samarytanka, gdy ambulans już odjechał. – Mogę pokryć koszty czyszczenia.

– Ależ proszę tak nie mówić. Ocaliła Pani życie temu mężczyźnie. Tylko Pani zachowała zimną krew w tej sytuacji. Czy pracuje Pani jako pielęgniarka?

– Ależ skąd – nieznajoma wreszcie się uśmiechnęła. – Ale gdy byłam na studiach, w wakacje dorabiałam jako ratownik na basenie.

– Uważam, że zasługuje Pani na porządną kawę. Pozwoli Pani, że postawię. Tuż za zakrętem jest knajpka. Mogę Panią zaprosić? – zaryzykowałem, gdyż brakowało mi innych pomysłów. Przez dłuższą chwilę się wahała.

– Z przyjemnością. Ciągle czuję lekkie drżenie. Nie powiem, żebym codziennie ratowała ludzi z atakami padaczki.

Przesiedzieliśmy w kafejce przeszło godzinę. Gdy zbieraliśmy się do wyjścia, zebrałem się na odwagę i poprosiłem Justynę, by podała mi swój numer. Nic nie mówiąc, chwyciła mój telefon. Wstukała cyferki i sama do siebie zadzwoniła.

– No i po sprawie – rzuciła z uśmiechem i wyszła.

Nie potrafiłem przestać o niej rozmyślać. O tych szmaragdowych oczach. O tym geście, gdy odgarniała kosmyki z buzi. O tym uśmiechu… Dotrwałem jakoś do piątku, zanim wykręciłem jej numer.

– Cześć, z tej strony Krzysiek. No wiesz, ten matoł ze sklepiku – rzuciłem na dzień dobry. Justyna zgodziła się wyjść ze mną na kolację.

Czułem się jak w siódmym niebie!

Usłyszałem, że pracuje jako nauczycielka angielskiego w podstawówce. Przede wszystkim dlatego, że dzięki temu może przez całe wakacje oddawać się swojej pasji, czyli pływaniu na desce z żaglem. No i najistotniejsze – była singielką! W weekend próbowała się do mnie dodzwonić Joaśka.

Nie odebrałem telefonu. Wysłałem do niej SMS o treści: „Cześć. Trochę się u mnie pozmieniało. To koniec naszych spotkań. Bywaj”. Miałem pewność, że nasze drogi już się nie skrzyżują.

– W ciągu tygodnia nie chodzę na randki, rano muszę być w pracy i nie mogę przysypiać przy biurku – wyjaśniła mi.

Cały tydzień trwał jakby nigdy miał się nie skończyć. W tamtym momencie zaczynało do mnie dochodzić, że to uczucie było dla mnie zupełnie nowe, nieznane. I zacząłem podejrzewać, że właśnie to ludzie nazywają miłością. Postanowiłem zadzwonić do swojej siostry. Była już od trzech lat w szczęśliwym małżeństwie i wychowywała swoją przesłodką córeczkę Zosię.

– Siostrzyczko, chyba się w kimś zakochałem. Ale nie mam pewności...

Magda uważnie mi się przysłuchiwała, po czym odrzekła:

– Kurczę, Krzysiek, gadasz o tej dziewczynie bez przerwy już od jakichś siedmiu minut, a przecież poznałeś ją ledwo tydzień temu. To musi być prawdziwe uczucie! Odkąd skończyliśmy szkołę średnią, nie pisnąłeś nawet słówkiem o żadnej innej lasce, a tu nagle taki wywód! No, stary, gratulacje!

Justyna kochała aktywność fizyczną i uprawianie sportów, dlatego wpadłem na pomysł, żebyśmy wyruszyli na przejażdżkę bicyklami. Wygrzebałem z piwnicznych czeluści mój stary rower górski. Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz na nim jeździłem. Porządnie go odkurzyłem, dopompowałem opony i przetestowałem działanie świateł.

Od samego rana w sobotę widać było, że kondycja Justyny jest znacznie lepsza od mojej. Przez całe 180 minut usiłowałem dotrzymać jej kroku.

– Justyno, zlituj się, potrzebuję chwili wytchnienia – skapitulowałem, gdy na horyzoncie dostrzegłem knajpkę. Jednak nawet po zjedzeniu przekąski i wypiciu kawy, nie byłem pewien czy dam radę dotrzeć do domu o własnych siłach. Całe szczęście, że w okolicy akurat był przystanek kolejki. Kiedy rozsiedliśmy się komfortowo w przedziale, Justyna położyła dłoń na moim udzie.

– To wszystko dla mnie? Naprawdę, jestem pod wielkim wrażeniem – wyszeptała i cmoknęła mnie w policzek.

Następną schadzkę zorganizowałem tam, gdzie czułem się swobodniej – wybrałem się z Justyną do dyskoteki. Bawiliśmy się na parkiecie aż do białego rana. Tym razem nie łapałem już zadyszki i nie miałem zakwasów. Ale wciąż byłem pełen energii na to, na co po cichu liczyłem. Odprowadziłem Justynę pod jej mieszkanie. Wymieniliśmy pocałunek. Nie protestowała, więc miałem cichą nadzieję, że zaprosi mnie do środka na noc.

– Mam dzisiaj rodzinny obiad, muszę się jeszcze trochę przespać – wyjaśniła, pomachała mi na pożegnanie i zniknęła w progu swojego domu.

W przyszłym tygodniu zaryzykowałem wszystko.

Może wpadniesz do mnie na obiad? Pewnie Cię to zaskoczy, ale całkiem nieźle radzę sobie w kuchni – rzuciłem.

Mówiłem prawdę. Swego czasu myślałem nawet o tym, żeby zostać kucharzem. Justyna przystała na propozycję. Otwierając kolejne wino, spytałem niby od niechcenia:

– Mam nadzieję, że jutro nie masz w planach żadnych rodzinnych spotkań przy stole? – pokręciła głową i parsknęła śmiechem.

Nie ukrywam, że nawet, jeśli byłaby umówiona na obiad z bliskimi – istniało spore ryzyko spóźnienia się. Do swojego mieszkania dotarła grubo po 24 w niedzielny wieczór.

– Wybacz, ale muszę lecieć. Praca czeka od ósmej. Sorry.

Wprawdzie żadne z nas nie wyznało jeszcze tego magicznego „kocham Cię”, ale miałem już pewność, że straciłem dla niej głowę i to właśnie z nią chcę dzielić swoją przyszłość.

Sytuacja zrobiła się bardziej zawiła po upływie 48 godzin

Telefon od Aśki. Zignorowałem go. Próbowała dodzwonić się jeszcze dwukrotnie. Przeszło mi przez myśl: „Co w nią wstąpiło?”. Wystukałem wiadomość: „Zostaw mnie w spokoju, przecież jasno dałem do zrozumienia, że nie mam już ochoty na kontakt. Jestem zakochany w kimś innym”. Odpowiedź nadeszła błyskawicznie: „W takim razie tym bardziej musimy pogadać. Oddzwoń”.

Aśka, o co chodzi? Co się wydarzyło? Przeszło mi przez myśl, że może czymś mnie zaraziłaś – spytałem niezbyt uprzejmie, ale w tamtej chwili nic innego nie wpadło mi do głowy.

– Wręcz przeciwnie – Aśka zrobiła pauzę. – Krzysiek, spodziewam się dziecka. To już ósmy tydzień, byłam u ginekologa, nie ma żadnych wątpliwości – w końcu powiedziała. – I nawet nie pytaj czy to na pewno Twoje dziecko. Od paru miesięcy z nikim innym nie byłam.

Opadłem na krzesło. Mój umysł zaczął dryfować.

– Mówiłaś przecież, że się zabezpieczasz. Powiedz, że to tylko taki dowcip… – zdołałem wykrztusić z siebie tylko tyle.

– Jaki dowcip, daj spokój Krzysztof. Nie czas teraz na żarty. Wiesz, że żadne tabletki nie chronią w 100 procentach, a Ty nie zgodziłeś się na gumkę… Jestem totalnie przerażona. Wiesz, myślałam nawet o usunięciu. Ale chyba nie dam rady. Dziecko zawsze było w moich planach, ale miało być inaczej. Najpierw ślub, potem mieszkanie…

Łzy napłynęły do oczu Aśki, a mnie ogarnęła panika. Przeszło mi przez myśl, że chyba oczekuje ode mnie oświadczyn. Że zadeklaruję, iż nie zostanie samotną mamą. Że zrobię to, co trzeba. Jedyne, co zdołałem z siebie wykrztusić to propozycja, byśmy się spotkali i porozmawiali. Umówiliśmy się na kolejny dzień w kafejce. Zobaczyłem zdjęcie z USG, które mi pokazała. To było moje maleństwo, ale nic nie poczułem.

– Słuchaj, Asia, daj mi chwilę na zastanowienie. Wiadomość od Ciebie mnie zszokowała. Wiesz, tak się składa, że jestem zakochany po uszy. Chyba nigdy wcześniej nie przeżywałem czegoś tak intensywnego. To raczkujący związek, ale niemal byłem przekonany, że z Justyną chcę stworzyć rodzinę. To znaczy do wczoraj tak myślałem w tej kwestii… A teraz sam już nie jestem pewien. Zadzwonię.

Opuściłem lokal, nie chcąc, by Joanna ujrzała łzy spływające po mojej twarzy. Nie płakałem ze szczęścia na wieść o tym, że zostanę tatą. To była rozpacz i złość, bo moje życie legło w gruzach. Po zmroku wykręciłem numer do siostry, choć znałem jej opinię na ten temat. Nasza mama samotnie nas wychowywała. Było to dla niej ogromnym wyzwaniem. Doskonale pamiętam jej słowa skierowane do Magdy, że opieka nad dzieckiem to zadanie dla dwojga rodziców, a nie dla pojedynczej osoby.

Odkąd na świat przyszła mała Zosia, Magda często wspominała, że nie ma zielonego pojęcia, jak jej mamie udawało się radzić sobie w pojedynkę nie tylko z jednym maluchem, ale z dwoma. Myślałem, że siostra będzie mnie przekonywać, abym związał się z Aśką na stałe. Że tak właśnie zachowałby się porządny facet w tej sytuacji. Ona jednak totalnie mnie zaskoczyła. Wysłuchała wszystkiego, co miałem do powiedzenia, z uwagą. Potem tylko głęboko westchnęła.

– Krzysztofie, ale nagrabiłeś sobie… Ta sytuacja nie ma idealnego rozwiązania. Wybór należy do Ciebie. Pamiętasz słowa mamy, z którymi się zgadzam. Jednak istnieją różne sposoby na bycie rodzicami bez przymusu ślubu. Pamiętasz moją kumpelę, Julię? Adam ożenił się z nią tylko ze względu na ciążę. Oni się wzajemnie męczą. A mały Jaś to obserwuje. Kiedyś podczas zabawy spytał Zosię czy jej tata już dziś na mamę nakrzyczał. To dało mi do myślenia… Jeśli szczerze kochasz Justynę, to tylko skrzywdzisz Asię, siebie i Wasze maleństwo. Także porządnie to przemyśl. Ale jak się wypniesz na to dziecko, to między nami koniec. Nie tego uczyła nas mama!

Zacząłem tworzyć w swojej głowie różne scenariusze

Zostanę tatą, ale nie stanę się mężem Asi. Miałem cichą nadzieję, że jeśli zobowiążę się pomagać Aśce i nie być tatą tylko od święta, to zgodzi się na takie rozwiązanie. W końcu ona również mnie nie kochała.

Ale pozostawała jeszcze kwestia Justyny. Jak jej to wytłumaczę? Facet bez żony, ale z dzieciakiem to kiepska partia... Zapewne pierwszym, co zrobi, to powie mi, żebym skasował jej numer i trzymał się od niej z daleka. A jeśli tak postąpi, to wcale się jej nie zdziwię.

Minął już prawie miesiąc, odkąd dowiedziałem się o ciąży Aśki. Ostatnio razem poszliśmy na badanie ultrasonograficzne. Gdy usłyszałem rytmiczne uderzenia serduszka naszego dziecka, poczułem niesamowite emocje. Dotarło do mnie, że ta maleńka istotka, którą widzę na monitorze, to część mnie samego. Aśka przystała na moją propozycję, abyśmy wspólnie wychowywali nasze maleństwo, nie mieszkając razem.

Wiele kwestii musimy jeszcze obgadać, ale na ten moment uzgodniliśmy, że Aśka znajdzie większe lokum, a ja będę dokładał się do opłat. Postanowiliśmy też, że tuż po narodzinach dziecka zamieszkam z nimi przez pierwsze, najtrudniejsze tygodnie, żeby wspierać Aśkę i pomagać w opiece nad maluszkiem. Ale to jeszcze sporo czasu, na razie skupiamy się na tym co tu i teraz.

W międzyczasie Justynka nie odzywała się do mnie. Moje rewelacje przyjęła jednak o wiele lepiej niż przypuszczałem.

– Krzyś, jestem w szoku. Mam totalny mętlik w głowie. O Boże… Czym sobie zasłużyłam na takie życiowe rollercoastery? Kiedy wreszcie poznałam gościa, z którym widzę wspólną przyszłość… Wiesz, już nawet rysowałam sobie w myślach nasze pociechy. Nasze, razem. Sorry, ale kompletnie nie ogarniam, co będzie dalej. Potrzebuję czasu do namysłu. Nie odzywaj się, dobra? Dam znać sama.

Każdego dnia mam straszną ochotę do niej zadzwonić. Spytać czy już wie. Ale dałem słowo, że tego nie zrobię. No to siedzę i czekam…

Reklama

Krzysiek, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama