„Każdego dnia robię 2 herbaty równo o 17:00 i czekam na męża. Nikt nie przychodzi, ale nigdy nie tracę nadziei”
„Odpowiadałam sobie w myślach, starając się usłyszeć jego głos. Tego brakowało mi najbardziej – jego ciepłego śmiechu, spokojnego tonu. W mojej głowie brzmiał tak wyraźnie, jakby nigdy nie odszedł”.

- Redakcja
Moje życie toczyło się wokół małych rytuałów, które utrzymywały mnie przy zdrowych zmysłach po śmierci męża. Mieszkałam w tym samym starym mieszkaniu, które pamiętało nasze wspólne chwile i wspólne poranki. Cisza wypełniała te ściany, przypominając mi o tym, co straciłam.
Każdy dzień miał swój ustalony rytm: poranne zakupy, krótki spacer po parku, poobiednia drzemka. Ale najważniejszym momentem każdego dnia była herbata o 17. Zawsze piliśmy ją razem z mężem, odkąd pamiętam. To był nasz czas, nasz mały rytuał, który teraz powtarzam samotnie. Choć dla innych może to wydawać się dziwne, dla mnie te chwile z filiżanką herbaty są sposobem na rozmowę z mężem. Może to wygląda na szaleństwo, ale dla mnie to sposób na zachowanie jego obecności w moim życiu. W tym pustym mieszkaniu, przy stole z dwoma filiżankami, czuję, że nie jestem sama.
Rozmawiałam z mężem przy herbacie
Codziennie o tej samej porze zasiadałam przy stole, naprzeciw pustego krzesła. Nalewałam herbatę do dwóch filiżanek, jakbym chciała przywołać Stasia do życia. Gdy gorący napój wypełniał filiżanki, zaczynałam naszą rozmowę.
– Cześć, kochanie. Wiesz, dzisiaj widziałam sąsiadkę, tę, co zawsze wyprowadza psa na spacer o siódmej rano – powiedziałam, jakbym naprawdę spodziewała się odpowiedzi. – Wyobraź sobie, że miała na sobie te same kapcie, co zawsze. Zastanawiam się, czy ona w ogóle wychodzi z domu w czymś innym.
Odpowiadałam sobie w myślach, starając się usłyszeć jego głos. Jego brakowało mi najbardziej – jego ciepłego śmiechu, spokojnego tonu. W mojej głowie brzmiał tak wyraźnie, jakby nigdy nie odszedł.
Zastanawiałam się czasem, czy on tam gdzieś naprawdę mnie słuchał. A jeśli tak, to co by powiedział? Czy chciałby, żebym żyła dalej, czy raczej tęskniła za nim w nieskończoność? Ta samotna herbata była dla mnie niczym portal do przeszłości, gdzie czas się zatrzymywał, a ja znów byłam obok niego.
Gdy filiżanki stygły, a cisza robiła się coraz gęstsza, czułam ciężar tego, co utraciłam. Ale to były też chwile, które dawały mi poczucie, że nadal jestem częścią czegoś większego niż tylko samotność. Może dla innych to było dziwne, ale dla mnie te rozmowy były wszystkim, co miałam.
Córka tego nie rozumiała
Pewnego popołudnia Monika, moja córka, niespodziewanie zapukała do drzwi. Otworzyłam zaskoczona jej obecnością. Wpadła na chwilę, jak zwykle z naręczem zakupów i torbą pełną jedzenia.
– Mamo, kupiłam ci te jogurty, które lubisz. I jeszcze trochę świeżych warzyw – powiedziała, rozpakowując torby w kuchni.
Była pełna energii i zawsze w biegu. Zaczęła opowiadać o swojej pracy, o planowanym wyjeździe do Hiszpanii, o sprawach, które już dawno mnie przestały zajmować. Słuchałam jej z uśmiechem, ciesząc się z każdej chwili, gdy była obok.
Kiedy kończyła układać zakupy, zerknęła na stół. Zatrzymała się na chwilę i spojrzała na mnie pytająco.
– Mamo, ty znowu te dwie filiżanki? – zapytała z wyraźnym zmartwieniem w głosie.
– To tylko herbata, Monika – odpowiedziałam spokojnie.
– Dla dwojga. Tak jakby tata miał wrócić – zauważyła, podkreślając to, co dla mnie było oczywiste.
– A może wraca. Codziennie. Tylko ty go nie widzisz – powiedziałam, czując, że ona tego nie zrozumie.
Monika westchnęła, kładąc dłoń na moim ramieniu.
– Mamo, proszę… – zaczęła, ale ja już wiedziałam, co chce powiedzieć.
Czułam się niezrozumiana. Jej świat był inny, pełen pośpiechu i ciągłych zmian. Nie chciała zatrzymać się choćby na chwilę w tym wspólnym świecie wspomnień, który dla mnie był codziennością. Dla niej herbata była tylko napojem. Dla mnie była całym życiem, którego ona już nie mogła zrozumieć.
Zostały mi tylko wspomnienia
Po wyjściu Moniki poczułam nagłą falę wspomnień, które nawiedziły mnie, jak to często bywało po jej wizytach. Oparłam się o framugę drzwi i zamknęłam oczy, przywołując tamten dzień, kiedy pierwszy raz spotkałam Stasia.
Było to na przystanku PKS, w jesienny wieczór. Czekałam na autobus, który zdawał się nigdy nie nadjeżdżać, kiedy zauważyłam mężczyznę z termosikiem w dłoni, przysiadł obok mnie. Zapytał, czy nie chcę herbaty. Była gorąca i pachniała cytryną, rozgrzewając mnie nie tylko ciepłem, ale i jego uśmiechem. Od tego dnia nasza wspólna filiżanka herbaty stała się tradycją, która przetrwała lata.
Przez całe nasze małżeństwo piliśmy herbatę niemal codziennie. Każdego dnia, bez względu na to, jak bardzo byliśmy zajęci czy zmęczeni, ten moment był nasz. To była nasza „data startowa” – początek czegoś wyjątkowego, co nigdy się nie skończyło, nawet gdy Stasia już nie było obok mnie fizycznie.
Często zastanawiałam się, czy ta codzienność mogła być prawdziwą miłością. I za każdym razem dochodziłam do wniosku, że tak, że właśnie ta powtarzalność, to wspólne milczenie, to jedno spojrzenie przez okno, jeden czajnik i jedna filiżanka były esencją naszej miłości. To, co inni mogli uznać za banalne, dla mnie było bezcenne.
Otworzyłam oczy, czując ciepło wspomnień, które przynosiły ukojenie. Choć Stasia już nie było, to czułam, że nasza miłość trwa w tych małych rytuałach.
Nie zdążyłam na czas
Pewnego dnia, jak zwykle, szykowałam się do popołudniowej herbaty. Ale wszystko zaczęło się od małego opóźnienia. Gdy wróciłam ze spaceru, zauważyłam, że czas wymknął mi się spod kontroli. Było już po 17., a ja jeszcze nie zdążyłam zagotować wody. Pospiesznie napełniłam czajnik i postawiłam na kuchence, ale nie zdążyłam na czas – zalałam listki zbyt gorącą wodą, a herbata smakowała jak coś, co nigdy nie powinno trafić do filiżanki.
Usiadłam przy stole, patrząc na puste miejsce naprzeciwko mnie, a filiżanka w mojej dłoni wydawała się zimna i obca. Pustka wypełniała pokój ciężej niż kiedykolwiek wcześniej.
– Już cię nie czuję, Stasiu – wyszeptałam do przestrzeni, która nagle stała się przytłaczająco milcząca.
Czekałam na jakąkolwiek odpowiedź w mojej głowie, na ten znany mi głos, który do tej pory zawsze odpowiadał, ale teraz zniknął. Cisza była jak ciężka zasłona, która zapadła nad naszym stołem. Przez moment pomyślałam, że może tracę rozum. Może ta iluzja, którą pielęgnowałam, zaczyna się rozpadać.
Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, próbując znaleźć w sobie coś, co przypomniałoby mi jego obecność, ale czułam się tylko coraz bardziej osamotniona. Czy on naprawdę był tylko wspomnieniem? Czy może cały ten rytuał stał się jedynie formą zaprzeczenia, która przestała mnie chronić przed samotnością?
To było jakby świat nagle utracił kolory, a ja musiałam nauczyć się żyć w tej szarości. Po raz pierwszy poczułam prawdziwy strach, że ta cisza może pozostać ze mną na zawsze.
Wróciłam do dawnych nawyków
Następnego dnia, po tamtym ciężkim popołudniu, obudziłam się z nieodpartym poczuciem potrzeby odzyskania równowagi. Wiedziałam, że muszę coś zmienić, aby znów poczuć się sobą. Wstałam wcześniej niż zwykle, by przygotować wszystko na czas. Postanowiłam, że dzisiaj herbata musi smakować dokładnie tak, jak dawniej.
Gdy zegar wybił 17., zasiadłam przy stole z nowym gorącym naparem, ciesząc się, że wszystko poszło zgodnie z planem. Poczułam, jak napój ogrzewa moje dłonie, a zapach herbaty wypełnia pokój. Zrobiłam głęboki oddech i spojrzałam na puste krzesło naprzeciwko mnie.
– Przepraszam, wczoraj nie wyszło. Ale dzisiaj znowu jesteśmy razem – powiedziałam, a moje słowa były niczym zaklęcie przywracające dawne czasy.
Uśmiechnęłam się przez łzy, które napłynęły do moich oczu. Może to była tylko iluzja, ale to była moja iluzja, coś, co dawało mi siłę i poczucie, że nie jestem zupełnie sama. Nikt nie miał prawa jej odebrać. Poczułam, jak wypełnia mnie ciepło, jakby Stasiu znów był obok.
To był mój sposób na zmaganie się z samotnością i stratą. Wiedziałam, że dla innych to może wydawać się dziwactwem, ale dla mnie te chwile miały znaczenie. To był czas, w którym znów czułam się połączona z mężem, a jego brak przestawał być przytłaczający.
Zrozumiałam, że muszę podążać swoją drogą, nawet jeśli inni tego nie rozumieją. Żyłam w swoim świecie wspomnień i rytuałów, który stał się moim schronieniem przed rzeczywistością. I choć to mogło być tylko złudzeniem, dawało mi to poczucie pełni.
To trzyma mnie przy życiu
Po tamtym dniu herbata o 17. stała się znów moim codziennym rytuałem, moją kotwicą w czasie i przestrzeni. Wiedziałam, że dla innych może to być oznaką szaleństwa, ale dla mnie to było coś więcej niż tylko nawyk. To był sposób na utrzymanie miłości przy życiu, na pielęgnowanie wspomnień i rozmów, które nigdy nie ucichły w moim sercu.
Czasem zastanawiałam się, czy samotność polega na braku ludzi wokół, czy raczej na braku tych, których najbardziej kochamy. Dla mnie samotność nie była fizyczną nieobecnością Stasia, ale brakiem możliwości, by naprawdę się z nim podzielić każdym dniem, każdym małym odkryciem. Jednak w tej filiżance herbaty, w jej zapachu, w chwilach spędzonych przy stole odnajdywałam coś, co przypominało mi o miłości, której doświadczyliśmy.
Każdego dnia czułam się częścią czegoś większego, czegoś, co przetrwało mimo wszystko. Wiem, że inni tego nie zrozumieją, że moja córka z czasem będzie chciała, żebym poszła dalej, ale ja w głębi serca wiedziałam, że nie chodziło o kurczowe trzymanie się przeszłości. Chodziło o celebrowanie tego, co było, co jest i co zawsze będzie częścią mnie.
Herbata o 17. stała się dla mnie symbolem życia, które było pełne miłości i wspólnoty, choć teraz jest ukryte za zasłoną wspomnień. Wiedziałam, że dopóki będę ją parzyć, nie będę zupełnie sama. To była moja chwila, mój czas z mężem, który, choć nieobecny fizycznie, zawsze będzie częścią mnie. I w tym odkryciu znalazłam pocieszenie, które pozwalało mi z nadzieją patrzeć w przyszłość.
Halina, 72 lata
Czytaj także:
- „Myślałam, że po 60 czeka na mnie modlitewnik a potem trumna. Sąsiadki zdębieją, gdy zobaczą z kim chadzam pod rękę”
- „Syn i córka doili mnie z kasy, ile wlezie. A kiedy potrzebowałam pomocy, zostawili mnie na lodzie”
- „Nie chciałam zabierać 120 tysięcy do grobu, więc poprosiłam syna o pomoc. Niepotrzebnie mu zaufałam”