Reklama

Kiedy w domu wybuchała kolejna pijacka awantura – a zdarzało się to właściwie dzień w dzień – uciekaliśmy do sąsiadów. Wracaliśmy, kiedy kompletnie już nieprzytomny ojciec zasypiał w swoim barłogu. I prawie codziennie błagałam mamę, żeby nas stamtąd zabrała, żebyśmy uciekli.

Reklama

– A gdzie będziemy mieszkać? Za co będziemy żyć? – pytała wystraszona.

Gdy mnie szarpał za włosy i przezywał, marzyłam, że kiedyś dorosnę, będę silna i wtedy ja pobiję jego. Na szczęście pomagały nam siostry mamy. Ciocia Gabrysia była moją chrzestną. Zabierała mnie na wakacje, dawała drobne sumy i pocieszała.

Za uzbierane pieniądze zapisałam się na kurs aikido. Tam nauczyłam się bić tak, żeby poradzić sobie nawet z silnymi mężczyznami. No i pewnego dnia, gdy pijany ojciec pchnął mnie na szafę, ja wykręciłam mu rękę i rzuciłam go na podłogę.

– Ty śmieciu! Nigdy więcej nie podnoś ręki ani na mnie, ani na mamę, ani na moje siostry! Bo cię zatłukę jak psa! – wrzasnęłam i dla przykładu walnęłam jego pustym łbem o podłogę.

Ojciec był taki zdziwiony, że nawet nie odważył się pisnąć. Czułam wtedy sporą satysfakcję, że wreszcie mam nad nim przewagę. Nie pożył długo. Wlazł pijany pod autobus i tak się skończył jego nędzny żywot.

Miałam traumę i awersję do pijaków

Nareszcie w naszym domu zapanował spokój, ale we mnie rosła nienawiść do wszystkich pijaków. – Co za gnój! – krzyczałam, gdy w telewizji pokazywali reportaże o ojcach znęcających się nad swoimi rodzinami. Trzęsłam się z wściekłości, gdy czytałam w gazecie, że policja zatrzymała iluś tam pijanych kierowców.

Po liceum zaczęłam pracę w sklepie. Mieliśmy też stoisko z alkoholem, przychodziło do nas sporo miejscowych pijaczków.

– Edyta, ty lepiej idź na kasę z kosmetykami, bo tutaj jeszcze nam klientów obrazisz albo kogoś pobijesz – żartowała szefowa.

– Jasne, klient nasz pan, nawet jeśli jest pijany jak bydlę – odpowiadałam.

Bez awantury się jednak nie obyło. Któregoś dnia usłyszałam, że jakiś facet, bełkocząc, domagał się sprzedaży taniego wina.

– Nie sprzedam panu, bo pijanym alkoholu nie sprzedajemy – tłumaczyła moja koleżanka z pracy.

– Jak to nie! Ja jestem trzeźwy! Dawaj tu flaszkę, smarkata zdziro! – krzyczał.

Nie wytrzymałam. Wypchnęłam go za drzwi i popchnęłam ze schodów. Facet się przewrócił i rozciął sobie nos.

– Won stąd, łachudro i więcej nie przychodź – zaklęłam.

– Ty sikso! Oskarżę cię o pobicie! – wydarł się.

– A to skarż! W sklepie są kamery, wszystko się nagrało, jak się awanturowałeś! – krzyczałam.

– Ale ty masz, kobieto, odwagę i siłę – podziwiały mnie koleżanki.

– A żebyście wiedziały! Jak widzę takiego szmaciarza, to dostaję ataku febry i mam takiego powera, że mogłabym go zmiażdżyć jak obrzydliwego robaka!

Nie mogłam sobie znaleźć chłopaka

Ogólnie układało mi się coraz lepiej. Szefowa mnie lubiła, miałam przyjaciółki. Zdałam egzamin na prawo jazdy, a ciocia podarowała mi swój stary samochód. Niestety, nie układało mi się z chłopakami. Podobali mi się niektórzy, ale gdy tylko zobaczyłam, że któryś wypił więcej niż jedno piwo albo jeden kieliszek wódki, to od razu go skreślałam.

Wojtek podbił moje serce. Grzeczny, pracowity, przystojny. Spotykaliśmy się przez kilka miesięcy. Zaprosił mnie na wesele do swojej kuzynki. Uważnie obserwowałam jego zachowanie i stwierdziłam przerażona, że jednak za dużo pije. Wyprowadziłam go na zewnątrz i zrobiłam awanturę.

– Nie chlaj, bo się upijesz! – złościłam się.

– Wyluzuj, dziewczyno! Na weselu jesteśmy – tłumaczył.

– To nie znaczy, że masz pić bez umiaru! Wiesz, że tego nie lubię!

– O rany, ale ty zawsze sztywniara jesteś. Chciałem nalać ci wina, to nie chciałaś. Jakbyś się napiła, to humor byś miała lepszy, a nie się czepiasz!

– A co ty myślisz, że ja jakaś pijaczka jestem?! Popatrz na swoje siostry, jak wciągają za stołem wódę! Prawie każdą kolejkę na równo z facetami! Wstyd! – powiedziałam.

– Dobra, widzę, że się nie dogadamy – odburknął obrażony, a potem poprosił swojego trzeźwego szwagra, żeby odwiózł mnie do domu.

Tak się skończył nasz związek.

– Czemu ty taka zołza jesteś? Mogłaś mu odpuścić, na weselu wszyscy piją. Poszedłby spać nad ranem i wytrzeźwiał – dziwiła się moja przyjaciółka.

– Na pewno nie zwiążę się z byle pijaczyną! Już wolę być sama! – zaperzyłam się.

– Ojej, jaka ty zawzięta jesteś.

– Nie rozumiesz, że boję się, że trafi mi się mąż pijak? – tłumaczyłam. – Ja w ogóle alkohol wycofałabym ze sprzedaży, bo to same problemy. Wczoraj na przykład w wiadomościach pokazywali takiego bydlaka, co spowodował wypadek po pijanemu i zabił kobietę i dziecko.

– Aż boję się myśleć, co by było, gdyby trafił w twoje ręce – żartowała Hania.

– Jak to co? Rozdarłabym go na strzępy – odparłam.

To ja potrzebowałam pomocy

No i trafiła mi się kiedyś okazja do wymierzenia sprawiedliwości. Zobaczyłam pewnego dnia, że pijany klient wsiadł do auta pod sklepem i próbował odjechać. Wypadłam jak torpeda ze sklepu, dobiegłam do samochodu i wyciągnęłam faceta za sweter. Wykręciłam mu rękę i rzuciłam go na maskę.

– Ty śmieciu! Myślałeś, że pojedziesz pijany?! Nic z tego! – wrzeszczałam.

Mężczyzna się szarpał, ale to tylko wnerwiło mnie jeszcze bardziej. Rzuciłam go na ziemię i kopnęłam.

– Śmierdzący menelu, po pijanemu chcesz jechać?! – krzyczałam.

Nie wiem, jak by to się skończyło, gdyby mnie ktoś od niego nie odciągnął.

– Ratunku, to wariatka! Chyba mi coś złamała, nie mogę oddychać! – jęczał.

Przyjechała karetka i zabrała go do szpitala, a ja wrzeszczałam, że takiego bydlaka to do aresztu zamknąć i pałą lać, a nie leczyć za państwowe pieniądze.

– Opanuj się, cała się trzęsiesz – próbowały mnie uspokoić koleżanki.

Skończyło się tak, że facet oskarżył mnie o pobicie i miałam sprawę w sądzie.

– Skąd w pani tyle agresji? – dziwiła się pani mecenas przydzielona mi z urzędu. – Wystarczyło zabrać kluczyki i wezwać policję.

– Nie mogłam się powstrzymać. To zwykły menel. Zasłużył na to!

Nie może pani tak postępować. Ten człowiek miał pięć szwów na twarzy, wybite zęby i złamane żebro.

– Ja tak nienawidzę pijaków – wyznałam i opowiedziałam tej obcej kobiecie w skrócie o moim dzieciństwie i młodości.

– Współczuję pani, ale to nie usprawiedliwia pobicia. Jeśli tak pani reaguje w podobnych sytuacjach, to może powinna pani zgłosić się na terapię do psychologa – poradziła życzliwie.

Dostałam wyrok pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata.

– To już nie są żarty, niech pani przepracuje swoje emocje u specjalisty, bo następna taka sytuacja i pójdzie pani do więzienia – upomniała mnie adwokatka.

Reklama

Znalazłam psychologa i chodzę regularnie na terapię. Dowiedziałam się, że moja agresja w stosunku do pijanych bierze się z przykrych przeżyć w przeszłości. Wychowałam się w rodzinie dysfunkcyjnej i tego już nie zmienię. Na początku spotkania z psychologiem bardzo mnie denerwowały, bo nie lubię wspominać przeszłości. Na szczęście jestem już coraz bardziej wyciszona i pogodzona ze światem.

Reklama
Reklama
Reklama