Reklama

Czuję wolność i swobodę. Dopiero teraz! Mogę spać do południa, nie muszę nigdzie być na czas. Jak mi się nie chce, to nie muszę niczego od razu pucować na błysk. Mogę całymi dniami chodzić na spacery z moim psem Sarą. Czy ktoś ma coś przeciwko? Ja nie. Tylko moja córka ciągle marudzi. Nie mogę uwierzyć, że dawno temu zamartwiałam się o to, co ja też będę porabiać, jak już przejdę na emeryturę. Wszyscy tak biadolili, to ja też… To jest naprawdę wspaniały okres w moim życiu.

Reklama

Prawda jest taka, że teraz mam czas, żeby korzystać z życia. I to na całego. Nikt mi nic nie każe, a i jestem całkiem sprawna fizycznie. Poza badaniami kontrolnymi i skokami ciśnienia nic mi nie doskwiera. Jestem w sile wieku, można powiedzieć. Wczoraj leżałam długo w łóżku, chyba do jedenastej, dałam tylko jeść psu i uchyliłam drzwi, żeby pobiegała, a potem... potem z rozkoszą zakopałam się z powrotem w pielesze. Zjadłam późne śniadanko i czytałam długo nową powieść w pościeli. Żyć nie umierać!

Od zawsze uwielbiałam czytać i to, że mogę to robić teraz bez żadnych ograniczeń, jest po prostu cudowne! Zastanawiam się już nad kupnem tego czytnika do e-booków, bo w miejscowej bibliotece wybór jest skromny, a zresztą, większość książek mam już zaliczonych. W księgarniach, wiadomo, nowe książki kosztują sporo, a i białe kruki, gdzieś na aukcjach potrafią mieć szokującą wartość. Szkoda może, że nie poślubiłam tego Karolka, co mnie ciągnął za warkocze, a później ciągle do mnie przychodził na herbatę. Pracował w wojskowości, miałabym teraz ze dwa razy więcej na koncie, a nie to, co mój Paweł, profesor uniwersytecki…

Życie bez warunków i przytyków

Dzisiaj zwlekłam się koniec końców z tego łóżka, przyszykowałam się raz-dwa. Teraz nie muszę nie wiadomo jak się stroić, bo Paweł ma swoje dziwne wymagania małżeńskie… Mogę, tak jak stoję, po prostu wyjść na dwór. Pogoda jak drut, wspaniała, więc od razu biorę smycz. Moja stara sunia będzie z pewnością zachwycona takim pomysłem!

Spacerowałyśmy znaną nam dróżką w stronę parku. Psinka cieszyła się jak szalona i pomyślałam, że o ile smutniejsze musi być życie, bez takiego kochanego zwierzaka… Najcudowniejsza pod słońcem istota, która cieszy się z prostych rzeczy. I z twojej obecności. Z tego, że jesteś tu i teraz. I że kochasz. A przede wszystkim ta bliska ci istota nie stawia ci żadnych warunków, nie strofuje cię, nie gani, po prostu akceptuje cię taką, jaką jesteś. Z twoimi wadami i ułomnościami.

To wszystko przywiodło mi na myśl, mojego męża, który niedawno opuścił ten ziemski padół. Życie z nim nie należało do najłatwiejszych. Miał dziwną manierę pouczania wszystkich dookoła, co od dawna mnie irytowało. A czasami bolało. Kochałam go na swój sposób, ale to uczucie, nie wiem, chyba się już dawno wypaliło. A pozostało przywiązanie, obowiązek, na pewno jakiś rodzaj zobowiązania... Bywał w stosunku do mnie nieprzyjemny, zwłaszcza gdy już staliśmy się dojrzałymi wiekowo ludźmi. Na pewno z nim nie mogłam tak cieszyć się życiem, jak teraz... Czy żałuję, że przy nim trwałam? Chyba nie, ale dziś myślę, że na pewno można było ten wspólny czas spędzić milej i pełniej. Dlatego dziś już nie zamierzam oglądać się na innych, tylko robić to, na co mam ochotę.

Chyba powinnam się pofatygować na jego grób i zasadzić nowe kwiaty. Na urodziny, które już niebawem, pewnie zajadą też dzieci i z tymi swoimi marsowymi minami będą rozprawiać o tym, że tu trzeba postawiać taki znicz, a tu taki, a tam jakiś granitowy wazon na kwiaty. Czy to rzeczywiście jest aż tak istotne? Mam poważne wątpliwości.

Niespodziewana wizyta

Zatrzymałam się z psem na lekkim wzniesieniu, w dole migotało jasnym błękitem jeziorko. Miałam ochotę sprawdzić, czy pojawiły się już grążele. Uwielbiam je, więc czemu nie? Chcę nasycić oczy ich wspaniałym widokiem. Kto wie, ile mi jeszcze zostało? Puściłyśmy się szybkim marszem w dół, ale nagle poczułam, że telefon w kieszeni wibruje. To chyba Agata, moja córka. O tej porze? Co też się stało, że tak nagle dzwoni w środę? Ni stąd, ni zowąd zupełnie?

– Mamo, gdzie ty się podziewasz? Dlaczego nie odbierasz? Wszystko w porządku? – zasypała mnie serią pytań zdradzających jej spore zaniepokojenie.

– Nic się nie stało. Wszystko w porządku. Dlaczego, by miało nie być w porządku? Jestem na spacerze, z Sarcią – wytłumaczyłam spokojnie.

Okazało się, że córka przyjechała z wizytą i właśnie zastała zamknięty dom na klucz, a mnie nie ma. Musiałam niestety odłożyć oglądanie lilii wodnych na kiedy indziej i wracać z powrotem witać niezapowiedzianego gościa. Koniec mojej wycieczki, i wolności niestety.

Ruszyłam szybkim krokiem, żeby nie dać na siebie zbyt długo czekać i zmęczyłam się okrutnie. Oddech mi przyspieszył. Oczywiście Agata nie omieszkała tego nie zauważyć i od razu przystąpiła do strofowania mnie na ten temat. Że po co pokonuje aż takie odległości, skoro to może mieć fatalne skutki dla mojego zdrowia. Że powinnam trochę bardziej o siebie zadbać. I zanim weszłam do domu, zaczęła mi poprawiać fryzurę, która rzeczywiście może i była mocniej rozwichrzona. Napomknęła od razu, że kto to widział, żeby w takim stanie pokazywać się ludziom. I była zszokowana brakiem makijażu na mojej twarzy.

– Nie pokazywałam się żadnym ludziom, na litość boską, tylko wyszłam z psem na spacer nad jezioro – ale ona i tak nie słuchała, a ja nie miałam ochoty dalej w to brnąć – Odpuściłabyś starej matce. Nareszcie nikt ode mnie niczego nie oczekuje, nie muszę się nikomu podobać i mogę robić, co lubię. To jest najlepsza rzecz, jaką odkryłam na stare lata. Polecam ci to szczerze. Powinnaś spróbować!

Spojrzała na mnie z ukosa, ale nic już więcej nie powiedziała. Dopiero gdy weszłyśmy do środka, zaczęła otwierać okna, kręcić głową, burczeć coś pod nosem, że niby sam psi zapach w całym domu… No nie dziwota, skoro w domu jest Sara, starowinka. Kota zapachu się spodziewała, czy jak? Sara nie lubi się kąpać, zresztą to podobno niezdrowe, a i w jej wieku niewskazane zbyt często. Zresztą i ja nie jestem skora do takich ewolucji i schylania.

Co się ze mną się porobiło?

– Odkąd pamiętam, zawsze rano wietrzyłaś wszystkie pokoje i sprzątałaś dokładnie każde pomieszczenie – powiedziała niby do mnie, ale jakoś tak nie patrząc mi w oczy.

No to teraz jest inaczej, sama możesz to stwierdzić – uśmiechnęłam się. – Nigdy nie jest za późno, by nauczyć się czegoś nowego, moje dziecko. Można coś zrobić na nowo i też się z tym dobrze czuć.

– Hm, jakaś się skora do żartów zrobiłaś ostatnio – zagderała pod nosem. – Nie trzeba było nas gonić do porządków jako dzieci, bo teraz ciężko nam cię widzieć, jak żyjesz w takich strasznych warunkach. I śpisz w jakimś barłogu!

Mam teraz żałować, że wpoiłam jej dobre wzorce? Dzieci zawsze cię zaskoczą czymś nowym. Chciałam się dowiedzieć, czemu zawdzięczam jej niespodziewaną wizytę, ale ona zaczęła szorować naczynia, potem zlew w łazience i zabierała się za piekarnik. Miała widocznie zamiar wypucować mi kuchnię i łazienkę, a kto wie, może i inne zakamarki mojego domu. Poszłam po książkę i usadowiłam się z nią w fotelu. Miałam stąd widok na to, co ona wyprawia. Trochę mi jej było szkoda nawet. Może Agatka, zanim o czymś opowie, musi najpierw się jakoś fizycznie wyszaleć? Kto wie Przypomniałam sobie, że czasami, gdy mój świętej pamięci mąż, bardzo mi zszargał nerwy, mogłam godzinami szorować podłogę, myć okna czy polerować wannę. Żeby spuścić z siebie to całe napięcie. Mogła to ode mnie podpatrzeć. Dzieci uczą się swoich zachowań od rodziców.

– Odwiedziłam cię dzisiaj – odkryła swoje karty w końcu – bo chciałam cię zapytać, czy byłabyś tak dobra i wzięła Marysię na kilka dni? Pojechalibyśmy w tym czasie z Marcinem na mały wypad, może w góry lub na Mazury.

Nie było z tym problemu. Od razu byłam na tak. Babcią na full-time może nie umiem być, ale parę dni z moją kochaną wnuczką dam radę z przyjemnością. Pogoda taka, że aż chce się żyć, będziemy chodzić z Sarą na długie wędrówki. Pójdziemy nad jezioro, będziemy prowadzić wodne i leśne obserwacje przyrodnicze. Będzie fajnie. To już duża panna, ma pięć lat!

– Tak chcieliśmy jechać tylko we dwoje, ale, ale…– zaczęła się jąkać. – Ale nie wiem, czy mogę cię tak zostawić teraz? Czy tobie nic nie jest, mamo?

Zerknęłam na nią lekko zaskoczona jej pytaniem. Dobrze, że się o mnie martwi, ale jej zmarszczone czoło i spojrzenie niczym z kozetki psychoanalityka trochę mnie zbiło z pantałyku. Odparłam, że już od lat, od lat nie czułam się tak świetnie i tak lekko. Że to najlepszy czas w moim życiu.

– Mamo, ale ty w ogóle o siebie nie dbasz! – nie wytrzymała w końcu i wypaliła z całą mocą. – Nie musisz robić pełnego makijażu na wyjście z Sarą, ale to wszystko, co się dzieje w domu, też nie wygląda najlepiej!

Pokazała ruchem ręki dookoła i wymieniała: nieumyte garnki i talerze, zaduch i smród wewnątrz, ręczniki w łazience wołające o pomstę do nieba... Wszędzie pajęczyny i gruba warstwa kurzu. Rozumie oczywiście, że ja pewnie czuję się osamotniona i zapomniana, ale nie mogę przecież tak żyć jak jakiś menel. Strach tu dziecko przywieźć na takie warunki. Syf i malaria!

Ja już teraz nic nie muszę i nie chcę

– O, nie, moja droga! – zastopowałam ją, bo się już zagalopowała. – Już wystarczy tych twoich impertynencji. Nie będziesz mi mówić, co mam robić. Póki co, ja tu jeszcze rządzę.

– Mamo, ale ja cię nie widziałam w takim stanie. Nigdy! Jak ojciec zmarł, to ty po prostu chyba przeszłaś jakieś załamanie

– Kochanie, daj już spokój, co? Jeśli twoim głównym celem jest sprawdzać poziom czystości w moim domu, to powinnaś jednak zapowiadać swoje wizyty. A nie tak bez uprzedzenia. To niekulturalnie. – ucięłam te jej wywody.

Ona na to, że zapisze mnie na terapię, tak na wszelki wypadek, żebym jakoś doszła do siebie. I do lekarza, na wszystkie niezbędne badania. Inaczej niestety nie będzie mogła zostawić tu córki.

I weź tu z nią rozmawiaj? No nie przegadasz!

Nie wiem, czy ona w końcu zrozumie, że ja tak wolę? Że ja się już nasprzątałam, nagotowałam, napilnowałam i narobiłam w życiu. To nie zawsze było moim jedynym celem. I wcale nie zawsze miałam na to ochotę. Tak mnie wychowano. Tak byłam nauczona, że jest mąż, są dzieci, trzeba wszystko robić na czas. Otóż ja teraz już nic nie muszę. I nie chcę. I dobrze mi z tym. I można to nazywac lenistwem, załamaniem czy zaniedbaniem. Jak kto chce. Ja właśnie teraz pierwszy raz w życiu zaczęłam dbać o siebie. O swoją głowę, o własne uczucia, o moje ciało. I wszystkim kobietom to polecam.

Irena, 62 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama