„Koleżanka wyciągnęła mnie na podryw do knajpy. Nie sądziłam, że wpadnę w romantyczne sidła”
„Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Komentowaliśmy to, co dzieje się dookoła nas, innych ludzi, siebie samych i w sumie całą otaczającą nas rzeczywistość. Przyznaję, zdarzały się nam złośliwości, ale zawsze trafiały w punkt”.
Piątkowy wieczór dłużył się w nieskończoność. Już od jakiejś godziny przesiadywałyśmy z moją kumpelą Basią w knajpie, ale nic ciekawego się nie działo. Moja przyjaciółka kręciła się na krześle, zupełnie jakby miała w spodniach kłujące szpilki.
Chciałam stamtąd uciec
– Ale nudy, aż tyłek boli – burknęła z niezadowoleniem. – Miało być prawdziwe eldorado, a trafił nam się kompletny niewypał. To co, zmywamy się stąd czy jeszcze poczekamy, aż coś się ruszy?
– Dla mnie bomba – machnęłam ręką od niechcenia.
Gdyby nie jej determinacja, zapewne nadal siedziałabym skulona w czterech ścianach. „Lepsze to niż wpatrywanie się w gołe mury”, pomyślałam. Jeszcze niedawno ozdabiały je dzieła Janusza, które zgarnął podczas przeprowadzki do nowej kochanki. Nawet nie raczył się wytłumaczyć.
Basia od dawna powtarzała mi, że wdaję się w toksyczne relacje z zadufanymi w sobie facetami, których napuszone ego przyćmiłoby najwyższy wieżowiec w stolicy. No cóż, od czasów szkoły średniej ciągnęło mnie do artystów. U ich boku czułam się mniej nijaka, mniej przeciętna…
Skoro mowa o nudzie, to Basia nagle nabrała wigoru na widok nowo przybyłych gości lokalu.
– Tamtego ciemnowłosego faceta kojarzę, ma na imię Krystian i pracuje jako makler giełdowy – opowiadała przyciszonym, ale podekscytowanym głosem; miała słabość do przebojowych mężczyzn jeżdżących wypasionymi furami i posiadających własne mieszkania w śródmieściu. – Ostatnio zawitał do naszego biura, żeby zapoznać się z propozycjami. Poszukiwał małego, ale stylowego lokum – doprecyzowała. Obie pracujemy w agencji nieruchomości.
– Ej, nawet nie próbuj do nich wymachiwać łapami! – chwyciłam dłoń Baśki. – Bo zaraz tu się przyczłapią.
– No przecież o to chodzi, wariatko.
Zostałam sama
Spojrzała na nowych gości, obdarzając ich olśniewającym uśmiechem, który mógłby powalić niejednego. Szczególnie tę grupkę wyfiokowanych gości, traktujących życie jak rozgrywkę w karty. Rekiny w idealnie skrojonych garniturach. Zdecydowanie nie w moim guście. Ani trochę.
– Czy my przypadkiem się nie znamy? – rozpoczął swój podryw Krystian. – Ależ tak, no jasne! Ta urocza pani od mieszkań. Nie sposób zapomnieć tych cudnych oczu i zjawiskowej sylwetki… – nachylił się, składając pocałunek na jej dłoni.
– Naprawdę? – Basia zamrugała zalotnie, bez problemu wcielając się w rolę uroczej trzpiotki.
„O matko, zlituj się nad nami” – westchnęłam w duchu, wywracając gałami i wzdychając ciężko. Kątem oka, po lewej stronie gruchającej dwójki, zobaczyłam minę obrzydzenia na facjacie nieznajomego bruneta. Zupełnie jakbym widziała swoje odbicie.
Bacznie się mu przyjrzałam. Pochodził z tej samej kategorii co brunet, ale prezentował dość intrygujący widok – rozchełstany i pogrążony w egzystencjalnych rozterkach. Pozbył się marynarki i krawata, a rękawy koszuli podwinął. Paznokcie miał krótko przycięte, a na przegubie nosił niebieską bransoletkę z napisem „zbieram wodę”. Moje mało dyskretne oględziny skwitował uniesieniem brwi i skinięciem głowy w stronę barku. No dobra, skoro mnie na tym przyłapał, niech tak będzie. Tak czy inaczej, musiałam się wybrać na małe przeszpiegi do toalety.
Dobrze się bawiliśmy
Kiedy ponownie znalazłam się w barze, zajęłam miejsce na jednym z wysokich krzeseł. Okazało się, że szklanka z moim ulubionym drinkiem – dżinem z tonikiem – już stała przede mną. Cóż za spostrzegawczość…
– To barman mi podpowiedział, co lubisz – wyznał. – Najwyraźniej dobrze cię zna.
– Lepiej martw się o własny tyłek – rzuciłam opryskliwie.
Na barze stały dwa opróżnione kielonki i kufel z resztką piwa.
– Jeśli będziesz tak dalej przepijał, to się totalnie rozłożysz…
– Właśnie o to chodzi. Przez moje zaniedbanie firma poniosła straty. Powinni mnie pogonić, ale tego nie zrobią. Jestem za dobry w tym, co robię. Panie Stanisławie, poproszę kolejkę! – ponaglił barmana.
– A ja jestem tu jako przyzwoitka koleżanki, która nie lubi sama podrywać. Do tego facet ze mną zerwał. Już piąty.
– No to mamy za sobą etap zwierzeń. Janek – przedstawił się.
– A ja Iza.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Komentowaliśmy to, co dzieje się dookoła nas, innych ludzi, siebie samych i w sumie całą otaczającą nas rzeczywistość. Przyznaję, zdarzały się nam złośliwości, ale zawsze trafiały w punkt. Najwyżej ceniliśmy autoironię i poczucie humoru. Nigdy wcześniej nie czułam się przy kimś tak swobodnie. Chyba dlatego, że nie musiałam niczego udawać. Po prostu byłam sobą, szczera do bólu.
Skąd on się tu wziął?
Janek nie był facetem, jakiego zwykle szukam, dlatego nie siliłam się, by zrobić na nim wrażenie. Kiedy opowiadał o swoich pomysłach, nie wpatrywałam się w niego jak zaczarowana. W końcu facet od giełdy to nie malarz czy poeta. Nie obawiałam się, że mogę go zranić.
Gdy gadał głupoty, od razu mu o tym mówiłam. A on nie zostawał mi dłużny. Pan Staszek szczodrze napełniał nasze kieliszki, a my schlaliśmy się, wygłupiając się i wzajemnie się przekomarzając.
Obudziłam się we własnej pościeli, ale nie byłam sama. Na sąsiedniej poduszce spoczywała czyjaś głowa, skryta w burzliwej mgiełce potarganych, kasztanowych kosmyków. Czyjaś ręka spoczywała ciężko na moim biuście. Krzyk uwiązł mi w gardle tylko dlatego, że z pragnienia miałam je suche jak pieprz. Zresztą oboje mieliśmy na sobie ubrania, więc chyba nie zaszło nic zdrożnego między mną a tym całym Jankiem.
Ostrożnie wstałam z łóżka, uważając żeby go nie zbudzić. Przynajmniej na razie. Chciałam się trochę ogarnąć przed konfrontacją. Na szafce obok łóżka leżała karteczka. Baśka napisała: „Schlaliście się, gołąbeczki. Nie można was było od siebie odkleić, więc podrzuciliśmy was do ciebie. Stąd było najbliżej. Jak tylko was położyliśmy, zasnęliście jak małe dzieci. Nie martw się o swoją niewinność. Krystian mówił, że Janek to prawdziwy dżentelmen. W dodatku z mocnymi zasadami moralnymi. Zaopiekuj się nim i postaraj się go nie wystraszyć. Jeszcze nigdy nie widziałam cię tak roześmianej. Może już czas zmienić swój gust co do facetów? Zastanów się nad tym”.
To było komiczne
Nieźle się rozpisała ta moja kumpela… Ciekawe tylko, czy to efekt głębokiego przemyślenia sprawy, czy raczej wpływu procentów.
Kiedy stałam pod prysznicem, moje myśli wciąż błądziły wokół wieczoru. Przypominałam sobie błyskotliwe docinki Janka i swoje celne odpowiedzi. To było jak przełom w mojej głowie. Po związkach z egoistycznymi dziwakami wmówiłam sobie, że jestem nieciekawa i nijaka. Ale przy Janku czułam się kompletnie inaczej. Przy innych facetach ciągle się pilnowałam, a przy nim mogłam być sobą. Miałam w sobie pewność, nawet teraz.
Początkowy szok już przeszedł i cała ta sytuacja wydała mi się bardziej komiczna niż krępująca. W moim łóżku smacznie chrapał jakiś niemalże obcy gość, a ja gapiłam się na niego z zaciekawieniem. Facet miał nieziemsko długie rzęsy, buzię jak marzenie, a na brodzie delikatny cień zarostu… Sprawiał wrażenie bezbronnego, a jednocześnie cholernie intrygującego.
Przeszedł mnie dreszcz; ciągnęło od podłogi, jak to zwykle bywa w wiekowym budownictwie. Ziewnęłam przeciągle. A co tam. Wczołgałam się pod pierzynę i odwróciłam się plecami do towarzysza. Prawie odpływałam, kiedy nagle „towarzysz” przytulił się do mnie, idealnie wpasowując się w krągłości mojego ciała. Zrobiło mi się przyjemnie ciepło i bezpiecznie.
Co miałam z nim zrobić?
– Wziąłem prysznic, użyłem nowej szczotki do zębów i jeszcze jakiegoś cuda…
Uchyliłam powiekę i zerknęłam na owo „cudo”.
– To ręcznik kąpielowy mojego byłego. Akurat był w praniu, gdy ze mną zrywał.
– Słyszę, że kac nie przytępił ci dowcipu – mój towarzysz roześmiał się ujmująco. – Wiesz, obudziwszy się w nieznanym łóżku, lekko mnie zmroziło. Ale potem cię dostrzegłem i kamień spadł mi z serca. Uroczo wyglądasz, gdy śpisz.
– Z ciebie też niezła śpiąca królewna. No to sobie pogadaliśmy. Mamy za sobą etap zwierzeń. Chyba nabieramy w tym wprawy. A teraz wracaj pod kołdrę. Marznę tu.
Zabrzmiało to trochę dwuznacznie, ale kogo to obchodzi?
– Mi to pasuje. Ten kostium plażowy nie zasłania zbyt wiele.
– Nie marudź, lepiej się prześpij.
Poklepałam go lekko, jakby był poduszką, a potem bez skrępowania przytuliłam się do jego pleców.
– Przy tobie mogłabym tak leżeć nawet do poniedziałku.
Był zupełnie inny
Wystarczyło nam tylko jedno wspólne śniadanie do łóżka. Nie chcieliśmy z niego wychodzić. Leżeliśmy, piliśmy razem kawę, zajadaliśmy się i gadaliśmy o wszystkim, bez cienia skrępowania. Może to przez kaca, ale wątpię.
Przez ponad rok związana byłam z Januszem, ale to, co nas łączyło nie mogło się równać z tym, co miałam z Jankiem. Ta bliskość, nić porozumienia – tego mi brakowało. W relacji z Januszem nigdy tego nie doświadczyłam, nawet w minimalnym stopniu.
Janek i ja wciąż na siebie wpadaliśmy. Mieszkanie było malutkie, więc takie sytuacje zdarzały się nagminnie. Prędzej czy później musiało między nami dojść do pocałunku. To było nieuniknione.
– Przeurocza jesteś nawet na jawie! Chyba wpadłem po uszy. I prawie umieram z przerażenia, że mogę nie pasować do twojego wzoru faceta. Coś o tym mówiłaś…
– Nie panikuj. Przemyślałam to jeszcze raz.
Iza, 32 lata