Reklama

– Błagam cię, nie postępuj tak ze mną, nie odchodź… – rozpaczliwy ton głosu matki żebrzącej o uczucie wywoływał we mnie współczucie pomieszane z niechęcią.

Reklama

Tata chyba odczuwał to samo, bo trwał w milczeniu. Zapewne nie miał pojęcia, co powiedzieć osobie, której ślubował przed Bogiem, że będzie z nią na dobre i na złe. Wcisnęłam mocniej twarz w poduszkę, by odciąć się od rodziców i ich wzajemnych emocji, których nie powinnam być świadkiem.

Mało brakowało, a moje poczucie bezpieczeństwa i stabilności zupełnie by legło w gruzach. Na domiar złego, to właśnie rodzice swoim postępowaniem systematycznie burzyli fundament zaufania, który powinien być między nami. Tata wdał się w romans z jakąś młodą i zapewne znacznie atrakcyjniejszą panią niż moja mama. Wpadł po uszy. Ohyda jakaś.

Starzy to starzy. Nie mają prawa do intymności i zachowywania się jak gówniarze. Zakochać się w takim wieku?! Nonsens! A co z nami się stanie? Ojciec się wyniesie, zacznie wszystko od nowa i oleje córkę. Drań!

A matka? Też nie lesza. Żebrze, by został, choć on ma ją gdzieś. Trzeba mieć trochę szacunku do siebie, a nie upokarzać się do tego stopnia. Czułam, że zaraz pęknę.

Potraktowali mnie jak powietrze

Gwałtownie odrzuciłam poduszkę. Moja ukochana przestrzeń nagle stała się dla mnie nieznajoma i wroga. W pośpiechu założyłam spodnie oraz bluzkę, po czym niepostrzeżenie wyślizgnęłam się na zewnątrz. Mijając sypialnię rodziców, targana ciekawością, zajrzałam do środka.

Tkwili w milczeniu, pomijając intensywne łkanie matki. Ojciec sprawiał wrażenie skrępowanego. Zapewne marzył, by znaleźć się teraz gdzieś daleko – być może przy boku kochanki? Tamta z pewnością nie urządzała mu awantur. Poczułam gniew na rodziców, spychając głęboko do podświadomości litość dla mamy. Dlaczego musieli mi to robić?

Frontowe drzwi zatrzasnęły się z większym hukiem, niż planowałam. Zero odzewu. Nawet tego nie dostrzegli. Pędem pokonałam schody, a w środku kotłowały się we mnie złość i poczucie odzyskanej swobody. Całe szczęście, że opuściłam mieszkanie, bo brakowało mi już tchu. Chłodne, nocne powietrze pozwoliło mi myśleć trzeźwo.

Dumałam nad tym, co dalej. Mogłam wpaść do którejś z dziewczyn, ale jej rodzice, zaskoczeni wizytą o tej porze, raczej daliby znać moim. Zdecydowałam, że do świtu pokręcę się po mieście.

Zapięłam kurtkę pod samą szyję i sięgnęłam po komórkę. Była ledwie dwunasta w nocy, więc Zosia na pewno jeszcze nie spała, a nawet jeśli, to trudno. Potrzebowałam teraz z kimś pomówić. Gdy szłam przed siebie chodnikiem, w słuchawce rozbrzmiewały sygnały połączenia. Na ulicy kręciło się jeszcze kilku ludzi, którzy starali się osłonić przed lodowatym podmuchem wiatru.

Nikt nie zwracał na mnie uwagi. W końcu Zośka odebrała telefon. Jej głos brzmiał, jakby dopiero co się obudziła, ale wiadomość, którą chciałam jej przekazać, momentalnie ją otrzeźwiła.

Wygadałam się i mi ulżyło

– Nie gadaj! – wrzasnęła. – Ma kochankę? Kanalia! Jakaś zdesperowana laska dała się złapać takiemu dziadkowi? A twoja matka? Dała mu w pysk?

Zośka zawsze wypowiadała się szybko i ostro, ale ogólnie rzecz biorąc, nie mijała się z prawdą. Żadna kobieta nie powinna na siłę zatrzymywać chłopa, który jej nie chce. Trzeba mieć swoją godność. Poza tym obie zdawałyśmy sobie sprawę, że taki układ nie ma przyszłości. Litość zamiast kochania? Nigdy w życiu!

Pogadałyśmy z Zośką parę godzin, wyrzuciłam z siebie wszystkie negatywne emocje i poczułam ulgę. Postanowiłyśmy sobie, że w życiu nie znajdziemy się w podobnej sytuacji co moja mama. Nie będziemy się płaszczyć i żebrać o uczucie. Trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć dość i ruszyć dalej.

Do domu wróciłam o świcie. Szok, ale rodzice nawet nie zauważyli, że mnie nie było! Chyba mieli pilniejsze tematy na głowie, przestałam być dla nich ważna… Dzień później ojciec spakował manatki i się wyniósł.

Mama była w rozsypce po odejściu taty, kompletnie nie radziła sobie z codziennością. W tamtym momencie postanowiłam, że nigdy nie pozwolę, by uczucie do faceta doprowadziło mnie do takiego stanu. Od tej pory to ja miałam rządzić w swoim życiu, a nie miłość.

Obiecałam sobie, że mnie to nie ruszy

Czarka poznałam na weselu kumpeli. Wprawdzie byłam wtedy z kimś innym, ale od razu wiedziałam, że to właśnie jego chcę. Facetów nigdy specjalnie nie szanowałam, bo uważałam, że na szacunek nie zasługują. Owszem, ich obecność i rozmowa potrafiły umilić czas, ale nigdy nie pozwalałam sobie na zbytnią zażyłość. Niezależność to było moje drugie imię.

A faceci dosłownie się do mnie lepili. Chyba to ich w jakiś sposób kręciło. Ciągle przychodzili, zagadywali, podrywali na prawo i lewo. Miałam w czym wybierać, serio! I bardzo mi się to podobało, nie powiem. Jak na jakimś bazarze – podchodzisz do stoiska i bierzesz to, na co masz ochotę. Bywało, że myślałam sobie „Dobra, to jest to!”, ale po jakimś czasie czar pryskał. Codzienność wszystko zabijała...

Po kilku tygodniach każdy facet, nawet ten najbardziej wymarzony, zaczynał mnie nużyć i drażnić. Bez problemu wtedy znajdowałam sobie nowy cel do adorowania.

– Chodzi o to, żeby nie przestawać uganiać się za facetami, prawda? – dociekała Zośka, która od dwóch lat szczęśliwie tkwiła u boku Marka. – Jak tylko jakiegoś zdobędziesz, momentalnie przestaje cię pociągać i od razu szukasz następnego. Zastanawiam się, kiedy w końcu znajdziesz tego właściwego…

Kiedyś nie zawracałam sobie głowy takimi kwestiami. Działo się tyle innych rzeczy! Świat był na tyle interesujący, że nie chciałam poświęcać całego swojego czasu jednemu facetowi. Moja kumpela Zosia uważała inaczej i nasze ścieżki powolutku się rozjeżdżały. Kiedy wzięła ślub, nasza zażyłość już nie była taka sama jak wcześniej. Nie mogło być inaczej – zostałam jej świadkową, co było dla mnie oczywiste.

Zauważyłam Cezarego pośród gości, zanim impreza dobiegła końca. On również nie spuszczał ze mnie oczu. Byłam świadoma, że prezentowałam się korzystnie w kreacji świadkowej, moja sylwetka robiła wrażenie, a atłasowa tkanina przylegała do mojego ciała, eksponując dekolt. Czarek musiał ulec. Zbliżył się do mnie przy nadarzającej się okazji.

– Pomogę ci z bukietami – zasugerował uprzejmie, przejmując ode mnie kwiaty i lekceważąc karcące łypnięcie Wojtka, faceta, który mi towarzyszył.

Poczułam jak ogarnia mnie radość

To przyszło samo z siebie, ale obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że to dopiero początek. Czarek podszedł do mnie i przejmował ode mnie następne bukiety kwiatów. Nie dotknął mnie, ale i tak czułam bijące od niego ciepło. Cała się trzęsłam, przeszywały mnie ciarki.

Minęło sporo czasu, odkąd ktoś wywołał we mnie podobne uczucia. Miałam wrażenie, jakbym za chwilę miała unieść się w powietrze, a radość rozprzestrzeniała się po całym ciele niczym gorąca fala, docierając prosto do serca. Wojtek zszedł na dalszy plan, a ja z niecierpliwością i w pełni skupiona oczekiwałam na następny krok Czarka.

Moje oczekiwania się spełniły. Przez resztę imprezy towarzyszył mi świadek, z którym musiałam zatańczyć pierwszy taniec. Cezary był inny niż wszyscy, których do tej pory poznałam. Wydawał się odrobinę starszy ode mnie, ale o wiele bardziej dojrzały niż moi koledzy w podobnym wieku. Przy takim facecie mogłabym się zrelaksować, a nawet pozwolić mu na wszystko, bez zadawania pytań.

– Widzisz go? To mój wymarzony – wskazałam go Zosi, siadając obok niej.

Od razu poczułam potrzebę, by opowiedzieć przyjaciółce o moim niesamowitym szczęściu.

– Chyba ci odbiło! Przecież ledwo go poznałaś! – wykrzyczała zaskoczona. – To przez tę weselną atmosferę i nadmiar wina. Jak wytrzeźwiejesz, to się zdziwisz, co ci strzeliło do głowy. Znam cię jak nikt inny.

Zignorowałam jej słowa. Skąd mogła wiedzieć, co czuję w środku? To była prawdziwa magia. Zakochałam się bez pamięci od pierwszego spotkania i czułam niesamowitą radość. Intuicja podpowiadała mi, że poznałam faceta, z którym spędzę resztę życia.

Ślub z pompą, miłość w Paryżu

W kolejnym roku moja przyjaciółka Zosia towarzyszyła mi w kościele jako świadkowa, mając na sobie zjawiskową, brzoskwiniową kreację. Mój ukochany Czarek wyczekiwał mnie niecierpliwie przed ołtarzem. Z każdym postawionym krokiem zbliżałam się do upragnionego raju… Nie miałam wątpliwości, że to uczucie przetrwa wszystko i będzie trwać wiecznie.

Jak dobrze, że w tym tłumie osób udało mi się wypatrzeć Czarka. Przecież tak łatwo było się nie zauważyć i przejść obok siebie! Tyle w naszym życiu jest kwestią zbiegu okoliczności... Aż ciarki mnie przeszły na wyobrażenie codzienności pozbawionej Cezarego.

„O czym ja myślę w taki cudowny dzień! – przeszło mi przez głowę i znowu wzdrygnęłam się mimowolnie, więc wplotłam palce w jego ciepłą dłoń. – Jeszcze ściągnę na nas jakieś nieszczęście takimi rozważaniami”.

Ceremonia zaślubin oraz przyjęcie weselne zostały zorganizowane z ogromnym rozmachem. Ze względu na okoliczności, podróż poślubna trwała zaledwie parę dni, ale za to w jakże urokliwym miejscu – Paryżu. Wreszcie ziściły się moje od dawna pielęgnowane fantazje. Aromatyczna kawa prosto z bulgoczącego ekspresu serwowana w przytulnej kafejce, długie przechadzki wzdłuż Sekwany, czułe pocałunki na szczycie wieży Eiffla. Słodko i sentymentalnie niczym w tandetnym romansie.

Po ślubie nadszedł kolejny rok, który był niczym kontynuacja naszej wspólnej wyprawy w nieznane. Ja i Czarek połączyliśmy się w jedność. Stanowiliśmy dwie części tej samej całości, niczym dwie idealne połówki jednego owocu. Uczucie, jakie nas połączyło, sprawiło, że zrzuciłam ze swojej duszy cały ciężar, który nosiłam do tej pory. Poczułam, jak to jest kochać i być kochaną. Wiedziałam, że jestem bezpieczna – Czarek nigdy mnie nie opuści, bo jesteśmy nierozłączni. Dałam się ponieść emocjom, pozwoliłam im przejąć nade mną kontrolę i to było coś wspaniałego. Odnalazłam swój mały raj na ziemi.

Zastanawiam się, czy przymknęłam oczy na zwiastuny zbliżającego się nieszczęścia. Czy istniała szansa, by temu zapobiec? Nic nie przykuło mojej uwagi, nie potrafiłam znaleźć sensownego wyjaśnienia tego, co nastąpiło. Piorun pojawił się znikąd. Dwa tygodnie wcześniej Czarek oznajmił, że musi mi coś przekazać. Przez dłuższy czas nie był w stanie z siebie wydusić, o co chodzi.

Wpadłem na Anetę – w końcu się przyznał, skrzętnie omijając moje spojrzenie.

Aneta. Ona była jego pierwszym uczuciem w czasach liceum, które już dawno wygasło. To ona złamała mu serce, kiedy wyjechała studiować do Kopenhagi. Dowiedziałam się o tym wszystkim od siostry mojego ukochanego, niedługo przed naszą ceremonią zaślubin.

Moja szwagierka wspomniała, że jest naprawdę szczęśliwa, iż Czarek odnalazł tę jedyną, swoją bratnią duszę. Podkreśliła, że w pełni na to zasłużył, szczególnie po tym, jak zostawiła go ta, którą tak kochał. Ponoć uczucie do pierwszej sympatii zostawia trwały ślad w sercu, bo Aneta znów dała o sobie znać. Moja czujność momentalnie się wzmogła.

– No i? – zapytałam Czarka pozornie opanowanym głosem, chociaż moje serce zaczęło bić na alarm.

Nie mam pojęcia, jak ci to przekazać. Przede wszystkim chcę, żebyś wiedziała, że zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym...

Niewiele docierało do mnie z tego, co słyszałam. W głowie miałam jeden wielki bałagan, a jego słowa zdawały się nie mieć żadnego sensu. O co mu chodzi z tym odejściem? Przecież nasz pierwszy rok razem był istnym rajem! Jak to możliwe, że uczucia do Anety są silniejsze od naszej miłości? Ta podła żmija ledwo wkroczyła w jego świat, a on już gotowy jest porzucić wszystko i pędzić za nią niczym ostatni głupiec?!

Opanowała mnie złość, a czerwień przesłoniła mi wzrok. Skoczyłam na Czarka z pięściami. Nawet nie próbował się osłaniać. Okładałam go gdzie popadnie, dopóki wściekłość nie zmieniła się w ogromny smutek.

Czemu to mnie spotyka?

Potem bezwładnie runęłam na kanapę. Marzyłam tylko o tym, by się ulotnić lub zapaść pod powierzchnię ziemi, byleby uciec od myśli i tego okropnego, cielesnego cierpienia. Gdy zasłoniłam dłońmi twarz, ze zdziwieniem odkryłam spływające po palcach łzy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że szlocham. Byłam totalnie oszołomiona.

Czarek był przerażony moją reakcją. Szybko przyniósł szklankę wody i zachęcał, żebym połknęła jakiś lek. Po chwili drżącym głosem zapytał, w jaki sposób może mi ulżyć.

Nie zostawiaj mnie, proszę, nie rób mi tego – usłyszałam swój rozpaczliwy ton.

Przypomniałam sobie, jak wiele lat temu moja mama w ten sam sposób zaklinała tatę, a ja wtedy kompletnie nie pojmowałam, czemu nie stara się zachować twarzy… Dopiero teraz to do mnie dotarło. Kobieca duma, honor? Na co mi one, jeśli Czarek zniknie z mojego życia?! Czyżby los kobiet w naszej rodzinie faktycznie sprowadzał się do utraty wielkiej miłości? Do bólu po złamanym sercu?

Nigdy w życiu! Czarek jest wyłącznie mój i nie pozwolę, żeby jakaś inna go przygarnęła! Zrobię, co w mojej mocy, aby został przy mnie. W końcu mu przejdzie to całe zamroczenie i będziemy razem szczęśliwi po kres naszych dni. Muszę tylko wykombinować, jak to zrobić. Ludzie gadają, że dzieciak na dobre scala dwoje ludzi...

Reklama

Maria, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama