„Latami spłacałem długi siostry, bo mama mi kazała. Nie sądziłem, że na koniec Weronika wywinie mi taki numer”
„Westchnąłem ciężko. Wiedziałem, że ma rację. Ale jak powiedzieć to głośno? Jak uznać, że własna siostra cię robi w konia?”.

- Redakcja
Nie miałem wielkich ambicji. Chciałem mieć spokojne życie. Żeby rano wstać, wypić kawę, pojechać do pracy, wrócić, zjeść zupę z mamą, zapytać siostrę, jak jej minął dzień. Taki zwykły rytm. I może właśnie dlatego tak długo nie zauważyłem, że to nie był rytm, tylko uwiązanie. Że moje życie kręciło się nie wokół mnie, tylko wokół długów Weroniki. I że spokojne to ono było tylko z pozoru.
Wszystko zaczęło się wtedy, gdy Weronika wróciła zapłakana po rozstaniu z Karolem. Mówiła, że została z kredytami, że wszystko spadło na nią. Że nie da rady sama. Jeszcze wtedy byłem naiwny.
– Jestem starszym bratem, muszę pomóc – mówiłem do mamy, a ona kiwała głową i tylko raz powiedziała coś, co zapamiętałem na długo:
– To twoja rola.
Nie zapytała, czy mnie na to stać, czy mam własne plany? I tak się zaczęło. Kilka razy pytałem się Weroniki, kiedy mi zwróci mi pieniądze. Zawsze było to samo:
– Oddam ci wszystko, tylko jeszcze nie teraz.
Wiedziałem, że ma rację
– Dalej w to wierzysz? Serio?– Zbyszek odstawił kubek z herbatą na blat i spojrzał na mnie, jakby nie mógł się zdecydować, czy ma mnie szturchnąć, czy z politowaniem poklepać po ramieniu. – Ona cię doi jak krowę mleczną, a ty tylko się nastawiasz tak, żeby jej było wygodnie.
– Przesadzasz. To nie tak... – zacząłem, ale sam nie wierzyłem w to, co mówię. – Po prostu... Weronika ma teraz trudny czas. Jeszcze się nie pozbierała po tym Karolu...
– Po ilu latach? Pięciu? Sześciu? – Zbyszek uniósł brwi. – Zmienia się tylko powód. Raz Karol, raz praca, raz zdrowie, raz inflacja. A ty płacisz.
Westchnąłem ciężko. Wiedziałem, że ma rację. Ale jak powiedzieć to głośno? Jak uznać, że własna siostra cię robi w konia?
– Ale ona mówi, że odda – rzuciłem w końcu. – Jak się ustabilizuje…
– A ustabilizuje się, kiedy ty skończysz płacić jej raty… – Zbyszek nachylił się lekko. – Nie jesteś bankiem ani opieką społeczną. Jesteś jej bratem. A ona przestała cię tak traktować. Wiesz, co to jest? Pasożyt.
Zamilkliśmy na chwilę. Patrzyłem na plamę po kawie na stole. Czułem w gardle rosnącą kulę wstydu, pomieszaną z czymś, czego długo nie potrafiłem nazwać. A potem przyszło to słowo: żal.
– Nie wiem... Może rzeczywiście coś przegapiłem – powiedziałem cicho.
– Nie przegapiłeś. Po prostu nie chciałeś widzieć.
Ręce mi się trzęsły z emocji
– Możemy chwilę pogadać? – zapytałem, stojąc w progu jej mieszkania.
– Teraz? – burknęła, nie odrywając wzroku od telefonu.
Weszliśmy do kuchni. Rozejrzałem się – na blacie leżały puste kubki po kawie i jakieś nowe kosmetyki. Tyle do spłacenia, a ona żyje, jakby nic się nie działo.
– Przyszedł list z banku – zacząłem.
– No i co? – wzruszyła ramionami. – To pewnie jakaś pomyłka.
– Nie, Weronika. To nie jest pomyłka. To twój kredyt, na moje nazwisko. I dobrze wiesz, że nie pierwszy.
Zerknęła na mnie, a potem zmrużyła oczy.
– Teraz będziesz robił ze mnie złodziejkę?
– A nie jesteś? Dałem ci 70 tysięcy. Siedemdziesiąt! Nawet nie pytasz, czy mam za co żyć. Czy mnie w ogóle jeszcze na coś stać?
– Przestań się mazać. Wiesz, jaka była sytuacja. Z Karolem miałam bagno, ledwo wyszłam z tego z życiem. Ty masz stabilną pracę, kawaler, bez dzieci... Dasz sobie radę.
– Mam sobie radzić? Z długami, które ty zrobiłaś? – poczułem, jak krew uderza mi do głowy. – Ty mnie wykorzystujesz. Od lat!
– Oddałabym ci to wszystko. Ale ciągle coś się wali. Nie widzisz, że próbuję?
– Nie, nie widzę – powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. – Widzę tylko, jak robisz ze mnie frajera. I jestem tym zmęczony.
Zapadła cisza. Weronika stała ze ściśniętymi ustami, a potem tylko rzuciła:
– Jak nie chcesz mi pomagać, to nie. Ale przynajmniej nie rób ze mnie potwora.
Odwróciłem się i wyszedłem bez słowa. Na klatce schodowej poczułem, jak trzęsą mi się ręce.
Zrobiło mi się niedobrze
W całym mieszkaniu pachniało zupą ogórkową. Mama stała przy kuchence i mieszała coś w garnku.
– Weronika znowu coś przeskrobała? – zapytała bez odwracania się.
Zamarłem.
– Skąd wiesz?
– Bo tylko wtedy przychodzisz spięty – westchnęła, odkładając łyżkę i odwracając się do mnie. – Co się stało tym razem?
– Kolejny kredyt na moje nazwisko. Tym razem trzydzieści tysięcy. Nawet mnie nie poprosiła. Ona zażądała, jakby to był mój obowiązek.
Mama nie zareagowała tak, jak miałem nadzieję. Nie było szoku, oburzenia. Była... zmęczona. I zimna.
– Wiem, że to trudne, ale to nadal twoja siostra.
– Ona mnie okradła.
– Przesadzasz. Miała kłopoty, to dlatego.
– Spłacam kredyty od sześciu lat! Od sześciu lat rezygnuję ze wszystkiego, żeby ratować jej tyłek! A ty? Ty mi mówisz, że to „nadal moja siostra”?
– Bo nią jest – powiedziała spokojnie. – A rodzina się wspiera. Lepiej, że ty niż obcy. Przynajmniej wiemy, że to zostaje w rodzinie.
Zrobiło mi się niedobrze.
– Zostaje w rodzinie? Ja już nie mam rodziny, mamo. Mam długi i poczucie winy, że dałem się tak podejść.
– Paweł… – zaczęła, ale nie dokończyła.
Wstałem i bez słowa wyszedłem z kuchni. Nie chciałem, żeby widziała, jak zaciskam zęby, żeby nie wybuchnąć. Jak mnie boli, że stanęła po stronie tej, która mnie rujnuje.
Serce mi waliło
Weronika zadzwoniła tuż po osiemnastej. Nawet nie zapytała, co u mnie.
– Mam sprawę – zaczęła od razu. Jej głos był spokojny, niemal ciepły. – Pamiętasz, jak mówiłam, że tamta rata to ostatnia? No to... trochę się posypało.
Milczałem. Widziałem przez okno, jak sąsiad podlewa kwiaty na balkonie i zazdrościłem mu, że jego życie wygląda normalnie.
– Znowu? – zapytałem cicho.
– To naprawdę niewielka suma. Dwa tysiące. Wiesz, jak to jest... firma mi nie wypłaciła wszystkiego, coś z przelewem. Ja to oddam. W połowie miesiąca.
– Nie.
Zapadła cisza. Dosłownie na kilka sekund. Ale słyszałem, jak jej oddech się zmienia. Jakby nie spodziewała się, że odmówię.
– Co znaczy „nie”?
– To znaczy, że nie dam ci tych pieniędzy.
– Ale ja nie proszę o pięćdziesiąt tysięcy! To tylko dwa! Pomagałeś mi przez lata!
– I właśnie dlatego przestaję. Bo przez lata pomyliłem pomoc z pozwoleniem na wykorzystywanie mnie.
– Nie wierzę. Ty? Ty teraz robisz ze mnie jakiegoś pasożyta?
– Nie muszę robić. Sama świetnie to ogarniasz.
W słuchawce zapadła cisza, ale tym razem nie była to konsternacja. Była to furia.
– Wiesz co? Zgrywasz ofiarę, ale nikt cię nie zmuszał! Sam to robiłeś, bo chciałeś być bohaterem. To twój problem, że nie potrafisz powiedzieć „nie”!
– Właśnie się nauczyłem – odpowiedziałem spokojnie. – Nie dostaniesz ode mnie już ani grosza.
– No to dzięki, braciszku. Jesteś lepszy niż komornik. On przynajmniej nie udaje, że kocha.
Rozłączyła się. Siedziałem długo z telefonem w dłoni, słuchając martwego sygnału. I choć serce mi waliło jak młotem, po raz pierwszy od lat poczułem, że oddycham.
Skupiłem się na sobie
Przez pierwsze tygodnie było cicho. Żadnych telefonów, żadnych wiadomości. Weronika się obraziła. Kiedy raz przypadkiem spotkałem je na rynku, Weronika odwróciła wzrok i udawała, że mnie nie widzi. Za to mama spojrzała na mnie z wyrzutem, jakbym to ja ją porzucił. A ja… nie robiłem nic. Nie przepraszałem, nie tłumaczyłem się. Po raz pierwszy w życiu nie próbowałem ratować kogoś, kto nie chciał być uratowany. Skupiłem się na sobie. I to było dziwnie dobre.
A potem, przyszła wiadomość.
„Przelew poszedł. 500 zł. Nie spodziewaj się więcej w tym miesiącu”.
Nie odpisałem. Nie było co komentować. Ale wiedziałem, że to coś znaczy. Miesiąc później kolejny przelew. Tym razem 300 zł. Potem 200. Ale ani razu nie padło „przepraszam”, ani „dziękuję”. Kiedy znów spotkałem mamę na mieście, już nie była taka ostra:
– Weronika się stara, wiesz? Powinna była to zrobić wcześniej, ale… no. Znasz ją. Głowa do góry.
Tylko że ja już nie potrzebowałem, żeby ktoś mnie poklepywał po ramieniu. Widziałem, że Weronika nie robi tego z sympatii. Może ze wstydu, może ze strachu, że naprawdę straci mnie na zawsze. Ale robiła. I to wystarczyło. Może w końcu zrozumiała, że to, co było między nami, nie jest jej dane na zawsze. Że nawet brat może powiedzieć „dość”.
Paweł, 38 lat
Czytaj także:
- „W Wielkanoc teściowa przeszła samą siebie. Zamiast podzielić się jajkiem, urządziła nam inspekcję i zaglądała w gary”
- „Oświadczyłem się Marcie przy wielkanocnym stole, bo mama mi kazała. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem”
- „Siostra oznajmiła w Wielką Sobotę, że związała się z bogatym starcem. Twierdzi, że to miłość, ale ja wiem swoje”