Reklama

Moje pierwsze spotkanie z Bartkiem miało miejsce szóstego grudnia, podczas imprezy studenckiej łączącej dyskotekę i bal przebierańców. W powietrzu unosił się aromat grzanego piwa z nutą imbiru, pomarańczy i goździków, a w tle leciały świąteczne przeboje. Wokół roiło się od osób przebranych za świętych Mikołajów, jego pomocników i płatki śniegu.

Reklama

Dobrze się bawiłam

Kiedy zmęczona tańcem przycupnęłam na wysokim krześle barowym, dosiadł się do mnie pewien przystojniak i za wszelką cenę chciał postawić mi drinka. Uległam jego namowom, bo przypadł mi do gustu. Jeden drink pociągnął za sobą kolejne. Atmosfera była radosna i swobodna, więc pozwoliłam się pocałować. Potem dałam się namówić, aby towarzyszył mi w drodze powrotnej do akademika.

Kiedy zaproponował wymianę numerów, poczułam lekką niepewność. Nie da się ukryć, że facet przypadł mi do gustu, jednak aktualnie priorytetem była dla mnie niezależność – ceniłam sobie swobodę ponad wszystko.

– Sorry, ale to była tylko jednorazowa przygoda. Nie mam ochoty na nic więcej. Trzymaj się! – cmoknęłam go przelotnie w usta, po czym błyskawicznie się odwróciłam i pognałam przed siebie, nawet nie dając mu dojść do słowa.

Spotkałam go ponownie

Kilka dni po tamtej nocy kompletnie o niej zapomniałam. Dlatego mocno się zdziwiłam, gdy w centrum handlowym, gdzie dorabiałam, sprzedając opłatki, Bartek mnie rozpoznał. Właśnie miałam iść na przerwę, gdy nagle zauważyłam jakiegoś gościa, który pędził w moim kierunku. O co chodzi temu facetowi? Gdzie on tak gna? Dla pewności odsunęłam się, żeby mnie nie staranował. Ku mojemu zaskoczeniu, on nagle skręcił i ruszył prosto na mnie. Gwałtownie zahamował i stanął tuż przede mną, o włos nie zahaczając o mój nos.

– To naprawdę ty? – wydyszał.

– Czy my się znamy? – spytałam zaskoczona.

– Dostrzegłem cię, gdy byłem na ruchomych schodach. Bałem się, że znów mi uciekniesz! – wysapał.

– Chyba pomyliłeś mnie z… – nie zdążyłam nawet dokończyć zdania gdy nagle olśniło mnie, skąd go znam. Impreza mikołajkowa, knajpa, sporo alkoholu i cudowny czas, gdy tańczyliśmy przytuleni, nie myśląc o niczym innym. – Rzeczywiście, to byłam ja – odparłam z lekkim uśmiechem, czując się trochę niezręcznie.

– Obiecuję, że teraz nie dam ci tak po prostu odejść. Może coś zjemy, jak skończysz pracę?

– Cóż… Nie jestem pewna… – Moje wahanie było raczej pozorne, ponieważ w głębi duszy pragnęłam się zgodzić. Facet sprawiał wrażenie miłego i szczerego.

– Daj się namówić, to zwykły obiad. Bez obawy, nie oświadczam się – zażartował, a ja zaczęłam się śmiać.

Szybko się zakochałam

Ależ to był niezwykły okres w moim życiu! Zaczęliśmy od obiadu we dwoje, a następnego dnia wybraliśmy się wieczorową porą do kina. Film zupełnie mi umknął, gdyż większość seansu spędziliśmy na gorących pocałunkach. Po kilku dniach poszliśmy razem pojeździć na łyżwach. Przemarznięci do szpiku kości od mrozu, trafiliśmy do jego mieszkania na kubek gorącej czekolady. Tym razem nie poprzestaliśmy tylko na całusach i przytulaniu – poszliśmy o krok dalej.

Wpadłam po uszy, totalnie straciłam dla niego głowę. Trudno powiedzieć, czy to on był taki niesamowity, czy po prostu miałam dość bycia singielką i byłam gotowa na relację. Tak czy inaczej, porzuciłam samotność i z radością zanurzyłam się w tej czarującej, zimowej miłości.

Nasz romans rozkwitł w blasku bożonarodzeniowych iluminacji, jakie zdobiły ulice i place. Chodziliśmy za rękę w zimowych rękawiczkach, ulepiliśmy wspólnie bałwana na skwerze, przytulaliśmy się, słuchając świątecznych przebojów lecących w centrum handlowym. Na zawsze zachowam w pamięci nasze pocałunki pod drzewkiem na placu i widok białego puchu na jego brwiach i rzęsach. Wtedy przeżywałam euforię z powodu naszej miłości!

Gdy przyszła wiosna, przeniosłam swoje rzeczy do mieszkania Bartka, a w lecie razem wyjechaliśmy do pracy do Hiszpanii. Nasza relacja dojrzewała i nabierała rumieńców, stawała się coraz trwalsza, snuliśmy plany na dalsze lata.

Zaczęły się kłótnie

W miarę upływu czasu entuzjazm i radość zaczęły zanikać. Czar prysł, a jego miejsce zajęła ponura codzienność – kłótnie o stos brudnych talerzy w zlewie, milczące przepychanki, rutynowy seks pozbawiony pasji. Powtarzałam sobie w duchu, że tak wygląda życie, że na tym polega dojrzałe, dorosłe uczucie – na ustępstwach, przetrwaniu trudniejszych momentów i słodkim pojednaniu po gorzkich sprzeczkach.

Spędziliśmy ostatnie święta u Bartka w domu rodzinnym. Stresowałam się, bo chciałam zrobić dobre wrażenie na przyszłych teściach. Przez cały wyjazd czułam się spięta, a na dodatek wydawało mi się, że rodzina Bartka mnie nie polubiła.

On też nie pomagał mi się wyluzować – ciągle robił głupie rzeczy z rodzeństwem, a na mnie jakby nie zwracał uwagi. Nie rozumiałam ich prywatnych dowcipów, aluzji i niedomówień. Jego mama niby się do mnie uśmiechała, ale bez przerwy czułam na sobie jej wzrok i miałam wrażenie, że mnie ocenia. Spośród wszystkich gości tylko tata mojego chłopaka poświęcił mi trochę więcej uwagi, aczkolwiek ograniczyło się to do zanudzania mnie tyradami na tematy polityczne.

Kamień spadł mi z serca, gdy wreszcie dobrnęliśmy do ich końca. Niestety, negatywne skutki odczuwałam jeszcze długo po nich. Miałam pretensje do Bartka o to, że zostawił mnie samą pośród jego krewnych, czego kompletnie nie pojmował, określając mnie mianem histeryczki. Nasze relacje uległy jeszcze większemu pogorszeniu.

Kryzys między nami minął

Sytuacja między nami była jak sinusoida – czasem źle, momentami odrobinę lepiej, a później znowu dołek. Przychodziły mi do głowy myśli o rozstaniu, ale nigdy nie traktowałam ich poważnie. W głębi serca nadal darzyłam Bartka uczuciem. To z nim przeżyłam swoją pierwszą, prawdziwą miłość i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym go tak po prostu zostawić.

Kiedy nastała następna zima, zauważyłam przemianę w moim partnerze. Stał się dla mnie łagodniejszy i bardziej wyrozumiały. Nie przejmował się drobiazgami ani nie wyszukiwał pretekstów do kłótni. Uznałam, że w końcu pokonaliśmy przedłużający się kryzys i od tej pory czeka nas tylko cudowna przyszłość. Dwa dni przed naszą trzecią rocznicą Bartek oznajmił, że pragnie przedyskutować ze mną pewien temat.

– W porządku, to sobie pogadamy! – parsknęłam śmiechem, składając na jego ustach całusa.

– Wolałbym jednak spotkać się gdzieś na mieście, w jakimś neutralnym miejscu. Co powiesz na jutrzejszy wieczór? Wiesz, to nie będzie taka zwyczajna randka... – Bartek sprawiał wrażenie zdenerwowanego i spiętego. – To dla mnie ważne.

Myślałam, że się oświadczy

Gdy powiedział to wszystko, chciałam po prostu wpaść mu w objęcia i krzyknąć, że się zgadzam, ale wtedy zepsułabym niespodziankę. Dlatego starałam się zachowywać normalnie, udając, że o niczym nie mam pojęcia. Odrobinę żałowałam, że oświadczyny nie nastąpią w naszą rocznicę. Jednak z innej strony, lepiej dostać pierścionek w niedzielę niż w poniedziałek.

Przepełniała mnie taka radość, że po prostu musiałam komuś o tym opowiedzieć. Wykręciłam numer do mamy i oznajmiłam jej, że w tym roku przywiozę do domu na święta mojego przyszłego męża. Mama również się ucieszyła, bo darzyła Bartka sympatią. Złożyła mi życzenia i stwierdziła, że nie może się doczekać.

No to tak miało wyglądać: cudowny i wzruszający wieczór, najwspanialszy moment mojego życia. Umówiliśmy się, że spotkamy się w lokalu, a nie wyjdziemy wspólnie z mieszkania.

– Muszę wcześniej ogarnąć jedną sprawę – wyjaśnił Bartek.

Pewnie szykuje dla mnie jakiś prezent–niespodziankę, pomyślałam sobie. I faktycznie, coś dla mnie przygotował. Zbaraniałam, gdy go zobaczyłam ubranego w jeansy, podczas gdy ja wystroiłam się w moją najfajniejszą kieckę. A dalej było jeszcze gorzej: zamiast zabrać mnie do jakiejś restauracji, jak się spodziewałam, zaprowadził mnie do zwykłego baru.

Czułam się jak idiotka

Kiedy ściągałam płaszcz, poczułam się zupełnie nie na miejscu, ponieważ mój ubiór zupełnie nie współgrał z miejscem. Najlepiej świadczyło o tym zdziwione spojrzenie mojego faceta. Zmierzył mnie od stóp do głów szybkim, trudnym do zinterpretowania spojrzeniem, a następnie podrapał się po brodzie.

– Lecę po browara. Co mam ci przynieść? – spytał, wbijając oczy w ziemię.

– Weź mi jakiś sok – odpowiedziałam.

Po jego słowach już byłam pewna, że oświadczyny nie wchodzą w grę. Jednak w najśmielszych przypuszczeniach nie spodziewałam się, że nasz związek dobiegnie końca!

– Zaraz, jak to? Przecież ostatnimi czasy układało się między nami całkiem nieźle, więc... – przerwałam w pół zdania, widząc jak jego twarz oblewa purpura. Zupełnie jakby dręczyły go wyrzuty sumienia. – Masz kogoś innego, prawda?

– Owszem – odparł szczerze, a ja momentalnie pożałowałam, że nie skłamał.

To było upokarzające

Mógł przecież wyjść z twarzą, wymyślając jakąś zgrabną, niewinną wymówkę, by złagodzić cios. – Jeszcze dziś się spakuję i wprowadzę. Nie przejmuj się czynszem za bieżący miesiąc, nie musisz mi zwracać kasy.

Jego słowa mnie załamały. Zapewne sądził, że postępuje szlachetnie, taki drobiazg dla osoby w beznadziejnej sytuacji, prezent na pocieszenie, ale to tylko spotęgowało mój ból. Nie mogłam zrozumieć, jak w takim momencie jest w stanie rozmawiać o forsie! I planował wynieść się już dziś! Do tamtej kobiety! Serio musiał mi to mówić?! Kompletnie straciłam panowanie nad sobą.

– Dlaczego mnie tak traktujesz? Prawdziwe uczucie polega na tym, żeby naprawiać to, co nie działa, a nie zwiewać na widok kłopotów! – wykrzyknęłam, zalewając się łzami.

– Błagam, bez takich numerów…

– Numerów? Co ty wygadujesz?! Jakaś laska zawróciła ci w głowie i chcesz dla niej rzucić to, co nas łączy?!

– Ale ja już nic do ciebie nie czuję. Wybacz – odparł.

Podniósł się z miejsca, narzucił na siebie kurtkę i najzwyczajniej w świecie wyszedł z knajpy.

Załamałam się

Zostawił mnie samą tonącą we łzach. To rzeczywiście był kres wszystkiego, co nas łączyło. Bartek spakował manatki i się wyprowadził, a ja totalnie się posypałam. Egzystencja pozbawiona jego obecności wydawała mi się bezsensowna. Zero chęci, by zwlec się z łóżka, ubrać czy cokolwiek przełknąć. Olałam studia, zakupy, dosłownie wszystko. Całe dnie spędzałam w łóżku, na przemian szlochając, przysypiając lub pustym wzrokiem wpatrując się w sufit.

Unikałam telefonów od matki. Nie miałam ochoty na rozmowę z nią, ponieważ oznaczałoby to konieczność wyznania jej, że Bartek nie pojawi się ze mną na Boże Narodzenie i nie zostanie jej zięciem, gdyż nasze drogi się rozeszły. Aby oszczędzić jej zmartwień, wysłałam parę wiadomości tekstowych, zapewniając, że u mnie wszystko gra, ale jestem zalatana i przygnieciona nauką, co tłumaczy mój brak kontaktu.

Czas mijał, a mój stan się nie poprawiał. Brakowało mi energii i motywacji do czegokolwiek, jakbym cierpiała na poważną chorobę. Głowa często mnie bolała, być może z powodu braku apetytu albo nieustannego płaczu. Parę dni przed świętami Bożego Narodzenia zdecydowałam, że jednak nie pojadę do rodzinnego domu. Nie potrafiłabym wytłumaczyć najbliższym, że zerwałam z facetem, którego zdążyli już zacząć uważać za członka rodziny.

Gdybym się z nimi zobaczyła, na pewno próbowaliby mnie pocieszyć i, składając życzenia świąteczne, mówiliby, żebym w końcu kogoś nowego sobie znalazła, zupełnie jak przed tym, gdy poznałam Bartka. Nie, dzięki.

Reklama

Anna, 25 lat

Reklama
Reklama
Reklama