Reklama

Nie ukrywam, do niedawna moim życiowym celem było zgarnięcie części fortuny po wuju Stefanie. Wuj był człowiekiem, którego nie dało się jednoznacznie ocenić. Był bogaty, ekscentryczny, często bawił się uczuciami innych. Mieliśmy skomplikowaną relację – raz dostawałem od niego drogie prezenty, innym razem traktował mnie z pogardą. Ale zawsze miałem przeczucie, że w głębi serca darzył mnie sympatią. Natomiast ciotka Irena była zupełnie inna. Zawsze uważała, że majątek brata powinien być tylko jej. Wiedziałem, że walka o spadek nie będzie łatwa.

Reklama

Czułem niepewność

Podczas pogrzebu wuja Stefana atmosfera była gęsta. Wszyscy wymieniali znaczące spojrzenia. Czułem, że jesteśmy obecni nie tylko z powodu żalu i tęsknoty za zmarłym. Liczyliśmy na spadek. Podczas stypy podszedłem do ciotki Ireny, która zawsze patrzyła na mnie z wyższością.

Nie rób sobie nadziei. Wiesz dobrze, że to wszystko należy się mnie – powiedziała z triumfalnym uśmiechem, jakby już wszystko zostało przesądzone.

– Ciociu, nie bądź taka pewna – odpowiedziałem spokojnie, chociaż w środku czułem niepewność.

Kiedy na stypie pojawił się zaprzyjaźniony z rodziną mecenas Kowalski, atmosfera jeszcze bardziej zgęstniała. Adwokat stanął na środku pomieszczenia.

– Proszę państwa, mam do przekazania pewną informację. Istnieją dwa testamenty – oznajmił, z satysfakcją obserwując nasze reakcje.

Ciotka Irena natychmiast przyjęła triumfalny ton, a jej usta wykrzywiły się w cynicznym uśmiechu.

– Wiedziałam! Wiedziałam, że Stefan mi to wszystko zapisał! – niemal krzyknęła, rozglądając się po pokoju, jakby szukała kogoś, kto zaprzeczy.

Nie mogłem tego tak zostawić. Może i były dwa testamenty, ale przecież wujek nie był aż tak przewidywalny. Pomyślałem, że jeśli są dwa testamenty, to znaczy, że do końca się nami bawił.

Nie mogłem w to uwierzyć

Gdy następnego dnia spotkaliśmy się w kancelarii, mecenas Kowalski rozpoczął odczytywanie pierwszego testamentu. W salonie panowała napięta cisza.

Cała fortuna trafia do pani Ireny – oznajmił prawnik, a jego słowa odbiły się echem po pokoju.

Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem.

– To niemożliwe! Wuj nie mógł zostawić jej wszystkiego, zawsze mówił, że nie znosi jej marudzenia! – wybuchłem, nie kontrolując swojego gniewu.

Ciotka Irena, siedząca naprzeciwko mnie, odparła z szyderczym uśmiechem.

– Może mówił, ale w głębi serca wiedział, komu się to należy! – odparła, jej głos przepełniony pogardą.

Mecenas uniósł rękę, prosząc o spokój.

– Proszę państwa, to jeszcze nie koniec – dodał, a jego ton sugerował, że szykuje się kolejna niespodzianka.

Odczytał drugi testament, w którym zapisał mi cały majątek. Serce zaczęło mi bić jak szalone, a wśród zgromadzonych na nowo zapanował chaos.

– Fałszerstwo! – krzyknęła Irena, wstając gwałtownie z krzesła. – Ten chłopak to zmanipulował!

A może to ty zmanipulowałaś wuja, żeby zapisał ci wszystko? – odparłem, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo ta sytuacja mnie przerasta.

W tym momencie nie wiedziałem, co myśleć. Czyżby wuj naprawdę zostawił mi swój majątek? A może to była tylko kolejna jego gra?

Byłem w szoku

W salonie zapanował kompletny chaos. Pozostali członkowie rodziny zaczęli się wtrącać. Każdy chciał coś ugrać dla siebie.

– Może wuj podpisał oba testamenty, bo nie ufał żadnemu z was? – zasugerował jeden z kuzynów.

Miałem wrażenie, że mecenas przyglądał się nam z satysfakcją, jakby jego zadaniem było jedynie doprowadzenie nas do wrzenia.

Proszę państwa, proszę o spokój! Zanim podejmiecie dalsze kroki… muszę powiedzieć coś jeszcze – jego głos przebił się przez zgiełk, a jego słowa sprawiły, że wszyscy zamilkli.

– O co chodzi? – zapytałem, czując, że szykuje się kolejny zwrot akcji.

Mecenas spojrzał na nas z nieco melancholijnym wyrazem twarzy.

Dzień przed śmiercią wuj Stefan unieważnił oba dokumenty i przekazał cały majątek na cele charytatywne – oznajmił z niepokojącą spokojnością.

Byłem w szoku. W jednej chwili świat się zatrzymał, a ja poczułem, jakby ktoś wyciągnął dywan spod moich stóp. Było to tak absurdalne, że aż trudno było uwierzyć.

Zaśmiałem się nerwowo

Po ogłoszeniu decyzji wuja zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na prawnika, jakby spodziewali się, że zaraz wyciągnie królika z kapelusza. Niestety, jego twarz pozostała poważna.

To jakiś żart? – zapytała Irena, a jej twarz zrobiła się blada jak papier.

Mecenas pokręcił głową, pozostając niewzruszony.

– Przykro mi, ale nie. Całość została przepisana na fundację pomagającą biednym dzieciom. Państwo nie dostają nic – potwierdził.

Poczułem, jak mój żołądek zaciska się w supeł. Cała sytuacja wydawała się wręcz surrealistyczna. Zaśmiałem się nerwowo.

– Nie wierzę. To niemożliwe. Wuj nie był aż tak podły – wyrzuciłem z siebie, próbując zrozumieć sens tej sytuacji.

Ciotka Irena spojrzała na mnie z rezygnacją.

– A jednak był – odparła, a w jej głosie słychać było więcej smutku niż złości.

Wszystkie nadzieje i marzenia związane ze spadkiem, które tkwiły gdzieś z tyłu mojej głowy, zostały nagle roztrzaskane na drobne kawałki. Teraz musiałem stawić czoła rzeczywistości, w której nie byłem milionerem, a jedynie bratankiem ekscentrycznego człowieka, który do końca grał swoją własną grę.

Czułem dziwną pustkę

Po ogłoszeniu decyzji wuja wszyscy zaczęli się wzajemnie oskarżać i szukać winnych tej sytuacji. Atmosfera w kancelarii była przytłaczająca. Mecenas, czując zapewne, że jego rola dobiegła końca, podsumował spokojnie:

Ta decyzja jest ostateczna. Jeśli państwo spróbują podważyć dokument, fundacja jest gotowa bronić swojego prawa – oznajmił, wkładając dokumenty z powrotem do swojej teczki.

Patrzyłem na niego, próbując znaleźć w sobie jakieś resztki nadziei, ale wiedziałem, że było to daremne. Wściekłość, która początkowo mną kierowała, zaczynała ustępować miejsca podziwowi dla wuja.

To była jego ostatnia gra. I wygrał – powiedziałem z goryczą.

Ciotka Irena opuściła kancelarię, trzaskając drzwiami. Przez chwilę patrzyłem przez okno, czując dziwną pustkę. Nie chodziło już tylko o pieniądze. Straciłem wiarę w to, że miałem jakieś znaczenie dla wuja. Wszystko, co myślałem o naszej relacji, okazało się fałszem.

W końcu byłem wolny

Wracając do swojego skromnego mieszkania, czułem się, jakbym został brutalnie obudzony z pięknego snu. Świat rzeczywisty nie był bajką o odziedziczonym bogactwie. Zastanawiałem się, jak teraz będzie wyglądała moja przyszłość. Może powinienem pogodzić się z faktem, że życie nie zawsze jest sprawiedliwe? A może poszukać sposobu, by odzyskać część pieniędzy? Ta cała ta sytuacja była dla mnie lekcją pokory. Czułem się samotny, ale gdzieś w środku wiedziałem, że to uczucie w końcu minie. Przecież mimo wszystko muszę iść dalej, stawić czoła kolejnemu dniu.

Nie miałem w planach walki z fundacją. Wuj zostawił mi coś cenniejszego niż majątek – przesłanie, że życie to gra pełna niespodzianek. Nadszedł czas, by przejąć kontrolę nad własnym życiem, niezależnie od przeszłości. Mimo że tego nie planowałem, poczułem się dziwnie wolny.

Reklama

Tomek, 33 lata

Reklama
Reklama
Reklama