„Macocha zmanipulowała naszego ojca, by wszystko przepisał na nią i jej synalka. W piwnicy odkryliśmy testament grozy”
„Czytałam testament, jakby to była fikcja. Jakby ktoś podmienił dokument, który ojciec przygotował wcześniej – z myślą o mnie i Michale. A tu nagle: cały majątek przypisany Justynie i Igorowi. Dom, oszczędności, działka na Mazurach – wszystko. Nawet stary zegarek, który obiecał kiedyś Michałowi”.

- Redakcja
Byłam zawsze tatusiową córką. Od dziecka to właśnie z nim czułam się najbezpieczniej, z nim się śmiałam i do niego biegłam, kiedy coś mnie bolało. Po śmierci mamy nasza więź jeszcze się wzmocniła. Ojciec, Witold, był ciepłym, sprawiedliwym człowiekiem – może trochę naiwnym, ale właśnie za to go kochałam. Kiedy ożenił się z Justyną, starałam się to zaakceptować, choć coś mnie od niej odpychało. Miała już syna, Igora. Wprowadzili się do naszego domu, ale nigdy nie staliśmy się rodziną.
Na zewnątrz wszystko wyglądało normalnie – obiady, święta, wspólne wyjazdy. Ale Justyna potrafiła jednym spojrzeniem dać do zrozumienia, że jesteśmy niechciani. Ojciec zapewniał, że jest szczęśliwy, ale z czasem unikał spotkań, tematów, wycofywał się. Coraz bardziej podporządkowywał się Justynie. Michał, mój brat, nie chciał tego widzieć. Ja nie potrafiłam ignorować zmian.
Kiedy usłyszeliśmy, że ojciec sporządził testament, byłam pewna, że zabezpieczył nas wszystkich. Tak zawsze mówił. Dlatego, gdy po jego śmierci przeczytaliśmy, że cały majątek przypada Justynie i Igorowi, poczułam, że coś tu jest bardzo nie tak. Michał wpadł w szał. Ja – zamilkłam. Nie wierzyłam, że ojciec naprawdę tego chciał. I miałam zamiar się tego dowiedzieć.
Coś się nie zgadzało
Czytałam testament jakby to była fikcja. Jakby ktoś podmienił dokument, który ojciec z pewnością przygotował wcześniej – z myślą o mnie i Michale. A tu nagle: cały majątek przypisany Justynie i Igorowi. Dom, oszczędności, działka na Mazurach – wszystko. Nawet jego stary zegarek, który obiecał kiedyś Michałowi, znalazł się na liście rzeczy przekazanych „bliskim obecnej małżonki”. Michał wybuchł.
– To jakieś kpiny?! – wrzasnął, zrywając się z krzesła. – Pan sobie z nas żartuje?! – zwrócił się do notariusza, który tylko wzruszył ramionami.
– Wasz ojciec tak zdecydował – odparł chłodno.
Ja milczałam. Coś się nie zgadzało. Ojciec zawsze mówił, że dom ma być dla nas. Że chce zostawić po sobie coś dzieciom. Nie byłby zdolny tak po prostu nas wykreślić. Nawet jeśli Justyna go przekonała, coś musiało za tym stać. Kiedy powiedziałam to Michałowi, wciąż był wściekły. Ale później – już w aucie – przyznał mi rację. Zaczął mówić o tym, jak tata w ostatnich miesiącach dziwnie się zachowywał. Jak często zmieniał temat, gdy pytaliśmy o przyszłość.
– Może go zaszantażowała – powiedziałam cicho. – Albo zmanipulowała. On jej we wszystkim ustępował.
Zdecydowaliśmy się przeszukać dom. Zaczęliśmy od jego biurka – pełnego starych papierów, notatek i zakurzonych długopisów. Michał wyniósł z garażu skrzynkę ze starymi rzeczami, ja przetrząsałam teczki i segregatory. Komputer ojca był zabezpieczony hasłem, ale Michał znał kilka kombinacji – i jedna z nich zadziałała. Potem poszliśmy na strych, a stamtąd – do piwnicy. To było nasze ostatnie miejsce, gdzie jeszcze mogliśmy szukać odpowiedzi. Nie wiedzieliśmy, że właśnie tam czekał pierwszy trop.
Tego wieczoru nie czułam strachu
Zawsze bałam się tej piwnicy. Pachniało tam stęchlizną i kurzem, światło ledwo działało, a schody skrzypiały przy każdym kroku. Ale tego wieczoru nie czułam strachu.
– Tu nic nie ma – mruknął, ale ja dalej grzebałam w jednym z regałów. I wtedy ją znalazłam – starą kamerę cyfrową. Była schowana za stertą książek kucharskich mamy. Chyba jedyna rzecz w tym domu, której Justyna nie zdążyła wyrzucić.
– Michał, działa – szepnęłam, kiedy ekranik zaskoczył i pokazał listę nagrań.
Większość plików wyglądała na stare rodzinne filmy. Ale jeden z nich był inny. Krótki, bez nazwy. Z datą sprzed kilku miesięcy. Włączyłam go, trzymając kamerę blisko. Na ekranie pojawił się ojciec. Siedział przy stole w swoim gabinecie. Blady, zgarbiony, wyglądał na zmęczonego i... przestraszonego. Mówił cicho, jakby bał się, że ktoś go podsłuchuje. Miał na sobie tę samą koszulę, w której był podczas ostatnich świąt.
– Jeśli to oglądacie... to znaczy, że nie zdążyłem tego cofnąć – powiedział i odetchnął ciężko. – Justyna... od miesięcy mnie naciska. Straszy, że odejdzie, że rozpowie plotki, że zrobi ze mnie wariata. A ja... Nie mam już siły walczyć. Nie chcę zostawać sam. Spisałem ten testament, ale... planowałem go zmienić. Chciałem się z wami spotkać. Wyjaśnić. Ale jeśli to oglądacie, to znaczy, że nie zdążyłem.
Zamarłam. Michał spojrzał na mnie, blady jak ściana. Cisza między nami była cięższa, niż wszystkie słowa, które moglibyśmy wypowiedzieć.
– Trzeba to komuś pokazać – powiedziałam, łamiąc milczenie. – Tego nie możemy zostawić.
– Zaczniemy od niej – rzucił Michał. – Najpierw Justyna.
Nie zamierzaliśmy odpuścić
Justyna przyszła punktualnie, jak zawsze. Elegancka, chłodna, z wyuczonym uśmiechem. Michał siedział przy stole w kuchni. Ja stałam przy zlewie, zaciskając palce na uchwycie filiżanki. Nawet nie próbowałam udawać uprzejmości.
– Po co to spotkanie? – zapytała z cieniem zniecierpliwienia w głosie.
– Mamy coś, co powinnaś zobaczyć – odpowiedział Michał i bez żadnych wstępów odtworzył nagranie.
Nie patrzyłam na nią, tylko na twarz ojca, która znów pojawiła się na ekranie. Te same słowa. Ta sama cisza po nich. Kiedy nagranie się skończyło, zapadło milczenie. Justyna stała nieruchomo, blada jak ściana. Potem spojrzała na nas i próbowała coś powiedzieć.
– To... to nieprawda – wydusiła. – Witold był chory. Miał paranoje. Wymyślał sobie niestworzone rzeczy...
Ale jej głos się załamywał. A ręce drżały. Michał zerwał się z miejsca.
– Dość tego! – wybuchnął. – Dość kłamstw! Przez ciebie ojciec nie miał odwagi odezwać się do własnych dzieci! Zrobiłaś z niego więźnia we własnym domu!
– Michał... – zaczęła, ale nie dokończyła.
– On się ciebie bał – powiedziałam cicho. – I nie chciał kłótni. Ale zostawił to nagranie. Chciał, żebyśmy wiedzieli. I teraz już wszystko wiemy.
Justyna nie odpowiedziała. Wstała. Otworzyła drzwi i wyszła bez słowa. Michał odprowadził ją wzrokiem i tylko syknął:
– Nie odpuścimy.
Nie chodziło już o pieniądze. Nie o dom, działkę, czy konto. To była sprawa naszego ojca. Jego godności. I prawdy, którą ktoś próbował zakopać pod pozorami normalności. Nie zamierzaliśmy na to pozwolić.
Żyliśmy w zawieszeniu
Minął tydzień. Michał wrócił do domu ojca sam, chcąc jeszcze raz przeszukać piwnicę. Ja zostałam w mieszkaniu, próbując zająć myśli, ale nie potrafiłam. Czułam się, jakbyśmy żyli w zawieszeniu – z jedną prawdą odkrytą, ale tysiącem nowych pytań, które ta prawda wywołała.
Kiedy zadzwonił, jego głos był drżący.
– Klara, znalazłem coś jeszcze. Pudełko. Było ukryte pod deskami za starym regałem. Jest drugie nagranie.
Wieczorem siedzieliśmy razem w jego mieszkaniu. Na ekranie znów pojawiła się twarz ojca. Tym razem mówił spokojniej, jakby pogodził się z czymś, co go bolało.
– Klara, Michał... – zaczął. – Nie wiem, czy mam prawo cokolwiek wam mówić. Popełniłem błąd. Wiem to. Ale nie miałem już siły walczyć. Justyna... tak, manipulowała mną. Ale nie tylko ona. Ja sam też się bałem. Chciałem spokoju. Chciałem przeżyć ostatnie lata w ciszy. Nawet jeśli ta cisza była kłamstwem.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Mówił dalej, jakby sam siebie przekonywał:
– Może tak będzie lepiej. Dla wszystkich. Przynajmniej nikt nie będzie się kłócił, nikt nie będzie miał do mnie pretensji. A majątek... to tylko rzeczy. Wy poradzicie sobie. Jesteście silni.
Po zakończeniu nagrania Michał rzucił kamerę na kanapę. Był wściekły.
– On nas sprzedał, Klara. Świadomie. Wiedział, że to niesprawiedliwe, ale i tak to zrobił. Bo mu się nie chciało walczyć!
– A może był po prostu zmęczony? – powiedziałam cicho. – Może czuł się samotny. Zmęczony wiecznymi kompromisami. Nie wiedział, jak z tego wyjść.
– To nie tłumaczy wszystkiego! – krzyknął. – My też mieliśmy prawo wiedzieć. A on po prostu... się poddał.
Nie odpowiedziałam. Sama nie wiedziałam, co czuję. Byłam rozczarowana, zraniona. Ale też smutna. Nie umiałam już zobaczyć ojca tylko jako ofiary. Ale nie potrafiłam też uznać go za tchórza. Miłość i rozczarowanie zderzyły się w mojej głowie z taką siłą, że miałam ochotę zniknąć. Michał rzucił tylko:
– Nie obchodzi mnie, co myślał. W sądzie musi zwyciężyć prawda. Choćby zza grobu.
Czułam tylko pustkę w sercu
Sprawa trafiła do sądu szybciej, niż się spodziewaliśmy. Michał nie odpuścił. Nagrania zostały zabezpieczone jako dowody. Znaleźliśmy też kopię starszego testamentu – niepodpisaną, ale zapisaną w roboczych e-mailach ojca. W tej wersji dom miał zostac przekazany nam, dzieciom. Dla Justyny i Igora – jedynie oszczędności.
Wieści szybko się rozeszły. Znajomi rodziny, sąsiedzi, nawet dalsza rodzina – wszyscy zaczęli o tym mówić. Ktoś nazwał to „testamentem grozy” i to określenie zostało. Igor przestał odzywać się do Justyny. Kiedy spotkałam go przypadkiem na ulicy, tylko spuścił wzrok. Wiedział. Czuł się oszukany.
Wyrok zapadł po kilku tygodniach. Sąd uznał, że testament został sporządzony pod wpływem nacisku psychicznego i częściowo nieważny. Uznano też, że ojciec pozostawił inną wersję w formie roboczej, która była zgodna z jego wcześniejszymi planami. Dom trafił do mnie i Michała. Działka i część pieniędzy również. Justynie została tylko część środków z konta, jako zabezpieczenie wynikające z ustawy.
Po ogłoszeniu wyroku nie poczułam ulgi. Nie było radości. Nie miałam ochoty świętować. Wróciliśmy do domu razem z Michałem, usiedliśmy przy kuchennym stole, gdzie niegdyś siadywał z nami ojciec. Na blacie leżał jego ulubiony kubek. Spojrzałam na niego i poczułam tylko jedno – pustkę. Wygraliśmy. Ale nie odzyskaliśmy tego, co najważniejsze. Ojca już nie było. A z nim – skończyło się wszystko, co dobre.
Nie miałam siły zapomnieć
Siedziałam sama w ogrodzie, w miejscu, gdzie ojciec sadził róże. Powoli przekwitały. Głaskałam opuszkami palców miękkie płatki, jakby szukając w nich jakiegoś śladu jego obecności. Przypominałam sobie jego śmiech, ciepły głos, jak mówił, że zawsze będzie przy mnie. A potem myślałam o tych nagraniach. O tym, jak bał się samotności bardziej, niż utraty dzieci.
Michał wyjechał. Powiedział, że nie chce wracać do przeszłości. Justyna zniknęła. Igor przysłał wiadomość: „Przepraszam. Nie wiedziałem.” Nie odpisałam. Nie miałam siły. Prawda wyszła na jaw, ale nie przyniosła spokoju. Zostawiła ślad, który zostanie ze mną na zawsze. Bo można przebaczyć słabość, ale trudno zapomnieć, że ktoś, kogo kochaliśmy, odszedł bez słowa pożegnania.
Klara, 36 lat
Czytaj także:
- „Wakacje w Chorwacja na Dzień Matki miały ucieszyć moją mamę, a sprawiły jej ból. Mogłem kupić kubek i czekoladki”
- „Młodziutka niania nie zjawiła się w naszym domu przypadkiem. Szybko wcieliła w życie swój sprytny plan”
- „To najbardziej samotny Dzień Matki w moim życiu, a mam 3 dzieci. Na starość człowiek zostaje sam jak palec”