„Majówka z teściem okazała się totalną porażką. Ubzdurał sobie, że będę prała jego gacie i to z uśmiechem na twarzy”
„Doskonałe wiedziałam, że po powrocie znów czeka na nas codzienny kierat. A ja, zamiast zebrać siły podczas majówki, harowałam za kilka osób. Czy po to wyjechałam na weekend, żeby wyręczać teścia w porządkach?”.

- Listy do redakcji
Myślałam, że po tym całym ambarasie z załatwianiem kredytu, przejściami z deweloperem, urządzaniem mieszkania, niezliczonymi formalnościami i projektami, które w pracy mnożyły się jak króliki, wreszcie złapiemy chwilę oddechu. Mieliśmy z Ernestem taki plan: wziąć leżaki, narzucić na siebie jakieś lekkie bluzy, zabrać kiełbaski, książki i po prostu… nic nie robić.
Majówka miała być we dwoje
Marzyliśmy o spokoju. O grillowaniu pod chmurką, wieczornych ogniskach z pieczeniem kiełbasek, wylegiwaniu się w łóżku do co najmniej do dziesiątej rano. Później szybki prysznic, powolne śniadanko zjedzone w ogrodzie, spacer po lesie, opalanie się z książką w ręku, wypad na lody do pobliskiego miasteczka. Jednym słowem – potrzebowaliśmy resetu, żeby całkowicie nie zwariować od nadmiaru obowiązków.
Ostatnio mieliśmy naprawdę ciężki czas. Remonty, przeprowadzka, przerażenie wysokością raty kredytu, wymagające projekty w pracy, dodatkowe zlecenia wykonywane po nocach, żeby na to wszystko zarobić. Majówka miała być dla nas czasem, gdy po prostu nic nie musimy. Odpoczywamy i zbieramy siły do dalszego boksowania się życiem – jak to określił mój narzeczony.
Już mieliśmy rezerwować domek nad jeziorem, gdy zadzwonił teść, rzucając pewną propozycję:
– No to co, dzieciaki, majówka u mnie na działce? Odetchniecie od miasta, trochę popracujemy, zrobimy sobie grilla z pyszną kartkówką. Będzie super – Ernest przełączył telefon na tryb głośnomówiący, a ja w głosie teścia usłyszałam entuzjazm, którego sama nie potrafiłam wydusić z siebie nawet po dwóch bardzo mocnych kawach.
„No tak, ten człowiek to prawdziwa petarda. Skąd on bierze tyle energii? Zdaje się, że poprzednie pokolenie naprawdę było lepiej zahartowane i dostosowane do życia” – pomyślałam z lekką zawiścią.
Ernest popatrzył na mnie z nadzieją. Wiem, że miał dobre intencje. Wiem, że tęsknił za ojcem. Że chciał mu się przypodobać, że uważał, że może być fajnie. No i że w ten sposób nieco zaoszczędzimy na wyjeździe. Ale ja od początku miałam złe przeczucia. I, niestety, miałam rację.
Pierwszego dnia jeszcze się łudziłam
Wzięłam ze sobą sukienkę w kwiaty, sandałki, wygodny dres, książkę, która od miesięcy leżała na stoliku nocnym i czekała na swoje pięć minut. Zabraliśmy nawet dwa kieliszki i butelkę naszego ulubionego wina. Serio, planowałam romantyczny wieczór na tarasie. Taki z pysznym jedzonkiem, świeczkami, cicho grającą muzyką i w luźnej atmosferze.
Ale na miejscu wszystko było nie tak. Do letniskowego domku teścia dotarliśmy późnym wieczorem. Przywitał nas zapach bzów posadzonych wokół ogrodzenia, śpiew ptaków i widok tulipanów, które rozkwitły wszystkimi możliwymi kolorami tęczy na rabatkach założonych przez teściową.
Mama Ernesta pracowała jako pielęgniarka w szpitalu. W majówkę miała dyżury, dlatego została w domu. A szkoda. Teściowa zawsze potrafiła poradzić sobie z dziwnymi zapędami teścia bez wszczynania awantury. Ona po prostu miała na tego człowieka jakiś kojący wpływ. Przy niej się uspokajał, przestawał być uparty niczym ten osioł, który dołącza do karawany i blokuje cały ruch swoimi humorami. No, ale jej tutaj nie było. Na placu boju zostaliśmy tylko my troje – i to okazało się mieszanką wybuchową. Dlaczego? Bo Antoni zawsze potrafił nam wejść na głowę.
Znajdował mi co rusz zajęcie
Dokładnie o piątej trzydzieści rano usłyszałam jakieś hałasy na dole. Nakryłam głowę kołdrą, ale to nic nie dało. No tak, teść już chodził, nastawiał czajnik, tłukł się kubkami. Czy ten człowiek w ogóle nie potrafi odpoczywać?
W końcu o siódmej nie wytrzymał i zapukał do naszych drzwi:
– To co, dzieciaki? Dość tego wylegiwania. Wstajemy. Zrobimy dla wszystkich jajecznicę – usłyszałam i szczerze mówiąc miałam ochotę udusić go własnymi rękami.
Kto to widział, żeby podczas urlopu wstawać bladym świtem. Wystarczy już, że codziennie muszę wstać przed szóstą, żeby zdążyć przedrzeć się przez korki do biura, które znajduje się na drugim końcu miasta.
Ledwie pozmywałam talerze i patelnię po jajecznicy, którą to mnie kazał smażyć, a on już znalazł dla mnie kolejne zajecie.
– Kasiu, skoro już skończyłaś, to może ziemniaki obierzesz? Będą na obiad. Zrobimy mielone z mizerią. Nie ma to jak domowe jedzonko. W lodówce jest odmrożone mięso, czosnek, jajka, ogórki i śmietana. Maszynka do mielenia jest w szafce nad zlewem. Po koperek i szczypiorek przyjdź do ogródka – mówił, a ja zastanawiałam się, czy ten człowiek całkowicie zwariował?
My z Ernestem planowaliśmy dzisiaj zjeść kebab w pobliskim miasteczku.
– My z synem w tym czasie podniesiemy ogrodzenie. Zupy raczej nie musisz robić, wystarczy samo drugie danie – dodał wspaniałomyślnie i tyle go widziałam.
Nie wiem, która część tej wypowiedzi była gorsza. „Skoro już skończyłaś”? Była ósma rano. A może „obierzesz ziemniaki”? Bo przecież jestem kobietą, więc w kuchni odnajdę się jak ryba w wodzie. I na końcu to zdanie o ogrodzeniu. Naprawdę? W majówkę będziemy latać z młotkami i robić płot?
Starałam się być uprzejma. Naprawdę. Zaparzyłam kawę. Bardzo, bardzo mocną. Uśmiechnęłam się, obierając te całe ziemniaki i wzięłam się za doprawianie, a później smażenie kotletów mielonych. Nawet udałam, że miło spędzam czas. Ale to był dopiero początek.
Robiłam za darmową pomoc domową
Z każdej strony coś. Tu trzeba było wypielić grządki, bo „chwasty nie mogą czekać”. Tam zamieść taras, „bo sosny nasypały igłami”. A potem było jeszcze mycie okien i segregowanie narzędzi w szopie. Boże kochany. Czy ja jestem jakiś Bob Budowniczy, żeby spędzić pierwsze wolne od Bożego Narodzenia dni na majsterkowaniu?
Nawet w święta wielkanocne w tym roku nie mieliśmy wolnego, żeby ogarnąć jakoś rzeczy z przeprowadzki. Tak, tak. W wielkanocną niedzielę układałam ciuchy w szafie. Ale to było na własne życzenie i wiedziałam, że jest konieczne, żeby wreszcie nasze mieszkanie prezentowało się jak prawdziwy dom, a nie pobojowisko pełne walizek i kartonów.
Ernest niby coś tam próbował zadziałać, nieco mnie odciążyć. Ale ojciec zaraz go wołał:
– Ernest! Chodź, przytrzymasz drabinę! Ernest, synu, podniesiesz tę donicę? Ernest, weź młotek, bo trzeba poprawić listewkę!
A ja, nie wiedzieć czemu, stałam się częścią wyposażenia domku. Działałam automatycznie: tu zamiotłam, tam coś ugotowałam, potem prałam, ścierałam kurze, myłam naczynia, a na końcu…
Teść przyszedł z siatką ciuchów
– Kasiu, wrzucisz to do pralki razem z waszymi rzeczami, dobrze? Bo to i tak jest jeden wsad. Szkoda proszku, prądu i wody marnować.
W środku były jego bokserki. Takie wytarte, sprane, znoszone, z rozciągniętą gumką. Patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć, że on właśnie uznał, że z uśmiechem na twarzy będę prała jego gacie. W majówkę, która miała być okazją do słodkiego lenistwa i wypoczynku.
Krew się niemal we mnie zagotowała. Usiadłam na ławce i przez chwilę zastanawiałam się, czy jak wstanę i po prostu wyjdę, to ktoś się zorientuje. Ale potem przypomniałam sobie, że przecież przyjechaliśmy jednym autem, a tutaj nie dojeżdżają autobusy miejskie. Do najbliższego przystanku będzie kilka kilometrów drogą przez las. A i tam coś jeździ od wielkiego dzwonu. No i że mój Ernest przecież obiecał nieco pomóc tacie. Nieco? Jasne! Tutaj do roboty potrzeba całego garnizonu, którym Antoni mógłby dyrygować.
Nie odzywałam się przez pół dnia. Włączyłam audiobooka w słuchawkach, zwinęłam się na leżaku i udałam, że mnie nie ma. Nawet nie słyszałam, jak znowu mnie wołali do kuchni. I dobrze. Bo gdybym usłyszała, to pewnie powiedziałabym coś, czego potem mogłabym żałować.
Nawet nie chodziło o pracę
Nie chodziło o te okna, te ścierki, grabie i płyny do fug. Chodziło o to, że nikt nawet nie zapytał, czy mam na to ochotę. Że nikt nie powiedział: „Hej, może chcesz po prostu poleżeć i odpocząć?”. Że teść widzi we mnie tylko pomoc domową. Jakby to było oczywiste, że jak kobieta to kuchnia, pranie i ogarnianie bałaganu.
A ja już nie miałam siły walczyć. Pracuję po 10 godzin dziennie. W biurze oczekują ode mnie cudów. Coraz więcej projektów, terminy gonią, klienci strzelają fochy, szef wciąż stawia kolejne wymagania. W końcu trzeba jakoś się pokazać, żeby zasłużyć na awans i dostać upragnioną podwyżkę, która rozwiązałaby wiele naszych problemów, prawda? A po powrocie do domu wciąż coś. Kredyt, faktury, wykończeniówka, zakupy, sprzątanie, gotowanie, chory pies, głośni sąsiedzi w wymarzonym mieszkaniu na nowym osiedlu. I jeszcze mam udawać uśmiechniętą synową roku, która szczęśliwa szoruje sedes w domku letniskowym?
Nie, po prostu nie. Tak się nie da żyć, bo kiedyś człowiek zwyczajnie zwariuje. Doskonałe wiedziałam, że po powrocie czeka na nas codzienny kierat. A ja zamiast zebrać siły podczas długiego weekendu, to zepsułam sobie jedynie nerwy.
Wróciliśmy do domu wcześniej
W niedzielę rano zaczęłam się pakować, chociaż oboje z mężem dostaliśmy jeszcze wolny poniedziałek i planowaliśmy wyjazd dopiero ostatniego dnia urlopu. Bez żadnej dyskusji. Ernest popatrzył na mnie z niepokojem, ale wystarczyło, że spojrzałam mu w oczy. Wiedział.
– Tato, my wracamy do domu. Kasia źle się czuje, chyba czymś się struła – rzucił krótko.
Teść próbował coś burknąć pod nosem, że „młodzi to już nawet odpoczywać nie potrafią”. Nie zatrzymaliśmy się. Po prostu zebraliśmy swoje rzeczy i poszliśmy do samochodu.
W aucie długo milczeliśmy. A potem Ernest powiedział dokładnie to, co myślałam od początku:
– Wiem, że nie takie były plany i nieźle cię wkopałem. A myślisz, że dlaczego mama nie wzięła wolnego na majówkę? Ona woli wyjeżdżać tutaj, gdy ojciec akurat ma sprawy w mieście. Twierdzi, że bez niego lepiej wypoczywa. Nie wiem, dlaczego o tym zapomniałem. Przepraszam.
Udawałam, że się boczę, ale w końcu złapałam go za rękę.
– Po prostu... następnym razem to ja wybieram, gdzie jedziemy. I proszę – żadnych gaci twojego ojca.
Katarzyna, 30 lat
Czytaj także:
- „Mąż zapomniał o naszej rocznicy ślubu, ale na majówkę przygotował coś, co odebrało mi mowę. Od razu mu wybaczyłam”
- „Na majówce teściowa odkryła moje grzeszki. Myślałem, że już po mnie, ale ona wciągnęła mnie w swoją brudną grę”
- „Podczas majówki spotkałam byłego faceta i wszystko wróciło. Dlaczego moje życie miłosne musi być tak skomplikowane?”