„Mam 52 lata i robię jako kasjerka. Klienci traktują mnie jak szczotę do podłogi, a szef żąda, żebym była uprzejma”
„Zanim zdążyłam pomyśleć, moja ręka z wyciągniętym środkowym palcem powędrowała w górę. Pozostało jedynie liczyć na to, że żadna żywa dusza nie przejrzy zapisów z kamer, a jedynym świadkiem tej sceny po wsze czasy będzie starszy facet”.
- Listy do redakcji
Dochodziła szósta po południu i jedyne, o czym marzyłam, to zakończenie zmiany, dotarcie do mieszkania i runięcie na łóżko. Dręczył mnie okropny ból głowy i ciarki, które zwykle zapowiadają katar albo nawet grypę, zapewne przytaszczone tu przez jakiegoś bezmyślnego kretyna.
Szef nieustannie mnie kontrolował
Przetrwałam od rana do wieczora, ale teraz naprawdę miałam wszystkiego po dziurki w nosie. Nie ucieszyłam się zatem na widok następnych klientów i nawet fakt, iż obaj byli nieziemsko atrakcyjni, nie wynagradzał mi tego w pełni.
Zerknęłam na zegarek: za dwie minuty powinnam być wolna, ale nie mogłam wygonić facetów ze sklepu, bo wtedy sama wyleciałabym na zbity pysk.
Zainwestował mnóstwo pieniędzy w systemy nadzoru i godziny spędzał na obserwowaniu pracowników, więc nie miałam innego wyjścia, jak tylko posłać promienny uśmiech w stronę obiektywu i spytać wyczerpanym tonem:
– W czym mogę panom pomóc?
Nie wyglądali na miejscowych pijaczków, którzy próbują się nachlać do nieprzytomności tuż przed zamknięciem. Patrząc na ich ciuchy, mogłam wywnioskować, że pochodzili z jakiejś odległej galaktyki, którą tacy zwykli zjadacze chleba jak ja mogą sobie co najwyżej pooglądać w telewizji.
– Cóż – odezwał się czterdziestolatek, który wyglądał jak aktor z filmu – raczej nie pani co liczyć na napiwki, bo wolimy znacznie młodsze, ale możesz pani przynieść dwie flaszki calvadosu.
Byli bardzo rozbawieni
Parsknął śmiechem, dumny ze swojego żartu i zerknął na kompana, licząc na pochwałę. Starszy facet sprawiał wrażenie nieco zakłopotanego zachowaniem towarzysza, ale z uprzejmości udał rozbawienie. Nie miałam wątpliwości co do tego, że był od niego zależny – może nie jak pracownik od szefa, ale prawie. Na tyle, że musiał mu pochlebiać. Stopą zsunęłam stertę pudeł przygotowanych do wyniesienia, żeby zakryły jedną z półek, ale siwy chyba zauważył, co próbowałam schować. Wzruszyłam ramionami.
– Bardzo mi przykro, ale nie mamy calvadosu – odparłam grzecznie. – Może panowie zdecydują się na którąś z pozostałych pozycji z naszego szerokiego wachlarza trunków?
Mężczyzna z siwizną lekko się uśmiechnął, ale nie skomentował. Założyłam, że trzyma moją stronę.
– Wpadliśmy do tej dziury… – ciągnął jego młodszy kompan – bo nad wejściem wisiał napis „Alkohole świata”! A świat nie kończy się na obrzeżach tej pipidówy, a poza żubróweczką i żytnióweczką są setki najróżniejszych gorzałek i winiaczy.
– A ten cały calvados, o którym pan mówi… – spytałam, udając naiwną dziewczynę z małego miasteczka – to tak naprawdę co to jest?
– Calvados to nie tylko alkohol, to styl życia – chłopak rzucił mądrością.
– Niezłe, niezłe – pochwalił go starszy kumpel. – Sam to wymyśliłeś?
– To chyba jakiś kawałek od Młynarskiego – odparłam z radością, że mogę coś od siebie dorzucić.
Często spotykam takich cwaniaków
Celebryta, który najwyraźniej chciał przypisać sobie autorstwo cytatu, przez moment zastanawiał się, co powiedzieć.
– Mniejsza z tym – stwierdził w końcu. – Prawda jest taka, że spotykanie się w interesach na jakimś zadupiu zawsze źle się kończy. Nie mam zamiaru napychać się byle czym, lepiej wracać do hotelu i domknąć interes.
Zawrócił na pięcie i pomaszerował w kierunku drzwi, poruszając się sztywno jak manekin. Jakby tylko czekał na reflektory i owację na stojąco od podekscytowanych widzów. Cóż za palant! Zanim zdążyłam pomyśleć, co właściwie robię, moja ręka z wyciągniętym środkowym palcem powędrowała w górę.
Pozostało jedynie liczyć na to, że żadna żywa dusza nie przejrzy zapisów z kamer, a jedynym świadkiem tej sceny po wsze czasy będzie starszy facet, który zdziwiony, ledwo co powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Odchrząknął, zasłaniając usta zaciśniętą pięścią i kiwnął głową z aprobatą w moim kierunku.
– Dobranoc – rzucił na pożegnanie.
Byłam przekonana, że faktycznie będzie dobra, o ile tylko uda mi się dowlec do wyrka. Wcale nie obraziłabym się, gdyby w środku czekał na mnie ktoś tak przystojny jak ten srebrny lis…
Moje życie przypominało pustynię
Od czasu rozwodu minęło już dziesięć lat i przez ten czas dobre igraszki w łóżku były u mnie rzadkością. W swoim życiu przeszłam już niejedno, dlatego zdawałam sobie sprawę, że facet idealny występuje tylko w mojej głowie, ale lubiłam się łudzić, bo to zawsze dodaje życiu kolorytu.
Ten przystojniak z siwizną wyjątkowo nadawał się do nocnych fantazji! Kiedy w końcu dotarłam do swojego lodowatego domu, nie było czasu na bujanie w obłokach: musiałam napalić w piecu, pozmywać górę garów piętrzących się w zlewie i przyszykować coś ciepłego do jedzenia. Odkąd mój syn się wyprowadził, wszystkie domowe obowiązki wydawały mi się tak zbędne, że momentami ten cały bałagan mnie po prostu przytłaczał.
Wreszcie udało mi się uprzątnąć drogę do łóżka. Postanowiłam od razu pójść spać. Rozsądniej było nie zagłębiać się zbytnio w rozmyślania na temat tego, jak beznadziejnie wyglądało ostatnio moje życie. Lepszym pomysłem wydawało się po prostu to przespać — doskonale wiedziałam, że roztrząsanie problemów tylko bardziej by mnie przygnębiło.
Kiedy się obudziłam, poczułam się dużo lepiej, a świat nagle zaczął wyglądać przyjaźnie. Marzenia wydawały się być na wyciągnięcie ręki, trzeba było jedynie po nie sięgnąć. Przypływ pozytywnej energii sprawił nawet, że ugotowałam obiad, który zdążyłam zjeść przed wyjściem do pracy. To małe zwycięstwo uwolniło dodatkową dawkę endorfin. Co złego mogło mnie spotkać w taki cudny dzień? No właśnie, nic!
Właściciel sklepu czekał tuż przy wejściu
– Witam panią – rzucił z kpiącym uśmieszkiem. – Obejrzałem sobie nagrania z kamer z wczoraj, gdzie pani była główną aktorką i muszę przyznać, że mam spore zastrzeżenia do tego, jak pani pracuje.
„No tak, bo każda kobieta sprzedająca wódkę miejscowym pijaczkom musi mieć nie wiadomo jakie umiejętności” – pomyślałam sobie, wzdychając w duchu. Ale wiedziałam, że czeka mnie trudna przeprawa. Jak mogłam być tak niemądra i pokazywać dziwne miny klientom?
— Niechcący mi się wyrwało, szefie – starałam się pomniejszyć wagę sytuacji. – Daję słowo, że to się więcej nie wydarzy.
– W pani wieku, pani Ewo – ciągnął głosem nauczyciela z podstawówki – nie wolno popełniać błędów. Wie pani, jakie ma pani możliwości zatrudnienia w dzisiejszych czasach?
„Ale z niego dupek” – przemknęło mi przez myśl, podczas gdy moja twarz rozjaśniła się jednym z tych wyćwiczonych, czarujących uśmiechów. Dawniej zawsze działały, ale czasy się zmieniły… Nie da się ukryć, że facet celnie wytknął mi mój wiek.
– Wybacz, szefie — zrobiłam skruszoną minę.
Ten smarkacz był raptem parę lat starszy od mojego dzieciaka, ale co miałam zrobić?
Nie mogłam ryzykować wywalenia z roboty
– No dobrze. Ale następnym razem, jak wywinie pani taki numer, to bez pardonu pani wyleci – rzucił, ewidentnie zadowolony z przestrachu, jaki zdołał we mnie wzbudzić.
No i całkowicie zepsuł mi dzień. Ruszyłam do kasy i zaczęłam obsługiwać spragnionych klientów. Przeważnie nic wymyślnego, piwko, fajki i jakieś tanie winka. Właśnie uzupełniałam braki na półkach, gdy nagle za moimi plecami rozległo się pytanie:
– Jak pani sądzi, co to takiego ten calvados?
Odwróciłam się, żeby zobaczyć, kto pyta.
– Calvados? Ten trunek to po prostu styl życia — rzuciłam i obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
Gdy się śmiał, wokół jego oczu pojawiały się całkiem sympatyczne bruzdy, niczym kurze łapki.
– Niech pan mi wybaczy moje wczorajsze zachowanie – uśmiechnęłam się zażenowana. – Mogę przynieść tę flaszkę, którą wczoraj schowałam. Ma pan ochotę?
– Wie pani, mój snobistyczny kumpel dopiero co wyjechał – oznajmił po chwili zastanowienia – i w sumie nie mam z kim otworzyć tej butelki… No chyba że pani by mi potowarzyszyła.
– Ja? – zapytałam z durną miną. – Ale przecież, jak pan widzi, jestem w pracy.
– Wpadnę po panią o szóstej – zadecydował bez wahania. – Zapraszam do knajpy w hotelu, gdzie się zakwaterowałem. No niech się pani zgodzi.
Hotel, o którym wspominał, znajdował się jakieś dwadzieścia kilometrów poza granicami miasta i zaliczał się do tych obiektów, do których raczej nie zaglądałam. Ale czy wypada odmówić facetowi z tak ujmującym uśmiechem? No cóż, zgodziłam się na propozycję. A dzisiaj, dokładnie rok po naszym pierwszym spotkaniu, Jędrzej zaproponował mi wyjazd do Normandii, regionu, w którym produkuje się calvados.
Ewa, 52 lata