Reklama

Mama zawsze powtarzała, że ojciec nas zostawił. Miałam wtedy trzy lata – nie pamiętam go wcale. Zniknął z naszego życia, jakby nigdy go nie było. A przynajmniej tak mi mówiła. Wychowałam się w małym, dwupokojowym mieszkaniu na czwartym piętrze, gdzie tapeta odchodziła już od ściany, a podłoga skrzypiała w każdym kącie. Byłam tylko ja i mama – Elżbieta, kobieta o ostrych rysach twarzy i spojrzeniu, które nie znosiło sprzeciwu. Zawsze trzymała mnie krótko, powtarzała, że musimy sobie radzić same, że życie jest trudne, a faceci to tchórze, którzy uciekają, gdy robi się ciężko.

Reklama

Przez lata nie kwestionowałam jej słów. Próbowałam o nim zapomnieć – o tym mężczyźnie, który miał być moim tatą. A jednak coś we mnie drgało, gdy widziałam ojców odprowadzających dzieci do szkoły, albo gdy w telewizji ktoś mówił „tato”. Czułam wtedy ten znajomy ucisk w klatce piersiowej – tęsknotę za kimś, kogo nigdy nie znałam. I chociaż mówiłam sobie, że przecież nie potrzebuję nikogo, w środku krzyczałam – dlaczego? Dlaczego mnie zostawił?

Mój świat rozpadał się na kawałki

Znalazłam ten list zupełnie przypadkiem, szukając w szafce starych zeszytów. Był wciśnięty między rachunki – stary, pożółkły, z wytartymi rogami. Papier drżał mi w dłoniach, kiedy czytałam: „Kochanie, proszę, pozwól mi ją zobaczyć. Nie chcę, żeby myślała, że ją porzuciłem. Proszę, Elu. Kocham cię, kocham Julię. Błagam”. Zatkało mnie. Przecież całe życie wierzyłam, że to on nas zostawił – tak mi mówiła mama. Powtarzała, że nie chciał się nami zajmować, że zniknął, odszedł bez słowa. A tu… on błagał. On chciał mnie zobaczyć.

Weszłam do kuchni, gdzie mama obierała ziemniaki, jakby nic się nie stało, jakby jej świat był całkiem normalny, a mój właśnie walił się na kawałki.

– Co to jest? – rzuciłam kartkę na stół. Głos mi się łamał, a oczy piekły od łez.

Elżbieta uniosła wzrok. Jej ręka na chwilę zamarła nad nożem, ale szybko wróciła do pracy. Kroiła ziemniaki mechanicznie, jakby chciała udawać, że mnie nie słyszy.

– Skąd to masz?

– Co to jest?! – powtórzyłam podnosząc głos. – Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?! Przecież on chciał mnie widzieć! Pisał, że mnie kocha!

– To nie twoja sprawa, Julia. To stare sprawy. Nie grzeb w tym.

– Nie moja sprawa? Jak możesz?! – krzyknęłam, a złość rozlała się po mnie jak gorąca fala. – Całe życie mówiłaś, że mnie porzucił, a to ty go wyrzuciłaś, prawda?!

Mama zamarła. Nóż upadł na blat z głuchym stukiem. Spojrzała na mnie tym swoim zimnym, kamiennym spojrzeniem, ale coś w niej pękło. Na ułamek sekundy jej oczy pociemniały, a w kąciku ust zadrżał mięsień.

– Julia, nie rozumiesz… – zaczęła, ale jej głos był słaby, cichy, jakby uszło z niej całe powietrze. – To było… inaczej.

– To powiedz mi, jak! Powiedz, bo ja już nie wiem, co myśleć! – wrzasnęłam. – Kłamiesz całe życie?

Ale ona znowu milczała. Patrzyła na mnie, a ja miałam wrażenie, że widzę w jej oczach cień strachu. I wtedy poczułam, że coś naprawdę jest nie tak. Że ta historia, którą znałam od zawsze, może być jednym wielkim kłamstwem.

Nie chciała, żeby mnie skrzywdził

Nie mogłam tego zostawić. Nie po tym, co przeczytałam, nie po tym, jak zareagowała. Przez całą noc przewracałam się w łóżku, ściskając w dłoni ten list, jakby był jedynym dowodem na to, że coś jest nie tak. W głowie dudniło mi pytanie: Dlaczego kłamałaś? Dlaczego? Kiedy rano zeszłam do kuchni, mama siedziała przy stole, piła kawę i przeglądała gazetę, jak gdyby nigdy nic. Jakby poprzedniego wieczoru nic się nie wydarzyło.

– Powiesz mi w końcu, o co chodzi? – zaczęłam ostro, stając naprzeciw niej. – Dlaczego ojciec pisał, że chce mnie zobaczyć? Dlaczego mówiłaś, że nas zostawił, skoro to ty go odrzuciłaś?

Mama uniosła na mnie wzrok. Miała ciemne cienie pod oczami, a w jej spojrzeniu była jakaś dziwna rezygnacja.

– Julia, to nie jest takie proste. Nie możesz tego zrozumieć.

– To spróbuj mi to wyjaśnić! – podniosłam głos. – Całe życie mówiłaś, że nie chciał mnie znać, a teraz co? Mam dalej wierzyć, że to była jego wina?

Mama odłożyła gazetę, wzięła głęboki wdech i przez chwilę patrzyła gdzieś w przestrzeń, jakby szukała słów.

– Twój ojciec... on... był trudnym człowiekiem. Zawiódł mnie. I nie chciałam, żeby cię skrzywdził. Musiałam chronić nas obie. – Jej głos był ostry, ale ręce lekko drżały.

– Czyli co, po prostu go wyrzuciłaś, a potem karmiłaś mnie bajkami? – syknęłam.

Elżbieta zmarszczyła brwi, spojrzała na mnie z gniewem, ale coś w jej oczach mówiło, że nie jestem daleka od prawdy.

– Co ty wiesz o życiu, Julia? – wyrzuciła z siebie z goryczą. – Byłaś dzieckiem. Nie rozumiesz, co to znaczy zostać sama z dzieckiem, z problemami, z tym wszystkim...

– Wiem jedno – przerwałam jej drżącym głosem. – Że całe życie kłamałaś. Że nie dałaś mi szansy go poznać. Może nie był taki zły, jak mi wmawiałaś...

Elżbieta uderzyła ręką w stół.

On cię nie chciał, Julia! Nie chciał cię! – krzyknęła nagle, a jej głos zadrżał tak, jakby sama nie wierzyła w to, co mówi.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Łzy same napłynęły mi do oczu. Nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co kłamstwem. Czułam, jakby całe moje życie było jedną wielką ściemą. Stałam tam chwilę, patrząc na nią, na tę kobietę, która była moją matką, a teraz wydawała się zupełnie obca. A potem odwróciłam się na pięcie i wyszłam z kuchni, nie oglądając się za siebie.

Musiałam znać prawdę, choćby najgorszą

Siedziałam w swoim pokoju, wpatrzona w sufit, gdy usłyszałam ciche dźwięki rozmowy z kuchni. To był głos mamy, ale brzmiał cicho, jakby się bała, że ją usłyszę. Zerwałam się z łóżka, stanęłam pod drzwiami i przyłożyłam ucho do ściany.

– Elka, ty musisz w końcu to zakończyć. Przecież Julia i tak się dowie, jak nie od ciebie, to od kogoś innego – mówiła ciotka, Zosia, która przyszła na herbatę.

– Nie będę rozdrapywać starych ran. Po co? Co jej to da? – głos mamy był drżący, przytłumiony, mówiła prawie szeptem.

– Ona ma prawo znać prawdę – ciotka nie ustępowała. – To nie on was zostawił. Ty go wyrzuciłaś z domu.

Zamarłam. Usłyszałam te słowa, wyraźnie, każde z nich. Stałam tam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Mama go wyrzuciła? Ona, nie on? Moja mama, która całe życie mówiła, że była ofiarą, że została sama, porzucona… kłamała?

Otworzyłam drzwi gwałtownie. Mama i ciotka zamilkły w jednej sekundzie.

– Słyszałam wszystko – powiedziałam cicho, ale głos mi drżał. – Chcę znać całą prawdę. Teraz.

Mama zbladła, opadła na krzesło, jakby ktoś uderzył ją w brzuch. Przez chwilę milczała, patrząc na mnie tym wzrokiem, który zawsze mówił „nie wtrącaj się”, ale teraz to już nie działało.

– Dobrze – wyszeptała w końcu. – Powiem ci.

A ja czułam, że zaraz rozsypię się na kawałki.

Moja matka kłamała całe życie

Siedziałyśmy w kuchni w milczeniu. Mama patrzyła na swoje dłonie, jakby nagle stały się najciekawszą rzeczą na świecie. Ja czekałam. Czułam, że zaraz wydarzy się coś, czego już nigdy nie da się cofnąć.

– Twój ojciec... – zaczęła cicho, jakby mówiła do siebie. – Kiedyś naprawdę go kochałam. Poznaliśmy się na studiach, był czarujący, potrafił rozśmieszyć całą salę, wszyscy go lubili. A ja... ja byłam naiwna. Myślałam, że to będzie bajka.

Przełknęłam ślinę, a serce podeszło mi do gardła.

– Kiedy zaszłam w ciążę, on... z początku się cieszył. Ale potem zaczęły się problemy. Praca, stres, kłótnie. Zdradził mnie. Raz, tak twierdził, raz... Ale dla mnie to było wszystko. Nie potrafiłam mu wybaczyć. Nie umiałam udawać, że nic się nie stało. Wyrzuciłam go z domu. A kiedy potem chciał wrócić, kiedy pisał, że tęskni, że chce cię zobaczyć... nie umiałam się przemóc. Byłam wściekła, zraniona, dumna. Nie chciałam, żebyś patrzyła na niego i widziała w nim ojca. Wolałam, żebyś myślała, że to on nas zostawił.

– Kłamałaś mi całe życie... – wyszeptałam.

– Może – westchnęła ciężko. – Ale wtedy myślałam, że robię to dla ciebie. Żebyś nie cierpiała tak jak ja. Nie chciałam, żebyś znała prawdę. Żebyś wiedziała, że on mnie zdradził, że byłam słaba.

– Ale zabrałaś mi go. Nigdy go nie widziałam, nie miałam nawet szansy!

Głos mi się załamał. Mama spuściła głowę. Widziałam, jak drżą jej dłonie. A potem wyszeptała:

– Przepraszam, Julia. Naprawdę cię przepraszam.

Ale te słowa niczego nie zmieniały. Siedziałam w kuchni, patrząc na kobietę, którą znałam jako swoją matkę, a teraz wydawała się obca. Wszystko we mnie krzyczało: To ty go wyrzuciłaś. To ty mi go zabrałaś.

I wtedy wstałam, wzięłam list z blatu i wyszłam. Nie wiedziałam, dokąd pójdę, ale musiałam stamtąd uciec, bo czułam, że inaczej nie udźwignę tego wszystkiego.

Czułam przedziwny chaos, ale i nadzieję

Długo nie wiedziałam, co robić z tą prawdą. Chodziłam bez celu po mieście, patrzyłam na ludzi, na ich życie, które toczyło się zwyczajnie, jakby nic się nie stało. A ja czułam, jakby świata nie było. W końcu usiadłam na ławce w parku i wyciągnęłam telefon. Znalazłam go. Jego nazwisko, jego adres. Internet wiedział wszystko. Kliknęłam w profil – „Kazimierz Nowak, 52 lata, inżynier”. To był on. Miał nową rodzinę. Uśmiechał się na zdjęciach z jakąś kobietą i małym dzieckiem. Patrzyłam na to i czułam, jakby ktoś wbijał mi nóż w serce. A jednak... napisałam. „Dzień dobry. Jestem Julia. Twoja córka.”

Nie spałam całą noc. A rano miałam odpowiedź: „Julia. Boże, tak długo na to czekałem. Chciałbym się z tobą zobaczyć. Proszę, daj mi szansę.”

Spotkaliśmy się tydzień później w małej kawiarni na obrzeżach miasta. Przyszedł pierwszy, siedział przy oknie, nerwowo obracając filiżankę w palcach. Kiedy mnie zobaczył, wstał. Wyglądał... normalnie. Nie jak potwór z opowieści mamy. Jak zwykły człowiek. Miał siwe włosy, trochę zmarszczek, smutne oczy.

– Cześć, Julia – powiedział cicho.

Usiadłam naprzeciwko, nie wiedząc, co powiedzieć. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. W końcu zapytałam:

– Dlaczego mnie zostawiłeś?

Opuścił wzrok.

– Nie zostawiłem cię. Próbowałem walczyć. Pisałem, dzwoniłem, przychodziłem pod wasze drzwi. Twoja mama... nie chciała mnie widzieć. Nie pozwalała mi się zbliżyć. Z czasem... poddałem się. Bałem się, że będę cię tylko ranił.

– A teraz? – zapytałam, a głos mi zadrżał. – Teraz chcesz to wszystko naprawić?

– Jeśli mi pozwolisz. Nie wiem, czy potrafię. Ale chcę spróbować. Chcę być twoim ojcem, jeśli jeszcze mogę.

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego, na człowieka, którego tyle razy przeklinałam w myślach. Czułam w sobie przedziwny chaos – gniew, smutek, ale też... ulgę. Że nie odszedł dlatego, że nie chciał mnie znać. Że to wszystko było inaczej, niż mi wmawiano.

I wtedy pomyślałam: co ja mam teraz z tym zrobić?

Na razie czułam jakby ktoś wyrwał ze mnie kawałek życia, o którym nie miałam pojęcia. I została po nim dziura, której nie da się załatać. Ale gdzieś głęboko w środku, pod tym wszystkim, tliła się nadzieja. Może nie da się naprawić przeszłości, ale przyszłość – może jeszcze tak.

Julia, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama