Reklama

Przez lata łudziłam się, że moje złe relacje mężem to tylko przejściowy etap – zwyczajne kłótnie, chwilowe problemy. Nie dostrzegałam, że to nie była codzienność, lecz pułapka. Dorian od zawsze liczył każdy grosz, a ja mu na to pozwalałam. Nasze życie to cyfry, tabele, promocje, oszczędności, a nie śmiechy przy stole czy spontaniczne wyjazdy. Kiedyś myślałam, że to minie, jak dzieci dorosną, kredyty się spłaci. I wtedy wreszcie będziemy szczęśliwi. Nie wiedziałam, że to „kiedyś” dla Doriana nigdy nie miało nadejść.

Reklama

Zatkało mnie

Mąż siedział przy kuchennym stole. Przy nim leżała kartka w kratkę, długopis, kalkulator. Spojrzałam na niego niepewnie.

Musimy sprzedać dom – powiedział, jakby mówił o starej sofie do wyniesienia na śmietnik.

– Sprzedać dom? Nasz dom? – głos mi zadrżał, a serce waliło jak oszalałe.

Nie stać nas. Nie ma wyjścia – wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od kartek.

– Ale to przecież nie jest zwykłe miejsce! Tu dzieci się wychowały, tu mamy wspomnienia! – podniosłam głos, choć wiedziałam, że to nic nie da.

– To tylko nieruchomość. Nie możemy sobie pozwolić na sentymenty. To wszystko są liczby. Liczby! – powiedział z naciskiem, jakby próbował mi coś wytłumaczyć, jak idiotce.

Zatkało mnie. Jakby ktoś zacisnął mi gardło. Patrzyłam na niego, a w głowie huczało. Czy on naprawdę nie widzi we mnie człowieka?

– Co z dziećmi? Co z nami? – szepnęłam. – Gdzie będziemy mieszkać?

– Dzieci? Będą miały dach nad głową gdzie indziej. Przecież to tylko mury – powiedział spokojnie, jakby mówił o rachunku za prąd.

Kiedy wstał od stołu, usłyszałam tylko trzask krzesła. Zostawił mnie samą. Siedziałam w ciszy, a kartka z jego wyliczeniami leżała przede mną. Patrzyłam na nią, jakbym chciała z niej zobaczyć przyszłość.

W głowie miałam chaos

Próbowałam o tym nie myśleć, ale wieczorem, kiedy dzieci poszły spać, usłyszałam rozmowę Doriana. Mówił do telefonu, głosem niskim, spokojnym. Podeszłam cicho pod drzwi i nasłuchiwałam.

– Tak, dom jest na sprzedaż. Tak, jestem właścicielem, nie będzie żadnych problemów. Nikt mi nie przeszkodzi – jego głos był chłodny, wyprany z emocji.

Poczucie zdrady uderzyło mnie w brzuch jak cios pięścią. Wpadłam do pokoju, drzwi z hukiem uderzyły o ścianę.

Nie masz prawa tego zrobić! – krzyknęłam, czując, jak mi się łamie głos.

Dorian uniósł brwi, jakby naprawdę był zdziwiony moją reakcją.

Nie wtrącaj się w coś, czego nie rozumiesz. To nie twój problem – jego głos był cichy, groźny.

– Nie mój problem? Nie mój dom? Nie moje życie?! – krzyczałam, czując, jak w oczach zbierają mi się łzy.

– Odpowiadam za tę rodzinę. Ty nigdy nie potrafiłaś patrzeć na liczby, zawsze tylko te swoje uczucia, sentymenty… – wzruszył ramionami, jakby to było nic.

Stałam sparaliżowana. W głowie miałam chaos, a serce mi waliło. Czułam się jak dziecko, które właśnie dowiedziało się, że święty Mikołaj nie istnieje. Zostałam zdradzona i oszukana. Nie potrafię patrzeć na liczby? Poczułam, jak łzy ciekną mi po policzkach. Stałam w milczeniu, a Dorian odwrócił się, jakby mnie nie było, i wrócił do rozmowy z Adamem.

Serce biło mi jak oszalałe

Nie spałam tej nocy. Siedziałam na skraju łóżka, słuchałam miarowego oddechu Doriana i czułam w sobie rosnący gniew. Coś kazało mi wstać, szukać, grzebać w dokumentach, choć nie wiedziałam dokładnie czego. Szuflada w salonie otworzyła się z trudem. W środku były papiery, stare faktury, rachunki, a pomiędzy nimi... akt notarialny. Przeczytałam go raz, drugi, trzeci – serce biło mi jak oszalałe. Dom został przepisany na mnie. Teściowa zapisała dom na mnie. Nie wiedziałam, czy płakać, czy się śmiać. Tylko dlaczego nigdy o tym nie wspomniała? Przecież wiedziała, co się dzieje! Moje dłonie drżały, kiedy zamykałam szufladę. Wróciłam do łóżka, a obok mnie Dorian spał spokojnie, jakby nic się nie stało. Rano, kiedy dzieci wyszły do szkoły, a w domu zaległa cisza, stanęłam przed nim z dokumentem w dłoni.

Nie możesz sprzedać tego domu – powiedziałam spokojnie, ale w głosie czułam, że zaraz pęknę.

Podniósł wzrok, zmarszczył brwi.

Co ty bredzisz? To mój dom! – rzucił zirytowany.

– Nie. To mój dom. Twoja matka przepisała go na mnie.

Chwila ciszy. Patrzył na mnie, jakby widział ducha. Blady, z ustami ściągniętymi w wąską linię. Chciał coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Odwrócił się, wyszedł z pokoju, a ja zostałam sama. Trzymałam w rękach ten papier, a w sercu czułam ulgę, strach i... gorycz. To nie tak miało wyglądać. Nie tak wyobrażałam sobie naszą rodzinę, naszą przyszłość.

Byłam tylko pionkiem

Zadzwoniłam do teściowej. Głos matki Doriana w słuchawce był spokojny, jakby czekała na mój telefon od dawna.

– Wiedziałam, że z nim tak będzie – powiedziała, a ja poczułam, jak wzbiera we mnie fala goryczy. – Przepisałam dom na ciebie, bo chciałam, żebyś miała coś swojego. Żebyś nie była od niego zależna.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – wyszeptałam, zaciskając dłonie na telefonie. – Przecież całe życie żyłam w przekonaniu, że on rządzi wszystkim.

– Wiedziałam, że Dorian by cię zniszczył – odparła. – Ale teraz już wiesz.

Rozmowa zakończyła się szybko. Zostałam z tym wszystkim sama. Z poczuciem, że przez lata byłam tylko pionkiem w ich grze. W ich małym teatrzyku. Mąż wrócił późnym wieczorem. Wparował do kuchni, rzucił papiery na stół, jakby były brudnym praniem.

– Co ty myślisz, że wygrasz? Że to twoja zemsta? Niszczysz rodzinę, bo ja chcę zabezpieczyć przyszłość? – jego głos był zimny, pełen jadu.

Patrzyłam na niego zaskoczona. Był wściekły, zły, ale... upokorzony. To nie był ten sam człowiek, który jeszcze wczoraj siedział ze mną przy stole.

Podjęłam słuszną decyzję

Rozwód przebiegł cicho, prawie bez słów. Siedzieliśmy po dwóch stronach sali – ja spokojna, on wściekły, jakby zaraz miał eksplodować. Szybko podpisał papiery, jakby się spieszył, jakby chciał uciec. Nie patrzył na mnie, unikał wzroku. Miałam wrażenie, że obwiniał mnie za to, że jego misternie poukładany świat rozpadł się na kawałki. Kiedy wyszłam z sądu, nie czułam ulgi. Czułam zmęczenie. Jakbym przez lata trzymała w płucach powietrze i wreszcie mogła je wypuścić. Wieczorem usiadłam z dziećmi. Patrzyły na mnie dużymi, okrągłymi oczami, jakby czekały, aż im powiem, że to wszystko był tylko zły sen.

– Nie chcę, żebyście dorastali w świecie, w którym wszystko jest przeliczone na złotówki. Życie to coś więcej niż tabelki, wykresy i cyfry. Że czasem trzeba coś stracić, żeby odzyskać siebie.

Nie płakali. Milczeli, ale czułam, że rozumieli więcej, niż bym chciała. Wieczorem, kiedy dom ucichł, usiadłam na kanapie i patrzyłam na swoje dłonie. Nie wiedziałam, co przyniesie jutro. Może nie będzie łatwo. Może będzie jeszcze trudniej. Ale wiedziałam jedno: już nikt nie wciągnie mnie w swoje rachunki i nie zepchnie na margines życia.

Odzyskałam siebie

Siedziałam w ogrodzie z kubkiem kawy. Słońce powoli wschodziło, a na trawie lśniła rosa. Cisza była inna niż kiedyś – nie dławiła mnie, nie przytłaczała. Była spokojna. Patrzyłam na dom. Nie idealny, nie nowoczesny, ale mój. Każda rysa na ścianie, każda pęknięta płytka w kuchni była częścią mojej historii. To nie był dom z folderu reklamowego, ale to był dom, w którym wreszcie mogłam oddychać.

Wiedziałam, że Dorian nie wróci, a nawet jeśli by chciał – nie byłoby już miejsca. Zamknęłam za sobą drzwi, których już nie otworzę. Podniosłam głowę, wciągnęłam w płuca powietrze i się uśmiechnęłam. Nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość. Może będę musiała zrezygnować z wielu rzeczy, może zabraknie mi na coś, co Dorian by wyliczył co do grosza. Ale teraz to ja decydowałam, co jest ważne. To ja wybierałam, co się liczy. Wstałam, przeciągnęłam się, spojrzałam na niebo i powiedziałam cicho:

– Od teraz robię to po swojemu.

I wiedziałam, że tak właśnie będzie.

Lena, 40 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama