„Mąż codziennie kupował konwalie. Wmawiał mi, że na grób matki, ale odkryłam, gdzie naprawdę przeżywał swoją żałobę”
„Gdy dotarłam do grobu jego matki, serce mi zamarło. Grób był zaniedbany. Zupełnie. Brudna płyta, zwiędłe, zeszłoroczne kwiaty, znicz z resztką parafiny. Nie było tu nikogo od wielu tygodni. Zupełnie nikt tu nie przychodził”.

- Redakcja
Od pogrzebu teściowej minęły już trzy lata, a Tomasz nadal chodził na cmentarz tak, jakby to się stało wczoraj. Wracał stamtąd zawsze zamyślony, milczący, jakby został tam kawałek jego duszy, który nigdy już nie wróci do domu. Siadał wtedy w kuchni, długo patrzył w okno, palił papierosa, chociaż rzucił palenie dawno temu.
Coś ukrywał
Na początku było mi go żal. Myślałam, że to ta strata, że jest w żałobie, że przeżywa to na swój sposób. Codziennie kupował konwalie, opowiadał, że mama by się ucieszyła, że grób wygląda lepiej, że „pogadał” z nią chwilę. Ale ja widziałam, jak z każdym tygodniem stawał się obcy. Jego żałoba nie miała łez, tylko dystans. Nie przytulał mnie, nie pytał, jak mi minął dzień.
Z czasem zaczęłam zauważać coś jeszcze. Wychodził niby na cmentarz, ale nigdy nie chciał, żebym z nim poszła. Mówił, że to jego sprawa, że każdy przeżywa inaczej. Nawet w święta pojechał sam, niby żeby posiedzieć chwilę w spokoju. Wrócił wtedy o dwudziestej pierwszej.
Zaczęłam liczyć godziny, sprawdzać zegarek, kiedy wychodził. Coś się nie zgadzało. Zaczęłam układać sobie wszystko w głowie i coraz częściej myślałam o jednym: kłamie. Ale czemu? I po co?
– Znowu jedziesz na cmentarz? – zapytałam, udając obojętność.
– Tak. Trzeba trochę uporządkować – mruknął, nie patrząc na mnie.
– Może pojadę z tobą?
– Nie trzeba – rzucił zbyt szybko. – Ty zawsze się tam źle czujesz. Po co masz marznąć?
– A może po prostu nie chcesz, żebym zobaczyła, co robisz naprawdę? – powiedziałam to ledwo słyszalnie, prawie szeptem.
Zamilkł. Ubrał się i wyszedł, jakby nie usłyszał.
Musiałam poznać prawdę
Wiedziałam, że muszę to sprawdzić. Zbyt długo tłumaczyłam jego zachowanie żałobą, zbyt długo zamykałam oczy na to, co zaczynało być aż nazbyt oczywiste. Wstałam wcześniej niż zwykle i przez okno patrzyłam, jak Tomasz wychodzi z domu. Nawet się nie pożegnał. Wsiadł do auta i odjechał. Ja poczekałam kilka minut, wzięłam kluczyki i ruszyłam na cmentarz.
Gdy dotarłam do grobu jego matki, serce mi zamarło. Grób był zaniedbany. Zupełnie. Brudna płyta, zwiędłe, zeszłoroczne kwiaty, znicz z resztką parafiny. Nie było tu nikogo od wielu tygodni. Zupełnie nikt tu nie przychodził.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Tyle razy mówił, że tam był. Tyle razy opowiadał o zniczach, które się paliły, o kwiatach, które przyniósł. A tu tylko cisza i zapomnienie. Stałam chwilę bez ruchu. Potem usiadłam na ławeczce obok. Ręce mi się trzęsły.
– To tu miało się wszystko zaczynać i kończyć? – powiedziałam do siebie cicho. – To tu miałeś spędzać czas, Tomaszu?
Coś mi nie pasowało
Wtedy usłyszałam kroki. Odwróciłam głowę. To był starszy pan, który zatrzymał się przy grobie obok i zaczął wyjmować z torby znicze.
– Przepraszam… Czy ktoś często tu przychodzi? Do tego grobu?
Zerknął, zmarszczył czoło i pokręcił głową.
– Tu? Oj, nie… Dawno nikogo nie widziałem. Może z raz, dwa miesiące temu ktoś podszedł, ale tak to cisza. Nawet świeczki nikt nie zmienia.
Wróciłam do domu. Wieczorem Tomasz wszedł spokojnie do przedpokoju, zdjął buty jak zwykle, zawiesił kurtkę, nie zauważył, że moje rzeczy leżą na sofie, jakby już nie należały do tego miejsca.
– Ewa? – zapytał, zaskoczony. – Co się stało?
– Musimy porozmawiać – powiedziałam twardo. – Teraz. Nie później, nie jutro. Teraz.
Usiadł powoli, z widoczną niechęcią. Jakby już przeczuwał, że coś wiem. I że nie da się tego odkręcić.
– Byłam dzisiaj na cmentarzu – zaczęłam.
Tomasz spojrzał na mnie z lekkim niepokojem. Próbował coś powiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa.
– Byłam przy grobie twojej matki. Ten grób wygląda, jakby nikt go nie odwiedzał. Brudny, zapuszczony. I wiesz co? Uwierz mi, to nie wygląda jak miejsce, które odwiedzasz co tydzień. Przestań mnie okłamywać.
Wiedziałam, że kłamie
Przez chwilę milczał. Zaciągnął się powietrzem, odsunął krzesło. Chciał uciec, to było widać w jego ruchach. Ale nie wstał.
– Ewa… – zaczął w końcu, cicho, niemal szeptem. – To nie jest tak…
– To dokładnie tak jest. Nie chodzisz na żaden cmentarz. Staruszek, który bywa tam codziennie, powiedział, że nikt tam nie był od miesięcy. Kłamiesz, Tomaszu. Od miesięcy.
Zamknął oczy. Oparł głowę o dłonie. A potem powiedział coś, czego się nie spodziewałam.
– Po pogrzebie… Nie mogłem tam już wrócić. Po prostu nie mogłem. Każda wizyta rozdzierała mnie od środka. A potem spotkałem kogoś przypadkiem w parku. Rozmawialiśmy… Ona też kogoś straciła. I tak się zaczęło.
– Czyli zamiast przeżywać żałobę, ty się zakochałeś? – zapytałam spokojnie.
Nie mogłam uwierzyć
– Nie zakochałem się. To był impuls. Była, kiedy wszystko się sypało. A ty byłaś wtedy daleko. W twoich myślach, w twoim żalu. Każde z nas przeżywało inaczej.
– Ale ty przeżywałeś z inną kobietą – powiedziałam z goryczą. – A mnie zostawiłeś z pozorami. Ze zniczami, których nie zapalałeś.
Pojechałam tam z samego rana. Wzięłam ze sobą świeże kwiaty i nowy znicz. Nie dla teściowej, ale dla siebie. Dla zakończenia.
Stałam przy grobie dłuższą chwilę. Czułam spokój pełen rezygnacji. Uklękłam, poprawiłam ziemię, przetarłam płytę rękawiczką. Wszystko to robiłam powoli, dokładnie. Jakby to był ostatni raz.
– Nie wiem, czy byś mu wybaczyła – powiedziałam w końcu cicho, patrząc na zdjęcie z czarno-białym uśmiechem. – Ja też nie wiem, czy potrafię.
Czułam, że nie muszę go rozumieć, nie muszę go tłumaczyć. Mogę odejść albo zostać, ale już bez iluzji.
Ewa, 38 lat
Czytaj także:
- „Byłam dla wnuczka jak matka, a on 26 maja nie dał mi nawet marnego tulipana. Nicpoń złamał mi serce”
- „Ktoś dał pustą kopertę na komunii, ale to mi zarzucono brak klasy. Dałam im nauczkę, za którą sama musiałam zapłacić”
- „Z testamentu ojca dowiedziałam się o mrocznej przeszłości matki. Moja wizja idealnej rodziny runęła jak domek z kart”