Reklama

Pewnego dnia moje życie wywróciło się do góry nogami. Wróciłam z pracy, a w mieszkaniu ani śladu po mężu. Żadnych jego rzeczy, pustka. Nagle telefon zawibrował – dostałam e-maila od niego. W wiadomości prosił, bym sprawdziła skrzynkę SMS. Zaintrygowana zajrzałam do wiadomości. Początkowo z długiej treści wyłapałam tylko: "To małżeństwo to jedna wielka farsa. Mam dość udawania. Pokochałem inną, żegnaj...". Poczułam się, jakbym wsiadła do szalonej kolejki górskiej, która w mgnieniu oka ruszyła.

Reklama

Przez lata nic nie wskazywało na to, że mnie zostawi. Aż do feralnego dnia to był porządny, miły i normalny facet. Nie miałam pojęcia, że w tym czasie romansował z kimś innym, a czułe słowa i buziaki miały tylko zamydlić mi oczy. Byłam totalnie zaskoczona, to był dla mnie ogromny cios. Po kilku chwilach opanowała mnie niepohamowana wściekłość.

Przywołałam swoje prawie pełnoletnie córki i nakazałam im przeczytać na głos wiadomość od taty. Dziewczyny czytały, a mną z każdym usłyszanym słowem coraz mocniej zawładała nienawiść.

„Tego mu nie daruję!" – kłębiło się w mojej głowie.

Nie miałam hamulców

– To, co zaraz wam powiem, nigdy miało nie wyjść na światło dzienne, ale w obliczu zdrady waszego taty, która dotknęła nie tylko mnie, ale i was, czuję, że powinnyście znać prawdę o swoim rodzicu.

Zobacz także

Córki wpatrywały się we mnie szeroko otwartymi oczami, pełnymi lęku. Mimo to nie okazałam im nawet odrobiny współczucia.

– Rok temu wasz tata po raz pierwszy podniósł na mnie rękę. Od tamtej pory to się powtarzało…

Mijałam się z prawdą, ale zależało mi na tym, aby dziewczynki czuły do niego taką samą pogardę jak ja.

– Czemu nie zgłosiłaś tego na policji?

Pytanie zadane przez starszą z córek, Justynę, uzmysłowiło mi potrzebę zachowania spójności w moich wymyślonych historiach. Musiałam każdy szczegół dobrze przemyśleć zanim cokolwiek powiem na głos. Mimo to jakoś dałam radę się wykręcić.

– I tak by mi nie dali wiary. No i jeszcze on mi groził, że jak pisnę choć słówko...

– To co? – dopytywała młodsza z dziewczynek.

Przez myśli przemknęło mi coś okropnego, ale widok drżących warg małej Izy powstrzymał mnie przed wypowiedzeniem tego na głos. Całe szczęście.

– Kiedyś może wam o tym opowiem, ale teraz to jeszcze nie ten moment.

Pragnęłam zemsty

Córki dały wiarę tym słowom. Przecież komuś musiały wierzyć. To tata nas opuścił, porzucił, a ja byłam tuż obok. Nie miały już ochoty do niego wydzwaniać, błagać, żeby wrócił do domu. Spędziłam całą noc bez zmrużenia oka, podobnie jak wiele kolejnych, wyobrażając sobie najgorsze rzeczy, które mogłyby przydarzyć się Romkowi. I uwierzcie, że myślałam nie tylko o pryszczach, grzybicy, złamanych kościach czy utracie pracy. W następnych tygodniach postarałam się również ze wszystkich sił, aby bliscy odwrócili się od niego.

Ponad dwa tygodnie po tym, jak to się stało, Roman usiłował skontaktować się z córkami, jednak one – po rozmowie ze mną – oznajmiły mu jedynie, że nie mają ochoty widzieć ojca, który tak postąpił. Z kolei naszym wspólnym znajomym przekazałam informację, że Roman okradł nas do cna, zabierając wszystkie fundusze z naszego wspólnego rachunku bankowego, przez co ledwo wiążemy koniec z końcem.

– Nie zostawił nam nawet grosza przy duszy... Kompletnie nie mam pojęcia, w jaki sposób poradzę sobie z opłaceniem wszystkich rachunków – żaliłam się żonie jego najbliższego przyjaciela. – Czy byłabyś w stanie pożyczyć mi 300 złotych do końca miesiąca? Bardzo by mi to pomogło...

Fakty były takie, że Romek nie wziął ani jednej złotówki z naszych wspólnych oszczędności. Odszedł ode mnie, zabierając jedynie swoje osobiste rzeczy. Zostawił nam mieszkanie, działkę z domkiem, meble, auto, dzieła sztuki i swoją kolekcję książek. Wyniósł się z domu z jedną walizką. W wiadomości, której istnienia nie zaprzeczył podczas rozprawy rozwodowej, zapewniał mnie o nietykalności majątku. Miałam ochotę domagać się dodatkowo orzeczenia o jego winie, ale moja prawniczka odradziła mi to, tłumacząc, że Romek może się rozmyślić i zażądać połowy dorobku całego swojego życia. Wzięłam sobie do serca tę wskazówkę i dałam spokój.

Chciałam, by cierpiał

Przez cały ten okres nie ustawałam w modlitwach do Boga, błagając go, by Romana dotknęły najgorsze możliwe nieszczęścia. Każdego dnia, każdej nocy, tuż przed zaśnięciem, kreśliłam w myślach czarne scenariusze, jakie mogłyby stać się jego udziałem. Aż w końcu... zaczęło się to urzeczywistniać. Dwa lata później partnerka, dla której mnie opuścił, zostawiła go na chwilę przed zawarciem małżeństwa. Stracił również posadę, a jego stanowisko objął młodszy kolega. Mój były zaczął staczać się po równi pochyłej. Bez dachu nad głową, zatrudnienia, grosza przy duszy... Wypatrywałam jedynie momentu, gdy sięgnie po kieliszek. W końcu faceci, gdy grunt usuwa im się spod nóg, rychło odnajdują ukojenie w flaszce. A kiedy już taki wkręci się w ten nałóg...

Miałam wizję, że kiedyś będzie błagał na klęczkach przy drzwiach do mieszkania, żebym znowu zechciała go wpuścić do środka. Ja natomiast, spoglądając na niego z lodowatym uśmiechem, po prostu zamknę mu te drzwi tuż przed nosem. Nic z tych rzeczy się jednak nie wydarzyło. Roman powolutku zaczął dochodzić do siebie. Ja z kolei, zupełnie niespodziewanie, pewnego dnia dostałam silnej gorączki. Ot tak, bez żadnej konkretnej przyczyny.

Dopadła mnie karma

Straciłam apetyt, ledwo mogłam się napić czegokolwiek i zaczęłam gwałtownie tracić na wadze. Początkowo nawet się ucieszyłam, bo ważyłam trochę za dużo, ale potem zaczęłam się bać. Zaczęłam odwiedzać lekarzy, którzy kurowali mnie antybiotykami. Nic mi to nie pomagało, a moje samopoczucie stale się pogarszało. Na nogach pojawiły się rany, jakbym cierpiała na poważne niedobory witamin, mimo że wyniki badań były w porządku. Byłam coraz słabsza, ciągle przebywałam na L4 i w końcu znaleźli kogoś na moje stanowisko.

Przez długi czas utrzymywałyśmy się z moją rodziną z tego, co udało nam się zaoszczędzić. Niestety, to był dopiero początek naszych problemów. Zaczęły się awarie domowych urządzeń, a do tego wandale zniszczyli nasz samochód, podpalając go. Mimo że na naszej ulicy stało wiele pojazdów, tylko nasz padł ofiarą wandalizmu.

Pewnego dnia, podczas porannego czesania, zobaczyłam jak wypada mi z głowy spory kosmyk włosów. Wtedy zdecydowałam się sięgnąć po ostatnią szansę ratunku. Zadzwoniłam do mojej znajomej, która od pewnego czasu namawiała mnie bym odwiedziła pewną, podobno niesamowitą, zielarkę. Błagałam ją, aby ją do mnie przyprowadziła.

Potrzebowałam pomocy

Gdy tylko zobaczyłam tę uroczą, pulchną kobietę w średnim wieku, od razu jej zaufałam. Wspomniałam jej o tym, że jestem ostatnio taka osłabiona, mam podwyższoną temperaturę i w ogóle prześladuje mnie pech. Patrząc na mnie swoimi czekoladowymi oczami, zapytała nagle:

– Chciałabyś, żeby twój eks już nie żył?

Oniemiałam. Przecież nawet słowem nie pisnęłam o swoim byłym...

Zerknęłam na Marysię.

– Ja tylko wspomniałam, że on cię porzucił trzy lata temu – speszyła się.

– To skąd pani to wie, że… – rzuciłam oskarżycielsko w stronę zielarki, a ona mi przerwała:

– Na podstawie tego, co tu widzę i słyszę z twojej opowieści, wychodzi na to, że dopadł cię twoja własna klątwa – oznajmiła. – Całe to zło, jakim chciałaś go przeszyć, teraz zawraca ku tobie. Zupełnie jak światło odbite od lustra, zmierza w twoją stronę, tyle że z podwojoną siłą. Życzyłaś byłemu mężowi, żeby dopadły go pryszcze i inne paskudztwa?

Przytaknęłam ruchem głowy, mając w pamięci wciąż niezagojone rany na nogach.

– Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę – stwierdziła zielarka. - Oszczerstwo to najgorsza trucizna. Zadaj sobie pytanie, czy swoimi kłamstwami nie wyrządziłaś krzywdy nie tylko jemu, ale też innym osobom, które nie mają z tym nic wspólnego. To jest bowiem największy grzech. I dopóki tego nie zrozumiesz, ten grzech będzie cię prześladował. Złe intencje wzmocnione siłą nienawiści potrafią zrujnować komuś życie, ale mogą też odbić się rykoszetem i uderzyć w samego nadawcę. Jedynym sposobem, by się przed tym uchronić, jest przebaczenie. Jemu, ale również sobie samej. Bo tak naprawdę, kochana to poczucie winy cię zżera, mam rację?

Coś zrozumiałam

Minął cały tydzień, nim dotarły do mnie słowa zielarki. Jak wielką krzywdę wyrządziłam własnym córkom?

Z jakiego powodu oszukiwałam samą siebie, życząc tacie moich dzieci przeróżnych okropieństw?! Dotarło do mnie, że ta nienawiść bardziej zraniła mnie samą niż jego odejście. W rzeczywistości nasze małżeństwo właściwie już nie funkcjonowało, toczyło się siłą rozpędu, nie przynosząc radości żadnemu z nas. Ale nie chciałam dostrzec prawdy. Tak mi było po prostu łatwiej.

Zdecydowałam, że pora zacząć prostować wszystkie moje kłamstewka. Przerażona jestem myślą, że córki mogą mnie potępić. Strach mnie ogarnia na samą myśl, że zostanę opuszczona i że się ode mnie odsuną. Mam nadzieję, że wykażą się wobec mnie większą wyrozumiałością niż ja w stosunku do ich taty...

Reklama

Tamara, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama