Reklama

Siedziałam na kanapie w naszym salonie, trzymając w dłoniach album ze zdjęciami sprzed trzech lat. Uśmiechaliśmy się na każdym z nich, jakby świat nie istniał poza nami. Tak to wtedy wyglądało. Łukasz zawsze potrafił mnie rozśmieszyć, a ja nie mogłam uwierzyć, jakim szczęściem było go spotkać.

Reklama

Na początku wszystko układało się idealnie. Pobraliśmy się po roku randkowania. Praca w biurze, wyjścia ze znajomymi, wspólne plany na przyszłość — to wszystko było częścią naszego życia. Łukasz wydawał się rozumieć i akceptować, że moja praca zajmowała dużą część mojego dnia. Nigdy nie robił z tego problemu.

Jednak z biegiem czasu coś zaczęło się zmieniać. Niewinne pytania o to, jak minął mi dzień, zamieniały się w bardziej dociekliwe wypytywania. Kto tam był? Z kim rozmawiałam? Co robiliśmy po pracy? Z początku to ignorowałam. Myślałam, że to po prostu jego sposób na okazanie troski. Przecież się martwił, to miłe, prawda? Ale to było tylko preludium do tego, co miało nadejść.

Mąż awanturował się o wszystko

To był zwykły wieczór. Wróciłam do domu po spotkaniu z kolegami z pracy. Byliśmy w restauracji, świętowaliśmy awans Krzyśka. Łukasz siedział w kuchni, wpatrzony w telefon. Gdy weszłam, ledwo podniósł głowę, a ja od razu poczułam, że coś jest nie tak.

– Gdzie byłaś? – zapytał, bez wstępu.

Mówiłam ci przecież. Byłam z ludźmi z pracy. Świętowaliśmy – odpowiedziałam spokojnie, próbując się uśmiechnąć, choć jego ton mnie zaniepokoił.

– Znowu z Krzyśkiem? – rzucił ostro.

Zamarłam.

– Tak, ale przecież... – zaczęłam, ale Łukasz przerwał.

– Często się z nim spotykasz. Zawsze z tymi samymi ludźmi. Z nim. Myślisz, że nie zauważam, jak się na ciebie patrzy?

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Przecież to tylko kolega z pracy. Zawsze tak było. Nagle poczułam dziwne ukłucie w sercu. Zamiast ciepła, które czułam kiedyś, pojawiło się coś innego. Coś, czego jeszcze nie potrafiłam nazwać. Nie chciałam się kłócić, ale po raz pierwszy poczułam, że to nie jest tylko troska.

– Łukasz, przecież to nic takiego. To zwykła kolacja – tłumaczyłam, próbując zachować spokój.

– Zwykła, tak? Nie podoba mi się, jak jesteś taka miła dla innych. Dla niego – powiedział, a ja czułam, że ten temat nie zniknie.

Zaczął mnie kontrolować

Po tamtym wieczorze coś się zmieniło. Łukasz coraz częściej zaczynał mnie wypytywać o szczegóły mojego dnia. Początkowo odpowiadałam cierpliwie, ale z czasem zaczęło mnie to męczyć. Dopytywał o to, z kim rozmawiałam, gdzie byłam, nawet o to, ile czasu spędziłam w biurze.

Pewnego dnia, kiedy wróciłam z pracy, złapał mój telefon, zanim zdążyłam go położyć na stole.

– Co robisz? – zapytałam, zdziwiona.

– Sprawdzam, z kim piszesz – odpowiedział bez chwili wahania, jakby to było coś zupełnie normalnego.

– Żartujesz sobie? – próbowałam to obrócić w śmiech, ale widziałam w jego oczach, że to nie był żart.

– Dlaczego zawsze musisz ukrywać swój telefon? Z kim rozmawiałaś? – Jego ton był zimny.

– Łukasz, to prywatne wiadomości, nie muszę ci się z nich tłumaczyć – powiedziałam spokojnie, choć czułam, jak narasta we mnie irytacja.

– Prywatne? W małżeństwie nie ma prywatnych rzeczy, Monika. Zaczynam mieć wrażenie, że coś przede mną ukrywasz – dodał, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka.

Coraz bardziej kontrolował każdy mój krok. Sprawdzał, z kim rozmawiałam, dopytywał o każdą minutę poza domem. Czułam się osaczona. Jego zazdrość rosła, a ja zaczynałam się zastanawiać, kim się staje człowiek, którego kiedyś kochałam.

Miałam coraz bardziej dość

Każdy kolejny dzień z Łukaszem stawał się coraz bardziej napięty. Przestaliśmy rozmawiać o zwykłych sprawach, a każda rozmowa zamieniała się w przesłuchanie. Pewnego wieczoru, gdy wróciłam do domu trochę później niż zwykle, czekał na mnie w kuchni, oparty o blat, z tą samą lodowatą miną, którą znałam już zbyt dobrze.

– Gdzie byłaś? – zapytał, nawet nie próbując ukrywać gniewu.

– Powiedziałam ci, że mam spotkanie służbowe. Przecież to nic nowego – odpowiedziałam, zmęczona tą wieczną kontrolą.

– Spotkanie? A może randka? Z kim tym razem? Krzysiek? A może ktoś inny? – warknął, a ja poczułam, jak narasta we mnie gniew.

– Łukasz, przestań. To się robi chore! Znasz tych ludzi. To moi koledzy z pracy! Nie zrobiłam nic, co dawałoby ci powód do podejrzeń – powiedziałam, starając się zachować spokój, choć głos mi drżał.

– Nie zrobiłaś? Nie wiem, co mam myśleć! Zawsze coś ukrywasz, ciągle wychodzisz, a ja nie mam pojęcia, co się dzieje za moimi plecami! – krzyczał, podchodząc bliżej. Czułam jego oddech na swojej twarzy.

– To wszystko jest tylko w twojej głowie! Nigdy cię nie zdradziłam, a ty mnie dusisz swoją zazdrością – odparłam, czując łzy napływające do oczu.

Łukasz spojrzał na mnie z mieszaniną gniewu i rozpaczy.

Może to ty już mnie nie kochasz. Może mnie zdradzasz, tylko ja jestem na tyle głupi, żeby wciąż ci ufać – powiedział cicho, a jego słowa wbiły się w moje serce jak nóż.

Stałam tam, bezradna, zrozpaczona, a jednocześnie wściekła. Wiedziałam, że coś się we mnie złamało. To nie była tylko zazdrość. To była obsesja, która niszczyła nasz związek.

Któregoś dni przesadził

Z każdym dniem Łukasz posuwał się coraz dalej. Już nie tylko sprawdzał mój telefon, nie tylko wypytywał o każdy szczegół mojego dnia. Zaczął kontrolować, co nosiłam, jak się ubierałam. Na początku były to drobne uwagi, takie, które mogłam jeszcze zignorować. "Czy nie za krótka ta spódnica?" albo "Po co tak mocno się malujesz?". Ale pewnego dnia przekroczył granicę, której nie mogłam już znieść.

Stałam przed lustrem, zakładając sukienkę do pracy, kiedy Łukasz wszedł do sypialni. Od razu wyczułam, że coś się święci. Patrzył na mnie w milczeniu, z tym swoim podejrzliwym spojrzeniem, które coraz częściej mi towarzyszyło. Zaczęłam zapinać guzik przy sukience, kiedy nagle podszedł bliżej i... złapał za ramiączko mojego stanika.

– Co robisz? – zapytałam, szczerze zszokowana.

– Jaką bieliznę dziś zakładasz? – odpowiedział chłodno, patrząc mi prosto w oczy.

– Co to za pytanie? – wymamrotałam, cofając się o krok, ale on nie odpuszczał.

Dlaczego tak się ubierasz? Dla kogo? Dla tych twoich kolegów? – Jego głos był coraz bardziej napięty.

– Łukasz, to jest chore. To, co zakładam, to moja sprawa! – rzuciłam, próbując stłumić gniew, który narastał we mnie coraz bardziej.

– Twoja sprawa? Jesteśmy małżeństwem. Powinnaś ubierać się dla mnie, a nie dla innych facetów! Zaczynasz się zachowywać jak... – przerwał, ale wiedziałam, co chciał powiedzieć. To słowo wisiało w powietrzu.

– Jak kto, Łukasz? Jak kobieta lekkich obyczajów? – dokończyłam za niego, czując, jak serce wali mi w piersi.

Spojrzał na mnie, a jego twarz stężała. Zrozumiałam wtedy, że to już nie była miłość. To było coś zupełnie innego. Chorobliwa kontrola, która niszczyła nie tylko mnie, ale nas oboje.

Tamtego dnia podjęłam decyzję.

Nie wiem, czy mu wierzyć

Stałam w drzwiach, gotowa odejść. Walizka była spakowana, a serce biło mi mocno w piersi. Patrzyłam na Łukasza, siedzącego na kanapie, z oczami pełnymi lęku i desperacji.

– Nie odchodź, Monika. Wiem, że zawaliłem, ale mogę się zmienić. Potrzebuję cię – wyszeptał.

Zawahałam się. Wiedziałam, że nasz związek mnie niszczył, ale coś w środku wciąż nie pozwalało mi go tak po prostu zostawić. Przez chwilę zastanawiałam się, czy naprawdę wszystko było stracone.

– Potrzebuję przestrzeni, Łukasz – powiedziałam cicho. – Muszę mieć czas, żeby się zastanowić. Pojadę do rodziców.

Patrzył na mnie, jakbym była jego ostatnią nadzieją. Nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość, ale teraz potrzebowałam wolności jak nigdy.

Reklama

Monika, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama