„Między jajem a żurem poznałam prawdę o naszej rodzinie. Święta to fikcja, nie chcę brać udziału w tym przedstawieniu”
„Czułam się jak dziecko, które znowu musi samo pozbierać rodzinę. Matka milczała, brat się krzątał, Lena udawała, że nie widzi mojego spojrzenia. W całym tym pozornym świątecznym porządku coś się nie zgadzało. Coś wisiało w powietrzu. I wtedy, jakby to była najbardziej zwyczajna informacja świata, padło jedno zdanie, które rozbiło wszystko”.

- Redakcja
Poranek Wielkiej Soboty miał w sobie coś dziwnie nierzeczywistego. W kuchni pachniało żurkiem, ciasto drożdżowe rosło w formie, a mama polewała jajka wodą z octem, jak zawsze. Ale przecież nie było tak, jak zawsze. Cisza między nami była aż namacalna, rozsiadła się wygodnie przy stole i obserwowała każdy nasz ruch. Ojca nie było, mimo że obiecał wrócić. Od tygodni powtarzał, że zdąży na święta. Że przywiezie czekoladowego zająca Lenie, że zje z nami białą kiełbasę, że... że będzie.
Starałam się nie okazywać złości. W końcu miałam 21 lat, studiowałam psychologię i od zawsze byłam tą, która „rozumie więcej”. Ale prawda była taka, że czułam się jak dziecko. Jak dziecko, które znowu musi samo pozbierać rodzinę. Matka milczała, brat się krzątał, Lena udawała, że nie widzi mojego spojrzenia. W całym tym pozornym świątecznym porządku coś się nie zgadzało. Coś wisiało w powietrzu. I wtedy, jakby to była najbardziej zwyczajna informacja świata, padło jedno zdanie, które rozbiło wszystko.
– Mamo, o której tata wróci? – zapytał spokojnie Kuba.
– Nie wróci – odpowiedziała matka, nie podnosząc wzroku znad talerza.
Byłam wściekła
– Co to znaczy „nie wróci”? – zapytałam, choć doskonale wiedziałam, co to znaczy. Chciałam, żeby powiedziała to jeszcze raz. Wyraźniej. Głośniej. Tak, żeby zabolało.
Mama odłożyła łyżkę. W końcu spojrzała na mnie, ale nie było w tym spojrzeniu niczego, czego się spodziewałam – żadnej skruchy, żadnego smutku. Tylko zmęczenie.
– Od kiedy wiesz? – rzuciłam ostro, podnosząc się z krzesła.
– Od wczoraj. Powiedział mi, że... że już nie wróci. Że to nie ma sensu – odpowiedziała cicho, jakby każde słowo ważyło tonę.
– I postanowiłaś powiedzieć nam to między jajkami a żurkiem?! Jakby to była jakaś drobna zmiana w planie?!
Kuba patrzył raz na mnie, raz na matkę, z otwartymi ustami. Lena zamarła w ruchu, trzymając w dłoniach świeżo pomalowane jajko.
– Myślałaś, że co? Że po prostu to przełkniemy i rozbijemy jajka z uśmiechem?! – krzyczałam, czując, jak łzy palą mnie pod powiekami.
– On już się wyprowadził. Nie chciał, żebym wam mówiła od razu – powiedziała matka spokojnie, zbyt spokojnie.
– A ty się na to zgodziłaś? Bo przecież wygodniej było udawać, że wszystko gra, prawda?!
– Nie udawałam. Po prostu... nie wiedziałam, jak to powiedzieć.
Nie wytrzymałam. Wybiegłam z kuchni, trzaskając drzwiami, zostawiając za sobą świąteczny stół, który już nigdy nie będzie taki sam.
Dowiedziałam się jako ostatnia
Zaszyłam się w swoim pokoju, ale długo nie wytrzymałam. Usłyszałam podniesione głosy z kuchni, a potem szuranie krzesła. Wyszłam, bo nie mogłam znieść tej niepewności. W salonie panowała cisza, ale napięcie dało się kroić nożem. I wtedy Lena, młodsza ode mnie i cicha jak zawsze Lena, wstała od stołu, odsunęła krzesło i powiedziała to, czego nikt się nie spodziewał.
– Ja wiedziałam od miesiąca – rzuciła, nie patrząc nikomu w oczy.
Kuba spojrzał na nią jak na ducha, a ja zamarłam w miejscu.
– Co?! – wrzasnęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. – Żartujesz, prawda?
– Pisał do mnie. Tata. Codziennie prawie. Mówił, że mnie kocha, że tylko ja go rozumiem...
– Czemu nic nie powiedziałaś?! – krzyknęłam, robiąc krok w jej stronę.
– Bo on mi kazał! Powiedział, że mama się załamie! Że nie może jej tego zrobić!
– A ja co, według ciebie, jestem z kamienia?! Ty myślisz, że mnie to nie ruszy, że mnie to nie zaboli?!
– Ja nie chciałam nikogo ranić! – broniła się Lena, drżącym głosem.
– No to świetnie ci wyszło. Naprawdę. Ojciec mnie zostawił, a siostra mnie okłamywała. Można lepiej zacząć święta?
– Robiłam to, o co mnie prosił...
Nie słuchałam już. Wyszłam na balkon, żeby się nie rozpłakać na oczach wszystkich. Nie mogłam pojąć, jak to się stało, że wszyscy wiedzieli coś, czego ja – ta najstarsza, odpowiedzialna – dowiedziałam się jako ostatnia.
Byłam rozczarowana
Po jakimś czasie wróciłam do środka. W salonie panowała nienaturalna cisza. Lena zniknęła, Kuba siedział z telefonem, jakby próbował uciec w inny świat. Mama stała przy zlewie, zmywając talerze, które wcale nie były brudne.
Podeszłam do niej powoli. Nie chciałam krzyczeć. Chciałam zrozumieć. Choć przez chwilę udawać, że jesteśmy dorosłe i potrafimy rozmawiać.
– Czemu pozwoliłaś mu się tak po prostu wymknąć? – zapytałam cicho, ale z bólem w głosie.
Mama się nie odwróciła. Zakręciła kran. Otarła ręce w ścierkę.
– Bo już dawno go nie było. Tylko nie chciałam tego zaakceptować – powiedziała, ledwie słyszalnie.
– Ale przecież... coś musiałaś czuć. Coś musiałaś wiedzieć wcześniej.
– Czułam – przyznała po chwili. – Od dawna był nieobecny. Myślami był gdzieś daleko. Miałam nadzieję, że może to tylko kryzys, że wróci tu, do nas. Ale wiesz co? Chyba ja też przestałam wierzyć, że coś się zmieni.
Pokręciłam głową, próbując zrozumieć.
– A nam nic nie powiedziałaś, bo...?
– Bo nie umiałam. Jak miałam to powiedzieć? „Wasz ojciec odszedł, ale jeszcze chwilowo trzyma walizkę pod łóżkiem”?
W jej głosie nie było goryczy. Tylko pustka. A to bolało jeszcze bardziej. Nie potrafiłam jej współczuć. Czułam tylko zimne rozczarowanie.
– Mogłaś być ze mną szczera. Chociaż ty – powiedziałam w końcu i wyszłam. Tylko tyle mogłam wtedy z siebie wydusić.
Chciałam go zrozumieć
Zamknęłam się w pokoju i długo siedziałam, wpatrując się w telefon. Wiedziałam, że muszę to zrobić. Że nie usnę, jeśli chociaż nie spróbuję zrozumieć. Lena, choć wciąż miałam do niej żal, w końcu dała mi numer.
Wpisałam go, wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Serce waliło mi jak oszalałe. Po trzech sygnałach odebrał.
– Halo? – usłyszałam jego głos. Ten sam głos, który przez lata był dla mnie autorytetem. Teraz brzmiał jak echo.
– To ja – powiedziałam. – Julia.
Chwila ciszy.
– Cześć, Julka.
Zamknęłam oczy, słysząc to zdrobnienie. Kiedyś brzmiało ciepło. Teraz bolało.
– Dlaczego tylko z Leną się kontaktowałeś? – zapytałam, nie siląc się na przywitanie.
– Bo tylko ona jeszcze mnie nie znienawidziła.
– A ja? Ja już cię nie obchodzę, skoro zniknąłeś bez słowa?
– Nie chciałem robić wam krzywdy...
– No to ci się nie udało – przerwałam mu ostro.
Znowu cisza. Potem westchnął.
– Jestem zmęczony, Julia. Wypalony. Próbowałem, ale nic już nie działało. Z mamą nie dało się rozmawiać, ty... zawsze byłaś silna. Wiedziałem, że sobie poradzisz.
– A może właśnie nie? – powiedziałam szeptem.
Nie miał odpowiedzi. Ja też nie. Rozłączyłam się bez pożegnania. I przez chwilę po prostu siedziałam w ciszy, której już nic nie mogło zagłuszyć.
Te święta to fikcja
Świąteczny obiad przypominał teatralne przedstawienie bez scenariusza. Siedzieliśmy przy stole, wpatrzeni w talerze, udając, że wszystko jest jak zawsze. Biała kiełbasa, żurek, jajka w majonezie – wszystko było na miejscu, oprócz niego. Brak ojca był bardziej wyraźny niż jego obecność kiedykolwiek wcześniej.
Kuba próbował coś zjeść, ale szybko odsunął talerz. Lena siedziała z dłońmi na kolanach, nie podnosząc wzroku. Matka starała się utrzymać pozory, co chwila poprawiając serwetki, jakby to miało uratować resztki normalności. A ja... ja patrzyłam na nich i nie wiedziałam, jak dalej funkcjonować w tej wersji rodziny.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek ci wybaczę – powiedziałam cicho do Leny, ale wystarczająco głośno, by wszyscy usłyszeli.
Lena nie odpowiedziała od razu. Uniosła wzrok, a w jej oczach nie było już dziecięcej naiwności. Stała się dorosła, boleśnie i nagle.
– Nie proszę o wybaczenie – odpowiedziała spokojnie.
Nikt się nie odezwał. Nawet matka nie zaprotestowała. Byliśmy jak trójka obcych ludzi w kuchni, w której kiedyś pachniało domem.
Zegar na ścianie tykał nieubłaganie, a każda sekunda zdawała się podkreślać, jak wiele się zmieniło. Wpatrywałam się w filiżankę z herbatą, która już dawno wystygła, i czułam, jak coś we mnie pęka – nie gwałtownie, ale powoli, cicho, jak porcelana.
Nie padło już żadne słowo. I może dobrze. Czasem cisza mówi więcej niż jakiekolwiek wyjaśnienia.
To była najgorsza Wielkanoc
Tamte święta już zawsze będą dla mnie granicą. Czasem dzieli się życie na „przed” i „po” – i to było moje „po”. Po ojcu. Po prawdzie. Po rodzinie, jaką znałam.
Czułam się zdradzona przez najbliższych. Przez ojca, który odszedł bez słowa i zostawił po sobie tylko ciszę. Przez matkę, która wolała udawać, że nic się nie dzieje. I przez Lenę – moją małą siostrę, którą całe życie chroniłam, a która w jednej chwili przestała być dzieckiem i stała się powierniczką kłamstw.
Nie miałam już siły analizować wszystkiego. Studiowałam psychologię, znałam mechanizmy obronne, racjonalizacje, wyparcia – ale nic nie przygotowało mnie na ten ból. Na to uczucie, że zostałam sama w rodzinie, która teoretycznie wciąż istniała.
Nie wiem, co będzie dalej. Czy ojciec wróci kiedyś choćby po to, by coś wyjaśnić? Czy matka przestanie udawać, że da się żyć jak wcześniej? Czy Lena... może kiedyś się do siebie zbliżymy? Nie wiem. I może nie muszę wiedzieć.
Wiem jedno – muszę iść dalej. Z tym, co zostało. Nawet jeśli to tylko popękane kawałki dawnej codzienności. Może z czasem uda się je posklejać. A może nie. Ale nie mogę się zatrzymać.
W tamtą Wielkanoc skończyło się moje dzieciństwo. A ja, czy tego chciałam, czy nie – musiałam dorosnąć.
Julia, 21 lat
Czytaj także:
- „Na śniadanie wielkanocne zamiast zajączka wpadła kochanka męża. W jej koszyczku zakiełkowało nasionko i to nie rzeżuchy”
- „W tym roku wielkanocny żur zjem sama. Mam dość zrzędzenia teściowej, jaki błąd popełnił mój mąż, żeniąc się ze mną”
- „Na Wielkanoc córka obwieściła, że kocha starszego mężczyznę. To nie duża różnica wieku była największym problemem”