„Moi rodzice i teściowie zrujnowali nam nie tylko ślub. Nigdy im nie wybaczę, że zgotowali nam piekło na ziemi”
„Czułam tylko pustkę i ból. Patrzyłam na tę suknię, jakby była rekwizytem w teatrze, do którego nie pasuję. Wszystko, co planowałam, wszystko, co wydawało się tak pewne, runęło w jednej chwili”.

- Redakcja
Miałam dwadzieścia osiem lat i czułam, że świat wreszcie zaczyna się układać po mojej myśli. Adam był moim marzeniem – czuły, opiekuńczy, a zarazem stanowczy. Ślub miał być początkiem naszego wspólnego życia, a przygotowania do tego wielkiego dnia napawały mnie ekscytacją. Moi rodzice oraz teściowie wciągnęli się w wir przygotowań. Byłam wdzięczna za ich zaangażowanie, choć zaczęłam dostrzegać pewne dziwne ruchy i zachowania. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to dopiero początek problemów.
Byłam pełna obaw
– Nie przesadzaj, wszyscy się trochę spinają przed ślubem – Adam śmiał się, gdy w kuchni nerwowo kroiłam warzywa na sałatkę. – Twoja mama i moja mama zawsze miały mocne charaktery, ale to normalne, że w takiej sytuacji pojawiają się tarcia.
Westchnęłam, odkładając nóż.
– Boję, że coś się stanie. Oni się zachowują... dziwnie. Patrzą po sobie, jakby wiedzieli coś, czego my nie wiemy. A wczoraj, kiedy przy stole twoja mama popatrzyła na moją jakoś dziwnie. Widziałeś jej minę?
– Widziałem. Ale to typowe dla mojej mamy, nie przejmuj się.
Chciałam w to wierzyć, naprawdę. A jednak niepokój nie dawał mi spokoju. Przypominałam sobie, jak przy obiedzie nasi rodzice wymieniali dziwne uwagi. Coś wisiało w powietrzu.
– Może to tylko moja wyobraźnia – mruknęłam, nie patrząc Adamowi w oczy.
– Może.
Pocałował mnie w czoło, ale jego uśmiech był wymuszony.
– Przestań się zamartwiać. Niedługo będziemy małżeństwem, a wtedy to my będziemy podejmować decyzje, nie oni.
Uśmiechnęłam się, ale w środku coś we mnie drżało. Nie chciałam psuć tego, co mieliśmy. Może to wszystko naprawdę były tylko głupie, rodzinne przepychanki? Nie wiedziałam jeszcze, że ta iskra była dopiero początkiem pożaru, który miał wkrótce wybuchnąć.
Musiałam zareagować
Podczas spotkania w domu moich rodziców mieliśmy ustalić szczegóły dotyczące kwiatów i menu. Ale od początku czuć było napięcie. Moja mama siedziała sztywno przy stole, zaciskając palce na filiżance, a mama Adama co chwilę wzdychała teatralnie, poprawiając włosy.
– Może zamiast róż, wybierzemy lilie? – zaproponowała mama, patrząc na mnie z pytającym spojrzeniem.
Grażyna uniosła brwi.
– Lilie? Przecież to kwiaty na pogrzeby. Nie wiem, co o tym myśleć… – Jej ton był pełen jadu.
Mama zmarszczyła czoło i odparła ostro:
– Każdy kwiat może być piękny.
– Ach tak? – mama Adama zaśmiała się krótko. – No tak, nie każdy ma pojęcie o symbolice, prawda?
Cisza zrobiła się gęsta. Narzeczony przesunął się bliżej mnie, jakby chciał mnie ochronić, a tata szturchnął mamę w ramię, sycząc cicho:
– Daj spokój. Nie zaczynaj.
– Nie zaczynam! – syknęła mama, ale jej oczy błyszczały. – To ona zawsze zaczyna.
– Może przestańcie się przerzucać aluzjami i powiedzcie wprost, o co wam chodzi?! – wybuchnęłam w końcu, nie wytrzymując.
Zapadła cisza. Spojrzeli na mnie, jakbym powiedziała coś, czego nie wolno było mówić.
– Zrozumiesz to, jak będziesz starsza – mruknęła mama Adama, odwracając wzrok.
Poczułam, jak serce mi wali. Coś było nie tak. Ich rozmowy pełne niedopowiedzeń, te spojrzenia… To nie była tylko kwestia róż czy lilii. Czułam, że pod uprzejmościami, kryje się coś znacznie mroczniejszego.
Nogi miałam jak z waty
Był późny wieczór. Szukałam w salonie notesu z adresami gości. Ciche szepty dobiegające z kuchni przykuły moją uwagę. Zatrzymałam się w pół kroku, schowana za drzwiami. Usłyszałam głos przyszłej teściowej:
– Ona nie może się o tym dowiedzieć.
– Wiem, wiem – przytaknął mój tata. – Ale długo tego nie ukryjemy.
– Nie mamy wyjścia – Grażyna mówiła szybko, cicho, jakby bała się, że ktoś usłyszy. – Jeśli Zuzia się dowie, ślubu nie będzie.
– A Adam? – zapytała Barbara, niemal szeptem. – On też niczego nie podejrzewa?
– Adam nie wie. I nie może się dowiedzieć.
Stałam jak sparaliżowana, z ręką na framudze drzwi. Czułam, jak serce mi wali. O czym oni mówili? Czego nie miałam się dowiedzieć?
– Jeśli wyjdzie na jaw, że Adam może być… – tata urwał, jakby się zorientował, że mówi za dużo.
– Cicho! – syknęła mama Adama. – Nie teraz. Nie tu.
Zrobiło mi się słabo. Adam… mój Adam? Co to miało znaczyć? Drżały mi dłonie. Zrozumiałam, że coś bardzo złego kryje się za ich słowami. Coś, co może zniszczyć wszystko. Stałam tam jeszcze chwilę, zanim powoli cofnęłam się do swojego pokoju. Nogi miałam jak z waty. Nie spałam tej nocy.
Poznałam prawdę
Nie mogłam już dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Przed kolacją, kiedy wszyscy zebrali się w salonie, stanęłam pośrodku i spojrzałam na nich. Drżałam, ale wiedziałam, że muszę to zrobić.
– Chcę znać prawdę – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Co przede mną ukrywacie?
W pierwszej chwili zapanowała cisza, jakby nikomu nie przyszło do głowy, że odważę się zapytać. Mama Adama unikała mojego wzroku, tata nerwowo pocierał twarz.
– Córcia, to nie jest takie proste – zaczął tata, ale przerwałam mu.
– Nie. Teraz mówicie wszystko. Całą prawdę.
Adam siedział obok mnie, blady jak ściana.
– Mamo? – odezwał się cicho. – O co chodzi?
Mama Adama spojrzała na niego i w jej oczach zobaczyłam coś, czego nie potrafiłam nazwać. Strach? Wstyd?
– Jest coś, o czym nigdy ci nie powiedzieliśmy... – głos jej zadrżał.
– Nie mów – syknął tata Adama, ale jego żona nie słuchała.
– Marek i ja mieliśmy romans. To był błąd, młodzieńcza głupota, ale… – zacięła się, patrząc na mnie, potem na Adama. – Nie jesteśmy pewni, kto jest twoim ojcem.
Adam zamarł. Spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami, jakby słowa matki go nie dosięgały. Ja czułam, jak świat osuwa mi się spod nóg.
– To znaczy, że mój przyszły teść może być… – Adam nie dokończył.
– Tak. Przepraszam.
Nikt już nic nie mówił. Milczenie było cięższe niż jakiekolwiek słowa.
Żyłam w kłamstwie
Siedzieliśmy w moim pokoju, każde z nas patrzyło w inny kąt, jakby spojrzenie na siebie nawzajem mogło tylko pogorszyć sytuację. Adam milczał przez dłuższą chwilę, potem cicho westchnął, jakby dopiero teraz zrozumiał, co się stało.
– Nie wiem, kim jestem. Nie wiem, co mam o tym myśleć.
Jego głos był stłumiony, bez siły.
– To nie twoja wina – powiedziałam szeptem, ale słowa brzmiały tak pusto, że aż mnie zemdliło.
– Może i nie, ale… całe moje życie… to wszystko było kłamstwem.
Zacisnął pięści i uderzył nimi w kolana.
– A co z nami? Czy to, co mamy, też jest kłamstwem?
Poczułam, jak moje serce ściska się w bólu.
– Nie wiem. Muszę to przemyśleć – odpowiedziałam cicho, unikając jego wzroku.
Adam zerknął na mnie, a w jego oczach błysnęły łzy.
– Nie odwołuj ślubu, proszę. Jesteśmy silniejsi niż oni…
– Nie wiem, czy chcę wchodzić w rodzinę pełną kłamstw i tajemnic – wyszeptałam, a głos mi zadrżał.
Adam złapał mnie za rękę, ściskając ją mocno.
– Kocham cię. Nie zostawiaj mnie.
Patrzyłam na niego i miałam wrażenie, że patrzę na obcego człowieka. Nie odpowiedziałam mu. Tego wieczoru nie było odpowiedzi.
Czułam tylko pustkę
Siedziałam sama w swoim pokoju, wpatrzona w suknię ślubną wiszącą na drzwiach szafy. Biała, elegancka, tak piękna, jaką sobie wymarzyłam. Powinnam czuć ekscytację – za kilka dni miałam ją założyć i stać się żoną Adama. A jednak czułam tylko pustkę i ból. Patrzyłam na tę suknię, jakby była rekwizytem w teatrze, do którego nie pasuję. Wszystko, co planowałam, wszystko, co wydawało się tak pewne, runęło w jednej chwili. Gdy zamknęłam oczy, słyszałam jeszcze głosy z tamtego dnia – szept matki Adama, przyciszony głos mojego ojca. Czy mogłam im zaufać? Czy mogliśmy po prostu zignorować to, co się wydarzyło? Zbudować życie na ruinach cudzych tajemnic i kłamstw? Nie wiedziałam. Bałam się, że jeśli pójdę tą ścieżką, będę zawsze w cieniu tej historii.
Rodzina, którą znałam, okazała się fikcją. Rodzice, którzy mieli być moimi oparciami, wplątali mnie w sieć tajemnic. Adam, mój narzeczony, stał się kimś obcym. Nie wiedziałam już, komu mogę ufać. Patrzyłam na suknię i czułam, że nie jestem gotowa, by ją założyć. Może nigdy nie będę. Może to był znak, że powinnam się wycofać, zatrzymać, zanim będzie za późno. Wiedziałam jedno: nic już nie będzie takie samo. Ani ja, ani Adam, ani nasze rodziny.
Zuzanna, 29 lat
Czytaj także:
- „Dodałam te 2 nietypowe składniki do pierogów i zamknęłam synowej buzie. Już nigdy nie powie, że jestem złą gospodynią”
- „Synowa gotowała korzonki, a moją kuchnią gardziła, że tłuszcz i paniera. Koszmar nie żona i matka”
- „Mój mąż źle mnie traktował, ale teściowa tym 1 zdaniem ukoiła mój niewyobrażalny żal. Trafiła mi się złota kobieta”