Reklama

Była ósma rano, a ja leżałam w łóżku, wpatrzona w sufit, i analizowałam swoją godną pożałowania sytuację. Nad moją głową zebrały się czarne chmury, a wszystko przez byłego już narzeczonego. Dupek narobił problemów, a potem po prostu zniknął, porzucając mnie na pastwę lokalnych gangsterów. Gdybym wcześniej się zorientowała, że to uzależniony od hazardu nałogowy kłamca i perfidny manipulator, pewnie teraz spałabym spokojnie. Ale że byłam głupia i dałam się złapać na drobne upominki oraz czułe słówka, to teraz mam za swoje…

Reklama

Nie miałam zamiaru im płacić

Przez trzy lata naszego związku Michał zadłużył się u jednego z miejscowych bandziorów, niejakiego Kaszany, na ponad sto tysięcy złotych. Kiedy uciekł czort wie gdzie, te palanty wygodnie uznały, że skoro Michaś nie miał żadnej mieszkającej tu rodziny, jego zobowiązania powinna spłacić najbliższa mu osoba, czyli ja. Dwóch łysych karków podczas wczorajszych odwiedzin poinformowało mnie, że zgłaszanie sprawy na policję nie ma sensu, bo tutejsze psy siedzą u ich bossa w kieszeni. Dodali też, że mam miesiąc na zebranie potrzebnej sumy. Potem zaczną narastać odsetki.

– Chyba że wolisz się dogadać inaczej… – dodał na odchodnym jeden z nich z obleśnym uśmiechem.

Rozpłakałam się, gdy opuścili moje mieszkanie. W myślach obrzucałam Michała najgorszymi wyzwiskami. Byłam wściekła i naprawdę przerażona. Wiedziałam, że te bydlaki nie odpuszczą. Jedna z moich koleżanek kiedyś weszła z nimi w konszachty, a później znaleziono ją pobitą pod lasem nieopodal naszej miejscowości. Na myśl, że i ja mogłabym skończyć podobnie, dostawałam mdłości. Z nerwów dygotałam jak w febrze. Całą noc przewracałam się z boku na bok, a natłok myśli rozsadzał mi czaszkę.

Wciąż usiłowałam znaleźć jakieś wyjście z tej patowej sytuacji, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Struchlałam i na moment wstrzymałam oddech. Czyżby to znowu oni? Przecież byli tu ledwie wczoraj! Po co mieliby przychodzić jeszcze raz? Będą mnie tak napastować codziennie? Otworzyć czy udawać, że nikogo nie ma? A jeśli wedrą się siłą? Podejrzewałam, że żaden z sąsiadów raczej by nie zareagował. Nikt nie będzie przecież narażać dla mnie swojego zdrowia i życia.

Zobacz także

Wzięłam głęboki wdech i wygramoliłam się spod kołdry. Serce szaleńczo tłukło mi się w piersi. Na palcach podeszłam do drzwi i spojrzałam przez judasza. Na korytarzu stał wysoki blondyn ubrany w dżinsy i kurtkę moro. Nie widziałam wyraźnie jego twarzy, bo padał na nią cień, ale mimo to wydała mi się jakaś znajoma. Skądś kojarzyłam tego człowieka, tylko za diabła nie mogłam sobie przypomnieć skąd.

Byłam zaskoczona

I wtedy spojrzał prosto w szkiełko wizjera, a mnie olśniło. Piotrek! Mój kuzyn! Z wrażenia nogi się pode mną ugięły i musiałam się oprzeć o ścianę, aby nie upaść. Moja dłoń bezwiednie powędrowała do zamka. Przekręciłam klucz, odpięłam łańcuch i otworzyłam drzwi na oścież. Musiałam wyglądać idiotycznie, kiedy tak stałam z rozdziawioną buzią i wpatrywałam się w gościa.

– Cześć, Jowita – powiedział miękko.

Usiłowałam sklecić jakieś powitanie, ale z moich ust wydobyło się jedynie kilka nieartykułowanych dźwięków. Piotr uśmiechnął się ciepło, a ja odsunęłam się i gestem zaprosiłam go do środka. Poczułam się jakoś nieswojo, kiedy wziął mnie w ramiona i mocno uściskał.

– Dobrze cię znowu widzieć.

– Napijesz się czegoś? – wydukałam, kiedy usiedliśmy.

– Czaja, to znaczy herbaty, jeśli to nie problem – poprosił, ściągając kurtkę.

Poczłapałam do kuchni. Tutaj osunęłam się na stołek. Boże, ostatni raz widziałam Piotra z dziesięć lat temu. Chyba wpakował się wtedy w jakieś kłopoty, bo szukała go policja. Mundurowi odwiedzili nas kilka razy i pytali o niego. Od tamtej pory wszelki ślad po nim zaginął. Chłopak nie miał w życiu lekko. Jego rodzice byli alkoholikami i znęcali się nad nim, nie tylko fizycznie. Odkąd sięgam pamięcią, bardzo się lubiliśmy, chociaż był ode mnie o cztery lata starszy.

Zawsze mnie bronił

Mama opowiadała mi, że już gdy miałam dwa lata, uwielbiał się ze mną bawić. Często, kiedy uciekał z domu, przychodził właśnie do nas. Nieraz nocował w moim pokoju. Gdy rano wracał do siebie, długo za nim płakałam. Nad nim chyba też, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy. W szkole zawsze stawał w mojej obronie. Pewnego razu dwóch chłopaków ze starszej klasy chciało mnie okraść. Tuż przed pierwszym dzwonkiem zaciągnęli mnie do męskiej toalety. Zamierzali mi zabrać pieniądze, które miałam na wycieczkę.

Piotrek usłyszał moje krzyki i wparował do ubikacji jak bomba. Tak zlał napastników, że jeden wylądował w szpitalu. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam, że potrafi być brutalny. Wpadł w taki amok, że nie potrafiłam go odciągnąć. W ogóle nie słuchał. Pomógł mi, ale też trochę przestraszył. Mało brakowało, żeby nie wyleciał za tę akcję ze szkoły, ale moja mama, której opowiedziałam o całym zajściu, wstawiła się za nim.

Jako piętnastolatek trafił do poprawczaka. Potem opieka społeczna zabrała go rodzicom, którzy i tak niebawem zmarli. Tułał się po pogotowiach opiekuńczych, a na weekendy przyjeżdżał do naszej babci. Tylko u niej się wtedy widywaliśmy, ale nadal lubiliśmy swoje towarzystwo. Mówiłam nawet, że jak będę duża, to za niego wyjdę. Pewnego dnia zniknął bez śladu. Dorosłam i zapomniałam o dawnym obrońcy, zajęłam się swoim życiem. A tu proszę, taka niespodzianka.

Powiedział mi prawdę

Szybko przygotowałam herbatę. Postawiłam przed Piotrem parujący napój i usiadłam naprzeciwko niego. Chciałam jakoś zacząć rozmowę, ale w głowie miałam pustkę. To on przejął inicjatywę.

– Super, że cię odnalazłem – podniósł kubek w geście toastu i upił łyk.

– Ja też się cieszę – bąknęłam. – Tyle lat… Nikt nie wiedział, co się z tobą działo.

Obrzuciłam go badawczym spojrzeniem. Zmężniał, wydoroślał. Zawsze był szczupły, a teraz sporo przybrał na wadze. Przypakował. Na umięśnionych ramionach zauważyłam tatuaże. Przystojną twarz szpeciło kilka blizn. Uśmiechnął się smutno, widząc mój wzrok.

– Cóż, nie będę wciskał ci kitu o robieniu kariery w Ameryce i powrocie z walizami pełnymi szmalu. Przez ostatnie lata kiblowałem. Wyszedłem kilka dni temu i szwendałem się po mieście. Byłem u twojej mamy, ona powiedziała mi, gdzie mieszkasz.

– Miło z jej strony…

– Tak? – upewnił się.

Kiwnęłam głową.

– A co u ciebie? – zapytał.

Wzruszyłam ramionami.

– Jakoś leci. Rozstałam się ostatnio z facetem i cieszę się życiem singielki – odparłam półprawdą.

Chciałam się odwdzięczyć

Dość w życiu przeszedł. Nie będę mu zawracać głowy swoimi kłopotami. Teraz byłam już dużą dziewczynką i sama musiałam sobie radzić.

– Na pewno był niewartym ciebie dupkiem. Ale dobrze się składa, bo… – wziął oddech i dokończył niemal nieśmiało: – Nie mam mety. Nie przekimałabyś mnie przez jakiś czas? Obiecuję, że zorganizuję sobie coś własnego najszybciej, jak się da.

Zaskoczył mnie tym pytaniem. Przeanalizowałam prędko sytuację. W dzieciństwie zawsze mogłam na niego liczyć, nigdy nie opuścił mnie w potrzebie. Byłam mu coś winna. To raz. A dwa, gdyby zbiry od Kaszany znowu mnie odwiedziły, w obecności Piotra czułabym się pewniej. Może gdy zobaczą, że mieszkam z facetem, i to takim bardziej groźnym, zrezygnują ze swoich chorych roszczeń.

– Jasne. Nie ma sprawy. Zostań. Cieszę się, że wreszcie ja mogę coś dla ciebie zrobić.

– Robiłaś – mruknął. – Tym, że byłaś… światło w mroku… Wciąż nim jesteś.

Zanim zrobiło się ckliwie, poszłam do sypialni i wygmerałam z szafki nocnej zapasowe klucze.

– Tylko nie zapomnij zamykać drzwi – nakazałam, wręczając mu pęk. – Śpisz w salonie na kanapie.

Był bezproblemowym lokatorem. Wychodził wcześnie rano, wracał późnym wieczorem. Sprzątał i zmywał po sobie. Udało mu się podłapać fuchę w niewielkiej firmie budowlanej. Nie zarabiał kokosów, ale starczało mu na podstawowe potrzeby i nawet dorzucał mi się do czynszu.

Czułam się trochę bezpiecznie

– Chcę się zmienić – powiedział pewnego wieczoru, gdy siedliśmy przed telewizorem z piwem w dłoniach. – Inaczej nie odważyłbym się w ogóle do ciebie przyjść. W pierdlu coś zrozumiałem. To ja sam kieruję swoim losem. To ja decyduję, jak się sprawy potoczą. Zwalanie winy na rodziców, pecha, zły los czy Boga to zwykła ściema. Bo tak łatwiej. Ale od teraz chcę sam, no wiesz, być sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Dość nagrzeszyłem, pora rozpocząć uczciwe, nudne życie. Jak tylko odłożę nieco kasy, postaram się wynająć kawalerkę i cię odciążę.

– Możesz tu mieszkać, ile chcesz. Przynajmniej mam towarzystwo. Samotne wieczory przy pizzy, piwie i telewizorze to nic miłego.

– Coś o tym wiem…

Zamilkliśmy, a ja, zmieszana, uświadomiłam sobie, że gdyby nie więzy krwi, chyba mogłabym się w nim zakochać. W głębi duszy był dobrym i troskliwym człowiekiem. No ale kuzyn to kuzyn.

Minął miesiąc. Piotrek nadal u mnie mieszkał, ale powoli rozglądał się za jakimś lokum. Był dobrym i solidnym pracownikiem, co jego szef docenił, dając mu podwyżkę.

– Teraz będzie mnie stać na wynajęcie własnej kawalerki – cieszył się.

Z tej okazji postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Kupiłam na niedzielny wieczór dwa bilety do kina i zarezerwowałam stolik w eleganckiej restauracji. Raz na jakiś czas można zaszaleć. Na seans wybraliśmy się piechotą. Było rześko – słonecznie i chłodno. Spacer w taką pogodę rumieni policzki i zaostrza apetyt.

Wystraszyłam się

To miał być miły wypad, ale sprawy przybrały zły obrót. Zapadł już zmrok, a my szliśmy powoli jedną z alejek przecinających park otaczający dom kultury. Nagle zza drzew wyłoniły się trzy męskie postacie. Początkowo nie zwróciliśmy na nie uwagi, ale kiedy obcy ruszyli w naszą stronę, zaniepokoiłam się. Gdy podeszli bliżej, rozpoznałam przydupasów Kaszany.

Cholera jasna, a miałam nadzieję, że te ćwoki jednak dały sobie spokój. Dwóch zagrodziło nam drogę, trzeci okrążył nas, odcinając ewentualny powrót. Wystraszona przywarłam do boku kuzyna.

– Co, znalazłaś sobie nowego gacha? – spytał jeden, a pozostali ryknęli śmiechem.

Poczułam, jak mięśnie Piotra się napinają.

– Macie jakiś problem, chłopaki? – syknął przez zęby.

– Nie, cieciu. To twoja panna ma problem – odparł ten zza naszych pleców. – Nie oddała naszemu szefowi hajsu. Jutro o północy mija termin. Potem dług z każdym dniem będzie się podwajał. Tak tylko chcieliśmy przypomnieć, bo pani Jowitka chyba zapomniała.

Był bardzo opanowany

Piotrek zachował zimną krew, choć czułam, że w środku aż się gotuje. Miałam nadzieję, że nie wyniknie z tego jakaś bójka. Piotr mały nie był, ale te typy były jeszcze większe. A jeśli mieli jakąś broń… Wolałam nawet o tym nie myśleć. Atmosfera stała się napięta do granic możliwości. Mężczyźni mierzyli się wzrokiem i czekali. Jeden niewłaściwy gest, jedno słowo za dużo i mogło dojść do tragedii. Wreszcie mój kuzyn uniósł dłonie w pokojowym geście.

– Spokojnie, panowie, na pewno uda się sprawę załatwić. Mówicie, że termin mija dopiero jutro. Do tego czasu coś wykombinujemy – powiedział leniwie, z godną podziwu pewnością siebie.

Największy z goryli poklepał go po policzku.

– To lepiej zacznij kombinować, kochasiu. Zegar tyka.

Odeszli, a ja oparłam głowę o pierś Piotrka i rozryczałam się jak dziecko. Cały wypad szlag trafił.

– Co to za jedni? Opowiesz mi? Będzie ci lżej – spytał, tuląc mnie i głaszcząc po włosach.

Wyśpiewałam mu wszystko. O przekrętach i długach mojego byłego oraz bezpodstawnych żądaniach Kaszany.

– Przepraszam, że wcześniej ci nie powiedziałam. Nie chciałam zawracać ci głowy. Miałeś dość własnych problemów.

Piotrek przytulił mnie jeszcze mocniej.

– Wszystko będzie dobrze – szepnął. – Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nigdy, nikomu. Obiecuję i przysięgam.

Pomógł mi i zniknął

Poszliśmy do domu i położyliśmy się spać. A przynajmniej on, bo ja całą noc nie zmrużyłam oka. Następnego dnia Piotr już nie wrócił po pracy do domu. Dzwoniłam, ale jego telefon milczał. Albo go wyłączył, albo był poza zasięgiem. Miałam nadzieję, że nie zrobił nic głupiego. W każdym razie znowu wszelki ślad po nim zaginął. Co się prawdopodobnie stało, zrozumiałam, gdy trzy dni później przeczytałam artykuł w lokalnej gazecie. Już wiedziałam.

Reklama

Łzy napłynęły mi do oczu. Piotrek po raz kolejny wybawił mnie z opresji. Płakałam nad Piotrkiem i za Piotrkiem. Płakałam nad sobą. Znowu go straciłam, nie wiadomo na jak długo. Może na zawsze. A on zapłacił za to wysoką cenę. Stracił szansę na uczciwe życie, o jakim marzył. Przeze mnie. Dla mnie. Bo mnie kochał, tak jak ja kochałam jego. Był moją rodziną. Był człowiekiem, który mógłby stać się dla mnie całym światem, gdyby los inaczej rozdał karty. Mam nadzieję, że gdzieś tam jesteś, bezpieczny, i nie tak samotny…

Reklama
Reklama
Reklama