„Ukochany zapewniał, że wyjeżdża na pokazy. Przypadkiem odkryłam, że te występy mało mają wspólnego ze sportem”
„Gdy Maciej pocałował mnie na trzeciej randce, przepadłam z kretesem. Przystojny, bosko zbudowany, kulturalny. Ideał! Tylko te jego smutne oczy…Coś musiało go dręczyć. I dlaczego nie chce mi tego wyznać? Zranił mnie, ale nie wszystko jeszcze stracone”.
- Izabela, 31 lat
Poznaliśmy się w siłowni. Siostra mnie wyciągnęła, choć nie miałam ochoty na wypad w takie miejsce. Jakoś nie widziałam siebie na tych wszystkich maszynach, pomiędzy tabunem spoconych facetów i stadkiem doskonale wyćwiczonych lasek. Siostra przekonywała mnie, że myślę stereotypami, bo na siłowni pracuje się nad swoim ciałem, owszem, ale też nad siłą woli, konsekwencją, wytrwałością. Siłownia to nie wybieg czy scena. Wiadomo, że pojawiają się jednostki żądne wrażeń, ale gdzie ich nie ma.
Koniec końców dałam się przekonać i nie pożałowałam. Do ćwiczeń puszczali świetną muzykę, a nad wszystkim czuwała profesjonalna obsługa. Trener był miły, przystępnie tłumaczył i wcale nie wyglądał – ach, te stereotypy – na przerośniętego mięśniaka, z którym nie ma o czym pogadać.
Oczy mu się śmiały. Zupełnie inaczej niż wczoraj
Sympatyczny, kulturalny, cierpliwy facet, do tego pięknie i proporcjonalnie zbudowany. Zresztą nie tylko mnie się podobał. Już pierwszego dnia zauważyłam, że niektóre z pań nie poprzestawały na łakomych spojrzeniach i próbowały wykorzystać swe wdzięki, by go skusić. Do czego? Romansu, flirtu, śmielszego komplementu, randki? Nie wiem. Bez względu na cel mogły sobie darować.
Trener był nieczuły na ich zabiegi. Ignorował wszelkie sygnały, jakby ich nie widział. Pewnie wyznawał zasadę: żadnych romansów pracy. A może, pracując w koedukacyjnej siłowni, uodpornił się na kobiece zakusy? Tak czy siak, dla każdego bez względu na płeć miał ten sam zawodowo uprzejmy uśmiech. Ja dostrzegłam jeszcze coś – smutne oczy. Gdy się uśmiechał, to tylko ustami. Zastanawiałam, czy jego dystans to nie wynik jakiegoś zawodu miłosnego.
Co do mnie, nie zamierzałam go oczarowywać. Niby czym? Może nie byłam najbrzydsza, ale nie czułam się pewnie we własnym ciele. Dlatego uznałam, że trafiłam w idealne miejsce, by to zmienić. Mając głowę wolną od romantycznych bzdur, lepiej skupię się na właściwym celu, czyli poprawieniu kondycji. Z tą myślą wykupiłam karnet na cały miesiąc.
Następnego dnia w sobotę przyszłam z samego rana. Już bez towarzystwa siostry. Zjawiłam się tak wcześnie, że musiałam poczekać na otwarcie siłowni. W nagrodę mogłam sobie do woli poszaleć na każdej maszynie, bez czekania w kolejce i poganiania przez tych mniej cierpliwych. Tak się wciągnęłam, że nieco przesadziłam. Trener Maciej zauważył to i poczuł się w obowiązku zwrócić mi uwagę.
– Jeszcze pani zasłabnie i się zniechęci. A tego byśmy nie chcieli.
Posłuchałam go jak grzeczna klientka, ale cały czas się zastanawiałam: jacy my? On by nie chciał? A co mu do tego? Zarobek by stracił? Czy o co chodzi? Lubi mnie? Podobam mu się? A może uznał, że rezygnacja z siłowni byłaby kosmicznym błędem, bo tak fatalnie wyglądam?
„Dziewczyno, opanuj się. Miało nie być romansowych bzdur i bujania w obłokach, tymczasem jedno jego zdanie – pewnie całkiem niewinne – wywołało w tobie lawinę domysłów! Uspokój się” – rozmyślałam. Besztając siebie, potknęłam się o własne rozwiązane sznurowadło i byłabym poleciała na twarz, wybijając sobie zęby, gdyby nie refleks trenera i jego silne ramię. Złapał mnie wpół i tylko dzięki temu uchronił przed upadkiem na podłogę.
Ależ miał mocny ten uchwyt! Przycisnął mnie do swojego torsu, aż mi dech zaparło, a biust podjechał niemal pod brodę. Złapałam się jego umięśnionych ramion i jęknęłam cichutko:
– O Boże…
Wyglądało to pewnie bardzo filmowo.
– Chcesz sobie zrobić krzywdę? – spytał z udawanym przerażeniem, nie wypuszczając mnie z objęć. Oczy mu się śmiały. Naprawdę. Zupełnie inaczej niż wczoraj.
Normalnie bym się zaczerwieniła, ale już byłam cała w pąsach od wcześniejszego wysiłku. Pięknie wyrzeźbione ramię wciąż otaczało moją talię.
– Zaraz tam krzywdę – mruknęłam – Kilka zębów, nawet przednich, to jeszcze nie koniec świata...
Zaśmiał się lekko, odrzucając głowę do tyłu. Odniosłam wrażenie, że dawno się tak nie śmiał. Nie wiem, czemu akurat ja go bawiłam, ale skoro tak, postanowiłam pójść za ciosem.
– W nagrodę za uratowanie zębów zapraszam pana na kawę albo jakiś napój izotoniczny. Wybawca wybiera, uratowana stawia i obiecuje, że to nie będzie randka.
Spojrzał na mnie, spoważniał, zastanawiał się długo, jakby rozważał wszystkie za i przeciw, w końcu odparł:
– W porządku. Kończę dziś pracę o osiemnastej, potem możemy iść na kawę.
I tak się zaczęło… Zabrałam go do mojego ulubionego pubu, gdzie spędziliśmy miło czas. Cztery godziny minęły nie wiedzieć kiedy. Gadaliśmy, tak zwyczajnie, bez przymusu, szukania tematów na siłę, ciągłego męczącego flirtowania. Nie lubię, gdy facet w co drugim zdaniu puszcza erotyczną aluzję; Maciejowi zaś odpowiadało, że nie oczekuję od niego komplementów i prowadzenia jakiejś męsko-damskiej gry. Rozmowę ułatwiało to, że podobały się nam te same filmy (okazało się, że on też jest fanem „Gwiezdnych Wojen”) i że oboje lubimy bilard. Rozegraliśmy kilka partii. Było tak fajnie, że wcale się zdziwiłam, gdy pod odwiezieniu mnie do domu swoim wysłużonym fordem, zapytał:
– Spotkamy się jeszcze?
– Jasne. Jutro?
Pokręcił głową.
– Jutro nie mogę. Może pojutrze? Pracuję na zmiany, raz rano, raz do wieczora, i w poniedziałek mam wolne popołudnie.
Zdążyłam go poznać już na tyle, by wiedzieć, że coś przede mną ukrywa
Poznaliśmy się latem, a tu raptem zrobiła się jesień. Zakochałam się na zabój na trzeciej randce, u mnie w domu, gdy zrobiliśmy sobie maraton filmowy i obejrzeliśmy wszystkie części „Gwiezdnych Wojen”. Zmęczeni, zasnęliśmy razem na kanapie. Gdy się obudziliśmy, wtuleni w siebie, Maciej długo na mnie patrzył, jakby uczył się rysów mojej twarzy na pamięć. A potem mnie pocałował… Przepadłam z kretesem. Gwiazdy pod powiekami, kosmos wrażeń, wszechświat ograniczony do nas dwojga… I on czuł podobnie. Widziałam to w jego oczach, słyszałam w drżeniu głosu, czułam, gdy mnie dotykał.
Nasza idylla trwała od kilku tygodni i jeżeli na coś narzekałam, to na brak czasu. Za mało go mieliśmy dla siebie, co dopiero mówić o chwaleniu się Maciejem przed przyjaciółkami. Oboje musieliśmy pracować, on na zmiany, co powodowało, że w niektóre dni mogliśmy tylko razem coś zjeść, obejrzeć film, a potem wspólnie zasnąć. Co gorsza, większość weekendów też miał zajętych, jeździł na jakieś zawody trenerskie czy pokazy. Nie wiem dokładnie, bo gdy pytałam, odpowiadał mało konkretnie. Zaś na propozycję, że chętnie zobaczę taki pokaz, usłyszałam, że to nic ciekawego.
– Wynudzisz się. Twoja obecność będzie mnie rozpraszać.
Dziwne. Nadał ćwiczyłam na siłowni, i to pod jego okiem, by choć w taki sposób być blisko niego – i jakoś go to nie rozpraszało. Pozostawał profesjonalistą w każdym calu. Zdążyłam go poznać już na tyle, by wiedzieć, że coś przede mną ukrywa. Na przykład dotąd ani razu nie zaprosił mnie do siebie. Nie zamierzałam mu się narzucać, ale to jednak nie było normalne. Przecież gdzieś musiał mieszkać.
– Chyba nie ukrywasz przede mną żony i dzieciaków, co? – rzuciłam niby żartem, jednak przyglądałam mu się uważnie.
Przytulił mnie i zapewnił, że jestem jedyną kobietą w jego życiu. A w mieszkaniu ma remont, dlatego mnie nie zaprasza. Uwierzyłam mu, bo do tej pory Maciej wydawał mi się szczery i wiarygodny? Tym większy przeżyłam szok, gdy w końcu poznałam prawdę.
Widok gwiazdy wieczoru niemal pozbawił mnie przytomności
Przyjaciółka z okazji swojej trzydziestki postanowiła zaszaleć. Nie chciała puścić farby, co to za rodzaj szaleństwa. Kazała nam się tylko zjawić w sobotę o szóstej u siebie. Nie protestowałam, bo Maciej znowu miał zajęty weekend. Sądziłam, że Mariolka zafunduje nam i sobie seans w SPA, z kąpielami błotnymi, masażami itd. Ale pomyliłam się. Zabrała nas do dużej dyskoteki, nad wejściem do lokalu świecił telebim anonsujący występ grupy Bad Boys. Nie był to zespół muzyczny, bynajmniej, tylko sześciu tancerzy, którzy pokazują coś więcej niż tylko umiejętności taneczne.
Kumpele zapiszczały podekscytowane, gdy się zorientowały, ale ja nie byłam zachwycona. Po pierwsze, nie paliło mi się do oglądania nieznajomych facetów w bieliźnie. Po drugie, nie wiedziałam, jak na to zareagowałby Maciej, gdyby się o tym dowiedział. No ale nie mogłam się już wykręcić. Skoro Mariolka wymarzyła sobie taki prezent na urodziny – i potrzebowała damskiej obstawy, by poczuć się raźniej – nie mogłam jej zawieść.
Miałyśmy stolik dosyć blisko sceny. Siedziałyśmy na wygodnej dużej sofie. Mariolka zamówiła drinki i po paru łykach poczułam się całkiem rozluźniona. To miejsce zrobiło na mnie naprawdę dobre wrażenie. Wbrew moim obawom lokal nie wyglądał tandetnie, przeciwnie, zachęcał do zabawy i relaksu.
Trzeba przyznać, że występy panów rozpaliły damską publiczność. Ja na to patrzyłam z przyjemnością, ale bez ekscytacji, bo mój Maciej pięknem ciała zakasowałby ich wszystkich. Tuż przed występem gwiazdy wieczoru, wyszłam do toalety. Uznałam, że chwila jest odpowiednia, bo teraz wołami dziewczyn nie ruszą od sceny, a nie chciało mi się stać w kolejce. Gdy wróciłam, atmosfera była jeszcze gorętsza niż wcześniej. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. I dobrze, bo widok owej gwiazdy wieczoru niemal pozbawił mnie przytomności.
Gdy nieco ochłonęłam, na sztywnych nogach podeszłam do samego podestu, by upewnić się, że nie mam omamów. Ale nie. Naprawdę widziałam, jak mój Maciej, poważny, cudowny, najlepszy pod słońcem facet, który pozwolił mi uwierzyć, że mogę być kochana i szczęśliwa, publicznie się rozbiera! Nosił niby maskę Zorro, dla niepoznaki albo podkręcenia emocji, ale i tak go rozpoznałam bez trudu. Co jeszcze robił?
Zauważył mnie, ale pokazu nie przerwał
To ja wyszłam i wróciłam do domu taksówką. Przyjaciółki nawet tego nie zauważyły, wpatrzone w mężczyznę, którego kochałam. Czy na pewno? Kochałam Macieja, którego znałam. Tego faceta wyginającego się w uwodzicielskich pląsach na scenie i obnażającego do mikroskopijnych stringów nie znałam. I nie wiedziałam, czy chcę poznać…
Boże, jak ja go teraz przedstawię koleżankom?! Pytanie, czy w ogóle chcę go komukolwiek przedstawiać? Nie zadzwoniłam do niego, nie poszłam na siłownię. Czekałam, aż on zrobi pierwszy ruch. Telefon postanowiłam odebrać, bo bardzo nie lubię niedokończonych spraw.
– Cześć. Znajdziesz chwilę na rozmowę? – jego głos był spokojny, poważny. Nie zamierzał żebrać ani kłamać. Punkt dla niego.
– Tak. Teraz mam czas.
– Świetnie. Czekam pod twoim domem. Zejdziesz?
Zeszłam od razu, nie miałam zamiaru przedłużać tej nieprzyjemnej sytuacji. Najlepiej szybko zakończyć sprawę i zapomnieć o wszystkim.
– Nie wiedziałem, że chodzisz na takie imprezy – powiedział, kiedy wsiadłam do jego auta.
Zabrzmiało to jak zarzut. Paradne! Ja się mam przed nim tłumaczyć.
– Nie chodzę – odpowiedziałam. – Raz mi się zdarzyło. Mariolka nas zaprosiła. W ramach atrakcji urodzinowej. Ty zaś chyba bierzesz w tym udział regularnie. To są te… pokazy, tak? Czułam, że coś ukrywasz, ale w najgorszych snach nie wyobrażałam sobie czegoś takiego!
– Przykro mi…
– Co mam myśleć?! – krzyknęłam.
– Że nie robię tego, bo lubię. Że muszę mieć jakiś powód…
Spojrzałam na niego. Znowu był smutny, jak wtedy, gdy go poznałam. Smutny, zgnębiony, załamany. Trzęsły mu się ręce. Nerwowo oblizywał wargi.
– Skoro miałeś ważny powód, czemu mi go nie zdradziłeś?
– Bo jestem tchórzem. Z początku zwlekałem, bo nie wiedziałem, na której randce wyznać prawdę. A potem… – wzruszył ramionami. – Im dłużej czekałem, tym było mi trudniej. Zwłaszcza że ja nie mogę rzucić tej roboty.
– Mów.
Opowiadał nieskładnie, ale w końcu złożyłam całość historii do kupy. Matka Macieja ciężko zachorowała. Potrzebowali pieniędzy na operację za granicą, później na leki, rehabilitację. Na żadną pomoc nie mógł liczyć. Sprzedali dom, wynieśli się do mniejszego mieszkania. Maciej wziął kredyt. Jego mama pomyślnie przeszła operację, ale wciąż potrzebuje opieki i leków. To kosztuje, kredyt też trzeba spłacać, i na rachunki musi być, i na życie. Renta matki po zmarłym mężu i pensja Macieja z siłowni nie starczały na wszystko. Więc gdy kumpel zaproponował mu występy w Bad Boys, zgodził się. Bez oporów.
– Byłem pod ścianą, a oni bardzo dobrze płacą. I oby dalej płacili, bo nie mogę rzucić tej fuchy. Rozumiesz? Nie mam innego pomysłu. Myślałem, żeby wyjechać, ale kto by się wtedy zajął mamą? Nie ma nikogo prócz mnie. Do żadnego domu opieki jej nie oddam!
Umilkł, a ja nie wiedziałam, co zrobić, co powiedzieć. Z jednej strony podziwiałam jego oddanie dla mamy. Z drugiej strony bolało, że mi nie zaufał.
– Potrzebuję cię – szepnął. – Nim cię poznałem, może było łatwiej, ale smuto i tak cholernie pusto. Tyle że teraz potrzebuję cię jak powietrza, do życia, do szczęścia, do kochania. Proszę, nie skreślaj mnie…
Skreślić? Przecież go kochałam! Nie wyobrażałam już sobie życia bez niego. Zranił mnie, ale wybaczyłam mu w chwili, gdy przyznał, że mnie potrzebuje.
– Chcę porozmawiać z twoją mamą.
I porozmawiałam.
Za kilka tygodni wyjeżdżamy z Maciejem za granicę. Wspólnie szybciej odrobimy jego dług. A rodzice obiecali, że zatroszczą się o moją teściową. Ślub był skromy, musimy oszczędzać. Odbijemy sobie później. Mogę poczekać na porządne wesele, zwłaszcza że nie mam wątpliwości, iż przed nami długie wspólne życie. Może nie zawsze będzie z górki, ale razem poradzimy sobie z każdą przeszkodą.