Reklama

Kolejny raz już przed początkiem nowego miesiąca zabrakło mi pieniędzy i znów byłam zmuszona pożyczyć od innych. Zazdrościłam moim sąsiadkom, które miały dorosłe pociechy pomagające im finansowo. Ja byłam sama na stare lata, mąż zmarł prawie dekadę temu.

Reklama

Finansowo łatwo nie było

Któregoś dnia odwiedziła mnie Krystyna, sąsiadka z parteru. Zaparzyłam herbatę i ugościłam ją maślanymi ciasteczkami. Krysia od razu zaczęła opowiadać o swojej najstarszej wnusi i przez długi czas nie mogła przestać mówić. Dopiero na sam koniec, już prawie w drzwiach, spytała co u mnie słychać.

– Ledwo daję radę przeżyć od pierwszego do pierwszego. Zdarza się, że nawet nie wystarcza mi na wykupienie recept… – zwierzyłam się.

Krystyna współczująco pokręciła głową, po czym jakby doznała olśnienia:

– Posłuchaj, przecież masz tutaj pusty pokój!

– Uchowaj Boże, żebym wpuściła do domu jakąś nieznajomą osobę – aż się otrząsnęłam, ale sąsiadka kontynuowała:

– Po drodze na pocztę przejdź się pod uczelnię. Zdarza się, że studentki wieszają na tablicy ogłoszeń informacje, że poszukują pokoju do wynajęcia. Tylko nie zastanawiaj się za długo, bo lada moment zacznie się nowy semestr i już nie zdążysz, ktoś cię ubiegnie.

Podjęcie decyzji zajęło mi niemal tydzień. Dodatkowe pieniądze kusiły niemiłosiernie, ale czy to tak bezpiecznie, nagle zacząć dzielić swoje mieszkanie z jakąś obcą kobietą? I chyba dalej bym się zastanawiała, gdyby nie to, że los za mnie zadecydował. Krystyna przyszła do mnie z dobrymi nowinami.

– Słuchaj, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Poznałam w sklepie studentkę, która na już potrzebuje pokoju. Coś mi podpowiada, że to porządna dziewczyna. Gdybym tylko mogła, to sama bym ją do siebie wzięła, ale wiesz przecież, jak to u mnie bywa. Raz wpada nocować mój młodszy syn, a innym razem przyjeżdża siostra z Tarnowa… W każdym razie tu masz numer tej dziewczyny. Obiecałam jej, że się odezwiesz. Tylko zrób to jeszcze dziś, bo ona jest naprawdę zdesperowana i bardzo pilnie szuka jakiegoś lokum.

Zadzwoniłam więc do tej studentki

Ewelina przyszła jeszcze tego samego dnia – filigranowa, pogodna blondyna, dźwigająca na plecach spory bagaż, a w dłoniach… doniczkę z paprocią. Ten przyniesiony przez nią kwiat tak mnie rozczulił, że bez wahania zgodziłam się wynająć jej pokój. Zaznaczyłam jedynie, że wolałabym uniknąć formalności i nie podpisywać żadnych dokumentów.

Dziewczę zareagowało na to beznamiętnym wzruszeniem ramion, zapewniając, że wiele osób praktykuje wynajem bez umów. Wprowadziła się następnego dnia i od razu zabrała się za… porządki w mieszkaniu.

– Pani Haniu, wezmę się za mycie okien – rzuciła, ledwo wyjąwszy rzeczy z walizki, po czym zaczęła sprzątać moje troszkę zaniedbane lokum.

Aby okazać wdzięczność, ugotowałam dla niej zupę pomidorową i obie zasiadłyśmy do posiłku. „Zupełnie jak babcia z wnuczką” – wzruszyłam się na tę myśl.

Następnego dnia Ewelina wróciła z bazaru z dużymi zakupami i wspólnie znalazłyśmy dla mnie bardzo dobrego specjalistę od chorób serca.

– Pani Haneczko, koniecznie trzeba poczytać, co piszą ludzie w internecie – stwierdziła, a po kwadransie miałam już umówioną wizytę w przychodni.

Za tę cudowną dziewczynę byłam gotowa obsypać Krysię górą złota!

– Naprawdę nie mam pojęcia, jak mogę ci się odwdzięczyć, Krysiu! Odkąd ta studentka się pojawiła, moje życie nabrało zupełnie nowych barw! Zdarza się, że razem jemy obiad i spędzamy czas przed telewizorem. Oczywiście czasami wychodzi z domu, w końcu ma swoje młodzieńcze sprawy, ale kiedy już jest z powrotem w mieszkaniu, to czuję się tak, jakbym miała przy sobie wnuczkę! – trajkotałam z entuzjazmem.

– A nie mówiłam! Powinnaś była zdecydować się na wynajem tego pokoju już dawno temu! – wykrzyknęła Krystyna.

Upłynęło trochę czasu od momentu, kiedy Ewelina wprowadziła się do mnie. Jakoś na początku kwietnia, szykowałam się do wyjazdu do bliskiej koleżanki mieszkającej pod Lublinem. Poprosiłam więc Ewelinkę, żeby się zajęła mieszkaniem pod moją nieobecność – miała podlać kwiatki, sprawdzić skrzynkę na listy i nakarmić rybki.

Cały dom został na jej głowie

– Będę po dziesiątym – oznajmiłam, gdy odeskortowała mnie bezpiecznie do stojącej pod klatką taryfy.

– Niech pani się nie przejmuje, pani Haniu! Przypilnuję mieszkania – zapewniła z uśmiechem.

Następnie przytuliła mnie mocno, jakbym była jej własną babcią i zapewniła, że zaopiekuje się moimi rybkami i całą resztą najlepiej, jak tylko potrafi. Odjechałam spokojniejsza, w końcu znam ją już trochę i miałam pewność, że dopełni wszystkich obowiązków.

Wróciłam jednak dwa dni wcześniej, niż planowałam. Przyjaciółkę dopadły niespodziewane problemy rodzinne i zdrowotne – jej mąż został przewieziony do szpitala i nie chciałam być dla niej dodatkowym ciężarem w tej sytuacji.

Jeszcze przed siódmą rano wtaczałam więc swoją podróżną walizkę na klatkę schodową i po cichu przekręciłam klucz w zamku. „O tej porze Ewelina zapewne wciąż jeszcze śpi” – przeszło mi przez myśl, gdy bezszelestnie wślizgnęłam się do przedpokoju.

I rzeczywiście, moja lokatorka smacznie spała. Czego nie można było powiedzieć o siwiejącym, niemłodym już mężczyźnie, na którego wpadłam w mojej kuchni! Przeżyłam taki szok, że o mały włos nie zeszłam na zawał. Nieznajomy facet w pasiastym szlafroku popijał poranną kawusię z mojej ukochanej porcelany!

– Proszę mi powiedzieć, z kim mam przyjemność? – spytałam szorstko. – I co pan tu właściwie robi?

– Przepraszam, nie wiedzieliśmy, że pani wróci wcześniej. Jestem Hubert, kolega Eweliny – odparł zupełnie normalnym tonem mężczyzna i w najlepsze delektował się kawą zupełnie jakby nic się nie stało.

„A to ci niespodzianka, no proszę! Ledwie opuściłam mieszkanie na kilka dni, a moja przyszywana wnuczka już zdążyła zamienić lokum w jakiś podejrzany przybytek! Gdyby chociaż przyprowadziła tutaj kogoś w swoim wieku, ale ten facet?! Jest przecież grubo po czterdziestce, jak nic”.

Stałam zupełnie oniemiała

Mężczyzna opuścił moje mieszkanie jakieś dziesięć minut po moim powrocie – nie fatygował się, żeby zamienić z dziewczyną choć słowo na odchodne. Po prostu ubrał się, rzucił kulturalne „do zobaczenia” i zniknął za drzwiami.

Ewelina ocknęła się sporo po dziewiątej. Sprawiała wrażenie potwornie niewyspanej, ale rumiana buzia i lśniące oczka nie pozostawiały wątpliwości: ubiegłej nocy sporo się działo.

– Jak śmiałaś zaprosić do mojego mieszkania nieznajomego faceta? – spytałam ostro, gdy wpadłyśmy na siebie w kuchni.

– Proszę pani, to nie był obcy człowiek. Hubert i ja jesteśmy razem od przeszło roku… – tłumaczyła Ewelina.

Oczywiście mogłabym jej wybaczyć ten wybryk, ale pod warunkiem, że okazałaby chociaż minimalną skruchę. Nic jednak nie wskazywało na to, że żałuje tego, co zrobiła.

– Bardzo mi przykro, ale gdyby pani po prostu dała znać wcześniej, chociażby telefonicznie, uniknęłybyśmy tej niezręcznej sytuacji. Z tego co pamiętam, miała pani być z powrotem nieco później – usłyszałam.

– Czyli według ciebie powinnam składać meldunek, zanim przekroczę próg własnego mieszkania? – rzuciłam oschle.

Zamknęłam się w swojej sypialni i nie opuściłam jej do momentu, aż Ewelina poszła na zajęcia. Po paru dniach, gdy emocje opadły, znów wspólnie usiadłyśmy do stołu. Tym razem do ciepłego ciasta śliwkowego, które wyjęłam prosto z pieca. Dziewczyna poczuła potrzebę, by się wygadać i mimowolnie dowiedziałam się rzeczy, o których chyba wolałabym się nie dowiadywać.

Hubert ma żonę, ale już tylko na papierze, lada moment weźmie rozwód. Jesteśmy w sobie zakochani, wiem, że niedługo ją zostawi, by być ze mną. Nie mają dzieci, więc sprawa jest prosta – wyznała ku mojemu zaskoczeniu.
Wspomniała również, że Hubert prowadzi u niej zajęcia na studiach, a ich miłosna historia wywołała niemałe poruszenie wśród kadry i studentów.

Mój stosunek do niej nieco się zmienił

Zrobiłam się nieco chłodniejsza – w końcu od zawsze byłam bardzo religijna, a tu nagle coś takiego! „Toż to kompletny brak wstydu! – skrzywiłam się z niesmakiem. – Romansować z facetem, który jest prawie dwa razy starszy, a do tego żonaty?! Coś niesłychanego!”.

Sąsiadki już wiedziały, co się święciło.

– Ta twoja nowa współlokatorka to niezła agentka, Haniu! Krążą plotki, że zadaje się z jakimś żonatym jegomościem. I wyobraź sobie, że ponoć robią to u ciebie w mieszkaniu! – oznajmiła mi ostatnio wyraźnie zbulwersowana pani Bronia, kiedy spotkałyśmy się na klatce schodowej.

Coraz częściej zaczęło mi więc przychodzić do głowy, żeby powiedzieć Ewelince, że musi się wyprowadzić, ale ostatecznie zdrowy rozsądek zwyciężył nad moimi moralnymi rozterkami. Bo w sumie co mnie to wszystko obchodzi, z kim ona się zadaje? To nie ja sypiam z żonatym mężczyzną, ale ona. Przecież nie mogę jej tego zabronić.

Gdyby to była moja rodzona wnuczka, to z pewnością bym się wtrąciła, ale w tej sytuacji? Poza tym płaci regularnie, nie muszę jej przypominać. Może i lubi się zabawić, ale przynajmniej czasem pomoże w domowych obowiązkach. „Chyba bym zgłupiała, jakbym ją wyrzuciła na ulicę” – pomyślałam sobie pewnego razu i od tamtej pory już więcej nie rozmawiałyśmy o Hubercie.

Wyrzuty sumienia czasem dają mi w kość – w końcu jestem świadoma, że moralnie nie jest to dobre, a ja nic z tym nie robię. Ale potem przychodzi ostatni dzień miesiąca, moja emerytura ledwo wystarcza do następnej wypłaty, a Ewelina punktualnie reguluje opłaty. Dlatego nie wtrącam się. Cóż innego mi pozostaje?

Reklama

Hanna, 66 lat

Reklama
Reklama
Reklama