Reklama

Nasze małżeństwo już od jakiegoś czasu przypominało istne piekło. Z Dawidem ciągle wdawaliśmy się w awantury. Przyczyna konfliktu była niezmienna – chodziło o jego matkę. Mąż momentami sprawiał wrażenie, jakby wciąż był jej małym chłopczykiem. Zwierzał się jej ze wszystkich naszych zamierzeń, zasięgał jej rady w istotnych kwestiach, a do tego wydzwaniał do niej po kilka razy na dobę.

Reklama

Ciągle się kłóciliśmy

Ilekroć teściowa wspominała o planach odwiedzenia sklepów, bez słowa protestu mąż pakował się do auta i podwoził ją do hipermarketu. Nie miało znaczenia, że jeszcze moment temu narzekał na zmęczenie i jedyne, o czym marzył, to porządna drzemka. Odnosiłam wrażenie, jakby w jego życiu liczyła się przede wszystkim ona, a ja schodziłam na dalszy plan. Dlatego kiedy pewnego dnia oświadczył, że na jakiś czas zamieszka u swojej rodzicielki, nie poczułam nawet cienia zdziwienia.

– To bez sensu, oboje się zadręczamy – stwierdził. – Powinniśmy dać sobie trochę przestrzeni.

– Jak uważasz – mruknęłam, po czym dorzuciłam: – Twoja mama będzie wniebowzięta. Chyba że ta przeprowadzka to był jej pomysł? – rzuciłam uszczypliwie, na co mój małżonek zareagował grymasem, niczym po ugryzieniu cytryny.

Od początku mnie nie lubiła

Ech, moja przyszła teściowa to chyba najmniej przyjazna kobieta, z jaką dane mi było się zetknąć! Pamiętam nasze pierwsze spotkanie – przeszyła mnie wtedy tym swoim chłodnym, oceniającym wzrokiem. Zaczęła wypytywać, skąd pochodzę. Od razu wyczułam, że nie spełniam jej wygórowanych oczekiwań co do przyszłej synowej. Pewnie wyobrażała sobie, że jej ukochany synek poślubi jakąś arystokratkę. A ja? Cóż, jestem po prostu skromną dziewczyną z niewielkiej wsi na Mazurach.

Zobacz także

Podczas naszego ślubu wyglądała, jakby cierpiała na potworny ból zębów. Ale to był dopiero początek. Ciągle wtykała nos w nie swoje sprawy. Zjawiała się bez uprzedzenia, myszkując po zakamarkach i zaglądając do każdego garnka w kuchni.

– Rany, ale tu syf, ogarnęłabyś trochę ten bałagan… Dawidek musi mieć codziennie ciepły posiłek… – rzucała zaraz po wejściu do naszego mieszkania, a potem zabierała się za generalne porządki.

– Oj daj spokój, ja cię tylko wyręczam – odpowiadała na moje błagania, żeby w końcu odpoczęła.

Gdy skończyła z porządkami, przez kolejne pół doby szukałam różnych drobiazgów, a wątroba dokuczała mi od przesadnej ilości śmietany, którą dodawała do wszystkiego, do czego mogła. Nie miałam ochoty wdawać się z nią w awantury. Od dziecka wpajano mi, że osoby starsze należy szanować. Zresztą zdawałam sobie sprawę, że Dawid byłby przybity taką sytuacją.

Sądziłam, że jakoś sam to ogarnie. Kiedy jednak usiłowałam namówić męża, żeby zakazał teściowej mieszać się w nasze życie i wytłumaczył jej, że mnie to irytuje, on tylko zbywał mnie machnięciem ręki. Twierdził, że jego mama po prostu taka jest.

– Odpuść, kochanie – powtarzał. – Po prostu to zaakceptuj.

Mąż wyprowadził się do matki

Czułam się z tego powodu okropnie. W końcu to ja dzieliłam z nim życie. Powinien brać pod uwagę moje odczucia i pragnienia, ale on skupiał się wyłącznie na swojej matce.

– To ja wpadłem na ten pomysł, żeby się wyprowadzić – Dawid wyrwał mnie z zamyślenia. – Sądzę po prostu, że dobrze by nam zrobiła chwila oddechu od siebie, żeby wszystko jeszcze raz na spokojnie przemyśleć.

Następnie, nie odzywając się już ani słowem, wrzucił parę ubrań do niedużej torby podróżnej i opuścił mieszkanie.

Tej nocy kompletnie nie mogłam zmrużyć oka. W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli. Wyobrażałam sobie, jak mój Dawid żali się swojej mamusi, jaka to okropna jest jego żona, a ona współczująco głaska go po głowie, wmawiając mu, że powinien znaleźć sobie lepszą kandydatkę na partnerkę życiową niż ja.

Zdawałam sobie sprawę, że jeśli nic się nie zmieni, to doprowadzi to nasz związek do rozwodu. Tak naprawdę nie tego pragnęłam. Byłam zła na męża, że wciąż jest uzależniony od rodzicielki, ale mimo wszystko darzyłam go ogromnym uczuciem. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, ogarnęło mnie potężne przygnębienie. Marzyłam, by znów znalazł się obok i przytulił mnie. „Może los się odmieni i wszystko jakoś się ułoży" – pocieszałam samą siebie, zapadając w sen o świcie.

Wyrzuciłam wszystko z siebie

Ze snu wyrwało mnie natrętne dzwonienie do drzwi. Zerknęłam na tarczę zegarka, dochodziła dopiero ósma. Za mną ledwie dwie godziny snu. Z trudem wstałam i na wpół przytomna poszłam w stronę drzwi. Kiedy je uchyliłam, moim oczom ukazał się widok, w który trudno było mi uwierzyć. Na progu stała moja teściowa.

– Długo rozmawiałam z Dawidem wczoraj, mam wrażenie, że powinnyśmy sobie parę rzeczy wytłumaczyć – rzekła z naciskiem, wchodząc do środka.

Wewnętrznie cała się zagotowałam. Od razu przeszła mi senność. „Ale tupet!” – przeleciało mi przez głowę. Nie zamierzałam czekać, aż teściowa znów zacznie swoje kazania i krytyczne uwagi. Zdecydowałam się zrobić pierwszy krok, powiedzieć jej prosto w oczy, co naprawdę o niej sądzę. Chciałam dać jej do wiwatu. W taki sam sposób jak ona robiła to przez całe dwa lata, odkąd wyszłam za mąż.

– Znakomicie, więc niech mama posłucha uważnie – zaczęłam swoją przemowę i wyrzuciłam z siebie wszystko, co mi ciążyło na duszy.

Powiedziałam, że mam już serdecznie dość jej zgryźliwych uwag, wchodzenia z butami w nasze życie i niespodziewanych odwiedzin. Że sami doskonale wiemy, co dla nas dobre, co nam odpowiada i nie potrzebujemy jej wskazówek. Że darzy mnie niechęcią i traktuje wyłącznie jako dodatek do Dawida. No i że celowo próbuje odciągnąć go ode mnie, bo marzy o tym, abyśmy się rozeszli.

– Udało się mamie dopiąć swego! Więc o czym tu jeszcze gadać? – wykrzyczałam na zakończenie.

Nie jest aż tak okropna

Spodziewałam się, że moja teściowa zrobi wielką awanturę i z hukiem opuści mieszkanie. Ale nic takiego się nie stało. Wciąż siedziała na sofie, w ciszy lustrując mnie wzrokiem. Kompletnie nie miałam pojęcia, o co chodzi.

– Posłuchaj, dałam ci się wypowiedzieć, teraz moja kolej – oznajmiła po kilku minutach. – Mylisz się co do mnie. Dawid od zawsze był moim oczkiem w głowie, a gdy zmarł mój mąż, został mi tylko on jako najbliższa i ukochana osoba. Jak każda mama, chciałam dla niego wszystkiego, co najlepsze… Kiedy zaczęliście ze sobą chodzić, ogarnęła mnie zazdrość. Nie mogłam się pogodzić z faktem, że w życiu mojego jedynaka znalazła się jakaś dziewczyna, która zaczęła być dla niego najważniejsza. Zdaję sobie sprawę, że to może zabrzmieć absurdalnie, ale taka była prawda. Gdy już się pobraliście i zaczęliście żyć razem, tylko we dwójkę, poczułam się strasznie osamotniona, porzucona. Brakowało mi go, chciałam go widywać jak najczęściej. Dlatego wpadałam do was bez zapowiedzi. A to grzebanie po wszystkich kątach? Po prostu chciałam wam pomóc, być użyteczna. Jednak po twoich słowach widzę, że zupełnie mi to nie wychodziło. Możesz w to wierzyć lub nie, ale szczerze mówiąc nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak cię to dotyka…

Oniemiałam. Moja teściowa jeszcze nigdy nie odzywała się do mnie w taki sposób. Potrzebowałam chwili, żeby jakoś to wszystko uporządkować w głowie.

Zaczynałam ją trochę rozumieć

– Zrobię kawę – rzuciłam krótko i czmychnęłam do kuchni.

Stojąc przy kuchence i obserwując drobne bąbelki powoli formujące się na dnie czajnika, odpłynęłam myślami do naszej rozmowy. Próbowałam sobie wyobrazić, jak to wszystko wyglądało z jej perspektywy. I w sumie chyba zaczynałam ją trochę rozumieć. Pewnie faktycznie czuła się sama i po prostu chciała mi coś doradzić. A ja od razu wzięłam to do siebie, myśląc, że jest na mnie cięta i tylko szuka pretekstu, żeby mi dopiec. Każde jej słowo traktowałam jak przytyk pod moim adresem. Teraz to widzę i zrobiło mi się trochę wstyd za moje zachowanie.

– Nie chce mama, abyśmy się rozeszli? – spytałam, podając jej kubek.

– Nic podobnego! – szybko zaprzeczyła. – Chcę dla mojego syna tylko dobra… Słuchaj, przedwczoraj mi powiedział, że dłużej nie da rady znieść tego wszystkiego, to go wykańcza. Kompletnie się pogubił, jak ma postąpić, żeby i tobie, i mnie dogodzić. Nie zamierza wybierać pomiędzy matką a małżonką. Jesteśmy mu obie bardzo drogie. A może spróbujemy się dogadać?

Wszystko się zmieniło

Już prawie dziesięć tygodni upłynęło od tamtej rozmowy. Można powiedzieć, że mój kontakt z mamą Dawida zmienił się na lepsze. Każda z nas dokłada wszelkich starań, aby to wszystko dobrze funkcjonowało. Teściowa zdaje sobie sprawę, że nie powinna ingerować za bardzo w sprawy moje i Dawida, a ja z kolei zapewniam ją, że jest ważna i potrzebna. Spotykamy się, zdarza mi się poprosić ją o jakąś wskazówkę czy wsparcie. Atmosfera jest naprawdę przyjemna, a mój mąż wprost promienieje z radości, widząc, jak dobrze nam się układa.

A o której godzinie Dawid zjawił się z powrotem? Dokładnie godzinę po tym, jak jego mama opuściła nasze skromne progi. Pojęcia nie mam, jakie mądrości mu wtedy przekazała, ale przyszedł do mnie z gigantyczną wiązanką kwiatów i wyznał, że jego życie straci sens, jeśli mnie zabraknie. A potem usłyszałam, jak sam do siebie mruczał w łazience, że baby to dla niego totalna abstrakcja. Najpierw się na siebie wściekają, a po pogawędce nagle wielka miłość…

Reklama

Dorota, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama