Reklama

Zawsze byłem bardziej maminsynkiem niż tatowym kumplem. Mama – Hanna – to cicha bohaterka mojego życia. Ciepła, cierpliwa, zawsze z kubkiem herbaty czekała, kiedy wracałem późno z uczelni. Potrafiła milczeć, kiedy byłem zmęczony, i mówić tylko to, co naprawdę trzeba.

Reklama

W domu to ona była sercem – tata, choć obecny, zawsze jakby z boku. Piotr, mój ojciec, był zamknięty w sobie. Pracował w korporacji, zarabiał dobrze, dbał, żebyśmy niczego nie potrzebowali. Ale rozmowy z nim przypominały wymianę informacji, nie bliskość. Może dlatego rzadko go o cokolwiek pytałem. Może dlatego wolałem nie widzieć tego, co działo się między nim a mamą od kilku miesięcy.

Zauważyłem, że coś w niej gaśnie. Uśmiech stawał się coraz bardziej wymuszony, gesty bardziej mechaniczne. Chciałem ją rozweselić. Odwdzięczyć się za wszystko, co dla mnie robi. Dzień Matki wydał mi się idealną okazją, by dać jej coś wyjątkowego. Jeszcze nie wiedziałem, że tym prezentem rozedrę jej serce – i swoje też.

Prezent z okazji Dnia Matki

– Mamo, poczekaj chwilę, nie sprzątaj jeszcze – zatrzymałem ją, zanim zdążyła zabrać talerze ze stołu. Spojrzała na mnie zaskoczona. Rzadko prosiłem ją o uwagę w taki sposób.

– Co się dzieje? – zapytała z lekkim niepokojem w głosie, ocierając dłonie w kuchenny ręcznik.

– Mam dla ciebie coś. Prezent. Z okazji Dnia Matki – powiedziałem i podałem jej elegancką, kremową kopertę z delikatnym tłoczeniem.

Usiadła powoli. Wzięła kopertę ostrożnie, jakby miała w środku coś kruchego. Otworzyła. Przeczytała tekst, raz, potem drugi. Spojrzała na mnie zdziwiona, a potem uśmiechnęła się z wysiłkiem.

– Masaż? W SPA? – zapytała cicho. – To... dla mnie?

– Tak. Pełny pakiet: masaż relaksacyjny, aromaterapia, zabiegi pielęgnacyjne, sauna. Cały dzień tylko dla ciebie. Chcę, żebyś odpoczęła, poczuła się... wyjątkowo. Bo jesteś wyjątkowa.

Uśmiechnęła się znowu, tym razem szerzej, ale jej oczy... Widziałem w nich coś dziwnego. Jakby przez ułamek sekundy ogarnęło ją zmieszanie. Może zawstydzenie. A może żal?

– Dziękuję, Adasiu. To naprawdę miłe... Cały dzień dla mnie?

– Tak. Przejrzałem wszystkie opinie w internecie. To miejsce jest rewelacyjne. W centrum, ale ciche, eleganckie. Pomyślałem, że zasługujesz na coś lepszego niż krem i kubek do herbaty.

Zaśmiała się krótko, ale zaraz umilkła. Pochyliła głowę i pogładziła palcem krawędź koperty.

Wtedy nie zrozumiałem tego spojrzenia. Tego momentu ciszy. Dla mnie to był prezent z serca. A dla niej... Może już wtedy domyśliła się, co ją tam czeka.

Nie wiedziałem, co się dzieje

Mama wróciła z masażu późnym popołudniem. Usłyszałem dźwięk kluczy w zamku i zaraz potem skrzypnięcie drzwi. Wyszedłem z pokoju z uśmiechem, gotowy zapytać, jak było. Zamiast tego – zamarłem.

Stała w przedpokoju, jeszcze w płaszczu. Torebka zsunęła się z ramienia i uderzyła w podłogę. Twarz miała bladą, jakby właśnie wyszła z gabinetu dentystycznego, nie z relaksacyjnego raju. Oczy czerwone. Zmęczone.

– Jak było? – zapytałem ostrożnie, próbując nie brzmieć zbyt entuzjastycznie.

Zerknęła na mnie, szybko, jakby nie chciała, żebym widział za dużo. Potem wzrok gdzieś obok, w pustkę.

– Dobrze... W porządku – powiedziała cicho. – Ale to chyba nie moje klimaty.

– Nie podobało ci się? – zdziwiłem się. – Opinie były świetne, miałaś się tam zrelaksować…

– Nie chodzi o to. Po prostu… to miejsce nie jest dla mnie – odpowiedziała, rozpinając guziki płaszcza zbyt szybko, zbyt nerwowo.

Chciałem dopytać, ale zamilkłem. Coś w jej głosie brzmiało twardo, ostatecznie. Jakby nie chciała, żebym drążył. Poszła do łazienki. Drzwi zamknęły się delikatnie, ale usłyszałem zamek. Zawsze zostawiała otwarte. Zawsze.

Zostałem sam w przedpokoju, z poczuciem dziwnej porażki. Ten dzień miał ją uszczęśliwić. Tymczasem czułem, jakby coś w niej pękło. I nie miałem pojęcia, co.

Nie mogłem w to uwierzyć

– Adam... muszę ci coś powiedzieć – powiedziała wieczorem, gdy zmywałem po kolacji. Głos miała miękki, ale napięty, jakby każde słowo miało ją pokaleczyć od środka.

Odłożyłem talerz i odwróciłem się do niej. Siedziała przy stole, dłonie splecione na kolanach, wzrok wbity gdzieś w pusty kubek po herbacie.

– To miejsce, do którego mnie wysłałeś… To SPA… – zaczęła i urwała, jakby nie wiedziała, czy mówi do mnie, czy do siebie.

Usiadłem naprzeciwko. Czekałem. Milczenie między nami dzwoniło jak echo.

– Weszłam do środka, pokazałam rezerwację... Pani z recepcji zaprowadziła mnie do poczekalni. I wtedy ich zobaczyłam. Ojca... i jakąś kobietę.

Zamrugałem.

– Co?

– Siedzieli razem. Blisko. Śmiali się. Miał dłoń na jej kolanie. Ona była w szlafroku od SPA, miała jeszcze mokre włosy. Nie zauważyli mnie od razu... Byli tacy... swobodni. Jak para. Jakby to był ich wspólny rytuał.

Zaniemówiłem. Czułem, jak coś we mnie opada, ciężko, bez kontroli.

– Wyszłam – powiedziała cicho. – Nawet nie odebrałam zabiegu. Powiedziałam, że źle się poczułam. Ale to nie było kłamstwo.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś od razu? – zapytałem, z trudem łapiąc oddech.

– Bo nie wiedziałam, jak. Bo się wstydziłam. Bo to miał być prezent od ciebie, synku... najpiękniejszy prezent. A zamienił się w coś, czego nigdy nie zapomnę.

Jej głos zadrżał. I wtedy zrozumiałem, że coś pękło nie tylko między nimi – ale też w niej samej.

Nie miałem już ojca

Ojciec wrócił do domu późnym wieczorem, jak zwykle. Zdjął buty, rzucił klucze na komodę i już miał iść do swojego gabinetu, kiedy zatrzymałem go w korytarzu.

– Musimy pogadać.

Spojrzał na mnie jak na petenta w kolejce, nie jak na syna. Zmęczony, zniecierpliwiony.

– Teraz? Może jutro, jestem po całym dniu…

– Teraz – powtórzyłem ostrzej, niż zamierzałem.

Zmarszczył brwi, ale skinął głową i poszedł do salonu. Usiadł na fotelu, założył nogę na nogę. Był gotów do rozmowy jak do negocjacji.

Mama widziała cię w SPA – zacząłem prosto, bez wstępu.

Zamarł. Nie drgnął, ale widziałem, jak jego usta lekko się zacisnęły. Milczał. Liczył, że zmienię temat? Albo że zamilknę? Nie tym razem.

– Z kobietą. Jakąś brunetką. W szlafroku.

Przez chwilę jeszcze grał. Potem westchnął ciężko, jakby przyłapano go na spóźnieniu do pracy, a nie na zdradzie żony.

– Adam... To nie tak, jak myślisz.

– A jak?! – podniosłem głos. – Bo ja myślę, że zabrałeś kochankę do miejsca, które wybrałem dla mamy. To miał być prezent. A stał się dowodem twojej zdrady.

Wstał, przeszedł kilka kroków, oparł dłonie o parapet.

– To był błąd. Głupi, niepotrzebny. To... nie znaczyło nic.

– Dla niej znaczyło wszystko – powiedziałem. – Dla mnie też.

Obrócił się do mnie. Miał w oczach coś, co przypominało cień wstydu. Ale nie żal.

– To się zdarza, Adam. Życie to nie bajka.

– Fakt, na pewno nie z tobą – wycedziłem i wyszedłem, trzaskając drzwiami.

Po raz pierwszy poczułem, że nie mam już ojca. Mam faceta, który znalazł się w moim domu przez przypadek.

Zostaliśmy sami

Siedzieliśmy z mamą przy stole, jakbyśmy oboje nie mieli już siły na codzienne udawanie. Nikt nie mówił o pracy, o zakupach, o pogodzie. Cisza w kuchni była gęstsza niż dym z papierosa, którego od lat nie zapaliłem.

– Rozmawiałem z nim – powiedziałem w końcu. – Nie zaprzeczył.

Mama nie podniosła wzroku. Przesuwała palcem po rancie szklanki, jakby próbowała zetrzeć jakąś niewidzialną plamę.

– Wiem – odparła. – Nigdy nie umiał kłamać. Tylko że... to już nie pierwszy raz.

Zamarłem.

– To znaczy, że wcześniej...?

– Tak. Podejrzewałam, domyślałam się. Parę razy nawet próbowałam go przyłapać. Ale zawsze coś mnie powstrzymywało. Twoje urodziny, Wigilia, kolacja u teściowej. Zawsze było coś ważniejszego niż moje poczucie godności.

Spojrzała na mnie. Po raz pierwszy od dawna naprawdę – wprost, głęboko, bez maski, bez zbroi.

– Myślałam, że jak będę cicho, to może wszystko się ułoży. Że jak udam, że nie widzę, to to zniknie. Ale to nie znikło. Tylko wrosło we mnie. Jak drzazga.

Poczułem gulę w gardle.

Chcesz odejść? – zapytałem cicho.

– Nie wiem – odpowiedziała po długiej chwili. – Zbyt długo wszystko trzymałam w sobie. Teraz... teraz nawet nie wiem, kim jestem bez tej maskarady. Bez udawania przykładnej rodziny.

Nie potrafiłem jej pocieszyć. Nie było już słów, które by coś naprawiły. Byliśmy tylko my – mama i ja – po dwóch stronach tej samej prawdy.

Adam, 24 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama