„Na moim weselu w cieście z rabarbarem znaleźliśmy skarb. Mężulek miał brudny sekrecik, o którym zapomniał mi wspomnieć”
„Patrzyłam osłupiała. Zgasiła mnie, jakbyśmy rozmawiały o pogodzie, nie o czymś takim. Wróciłam na salę, ale nie potrafiłam już udawać. Zaczęłam zauważać spojrzenia. Kilka kobiet szeptało między sobą, zerkały w moją stronę. Czułam się, jakby ktoś wykradł mi scenariusz tego dnia i napisał własny”.

- Redakcja
To miał być najpiękniejszy dzień mojego życia. Przez ostatnie dwa lata skrupulatnie planowałam wszystko – od rodzaju kwiatów w bukiecie po smak masła w torcie. Michał był tym jedynym. Wiedziałam to od naszego pierwszego spotkania, od pierwszego spojrzenia, które uderzyło mnie niczym piorun. Rodzina wspierała mnie z każdej strony, a moja siostra Magda niemal wzięła urlop z życia, żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik. Goście dopisywali, słońce świeciło, muzyka grała jak z bajki. Gdy spojrzałam w lustro tuż przed wyjściem, zobaczyłam szczęśliwą kobietę – z lekkim stresem w oczach, ale bez cienia wątpliwości. A jednak… coś się wydarzyło. Coś, co sprawiło, że ten dzień, którego nie zapomnę nigdy, zapamiętam nie tylko z jednego powodu. Choć dziś, z perspektywy czasu, może powinnam się tego wszystkiego domyślić wcześniej.
Wiedziałam, o którą Kasię chodzi
Siedziałam właśnie przy stole z moimi kuzynkami, gdy podbiegła do mnie mała Zuzia, córka mojej ciotki.
– Ciocia Gabrysia! – pisnęła radośnie, trzymając coś w zaciśniętej dłoni. – Znalazłam! Przy torcie! W pysznym cieście z labalbalem!
– Co znalazłaś, skarbie? – zapytałam z uśmiechem, nachylając się do niej.
Otworzyła dłoń. Na środku leżał złoty pierścionek. Mały, delikatny, z drobnym oczkiem. Uśmiech zastygł mi na ustach.
– Ojej... – wymamrotałam, biorąc go ostrożnie do ręki. – Nie mój styl. Ani trochę.
Spojrzałam na niego uważniej. Nie pasował do niczego, co miałam na sobie, ani do żadnej biżuterii, którą nosiłam kiedykolwiek. Serce zabiło mi odrobinę szybciej.
– Zgubił ktoś pierścionek? – zawołałam w stronę gości przy deserach. – Ktoś coś zgubił?
Ludzie odwrócili się na moment, ale nikt nie zareagował. Tylko jedna osoba zesztywniała przy dźwięku moich słów – Magda. Moja siostra. Zbladła.
– To... – zaczęła cicho. – To chyba pierścionek Kasi.
– Kasi? – powtórzyłam. – Tej Kasi?
Magda tylko skinęła głową i spuściła wzrok. Nie musiała mówić więcej. Wiedziałam, o którą Kasię chodzi. Przyjaciółka Magdy. Dziewczyna, z którą Michał kiedyś... No właśnie. Coś. Wcisnęłam pierścionek do kieszeni. Z całej siły powstrzymałam się, żeby nie zacząć krzyczeć.
– Wszystko w porządku? – zapytał Michał, nagle pojawiając się obok.
– Jasne – odpowiedziałam chłodno. – Wszystko idealnie.
Wszystko we mnie pulsowało
Udawałam, że nic się nie dzieje. Śmiałam się do gości, robiłam zdjęcia z wujkami, ściskałam znajomych Michała, ale wewnątrz we mnie wszystko pulsowało. Pierścionek w kieszeni palił mnie jak rozżarzony węgiel. Pod pretekstem poprawienia makijażu pociągnęłam Magdę na bok, za kotarę prowadzącą do zaplecza sali.
– Co to miało znaczyć? – szepnęłam, a raczej warknęłam. – Co robi pierścionek Kasi na moim weselu?
Magda zacisnęła usta.
– Gabi, nie komplikuj sobie dzisiaj życia…
– Nie komplikuj?! – syknęłam. – Magda, nie mów mi, że to przypadek!
– Nie wiem – powiedziała cicho. – Nie wiem, skąd ten jej pierścionek się tu wziął. Nie wiem, serio. Po prostu... zostaw to.
– Mówisz tak, jakbyś coś wiedziała – spojrzałam jej w oczy. – Była tutaj? Kasia była dzisiaj tutaj?
Magda spojrzała gdzieś za moje ramię, potem z powrotem na mnie.
– Nie chcę się w to mieszać – rzuciła i odwróciła się na pięcie.
Patrzyłam za nią osłupiała. Zgasiła mnie, jakbyśmy rozmawiały o pogodzie, nie o potencjalnej zdradzie. Wróciłam na salę, ale nie potrafiłam już udawać. Zaczęłam zauważać spojrzenia. Kilka kobiet – dwie z jego pracy? – szeptały coś między sobą, zerkały w moją stronę. Czułam się, jakby ktoś wykradł mi scenariusz tego dnia i napisał własny. A ja nie miałam nad nim żadnej kontroli.
Pierścionek nie dawał mi spokoju
Z każdą minutą czułam się coraz bardziej, jak statystka na własnym weselu. Ten pierścionek nie dawał mi spokoju. Nie potrafiłam dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Wyszłam na środek sali, skinęłam głową do DJ-a, który właśnie coś zapowiadał. Podał mi mikrofon.
– Hej... przepraszam, że przerywam zabawę – zaczęłam. – Mam małą zagadkę do rozwiązania.
Goście spojrzeli w moją stronę z rozbawieniem, niektórzy z kieliszkami w dłoni.
– Dzieci znalazły dziś coś ciekawego między ciastami. Pierścionek. Ktoś może zgubił?
Cisza. Zbyt długa, zbyt napięta.
– Złoty. Mały, z jasnym kamieniem. Wzór dość specyficzny. Na pewno nieprzypadkowy.
Michał stał przy naszym stole. Patrzył na mnie z lekkim zmarszczeniem brwi, jakby nie wiedział, czy to żart.
– Jeśli ktoś zgubił, niech podejdzie po prostu do mnie. – dodałam.
Ale nikt się nie ruszył. I wtedy ją zobaczyłam. Kasia. Siedziała w kącie sali, ukryta za filarem. Nie wiem, jak się tu znalazła, bo ja jej na pewno nie zapraszałam. Jej spojrzenie spotkało się z moim. Przez ułamek sekundy patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Potem gwałtownie wstała, przewróciła krzesło i ruszyła do wyjścia. Serce zabiło mi mocniej. Rzuciłam mikrofon. Welon spadł mi na ramiona. I pobiegłam. Nie wiedząc, czego będzie, jak ją już dogonię.
Nie miałam już siły udawać
Dopadłam ją na tyłach sali, za kuchennym wyjściem, gdzie świeciła tylko jedna słaba latarnia. Kasia stała oparta o mur, drżąca, z papierosem w ręce, którego nie miała odwagi zapalić.
– Kasia – zaczęłam ostro. – Powiedz mi tylko jedno. Dlaczego?
Spojrzała na mnie z mieszaniną żalu i rezygnacji.
– To był przypadek, Gabrysiu... – wyszeptała. – Nie chciałam, żeby tak wyszło.
– Serio? Bo z mojego punktu wygląda to tak, jakbyś specjalnie coś zostawiła, żeby mi zepsuć dzień.
– Nie, nie tak... – Kasia odwróciła głowę. – Ja nawet nie miałam być na tym weselu. Ale wiedziałam od Magdy i... Sama nie wiem, jakoś tak wyszło.
– Jednak przyszłaś. I zostawiłaś pierścionek. Czy to jakiś symbol? Co to miało znaczyć?
Zamilkła na chwilę, a potem głos jej zadrżał:
– Michał mi go dał.
Zrobiło mi się niedobrze.
– Co? Kiedy?
– W listopadzie.
Zrobiłam krok w tył, jakby mnie ktoś uderzył.
– Spotykaliście się?
– Przed waszymi zaręczynami – dodała przez łzy. – Potem już nie. Przysięgam. To był jeden raz...
Odwróciłam się bez słowa. Wszystko we mnie krzyczało. Nie miałam już siły grać. Wróciłam na salę, zobaczyłam Michała.
– Musimy pogadać – powiedziałam chłodno.
A on tylko spojrzał na mnie i... zbladł.
Jak mogłam tego nie widzieć
Zaciągnęłam Michała na zaplecze, tam, gdzie jeszcze przed chwilą rozmawiałam z Kasią. Drzwi się zamknęły i nagle wszystko ucichło – jakby świat czekał na to, co się wydarzy.
– Powiedz mi, że to nieprawda – powiedziałam. – Że to nie ty dałeś jej ten pierścionek.
Michał nie odpowiedział od razu. Przesunął dłonią po twarzy i westchnął.
– Gabi...
– Mówiłeś kiedyś, że to był tylko raz, tak? – przerwałam mu. – Tylko raz, bez znaczenia?
Zamilkł. Wzrok wbity w podłogę. Wtedy zrozumiałam, że to prawda.
– To było, zanim ci się oświadczyłem. Przysięgam – powiedział cicho. – To z Kasią nie miało znaczenia. Byłem... zagubiony. To był impuls.
– Impuls?! – warknęłam. – Michał, ja ci ufałam. Kochałam cię. A ty... a ty poszedłeś do niej?!
– To był błąd. Największy w moim życiu. Ale nie chcę jej, chcę ciebie – próbował podejść bliżej, ale się cofnęłam.
– Nie waż się mnie dotykać – szepnęłam, niemal drżąc ze złości.
Wybiegłam z pomieszczenia, mijając zdezorientowanych gości. Minęłam stół z tortem, kwiaty, lampiony. Wpadłam do łazienki, zamknęłam się od środka i osunęłam na podłogę. Łzy płynęły same. A ja tylko szeptałam do siebie:
– Idiotka, idiotka. Jak mogłaś tego nie widzieć?
Po kilku minutach wstałam, otarłam twarz i wyszłam. Bez słowa. Bez pożegnania.
Nie wiedziałam, co dalej
Zatrzymałam się gdzieś w połowie drogi. Stacja benzynowa, cicha, oświetlona ostrym światłem, od którego bolały oczy. Zaparkowałam, wyłączyłam silnik i przez chwilę po prostu siedziałam. Ręce miałam zaciśnięte na kierownicy. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo drżę. W środku na stacji pachniało kawą i tanimi hot-dogami. Kupiłam herbatę i usiadłam na plastikowym krześle obok automatu z napojami. Ludzie wchodzili i wychodzili, nikt nie zwracał na mnie uwagi. W końcu wyciągnęłam telefon.
Dziesiątki wiadomości. Połączenia. Michał. Magda. Mama. Czytałam bez wchodzenia w szczegóły. „Wróć.” „Musimy porozmawiać”. „To nie tak, jak myślisz”. Zamknęłam oczy. Nie wiedziałam, co dalej. Nie miałam gotowego planu. Nie byłam pewna, czy ten ślub zostanie unieważniony, czy może tylko wymazany z pamięci. Ale wiedziałam jedno – dziś zobaczyłam wszystko wyraźnie. Prawdziwie. Bez upiększeń. Może Michał mnie kochał. A może po prostu nie wiedział, czego chce? Może Kasia nie miała złych intencji? Może. Ale ja już nie chciałam żyć wśród znaków zapytania. Za długo się łudziłam.
Wróciłam do auta. Zdjęłam welon, zwinęłam go w kulkę i rzuciłam na tylne siedzenie. Odpaliłam silnik. Nie miałam celu. Ale pierwszy raz od dawna – miałam jasność. Nie wrócę tam dzisiaj. Może nie wrócę wcale. I jeśli mam coś zacząć od nowa, to nie jako narzeczona, nie jako żona, nie jako ofiara. Tylko jako kobieta, która w końcu przestała się oszukiwać.
Gabriela, 36 lat
Czytaj także:
- „Siostra pokazała swoje prawdziwe oblicze. Nie miała żadnych skrupułów, żeby zaprosić mojego męża do swojego ogródka”
- „W Boże Ciało moja kochana teściowa urządziła nam piekło. Nic dziwnego, że szwagier wyszedł, trzaskając drzwiami”
- „Boże Ciało u teściowej miało być sielanką. Ale truskawkowy tort z bitą śmietaną stał się początkiem rodzinnego dramatu”