Reklama

Nie wiem, kiedy zaczęłam się gubić. Czy to było wtedy, gdy powiedziałam „tak”, choć serce zadrżało z niepokoju? A może znacznie wcześniej, gdy po raz pierwszy przemilczałam coś, co powinno zostać powiedziane głośno?

Reklama

Mam na imię Klaudia. Za dwa tygodnie wychodzę za mąż. Mój narzeczony, Patryk, to człowiek, o jakim marzy każda kobieta — czuły, odpowiedzialny, stabilny. Od roku noszę na palcu pierścionek zaręczynowy, który wybrał z takim zaangażowaniem, jakby od tego zależało nasze całe życie.

Patryk mnie kocha. Wierzę w to. I ja też go kocham. Przynajmniej tak mi się wydaje… Ale od kilku miesięcy czuję się tak, jakbym brała udział w przedstawieniu, którego nie jestem już scenarzystką. Suknia ślubna wisi w szafie — koronkowa, dopasowana, taka, jaką sobie wymarzyłam. Goście potwierdzają przybycie. Menu dopięte na ostatni guzik. A ja każdej nocy budzę się z uczuciem, że się duszę.

W pracy udaję, że wszystko jest wspaniale. Moje koleżanki zazdroszczą mi „idealnego życia”.

– Masz takie szczęście, Klaudia – mówi Maja, moja przyjaciółka, która zorganizowała mój wieczór panieński. – Takiego faceta jak Patryk to ze świecą szukać!

Tak, Patryk to dobry człowiek. Kocha mnie. Ale czasem mam wrażenie, że ja... potrzebuję czegoś innego. Że czegoś mi brakuje. Nie umiem nazwać tego uczucia. To jak niedomknięte drzwi, przez które wciąż wpada zimne powietrze. I choć staram się je zamknąć, one uparcie pozostają uchylone.

Czasem, gdy jestem sama, zadaję sobie pytanie: czy to naprawdę to?

I zamiast odpowiedzi słyszę tylko ciszę.

Tego się nie spodziewałam

– No, panna młoda! Gotowa na ostatnią noc wolności?! – wrzasnęła Maja, rzucając mi na ramiona różowy szlafrok z napisem „Bride to Be”. – Dzisiaj bawimy się tak, że jutro będziesz mieć kaca moralnego i dosłownego!

Wieczór panieński. Wszystko było przemyślane: wynajęty domek nad jeziorem, prosecco chłodzące się w lodówce, girlandy z różowych balonów i plastikowe, zawstydzające dekoracje porozstawiane w każdym kącie. Maja się postarała – jak zawsze.

Dziewczyny tańczyły, śmiały się, robiły głupie zdjęcia w brokatowych perukach. Ja się śmiałam z nimi, ale w środku czułam napięcie. Zupełnie, jakby coś miało się zaraz wydarzyć. Albo ktoś miał się zaraz pojawić.

I wtedy drzwi wejściowe trzasnęły. Ktoś wszedł bez pukania. Zamarłam.

– No, no, no... a to kogo my tu mamy? – usłyszałam znajomy, zadziorny głos.

Odwróciłam się i zobaczyłam jego.

Szymon. Przystojniejszy niż kiedykolwiek. W rozpiętej lnianej koszuli, z lekko rozwichrzonymi włosami. Śmiał się i rozglądał po pokoju, jakby właśnie wszedł na własne urodziny.

– Co ty tu robisz? – rzuciłam ostro, choć serce zabiło mi mocniej.

To niespodzianka – oznajmiła Maja z dumą. – Zawsze mówiłaś, że kiedyś był twoim największym „co by było gdyby”. No to jest. Na jedną noc!

– Majka, czyś ty oszalała? – syknęłam, podchodząc do niej.

– Daj spokój! To tylko zabawa! – szepnęła mi do ucha. – Spójrz, jak na ciebie patrzy. Przypomnij sobie, jaka byłaś, zanim stałaś się panią idealną narzeczoną. To ostatnia noc dawnej Klaudii!

Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Stał przy kuchennym blacie, robiąc sobie drinka. Nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się do mnie tym swoim cholernym, bezczelnym uśmiechem.

To był dopiero początek

– Zatańczysz? – zapytał, podchodząc bliżej. – Żebyśmy mieli chociaż jeden taniec na koncie, zanim znikniesz mi z oczu na zawsze.

– Szymon… – zaczęłam, ale nie dokończyłam.

Chwycił moją dłoń i pociągnął mnie na środek salonu, gdzie grał jakiś spokojny, elektroniczny kawałek. Tańczyliśmy, patrząc sobie w oczy.

– Nie zmieniłaś się – powiedział cicho. – Może jesteś trochę bardziej dorosła, ale nadal masz ten sam ogień w oczach. A ja nadal wiem, jak cię rozgryźć.

– Już mnie nie rozgryziesz, Szymon. Nie tym razem.

– Myślisz? – uśmiechnął się i pochylił bliżej. – A to, że wciąż patrzysz na mnie tak, jak wtedy w akademiku, to co?

Odsunęłam się gwałtownie. Serce waliło mi jak młot.

– Daj spokój. To tylko wspomnienia.

– Niektóre wspomnienia nigdy nie wygasają, Klaudia.

Stałam tam chwilę, patrząc, jak odchodzi po kolejnego drinka, i czułam, że coś we mnie pęka.

I że to dopiero początek.

Poszliśmy na całość

Impreza zaczęła się rozjeżdżać. Ktoś zasnął na tarasie, muzyka grała już tylko z jednej kolumny. Zostałam w salonie z Szymonem. Nie wiem, dlaczego. A może wiem.

– Pamiętasz, jak zgubiłaś buty po imprezie u Jacka? – zagadnął, siadając obok mnie na sofie. – Rano biegałaś w moich klapkach po całym akademiku.

– I wszyscy myśleli, że spaliśmy razem – dokończyłam z uśmiechem.

– A nie spaliśmy. Głupota, prawda? Gdybyśmy wtedy... – przerwał, patrząc na mnie z bliska.

Zamilkłam. Drinki krążyły mi w żyłach jak adrenalina. Zamiast się odsunąć, nachyliłam się bliżej. Nasze usta dzieliły już tylko centymetry.

– Szymon, ja mam narzeczonego – wyszeptałam, ale nie było w tym złości. Raczej żal.

– Wiem. Ale teraz jesteśmy tu. I jesteśmy sami. – Delikatnie dotknął mojej dłoni. – I ja wciąż pamiętam, jak pachniałaś, jak smakowałaś, nawet jeśli nigdy nie miałem okazji w pełni się o tym przekonać.

Nie powinnam była pozwolić. Ale się nie odsunęłam.

Jego usta były miękkie. Pachniał tak, jak wtedy – dymem, cytrusami, wolnością. Najpierw pocałował mnie nieśmiało, a ja... nie przerwałam. Przeciwnie – odwzajemniłam to. Z taką siłą, jakby coś we mnie czekało na ten moment od lat. Upadłam razem z nim na sofę, a reszta wydarzyła się szybko. Zbyt szybko.

Kiedy leżeliśmy obok siebie, przykryci kocem, czułam tylko panikę.

– To nie miało się wydarzyć – powiedziałam cicho, patrząc w sufit.

– A jednak się wydarzyło – odpowiedział spokojnie. – I nie żałuję.

Ja żałowałam już wtedy.

Zaczęłam go okłamywać

Drzwi do mieszkania zamknęły się cicho za mną. Zegarek wskazywał 07:14. W domu panowała cisza. Było aż za cicho. Patryk jeszcze spał. Zdjęłam buty i weszłam do sypialni jak złodziej. On poruszył się i przeciągnął.

– Klaudia... już jesteś? – zapytał sennie. – Jak było?

– Fajnie – odpowiedziałam z automatu. – Trochę za dużo prosecco.

– Chodź tu – wyciągnął rękę w moim kierunku, zaspany i czuły.

Podeszłam. Pocałował mnie w czoło. Jego bliskość parzyła. Czułam, że śmierdzę winem i kłamstwem. Uciekłam do łazienki i puściłam wodę w kranie. Patrzyłam w lustro, widząc obcą twarz. Myślałam: „Zepsułaś wszystko, idiotko. I po co?”.

Od tamtego poranka unikałam Patryka. Wmawiałam sobie, że to chwilowe, że zaraz mi przejdzie. Ale nie przechodziło. Każde jego słowo, każdy dotyk wywoływał mdłości. Kiedy mówił „kocham cię”, miałam ochotę się rozpłakać.

Zaczęłam mieć koszmary. W środku nocy budziłam się spocona, ze ściskiem w klatce piersiowej. Kilka razy zamykałam się w łazience i wymiotowałam.

– Klaudia, co się dzieje? – Patryk próbował rozmawiać. – Od kilku dni jesteś nie do zniesienia. Milczysz, uciekasz. Co się stało?

– Nic – odpowiedziałam, zbyt szybko.

– Naprawdę myślisz, że nie widzę, że coś jest nie tak?

– Po prostu jestem zmęczona – próbowałam się bronić.

Patryk spojrzał na mnie z bólem.

– Kocham cię, ale nie wiem, co się z tobą dzieje. I to mnie przeraża.

Nie odpowiedziałam. Milczenie było łatwiejsze niż kolejne kłamstwo.

Wszystko zniszczyłam

Telefon zadzwonił w środku dnia. Na ekranie: Maja. Odebrałam niechętnie.

– Klaudia, możemy pogadać?

– Teraz? Pracuję…

– To ważne – naciskała. – Naprawdę.

Zgodziłam się spotkać po pracy, w tej samej kawiarni, w której siedziałyśmy dziesiątki razy. Kiedy weszłam, Maja już czekała. Nerwowo mieszała herbatę, nie patrząc na mnie.

– Mów – powiedziałam, siadając.

Coś się wydarzyło na panieńskim. Prawda?

Zamarłam.

– Co masz na myśli?

– Klaudia, nie udawaj. Ludzie gadają. Ktoś widział cię z Szymonem. Wiesz, jaka to była impreza. Plotki rozchodzą się z prędkością światła. – Wbiła we mnie wzrok. – Co między wami zaszło?

– Nic – odparłam mechanicznie.

– Nie kłam. Jesteś rozbita. Zachowujesz się, jakby świat miał się jutro skończyć. A ja... – jej głos zadrżał – ja czuję się winna. To ja go zaprosiłam.

– I to był błąd – syknęłam. – Już dość namieszałaś, nie brnij w to dalej.

– No właśnie, już namieszałam. I nie zamierzam teraz siedzieć cicho, gdy ty chcesz zniszczyć wszystko przez jedną noc.

Już wszystko zniszczyłam – powiedziałam i zasłoniłam twarz dłońmi.

Zapanowała cisza. Po chwili Maja nachyliła się i szepnęła:

– Klaudia… powiedz Patrykowi prawdę. Lepiej, żeby usłyszał to od ciebie niż od przypadkowego gościa z imprezy.

Podniosłam głowę i spojrzałam na nią z rozpaczą.

– Nie mogę. Nie dam rady. To mnie zabije.

– On zasługuje na prawdę.

Zamknęłam oczy. Wiedziałam jedno – wszystko, co miało być piękne, zaczynało się walić.

Koniec z udawaniem

Wieczorem Patryk siedział na kanapie z laptopem, przeglądając coś w skupieniu. Weszłam do salonu i od razu wyczułam napięcie. Nie wiem czemu — może jego twarz była zbyt spokojna, za spokojna.

– Klaudia – powiedział beznamiętnie. – Chcesz mi o czymś powiedzieć?

Zamarłam.

– O co chodzi?

– Ty mi powiedz. – Zamknął laptopa. – Kto to jest Szymon?

– Skąd…

– Z twoich wiadomości. Nie wylogowałaś się z komputera. Wysłał ci wiadomość: „Żałujesz tej nocy?”. Nie musiałem czytać więcej.

Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Powietrze zgęstniało jak przed burzą. Serce mi waliło.

– Patryk... to... to nie tak.

– To jak? – jego głos był drżący, ale cichy. – Pocałowaliście się? Spaliście ze sobą? Jak długo mam zgadywać?

Zamilkłam.

– Klaudia?! – krzyknął nagle. – Odpowiedz mi!

– Tak – wyszeptałam. – Przepraszam.

Zerwał się na równe nogi. Twarz miał czerwoną, oczy zaszklone.

– Przepraszam?! Ty mi mówisz przepraszam?! Na dwa tygodnie przed ślubem?! Ty… ty mi to robisz?!

– To był błąd… chwila… – zaczęłam bełkotać, ale już nie słuchał.

– Dlaczego?! – wrzasnął. – Czego ci brakowało, Klaudia?! Czemu nie powiedziałaś, że mnie nie kochasz?!

– Bo się bałam! – wybuchłam. – Bo chciałam, żeby to wszystko miało sens! Ale nie umiem już udawać!

Patryk spojrzał na mnie z pogardą.

– Nie martw się. Już nie musisz udawać. Ślubu nie będzie.

Wyszedł. A ja osunęłam się na podłogę, wreszcie płacząc.

Ślubu nie będzie

Zostałam sama. Suknia ślubna dalej wisiała w szafie — niemal złośliwie biała, nieskazitelna, jakby nigdy nie miała zostać ubrudzona kłamstwem. Patrzyłam na nią z odrazą.

Patryk zniknął z mojego życia w jeden wieczór. Żadnych wiadomości, żadnych prób rozmowy. Maja przestała się odzywać. A ja nie miałam siły nikogo zatrzymać. Bo na to nie zasługiwałam.

Nie próbuję się usprawiedliwiać. Popełniłam błąd. Jeden, ale taki, który zniszczył wszystko.

I może właśnie tego potrzebowałam, by zrozumieć, że nie kochałam Patryka naprawdę. Ale sposób, w jaki go zraniłam, był brutalny. Niewybaczalny.

Nie wiem, czy kiedyś sobie to wybaczę. Ale wiem, że ślubu nie będzie. I wiem, że to dobrze, że go nie będzie.

Klaudia, 31 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama