Reklama

Każdego roku pielgrzymka stawała się dla mnie nie tylko wyzwaniem fizycznym, ale i duchowym. Tegoroczna miała szczególne znaczenie. Po burzliwym zakończeniu związku szukałam sensu i kierunku w życiu. Czułam się zagubiona, samotna, a przede wszystkim niezrozumiana. To były dni pełne refleksji, które spędzałam na modlitwie i rozmowach z Bogiem. Na jednym z postojów dostrzegłam księdza Andrzeja, nowego duchownego w naszej parafii. Postanowiłam podejść i przywitać się. Wydawał się serdeczny i otwarty na rozmowę, co zachęciło mnie do podzielenia się swoimi myślami. Ku mojemu zaskoczeniu, nasz dialog nabrał głębszego, bardziej osobistego tonu. Wspólnie odkrywaliśmy nasze wątpliwości i zmagania z samotnością.

Reklama

Coś mnie do niego ciągnęło

Podczas pielgrzymki coraz częściej szukałam obecności księdza Andrzeja. Nasze rozmowy stawały się dla mnie momentami wytchnienia. Pewnego dnia, gdy maszerowaliśmy obok siebie, zdobyłam się na odwagę, by podzielić się z nim swoimi najgłębszymi uczuciami.

– Czasami czuję, że nikt mnie nie rozumie – wyznałam, wpatrując się w ziemię przed sobą. – Jakbym była w tłumie, a mimo to zupełnie sama.

Ksiądz Andrzej milczał przez chwilę, jakby ważył słowa.

– Wiesz, Marto – zaczął w końcu. – Często i ja zmagam się z podobnym uczuciem. Myślałem, że moje powołanie przyniesie mi poczucie spełnienia, ale czasami pojawia się zwątpienie.

Spojrzałam na niego, zaskoczona jego szczerością. To, co powiedział, odbiło się we mnie echem. Jakie to dziwne, że w naszych dialogach zaczynałam odkrywać nieznane dotąd emocje. Zaczynaliśmy patrzeć na siebie inaczej, z większym zrozumieniem i współczuciem.

Nie mogłam przestać o nim myśleć

Po powrocie z pielgrzymki, chociaż nasze drogi formalnie się rozeszły, myśl o księdzu Andrzeju nie dawała mi spokoju. Pewnego dnia, podczas spaceru po parku, niespodziewanie go spotkałam. Odbywał się tam lokalny festyn, a atmosfera była pełna śmiechu i radości.

– Proszę księdza! – zawołałam, zbliżając się do niego z uśmiechem. – Co za niespodzianka!

– Marto! – Odpowiedział równie radośnie. – Wygląda na to, że los znowu nas połączył.

Chwilę rozmawialiśmy o błahostkach, ale szybko zeszliśmy na bardziej osobiste tematy.

– Czy kiedykolwiek miał ksiądz wątpliwości co do celibatu? – zapytałam nieoczekiwanie, zaskakując nie tylko jego, ale i siebie.

Ksiądz zastygł na moment, jakby rozważał odpowiedź.

– Cóż, życie w celibacie... to nie zawsze jest proste – powiedział wymijająco, a ja wyczułam, że w jego głosie jest coś więcej niż chęć zachowania tajemnicy.

Nasze emocje były napięte, a rozmowa pełna niedopowiedzeń. Czułam, że między nami zaczyna się coś zmieniać.

Zaczęło między nami iskrzyć

Spotkania Andrzejem stawały się częstsze, a każda rozmowa zdawała się wciągać nas głębiej w świat emocji, których ani ja, ani on się nie spodziewaliśmy. Pewnego dnia, kiedy siedzieliśmy na ławce w parku, cisza między nami zaczęła przytłaczać.

– Czuję, że unikasz odpowiedzi na moje pytania – powiedziałam w końcu, przełamując milczenie. – Czego się boisz?

Spuścił wzrok, jakby walczył z wewnętrznym konfliktem.

– Nasza znajomość zaczyna mnie przerastać – wyznał cicho. – Nie wiem, czy powinienem... czy możemy...

Serce zabiło mi szybciej. Wiedziałam, że to moment, kiedy muszę dowiedzieć się prawdy o jego uczuciach. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, nagle podszedł do nas znajomy Andrzeja.

– Andrzej, co za niespodzianka! – zawołał, przerywając naszą rozmowę.

Spojrzałam na księdza, czując, że ten moment szczerości został nieodwracalnie utracony.

Nie byłam mu obojętna

Mimo że ks. Andrzej starał się zdystansować ode mnie, jego obecność w moim życiu stała się niemal uzależniająca. Często łapałam się na tym, że czekałam na nasze kolejne spotkania z niecierpliwością. Pewnej nocy, kiedy nie mogłam zasnąć, moje myśli krążyły wokół naszych rozmów i emocji, które w nas budziły. Nieoczekiwanie, podczas jednego z wieczornych spotkań w pustym kościele, zdecydował się poruszyć temat, który oboje unikaliśmy.

– Musimy porozmawiać – zaczął z trudem, a w jego oczach dostrzegłam wewnętrzną walkę.

– Co do mnie czujesz? – zapytałam prosto, choć mój głos drżał.

Andrzej odetchnął głęboko, jakby przygotowywał się do najtrudniejszej spowiedzi w życiu.

– Zaczynam czuć do ciebie coś, co... co nie powinno się zdarzyć – wyznał, a jego słowa zawisły w powietrzu między nami.

Nasza rozmowa była pełna napięcia i wzajemnych wyrzutów sumienia. Czułam, jak nasze uczucia mieszają się z poczuciem winy, ale jednocześnie było to uczucie szczerości, które oboje potrzebowaliśmy.

Co będzie dalej z naszą miłością?

Spotkaliśmy się jeszcze raz, aby ustalić, co dalej z naszą relacją. W sercu czułam narastające napięcie i obawę przed tym, co usłyszę. Andrzej wyglądał na równie przytłoczonego.

Muszę podjąć decyzję o swojej przyszłości – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Nasze uczucia są prawdziwe, ale muszę zastanowić się nad swoimi obowiązkami jako ksiądz.

Łzy napłynęły mi do oczu. Byłam rozdarta między pragnieniem miłości a zrozumieniem dla jego zobowiązań.

– Rozumiem, że to dla ciebie trudne – odparłam, starając się opanować emocje. – Ale co mamy teraz zrobić? Jak mamy się z tym zmierzyć?

Zamknął oczy, jakby szukał odpowiedzi w sobie.

– Proszę cię o czas na przemyślenia – powiedział cicho. – Potrzebuję go, by zrozumieć, co jest dla mnie najważniejsze.

Nasza rozmowa była emocjonalna i pełna łez. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę z konsekwencji naszych działań, ale również wiedzieliśmy, że musimy to przemyśleć osobno.

Zdecydował za nas oboje

Staliśmy przed wyborem, który mógł zmienić całe nasze życie. Każde z nas miało swoją drogę, swoje marzenia i obowiązki. Jednak uczucia, które się między nami zrodziły, były prawdziwe i nie można było ich zignorować. Przez kilka kolejnych dni unikałam kościoła i miejsc, gdzie mogłabym spotkać Andrzeja. Potrzebowałam dystansu, by zrozumieć, czego naprawdę chcę. W głowie przeważał chaos, a serce było wypełnione mieszanką żalu i nadziei.

– Muszę powiedzieć ci coś ważnego – powiedział ks. Andrzej, kiedy spotkaliśmy się po raz ostatni. – Zdecydowałem, że na razie musimy się rozstać. Potrzebujemy czasu na przemyślenia.

Spojrzałam na niego z bólem, ale także zrozumieniem. Nasze uczucia były prawdziwe, ale wiedzieliśmy, że czasem miłość wymaga poświęceń.

– Rozumiem – odpowiedziałam, a głos mi drżał. – Może kiedyś nasze drogi znowu się skrzyżują.

Pożegnaliśmy się bez słów, a w moim sercu czułam zarówno ulgę, jak i głęboki smutek. Wiedziałam, że podjęliśmy trudną, ale potrzebną decyzję. Oboje musieliśmy zastanowić się nad tym, co jest dla nas najważniejsze i gdzie prowadzi nas głos sumienia.

Reklama

Marta, 27 lat

Reklama
Reklama
Reklama