Reklama

Od dawna obiecywałam sobie, że w końcu zrobię porządek na strychu. Dom, w którym teraz mieszkam, należał kiedyś do babci i choć od śmierci babci minęło już kilka lat, strych nadal był pełen jej rzeczy. Nikt się tam nie zapuszczał – za dużo kurzu, za dużo wspomnień, za dużo ciszy, która bolała. Tamtego dnia ruszyłam na górę z miotłą i kartonami. Nie spodziewałam się żadnych rewelacji. Raczej worków z wełną, starych zasłon, pożółkłych książek. Jednak w jednym z pudeł, między figurkami aniołków, które babcia kiedyś kolekcjonowała, znalazłam małą, porcelanową figurkę, przedstawiającą dwie dziewczynki trzymające się za ręce. Pamiętałam ją doskonale – stała kiedyś na regale w jej salonie. Jako dziecko uwielbiałam się nią bawić, mimo że babcia zawsze mówiła, żebym nie dotykała. Wtedy nie rozumiałam dlaczego. Dziś wiem, że miała swoje powody.

Musiałam pozna prawdę

– Co to jest…? – szepnęłam, wpatrując się w stare, nieco wyblakłe zdjęcie ukryte we wnętrzu figurki.

Dwie młode dziewczyny. Uśmiechnięte, ubrane w sukienki z lat czterdziestych albo pięćdziesiątych, stojące obok siebie na jakimś polu, chyba pod drzewem. Jedna z nich od razu wydała mi się znajoma. Owal twarzy, łagodny uśmiech… Babcia? Ale ta druga? Nie miałam pojęcia, kim była. Nigdy wcześniej nie widziałam tego zdjęcia. Usiadłam na starym kufrze i zaczęłam się wpatrywać w odbitkę.

Czemu to ukryłaś, babciu? – zapytałam cicho, wiedząc, że nie uzyskam odpowiedzi.

Na odwrocie zdjęcia drobnym, trochę nierównym pismem widniał napis: „My – zawsze razem. Lato ’59”. I nic więcej. Żadnych imion. Zeszłam na dół, trzymając zdjęcie w dłoni. Mama siedziała przy stole z herbatą.

– Mamo, znalazłam coś na strychu – powiedziałam, podając jej zdjęcie.

Zmarszczyła brwi, wzięła odbitkę i przez chwilę nic nie mówiła.

– To twoja babcia… – powiedziała cicho. – Ale tej drugiej dziewczyny nie kojarzę.

– Nigdy jej nie wspominała?

– Nie… Wiesz, mama nie była zbyt wylewna. Zwłaszcza jeśli chodziło o przeszłość.

Usiadłam obok niej, a między nami zapadła cisza. Jedna z tych, które więcej mówią, niż jakiekolwiek słowa. Wiedziałam już, że muszę dowiedzieć się, kim była ta dziewczyna. I dlaczego przez lata ich wspólne zdjęcie było ukryte w środku figurki.

Byłam zdziwiona

– A może to jakaś koleżanka z młodości? – zasugerowałam, patrząc na mamę.

– Możliwe. Ale wiesz, ja pamiętam tylko kilka imion z opowieści mamy. Najczęściej mówiła o siostrze, a z koleżankami… raczej nie utrzymywała kontaktu. Albo po prostu nie opowiadała – odpowiedziała, odkładając zdjęcie na stół. – W każdym razie tej dziewczyny nie kojarzę.

Może ktoś inny by ją rozpoznał? – zapytałam. – Ciocia Wanda? Albo pani Teresa?

Mama uniosła brwi.

– Rzeczywiście, z panią Teresą znały się jeszcze z dzieciństwa. Spróbuj, może coś pamięta.

Tego samego popołudnia przeszłam się pod jej dom. Pani Teresa otworzyła mi drzwi w wełnianym szalu, mimo że w domu było ciepło.

– Jak miło cię widzieć. Co cię sprowadza?

– Dzień dobry... Mam pytanie… Znalazłam na strychu zdjęcie. Jest na nim moja babcia z jakąś dziewczyną. Może pani ją pozna?

Wyjęłam zdjęcie z kieszeni i podałam jej. Przez chwilę patrzyła w milczeniu. W jej oczach pojawił się cień wzruszenia.

– No proszę… Toż to Stasia. Stanisława K. Były z twoją babką nierozłączne. Zawsze razem. Szkoła, koło śpiewacze, pomoc w bibliotece. Gdzie jedna, tam druga.

– A co się z nią stało?

Pani Teresa westchnęła.

– Zniknęła nagle, tuż po wakacjach. I to było… jakoś zaraz po tym, jak zrobiły sobie to zdjęcie. Ludzie gadali różne rzeczy, ale tak naprawdę nikt nie wiedział, co się stało.

Spojrzałam na panią Teresę zdziwiona.

Nie spodziewałam się tego

Następnego dnia po wizycie u pani Teresy odwiedziłam ciocię Wandę – młodszą siostrę mojej babci. Zawsze była bardziej rozmowna i – w odróżnieniu od babci – lubiła grzebać w przeszłości.

– Ciociu, znalazłam takie zdjęcie – powiedziałam, siadając przy kuchennym stole. – To babcia i jakaś dziewczyna. Nazywała się Stanisława. Kojarzysz?

Wanda uniosła brwi, zanim jeszcze spojrzała na fotografię.

– Stasia...? No, no, nie słyszałam tego imienia od lat. Pokaż.

Podałam jej odbitkę. Przez chwilę patrzyła w ciszy.

– Rety... Naprawdę one. Twoja babcia i Stasia. Przecież one były nierozłączne. Razem się uczyły, śpiewały w chórze, robiły dekoracje do przedstawień w szkole. To była przyjaźń jak z książek.

– A co się stało, że Stasia zniknęła?

Wanda westchnęła.

– Nikt dokładnie nie wiedział. Mówiono, że rodzice Stasi wyjechali do krewnych w Toruniu i zabrali ją ze sobą. Twoja babcia nigdy nie powiedziała, że to koniec ich przyjaźni. Pamiętam, jak przez kilka dni nie wychodziła z pokoju. Siedziała przy oknie, milczała. I tylko raz, kiedy się odważyłam zapytać, powiedziała: „Nie zniknęła. Po prostu musiała zniknąć”.

– Czyli co? Nie wyjechała tak po prostu?

– Myślę, że nie. Jednak Maria nigdy więcej nie chciała o niej rozmawiać. Raz tylko powiedziała, że niektóre sprawy lepiej zostawić w spokoju.

Spojrzałam na zdjęcie. Czy to możliwe, że babcia znała prawdę, ale postanowiła ją zachować tylko dla siebie?

Wstrzymałam oddech

Jeszcze tego samego dnia napisałam post na lokalnej grupie historycznej w mediach społecznościowych. Dołączyłam zdjęcie i krótki opis:

„Czy ktoś z was pamięta Stanisławę Kowal.? Przyjaciółkę mojej babci Marii. Mam ich wspólne zdjęcie z lata 1954. Będę wdzięczna za każdą informację”.

Nie minęło nawet pół godziny, gdy dostałam odpowiedź. „Mój tata mówił o niej. Mieszkała kiedyś na ulicy Lipowej. Wyprowadziła się z rodziną w 1959 roku. Chyba do Wrocławia”, napisała jakaś pani Ela. Zaraz potem pojawił się kolejny komentarz: „Stanisława K.? Chyba była pielęgniarką. Pracowała w szpitalu dziecięcym we Wrocławiu”. Zaczęłam pisać wiadomości prywatne. Jedna z użytkowniczek przysłała mi zdjęcie tablicy z nazwiskiem „Stanisława K., pielęgniarka oddziałowa”. Wstrzymałam oddech.

– Mamo, babcia nigdy ci nie mówiła, że Stasia została pielęgniarką? – zapytałam przez telefon.

– Nie. Ale wiesz, mama trzymała wiele rzeczy dla siebie. Może nie chciała o tym mówić.

– A może... może była z nią w kontakcie?

Mama zamilkła.

– Wiesz co? Teraz, jak o tym mówisz... pamiętam, że czasem pisała listy i mówiła, że to „do starej znajomej”. Jednak nigdy nie podawała imienia.

Wiedziałam już, co muszę zrobić. Postanowiłam pojechać do Wrocławia. Coś mi mówiło, że to nie był koniec tej historii, tylko jej ostatni, cichy rozdział – ten, o którym nikt już nie mówił, ale który ktoś powinien zapisać.

Serce mocno zabiło

Do Wrocławia pojechałam w sobotę. Szpital, w którym pracowała Stanisława, nadal istniał, choć mieścił się już zupełnie w innej części miasta. W portierni zapytałam o możliwość rozmowy z kimś, kto pamiętałby pielęgniarkę Stanisławę K. Starsza pani z dyżurki uniosła wzrok znad krzyżówki.

– Oczywiście, że pamiętam. Twarda kobieta, ale dzieci ją uwielbiały. Zawsze robiła herbatę z lipy. Coś się stało?

– Nie, ja tylko... szukam informacji. Była przyjaciółką mojej babci.

– Ooo, to chyba wiem, o co chodzi. Miała taką koleżankę z młodości, do której pisała.

Skinęłam głową. Serce mocno zabiło.

– Do samego końca się kontaktowały. Kartki na święta, czasem listy. Zawsze mówiła, że to jej jedyna prawdziwa przyjaźń. Taka, której nie trzeba tłumaczyć. Kiedyś powiedziała, że gdyby nie tamte czasy i tamci ludzie, może życie potoczyłoby się inaczej. Ale nigdy nie mówiła z żalem. Raczej z czułością.

Po powrocie do domu zdjęcie trafiło na półkę. Już nie jako tajemnica, ale jako opowieść – o bliskości, która przetrwała mimo dystansu i czasu. I o babci, która nie lubiła mówić o przeszłości, ale nigdy jej nie porzuciła. Może dlatego zamknęła to zdjęcie w figurce. Nie, żeby o nim zapomnieć, ale żeby zachować coś tylko dla siebie. Ciche wspomnienie. I drugą połowę swojej młodości.

Adrianna, 42 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama