„Na wieczorze kawalerskim puściły mi hamulce. Słono musiałem zapłacić za te rozkosze, bo trafił mi się mściwy egzemplarz”
„Przyjaciele zorganizowali mi wieczór kawalerski – klasyka: głośna muzyka i zabawa do rana. Nie planowałem szaleństw, przecież zaraz miałem zostać mężem, a jednak... Uległem chwili, naciskom, atmosferze. Ta noc stała się moim największym błędem, który zmienił wszystko. Nadal pamiętam smak wstydu, kiedy rano patrzyłem w lustro”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy nasze życie zaczęło przypominać harmonogram weselnych przygotowań zamiast zwyczajnej codzienności dwojga zakochanych. Agnieszka i ja byliśmy razem od pięciu lat, zaręczyliśmy się dwa lata temu, a od kilku miesięcy temat ślubu zdominował każdą rozmowę. Kwiaty, menu, lista gości – to wszystko miało znaczenie, ale gdzieś po drodze zatraciliśmy siebie. Oboje byliśmy zmęczeni, przytłoczeni i coraz bardziej obcy. Mimo to kochałem Agnieszkę i wierzyłem, że przetrwamy.
Przyjaciele zorganizowali mi wieczór kawalerski – klasyka: głośna muzyka i zabawa do rana. Nie planowałem szaleństw, przecież zaraz miałem zostać mężem, a jednak... Uległem chwili, naciskom, atmosferze. Ta noc stała się moim największym błędem, który zmienił wszystko. Nadal pamiętam smak wstydu, kiedy rano patrzyłem w lustro.
Czułem obrzydzenie i wstyd
Wieczór kawalerski zaczął się niewinnie – kilka drinków w barze, potem głośna muzyka w klubie, znajomi żartowali, a ja próbowałem nie wypaść z roli. Piotr, mój przyjaciel od lat, co chwilę wbijał mi łokieć w żebra, śmiejąc się głośno.
– No weź, Piotrek, raz się żyje! To ostatni wieczór wolności, trzeba to uczcić! – krzyknął, podając mi kolejnego drinka.
– Nie przesadzaj, mam zaraz ślub... – próbowałem się wykręcić, ale głośna muzyka i atmosfera robiły swoje.
Pojawiła się ona – Monika. Uśmiechnięta, w czerwonej sukience, z kieliszkiem w dłoni. Zaczęliśmy tańczyć, a potem rozmawiać. Alkohol szumiał mi w głowie, a jej dotyk na ramieniu przyprawiał o dreszcze.
– Wyglądasz, jakbyś potrzebował oddechu od tej całej presji – szepnęła mi do ucha.
– Może trochę... – odpowiedziałem, czując, jak serce bije mi szybciej.
Wyszliśmy na taras, śmialiśmy się, flirtowaliśmy. Zanim się zorientowałem, byliśmy w pokoju hotelowym. Rano obudziłem się z ciężką głową, a obok leżała ona. Obrzydzenie i wstyd spłynęły na mnie jak lodowata woda. Wyszedłem po cichu, powtarzając w myślach: „To był błąd. Tylko jeden raz. Koniec z tym”.
Czasem błędy mają swoją słoną cenę
Wracając do pracy po tym feralnym weekendzie, czułem się jak cień samego siebie. Wbiłem wzrok w monitor, próbując zająć się raportami i zadaniami, które nagle wydawały się takie błahe w porównaniu do tego, co siedziało mi w głowie. Aż do momentu, kiedy szef nagle wezwał nas na spotkanie. Drzwi sali konferencyjnej otworzyły się, a do środka weszła... ona. Zamarłem. Monika. Kobieta z hotelu. Nie wiedziałem, czy uciekać, czy zapaść się pod ziemię.
– Dzień dobry. Monika Zielińska, nowa dyrektorka działu – powiedziała z uśmiechem, który teraz wydawał mi się drapieżny. – Liczę na owocną współpracę.
Patrzyła na mnie z takim błyskiem w oku, jakby wiedziała, że właśnie rozwaliła mi świat. Podszedłem do niej po spotkaniu, drżąc.
– Co ty tu robisz? – zapytałem szeptem.
– Pracuję tu. Tak wyszło. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Miło cię znowu widzieć, Piotrze.
– To był błąd. Zapomnij o tym, proszę. – Próbowałem brzmieć stanowczo, ale mój głos mnie zdradził.
– Och, nie sądzę, żeby to było takie proste. Czasem błędy mają swoją cenę. – Spojrzała mi prosto w oczy, a ja poczułem, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
Czułem, jak wszystko zaczyna się jeszcze bardziej komplikować.
Szefowa urządziła mi koszmar na jawie
Od tamtego dnia w pracy nic już nie było takie samo. Monika stała się moim koszmarem na jawie. Wzywała mnie do swojego gabinetu z byle powodu, rzucając mi spojrzenia, od których krew zastygała w żyłach.
Pewnego dnia, kiedy wszedłem do jej biura, uśmiechnęła się tak, jakby to ona była kotem, a ja myszą.
– Siadaj, Piotrze – powiedziała miękko, a ja usiadłem sztywno jak na przesłuchaniu.
– Co... co jest? – zapytałem nerwowo, widząc dokumenty na jej biurku.
– Nic takiego – westchnęła przeciągle. – Po prostu zastanawiam się... czy w tej firmie potrzebujemy ludzi, którzy nie potrafią się skupić na pracy. – Wzięła do ręki długopis i zaczęła nim postukiwać w blat. – Znasz się na lojalności, Piotrze? Wiesz, co to znaczy być lojalnym?
– Monika, proszę, zostawmy to. Tamta noc... to był błąd.
– Błąd? – prychnęła, pochylając się do mnie. – Mylisz pojęcia. To była twoja decyzja, mój drogi. A teraz... cóż, powiedzmy, że możesz mi się przydać.
– Nie chcę tego...
– Chcieć to ty możesz wiele rzeczy. Ale pamiętaj – szepnęła z uśmiechem – ja mogę sprawić, że stracisz wszystko.
Wyszedłem stamtąd z przerażeniem ściskającym mnie za gardło.
Monika specjalnie się ze mną drażniła
Nie spałem całą noc. Leżałem, patrząc w sufit, a w głowie zapętliły mi się jej słowa: „Mogę sprawić, że stracisz wszystko”. Jej głos brzmiał mi w uszach jak złośliwy szept. W pracy było jeszcze gorzej. Monika nie odpuszczała – podchodziła zbyt blisko, rzucała dwuznaczne uwagi, a czasem mówiła to na głos, przy innych.
– Popraw mi ten raport, bo widzę, że się nie przykładasz. Może za dużo myślisz o... innych sprawach? – powiedziała pewnego dnia, patrząc na mnie z uśmiechem, który zmroził mi krew w żyłach.
Próbowałem jej unikać, ale ona była wszędzie.
– Zastanawiam się, czy twoja narzeczona wie, jaki jesteś naprawdę – rzuciła nagle w kuchni, gdy stałem z kubkiem kawy.
– Monika, przestań, do cholery! – wybuchłem.
– Och, spokojnie, kochanie – odpowiedziała słodko, przeciągając ostatnie słowo z wyraźną złośliwością. – Nie lubię, jak ktoś podnosi na mnie głos. Nie zapominaj, kto tu ma władzę.
Wyszedłem, drżąc. Wiedziałem, że muszę coś zrobić. Przysiągłem sobie, że nie dam jej więcej powodów do dręczenia mnie. Następnego dnia, z duszą na ramieniu, złożyłem wypowiedzenie na biurko szefa. Kiedy Monika dowiedziała się o mojej decyzji, wbiegła do mojego biura, wściekła jak osa.
– Myślisz, że tak po prostu możesz się stąd wymknąć?! – syknęła. – Nie uciekniesz przede mną. Pamiętaj o tym.
Ale ja już wiedziałem – muszę czmychnąć, zanim zniszczy mnie do końca.
Narastał we mnie strach
Wróciłem do domu, czując się jak wrak człowieka. Agnieszka czekała w salonie, siedziała z książką, ale od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
– Piotrek, co się stało? – zapytała z troską, podchodząc bliżej.
Usiadłem ciężko na kanapie, przetarłem twarz rękami i westchnąłem.
– Złożyłem wypowiedzenie.
– Co? – wytrzeszczyła oczy. – Dlaczego? Przecież wszystko było w porządku?
– Wcale nie było. Toksyczna atmosfera, szantaże... – rzuciłem, omijając temat zdrady, bo nie miałem siły przyznać się do tego, co zrobiłem.
Wtedy zadzwonił telefon. Spojrzałem na ekran – Monika. Nie odebrałem. Agnieszka wyczuła napięcie.
– Kto to?
– Nikt ważny – skłamałem, a serce waliło mi jak oszalałe.
Telefon znów zadzwonił, a potem przyszła wiadomość: „Uciekasz? Myślisz, że to koniec? Piotrze, słodki Piotrze... ja potrafię być naprawdę uparta. Twoje życie właśnie zaczyna się walić”.
Agnieszka spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
– Piotrek, co się dzieje? – dopytywała, zaniepokojona.
– Naprawdę... nic – powiedziałem cicho, patrząc w podłogę, czując, jak topię się w kłamstwie.
Gdy Agnieszka przytuliła mnie, czułem jej ciepło, ale zamiast ulgi, czułem tylko narastający strach. Monika nie miała zamiaru odpuścić.
Nie da się uciec przed własnym sumieniem
Minęły tygodnie, a ja wciąż czułem się jak aktor grający rolę we własnym życiu. Uśmiechałem się do Agnieszki, mówiłem, że wszystko jest w porządku, że potrzebowałem zmiany i dlatego odszedłem z pracy. A ona... patrzyła na mnie z tym swoim spokojem, z tą czułością, która powinna była dawać mi ukojenie, a zamiast tego budziła wyrzuty sumienia. Wiedziałem, że ją oszukuję. Wiedziałem, że jestem tchórzem, bo nie potrafię powiedzieć jej prawdy.
Monika? Przestała się odzywać. Zniknęła z mojego życia tak nagle, jak się w nim pojawiła, ale jej słowa nadal mnie prześladowały. „Nie uciekniesz przede mną”. Były jak cień, który kładł się na każdej mojej myśli. W nocy budziłem się zlany potem, z obrazem tamtej nocy przed oczami. Jej śmiech, jej dotyk, moje kłamstwo.
Patrzyłem na Agnieszkę, jak układa nasze wspólne plany, jak rozmawia z rodzicami o weselu, i czułem, jak moje serce się kurczy. Bo wiedziałem, że ta przyszłość, o której rozmawialiśmy, może być zbudowana na moim kłamstwie. I że jeśli prawda wyjdzie na jaw – a przecież zawsze wychodzi – wszystko się rozpadnie.
Wiedziałem jedno: nie da się uciec przed własnym sumieniem. Można uciec z pracy, można zrezygnować z kariery, można odciąć się od przeszłości, ale od siebie – nigdy.
Piotrek, 35 lat
Czytaj także:
- „Dodałam te 2 nietypowe składniki do pierogów i zamknęłam synowej buzie. Już nigdy nie powie, że jestem złą gospodynią”
- „Synowa gotowała korzonki, a moją kuchnią gardziła, że tłuszcz i paniera. Koszmar nie żona i matka”
- „Mój mąż źle mnie traktował, ale teściowa tym 1 zdaniem ukoiła mój niewyobrażalny żal. Trafiła mi się złota kobieta”