„Nęciły mnie kwiatowe perfumy synowej. Była słodka jak serniczek, aż zapomniałem, że to zakazany owoc”
„Miała na sobie luźny dres, włosy spięte byle jak gumką, ale i tak wyglądała jak dziewczyna z plakatu. Młoda, naturalna, w tym wszystkim tak... swobodna. Przeszła obok mnie, lekko muskając ramieniem. Pachniała czymś kwiatowym. Zatrzymałem się, ten zapach mnie oszołomił”.

- Redakcja
Od kiedy mój syn wprowadził się do nas ze swoją żoną, nie potrafię zaznać spokoju. Codziennie obserwuję ją ukradkiem, choć staram się nie patrzeć. Przekonuję samego siebie, że to tylko zauroczenie, chwila słabości. Ale potem przychodzą noce. I znów widzę ją w snach. Bez wstydu, bezzahamowań. Budzę się zlany potem i z poczuciem winy, którego nie umiem z siebie zrzucić. Przecież to żona mojego syna. Czy jestem potworem? Czy człowiekiem, który właśnie powoli traci panowanie nad sobą?
Nie mogłem się oprzeć
– Tato, czy moglibyśmy się do was na chwilę wprowadzić? To nie potrwa długo. Remont przeciągnie się jeszcze z miesiąc – powiedział mój syn, wchodząc do kuchni jak do siebie.
Zgodziłem się bez wahania. Zawsze byłem gotów im pomóc. Poza tym... cieszyłem się, że znów ich zobaczę. Wnosiłem ich walizki na górę, kiedy na schodach minęła mnie ona – Kasia. Moja synowa. Miała na sobie luźny dres, włosy spięte byle jak gumką, ale i tak wyglądała jak dziewczyna z plakatu. Młoda, naturalna, w tym wszystkim tak... swobodna. Przeszła obok mnie, lekko muskając ramieniem. Pachniała czymś kwiatowym. Zatrzymałem się, ten zapach mnie oszołomił.
– Dziękujemy za gościnę, tato – uśmiechnęła się. – Mam nadzieję, że nie będziemy z Piotrem sprawiać kłopotu.
– Co ty, skarbie, przecież to też twój dom – odpowiedziałem, zbyt szybko. I zbyt miękko. Złapałem się na tym, że patrzyłem na jej usta, a nie na oczy.
Zamieszkali w pokoju nad moim. Słyszałem, jak wieczorami się śmieją, jak rozmawiają. Ale to, co mnie najbardziej niepokoiło, to... dźwięki, które przychodziły czasem późną nocą. Kasia miała głos, który hipnotyzował. Cichy, drżący, czasem przytłumiony. Leżałem w łóżku bez ruchu, nasłuchując, a potem nie mogłem zasnąć do rana. Nie powinienem. Przecież to żona mojego syna. Ale czułem, że coś we mnie się budzi. Coś, co przez lata spało. I nie zamierzało znowu zasnąć.
Nie potrafiłem przestać
Nie wiedziałem, kiedy to się zaczęło naprawdę. Może wtedy, gdy zauważyłem, że czekam na jej kroki na schodach. Próbowałem odwracać uwagę — książkami, telewizorem, nawet pracą w ogrodzie. Nic nie pomagało. Kasia była wszędzie. W zapachu świeżo parzonej kawy, którą robiła rano. W dźwięku suszarki w łazience, kiedy śpiewała pod nosem. W jej śmiechu, który rozbrzmiewał w całym domu i sprawiał, że serce biło mi szybciej.
– Tato, wszystko w porządku? – spytał mnie Piotr pewnego popołudnia. – Jesteś jakiś nieobecny ostatnio.
– Po prostu źle sypiam – odparłem, unikając jego spojrzenia.
Kłamałem coraz częściej, byle tylko ukryć, jak bardzo się gubię. W nocy chodziłem po domu. Czasem stawałem pod drzwiami ich pokoju i słuchałem. Nie dlatego, że chciałem… raczej nie potrafiłem przestać. Z każdym dniem czułem się coraz bardziej obcy samemu sobie.
Pewnego ranka zastałem Kasię w kuchni. Stała przy oknie w samej koszuli nocnej, nalewając sobie kawę. Nie zauważyła mnie od razu. Promień słońca padał prosto na jej twarz, a ja przez sekundę poczułem coś, co natychmiast chciałem z siebie wyrwać. Wstyd mieszał się z czymś jeszcze – z tęsknotą, z czymś pierwotnym, co przerażało mnie najbardziej. Odstawiłem filiżankę i wyszedłem, nie mówiąc ani słowa. W lustrze w korytarzu zobaczyłem swoje odbicie – twarz starego człowieka, który właśnie zaczął się bać samego siebie.
Próbowałem to naprawić
Zacząłem unikać Piotra. Kiedy wracał z pracy, wychodziłem na spacer. Kiedy siedział w salonie, chowałem się w swoim gabinecie pod pretekstem czytania. Nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy. On był zbyt spokojny, zbyt ufny. Tymczasem ja... ja żyłem z jego żoną pod jednym dachem i każdego dnia walczyłem z myślami, które były nie do zniesienia.
Kasia niczego się nie domyślała. A może tylko świetnie udawała? Czasami odnosiłem wrażenie, że wie. Że widzi, jak się czerwienię, gdy zbyt długo patrzę. Jak drży mi ręka, kiedy przypadkiem mnie dotknie. I choć nie zrobiłem nic, co można by nazwać czynem — sam fakt, że to czułem, był wystarczająco obrzydliwy.
Wieczorem Piotr zaproponował, że zagramy w szachy. Dawniej robiliśmy to często – od małego. Zgodziłem się tylko dlatego, że czułem, jak coraz bardziej oddalam się od syna. Chciałem naprawić to, co sam zacząłem burzyć.
– Tato, pamiętasz, jak pierwszy raz mnie ograłeś? – zaśmiał się. – Miałem wtedy osiem lat i rzuciłem figurami o ścianę.
– Pamiętam. Bałem się wtedy, że przestaniesz grać na dobre – powiedziałem z wymuszonym uśmiechem.
Siedzieliśmy naprzeciw siebie, on wpatrzony w planszę, ja w jego ręce. Wyglądały dokładnie jak moje, tylko młodsze, pewniejsze. I w pewnym momencie pomyślałem: "On naprawdę ci ufa. On myśli, że jesteś kimś, na kim można polegać". A ja chciałem mu zabrać coś, co należało do niego. Poczułem, że zaczynam go nienawidzić za to, że ją ma. I za to, że ja nie mogę.
Chciałem, żeby to trwało
Od tamtego wieczoru zacząłem się bać własnych reakcji. Każde spojrzenie Kasi było dla mnie jak próba. Każde „dobranoc”, wypowiedziane jej głosem, odbijało się echem w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak zamykali drzwi do pokoju. Wmawiałem sobie, że to minie, że wystarczy przeczekać ten miesiąc remontu. Ale z każdym dniem było gorzej.
Kasia traktowała mnie serdecznie, może nawet z wdzięcznością. Czasem przysiadała się do mnie z kubkiem herbaty, wypytywała o stare zdjęcia, o moją młodość, o Piotra z dzieciństwa. Odpowiadałem jej, choć czułem, jak serce wali mi w piersi. Była tak blisko. Jej ramię dotykało mojego, jej śmiech brzmiał w moich uszach jak coś zakazanego.
– Fajnie, że tak o wszystkim opowiadasz – powiedziała kiedyś. – Twój syn raczej nie wraca do przeszłości. A ja lubię wiedzieć, skąd ktoś pochodzi.
Spojrzałem na nią i zobaczyłem w jej oczach coś, czego nie potrafiłem odczytać. Ciekawość? Sympatię? A może tylko złudzenie, które sam sobie stworzyłem?
– Muszę być ostrożny – pomyślałem.
Ale nie byłem. Zacząłem siadać zbyt blisko. Rozmawiać zbyt długo. Czekać, aż Piotr zaśnie, żeby jeszcze raz zejść do kuchni i udawać, że zapomniałem wypić wieczorną herbatę – licząc na to, że i ona tam będzie. I była, nawet kilka razy.
Najgorsze, że nic się nie wydarzyło. Bo ta gra pozorów, ta cisza w półmroku, były bardziej upajające niż cokolwiek innego. Wiedziałem, że balansuję nad przepaścią, ale nie cofałem się. Zacząłem się łapać na tym, że nie chcę, by się wyprowadzili.
Przejrzałem na oczy
To miało być zwykłe popołudnie. Piotr pracował zdalnie, Kasia zmywała po obiedzie. Zaoferowałem, że jej pomogę – zupełnie naturalnie, jakby nic się nie działo. Przecież tak robią normalni ludzie. Stała bokiem do zlewu, a ja podszedłem z talerzami. Byliśmy zbyt blisko. Pachniała tak samo jak wtedy, pierwszego dnia – tą kwiatową nutą, która wgryzła mi się w pamięć. Przez moment moje palce musnęły jej dłoń. Zamarła.
– Przepraszam – szepnąłem, odwracając wzrok.
Ale nie cofnęła ręki od razu. I właśnie ta sekunda, ta zawieszona cisza, sprawiła, że coś we mnie pękło.
– Kasia... ja... – zacząłem, ale nie wiedziałem, co chcę powiedzieć.
Odwróciła się powoli. Patrzyliśmy na siebie zbyt długo. Może szukała w moich oczach wyjaśnienia, może chciała uciec. Ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić, z góry rozległ się głos Piotra:
– Kasia, widziałaś gdzieś mój laptop? Zniknął z biurka.
Odsunęła się od zlewu jak poparzona. Spojrzała na mnie szybko, jakby obudziła się z jakiegoś transu, i wyszła z kuchni bez słowa. Zostałem sam. Z drżącymi rękami, z uczuciem porażki, obrzydzenia i... ulgi? Bo choć nie stało się nic, choć nie przekroczyłem tej ostatecznej granicy – dotarło do mnie, jak blisko byłem. I jak wiele kosztowało mnie, żeby się nie posunąć dalej.
Tej nocy nie spałem. Siedziałem na tarasie do świtu, patrząc w ciemność i myśląc: „Muszą się wyprowadzić. Dla swojego i mojego dobra. Zanim będzie za późno”.
Wstyd ze mną został
Wyprowadzili się tydzień później. Powiedziałem Piotrowi, że coś się psuje w instalacji, że muszę zrobić generalny remont. Kłamałem z łatwością. Nie dopytywał – może i jemu już doskwierało to wspólne mieszkanie. Kasia była oszczędna w słowach, ale nie unikała mnie. Wręcz przeciwnie – jej spojrzenie przy pożegnaniu było dłuższe, niż powinno.
– Dziękujemy za wszystko. Naprawdę.
Skinąłem głową, nie potrafiąc nic z siebie wydusić. Ich samochód odjechał, a ja zostałem sam na podjeździe. Wiatr poruszał gałęziami brzoskwini, którą Piotr zasadził jako chłopiec. Dom nagle stał się zbyt cichy. Słyszałem każdy krok, każde skrzypnięcie drewna. A jednak to była cisza, której potrzebowałem. Przez kolejne dni nie wychodziłem nigdzie. Czytałem, sprzątałem, milczałem.
Próbowałem nie myśleć, ale wspomnienia wracały. Tamte rozmowy w kuchni, drobne gesty. Myśli, które się we mnie obudziły i już nie chciały zasnąć. Nie powiedziałem Piotrowi nic. I nigdy nie powiem. Nie dlatego, że chcę to przed nim ukryć, ale dlatego, że to moje brzemię. Ja powinienem z tym żyć, a nie oni.
Z czasem przestałem śnić o Kasi. Ale nie przestałem wstydzić się siebie. Tego, co we mnie zobaczyła. Tego, czego sam w sobie dotąd nie znałem.
Jerzy, 65 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byłam pewna, że 50 tys. kredytu na wesele zwróci się z nawiązką. Kiedy zobaczyłam, co jest w kopertach, oniemiałam”
- „Mąż kupił nam dostatnie życie za kredyt. Nie ważne, że tonę w długach, skoro na kolację mam kawior”
- „Dowiedziałam się o ciąży, gdy mąż pracował w Norwegii. Tylko ja znałam prawdę, którą potwierdził test na ojcostwo”