„Nie widziała nas całe lata, a potem wylądowała tu znienacka i zaczęła się wymądrzać. Co za życie z taką rodzinką”
„Choć krewna z Ameryki raptem drugi raz w życiu zobaczyła naszą trójkę, natychmiast dla każdego z nas miała dobrą radę. Dziwnym trafem zupełnie nie przystawały do tego, kim jesteśmy. Że też prawie obcy ludzie czują się upoważnieni do udzielania nam rad!”
- Liliana, lat 24
Już w święta ciotka Zuza zaczęła bąkać, że może przyjedzie do Polski, teraz zdecydowała – będzie na osiemdziesięcioleciu babci Geni.
– Świat się kończy! – nie mogła uwierzyć moja mama. – Tak zawsze psioczyła na wszystko, pamiętacie? Twierdziła, że jej noga tu więcej nie postanie!
– Albo ją tęsknota zmogła, albo chce nowego męża koniecznie pokazać – domyślał się tata. – Twoja siostra, Madziu, nigdy nie wydawała się specjalnie skomplikowana.
Byłyśmy z Gogą nawet ciekawe sławnej ciotki z Chicago. Niby kiedyś tam już ją poznałyśmy, ale ani siostra, ani ja nie miałyśmy żadnych wspomnień z tego wiekopomnego wydarzenia. Jędrek nawet się dziwił.
– Jak to nie pamiętacie? – drążył. – Przecież miałyście po pięć lat! Ja bym pamiętał.
Zobacz także
Jasne, tak samo jak fakt, że go szczypałyśmy, gdy leżakował w wózku na tarasie! Młody nawet z życia płodowego wyszarpnąłby zgrabną historyjkę, gdyby tylko mu się opłacało! Teraz interesowało go głównie, czy ciotka z Ameryki może przywieźć prezenty… Chyba powinna, prawda?
Wszyscy się miotali, żeby przyjąć ciotkę z pompą
Ostatnio, gdy wróciłyśmy z jednostki na weekend, brat cały czas roztrząsał: może warto by dać znać, co chcemy? Szkoda przecież, żeby wydawała dolary na coś, co nikogo nie będzie satysfakcjonowało, nie? Czy ona przynajmniej kojarzy, ile mamy lat? W końcu mama fuknęła na niego, żeby się uspokoił. Jak mu się wydaje: ile ciotka zmieści w bagażu przy obecnych obostrzeniach w transporcie lotniczym? Dobrze będzie, jak przywiezie prezent dla babci na urodziny!
Jędrek już miał coś odszczeknąć, ale złapałyśmy go za fraki i wywlokłyśmy do przedpokoju – niechże się chłopak nie pogrąża! Ostatnia klasa gimnazjum, a ten jak dziecko... Trochę godności trzeba mieć.
– Godności! – prychnął mi w nos. – Ty wiesz, jakie oni mają świetne formy do pieczenia? Ceramika łączona z silikonem!
– Jezu! – jęknęłam, a Goga zawtórowała.
Myślałam, że Jędrek marzył o jakimś tablecie, gitarze, rowerze, czymkolwiek! Ale nie o blasze do ciasta! Co za gość…
– Każdy ma prawo do swoich marzeń – orzekła w końcu siostra. – A młody mógłby mieć gorsze, co nie?
Niby tak… Nasz kumpel z liceum tydzień temu zabił się samochodem, uczestnicząc w nielegalnych wyścigach.
– No widzisz – Goga wzruszyła ramionami.
Wszyscy w rodzinie się miotali, żeby przyjąć ciotkę z pompą, i nie pozostawało nam nic, jak tylko się cieszyć, że w tygodniu nie ma nas w domu.
– Ja nie wiem, jak to jest… – zauważył tata, gdy odwoził nas na dworzec – …że wam się zawsze, dziewczyny, wszystko zgrabnie składa. Szkolenie kończy się wam akurat dzień przed rodzinną imprezą!
I co w tym takiego dziwnego? Człowiek jest dobry, to i los mu sprzyja.
Załatwcie to, dziewczyny
W końcu sławna ciotka z Ameryki pojawiła się w Polsce. Miała się zatrzymać u babci do imprezy, potem spędzić kilka dni u nas, a następnie ruszyć ze swoim wybrankiem w objazd, żeby mu pokazać kraj przodków.
– To ten cały Richard jest Polakiem? – zapytał rozczarowany Jędrek. – Zwykły Rysiek, znaczy się? Eee, to lipa…
Mama wzruszyła ramionami, bo dla niej to żadna różnica. Strasznie była zabiegana, ponieważ trzeba było jeszcze tort odebrać. W dodatku Jędrek usmarował czymś garnitur i jakoś wcale się nie przejął – głowę bym sobie dała obciąć, że zrobił to specjalnie.
– Ja oszaleję – stwierdziła w końcu mama. – Dopilnuj tego towarzystwa, Filip – zwróciła się do taty. – Ubierz, uczesz, dowieź i weź odpowiedzialność. Ja jadę do cukierni, spotkamy się na miejscu.
– Załatwcie to, dziewczyny – polecił ojciec mnie i mojej siostrze, ledwo zamknęły się za mamą drzwi. – Co ja, niańka jestem? Znaczy się, my jesteśmy?!
Włożyłyśmy z Gogą dyżurne małe czarne, do tego po nowych martensach, które kupiłyśmy za nasze ochroniarskie fuchy; wpięłyśmy też po spince w kwiaty do włosów, bo babcia lubi, gdy wyglądamy kobieco. Jędrek przyszedł się pokazać i uznałyśmy, że nie ma się do czego przyczepić – nowiutkie sztruksy, biała koszula i marynarka.
– Czemu mucha? – doczepiła się jednak Goga. – Nie masz jakiegoś śledzia? Jakby co, krawat od taty z szafy weź.
– A co ja, hipster jakiś? – oburzył się brat.
„No i gites” – pomyślałam.
Ona – gwiazda Las Vegas, on – kowboj z prerii
Dotarliśmy do restauracji jako jedni z ostatnich. Ludzi nie było dużo, zresztą skąd? Nasza rodzina nie jest liczna, a przyjaciele babci w większości już nie żyją. Od wejścia poznałyśmy z Gogą, która to sławna ciotka, bo styl miała prosto z Las Vegas: wieczorowa suknia z cekinami, obcasy do nieba, no i ta fryzura!
– Dreamliner by na tym wylądował – Jędrka aż skręcało. – A Richard? Widziałyście te buty?!
Trudno było nie zauważyć, w sali przecież nikt więcej nie paradował w kowbojkach. Kapelusz też miał, a co. Bardzo nas rajcowało, że egzotyczna para spędzi u nas kilka dni. W końcu coś się będzie działo! No i działo się…
Już nazajutrz przy śniadaniu ciotka zwróciła uwagę, że byłyśmy z Gogą niestosownie ubrane. Zupełnie poważnie stwierdziła, że czarne sukienki to było faux pas.
– Wasza babcia pewnie myślała, że przygotowałyście się już na pogrzeb!
– Ależ, Zuziu – stanęła w naszej obronie mama. – Mała czarna jest zawsze klasyczna.
– Ciężkie buciory też? – fuknęła.
Tata próbował zmienić temat, ale gdzie tam, zapowiadało się, że zostaniemy z Gogą gwiazdami dnia. Nie, żebym się przejmowała, no ludzie! Siostra też zresztą miała uciechę, ale żeby wesprzeć spłoszonych rodziców, wymyśliła, że nie możemy nosić szpilek po niedawnym kursie spadochronowym, bo mamy odbite stopy.
– Odbite to macie chyba mózgi – zdiagnozowała nas uprzejmie ciotka. – Który facet zechce takiego babochłopa? Mężczyźni lubią delikatne kobiety, wymagające pomocy, takie, przy których mogliby się wykazać – tłumaczyła, zerkając na Rysia.
– Ty, boy, też się wybierasz do armii? – wtrącił ten straszliwą polszczyzną.
– Nie, no skąd – wystraszył się Jędrek. – Zamierzam zostać cukiernikiem!
– Te lukrowane bułeczki to jego dzieło – pochwaliła mama. – Pyszne, prawda?
Młody, wrzuć na luz
Ciotka Zuza przewróciła oczami: co jest z tym domem?! Wszystko tu jest na głowie postawione! W Ameryce byłoby nie do pomyślenia, żeby dziewczyny nie miały za grosz kobiecości, a chłopak zajmował się babskimi sprawami. Czy z nim na pewno wszystko w porządku?
Rodzice starali się nas usprawiedliwiać, jednak znów wtrącił się ten cały kowboj i zasugerował, że może młody ma jakieś dziwne „skłonności” i na pewno by nie zaszkodziło, gdyby rodzice zabrali go do psychologa.
Trudno, jakoś przeżyjemy te kilka dni. Najgorsze, że Jędrek naprawdę się przejął i zastanawia się, czy nie zmienić planów życiowych. Bo może dziewczyny nie będą traktować go poważnie? Albo straci kolegów? Mówiłyśmy mu już, żeby wrzucił na luz, i nie traktował poważnie opinii ludzi, którzy zupełnie go nie znają, ale zamknął się w pokoju i w ogóle nie chce wychodzić.