Reklama

Chyba wszyscy wiedzą, że jesienią i zimą nie ma nic lepszego niż koc, książka i kubek dobrej herbaty. Chociaż akurat ja w niektóre wieczory od książki wolałam seriale. Oglądałam ze szczególnym zacięciem jeden, o tematyce fantastycznej. Poleciła mi go Mirka, przyjaciółka, a przy tym właścicielka stoiska z rozmaitymi gatunkami herbat, które sama sprowadza. Według nas przyjemność dubluje się, jeśli czas spędza się w dobrym towarzystwie, więc często umawiałyśmy się na wspólne oglądanie i degustowanie nowych gatunków herbat.

Reklama

– Przyjedź dzisiaj – namawiała mnie tamtego wieczoru. – Skończymy sezon i zaparzę ci „Podróż do Raju”.

Musiałam ulec tej pokusie. Po pierwsze, chciałam wiedzieć, czy kłusownicy odkryją gniazdo smoków w moim ulubionym serialu, po drugie – uwielbiałam nowe smaki mieszanek herbacianych, które tworzyła Mirka. Często spędzałyśmy czas na przygotowywaniu tych miksów i wymyślaniu dla nich chwytliwych nazw. Po trzecie wreszcie, lubiłam spędzać czas u niej, w jej przytulnym mieszkanku na poddaszu, zamiast znosić kłótnie moich nastoletnich dzieci, szczekanie nadpobudliwego psa i narzekanie męża, że znowu kupiłam nie takie mleko.

– Jestem! – oznajmiłam do domofonu i pięć minut później wdychałam z rozkoszą aromat zielonej herbaty z suszoną pomarańczą i wonnymi przyprawami.

– „Podróż do Raju” nie brzmi zbyt pretensjonalnie? – upewniła się Mirka, odsypując mi część mieszanki na potem.

Zobacz także

– To świetna nazwa – zapewniłam ją, chowając woreczek strunowy do torebki i przytulając kubek do piersi.

Córka przerwała mi spotkanie

Niestety, tym razem przyjemności nie trwały długo, bo zadzwoniła Nastka, moja piętnastoletnia córka, która właśnie wpadła w histerię, że zgubiła książkę z biblioteki, a na jutro musi napisać wypracowanie z lektury.

– Mamo! Muszę jechać do księgarni! Teraz! A tata mi nie pozwala, bo już jest późno!

– Bo jest – przyznałam niechętnie rację ślubnemu. – A w ogóle, jak to zgubiłaś książkę z biblioteki?!

Nastka weszła na jeszcze wyższe tony i zrozumiałam, że kwestię zagubionej książki musimy odłożyć na potem, natomiast w bieżącym momencie kluczowe jest zdobycie lektury. Chciałam, żeby Kuba pojechał samochodem, ale okazało się, że wypił piwo, więc nie pojedzie.

– Mirka, muszę wyjść – westchnęłam. – Dzięki za herbatę i nie oglądaj smoków beze mnie! Widzimy się jutro!

Zatrzymała mnie policja

Miałam dwadzieścia minut, żeby dotrzeć do księgarni przed zamknięciem. Po drodze nieco przyspieszyłam i dwa razy przejechałam na pomarańczowym. Zwolniłam szukając miejsca parkingowego.

– Jest! – krzyknęłam i ponownie dodałam gazu widząc wycofujący się z upatrzonego miejsca samochód.

Skręciłam gwałtownie, chyba nawet bez kierunkowskazu, wpasowałam się między dwie białe linie, wyskoczyłam z auta i pomknęłam do księgarni. Biegłam, wrzucając w pędzie kluczyki do torebki, kiedy za sobą usłyszałam okrzyk:

– Policja! Proszę się zatrzymać!

Nawet się nie obejrzałam, zakładając, że to nie do mnie. Ja przecież byłam praworządną obywatelką.

– Proszę pani! Policja! Stać!

Chwilę później zorientowałam się, że to jednak ja wzbudziłam zainteresowanie stróżów prawa. Mogłam to wywnioskować z ponurej miny faceta w granatowym mundurze, który zrównał się ze mną na chodniku i położył mi ciężko dłoń na ramieniu.

– Proszę pokazać mi dowód osobisty i prawo jazdy – zażądał. – Dla jasności, jechaliśmy za panią od Krakowskiej. Przekroczyła pani prędkość i skręciła pomimo zakazu.

No tak, tylko tego mi było trzeba! Nie dość, że moja córka zepsuła mi wieczór ze smokami i przyjaciółką, to jeszcze teraz miałam nie zdążyć z tą cholerną książką! Zaczęłam więc chaotycznie przepraszać policjantów i tłumaczyć, że bardzo chętnie pokażę im wszystkie dokumenty, tylko najpierw kupię książkę dla dziecka.

– Naprawdę, ja zaraz tu wrócę – zapewniałam.

– Dokumenty proszę – powtórzył funkcjonariusz ostrzej i zaczęłam się szarpać z zapięciem od torebki.

To było niewiarygodne

W tym momencie wydarzyły się trzy rzeczy naraz. Zadzwonił mój telefon, zapięcie puściło i na skutek mojego gwałtownego ruchu cała zawartość torebki wylądowała u moich stóp. Na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie Mirki i chciałam odrzucić połączenie, ale zamiast tego jakimś cudem dotknęłam przycisku „Odbierz”. I to w trybie głośnomówiącym.

– Kochana! Muszę ci to wyznać… Zabijesz mnie, ale oglądam smoki bez ciebie… „Podróż do raju” bez ciebie to nie to samo…

Trudno opisać minę przedstawicieli prawa, kiedy usłyszeli tę wiadomość. Rozłączyłam się.

– Niech się pani nie rusza – polecił mi ten drugi, który nadszedł później. – Pojedzie pani z nami na komisariat.

Tłumaczyłam, że Mirka nie jest moją dilerką, a smoki widziała tylko na ekranie telewizora. Funkcjonariusze zabezpieczyli foliowy woreczek pełen zielonego suszu, zatrzymali moje dokumenty, a ponieważ najwyraźniej sprawiałam wrażenie, jakbym chciała uciec, do radiowozu poszłam w kajdankach. Cholera, miałam czterdzieści pięć lat, pracowałam na odpowiedzialnym stanowisku, miałam prawie dorosłe dzieci i właśnie aresztowano mnie pod zarzutem posiadania narkotyków, a ja nawet nie mogłam złapać się za głowę!

Musiałam się tłumaczyć

Resztę wieczoru zajęło mi tłumaczenie, że „Podróż do raju” to nie określenie haju po narkotykach, Mirka nie jest moją dilerką, a smoki widziała na ekranie telewizora. Co do zawartości woreczka strunowego, to na komendzie stwierdzono na szczęście bez dalszych analiz, że nie jest to marihuana. Pozostało mi tylko zapłacić mandat za wykroczenia drogowe i byłam wolna. Kiedy wyszłam, na moim telefonie było czternaście nieodebranych połączeń, głównie od Nastki. Oddzwoniłam.

– Zgubiłaś książkę, to masz problem – powiedziałam stanowczo. – Najwyżej dostaniesz jedynkę. Daj ojca go do telefonu.

Ucięłam utyskiwania Kuby po pierwszej sekundzie i zapowiedziałam, że nie wracam na noc do domu, bo miałam paskudny wieczór i jadę do Mirki oglądać serial.

– A niby co takiego ci się przydarzyło? – zapytał zgryźliwie.

Reklama

– Zostałam zatrzymana za posiadanie zielonej herbaty i przeżyłam przygodę życia – oznajmiłam. – Wracam rano.

Reklama
Reklama
Reklama