Reklama

Zawsze wierzyłem, że moje małżeństwo z Klaudią jest solidne. Może nie było w nim już tej namiętności, co na początku, ale przecież to normalne. Życie układało się stabilnie, mieliśmy wspólne plany, oszczędności, codzienne rytuały. Kochałem ją, wciąż tak samo, może nawet bardziej niż wtedy, gdy się pobraliśmy. Byłem dumny z tego, że potrafimy ze sobą rozmawiać, że możemy na sobie polegać.

Reklama

Coś się psuło

Klaudia od jakiegoś czasu była bardziej zamyślona, często traciła kontakt z rzeczywistością w środku rozmowy. Tłumaczyła to zmęczeniem, pracą, natłokiem obowiązków. Przyjmowałem te wytłumaczenia bez większych podejrzeń. Każdy miewa gorsze dni.

Myślałem, że wystarczy weekendowy wyjazd, jakaś niespodzianka, żebym znów zobaczył w jej oczach dawną iskrę. Dlatego postanowiłem zrobić jej przyjemność i wrócić wcześniej do domu. Chciałem zamówić jej ulubione jedzenie, obejrzeć razem jakiś film, napić się wina.

Już w korytarzu poczułem coś dziwnego. Cisza. Zazwyczaj w domu było słychać radio albo chociaż cichy szum telewizora. Buty Klaudii stały na swoim miejscu, na komodzie leżała jej torebka. Była w domu. Nasłuchiwałem chwilę, ale nie słyszałem jej kroków. Pomyślałem, że może śpi, zmęczona po pracy. Ruszyłem w stronę sypialni, uchyliłem drzwi i… zobaczyłem rzeczy, których wolałbym nigdy nie widzieć.

Klaudia była w łóżku. Nie sama. Mężczyzna, który leżał obok niej, ledwo zdążył się poderwać i chwycić spodnie. Klaudia, jakby zamrożona, patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Czułem, jak krew odpływa mi z twarzy. Zatrzymałem się w progu, kompletnie sparaliżowany. Nie zrobiłem sceny, nie rzuciłem się na niego z pięściami, nie zacząłem wrzeszczeć. Po prostu patrzyłem.

Próbowałem zrozumieć

Mężczyzna w pośpiechu zbierał swoje rzeczy. Widziałem po nim, że chce jak najszybciej stąd zniknąć. W końcu, gdy miał już na sobie spodnie, powiedział:

– Nie chcę robić scen. Powinienem iść.

Nie odsunąłem się z drogi. Wciąż stałem w progu, patrząc to na niego, to na Klaudię. W końcu wydusiłem z siebie słowa, które zabrzmiały mi w uszach obco, jakby należały do kogoś innego.

– Zostań.

Chciałem usłyszeć prawdę. Wszystko. Zawsze uważałem, że najważniejsze to zachować spokój, nie dać się ponieść emocjom.

Klaudia zadrżała. Spojrzała na mnie z paniką, jakby miała nadzieję, że zniknę, rozpłynę się w powietrzu, i to wszystko okaże się tylko złym snem.

– Nie powinnam była wychodzić za ciebie – wyszeptała. – Nie kochałam cię. Nigdy.

– Więc dlaczego? – zapytałem cicho.

Żona przetarła twarz dłonią.

– Bo mnie uratowałeś. Byłam w rozsypce, a ty dałeś mi poczucie bezpieczeństwa. Ale to nie była miłość. To było wygodne. A potem zaczęłam się dusić.

Czułem się bezradny

Patrzyłem na nią, jakby próbując zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. I wtedy, w tamtym momencie, poczułem, że się rozpadam. Miałem ochotę wyjść. Miałem ochotę zostać. Nie zrobiłem żadnego z tych dwóch.

Cisza w pokoju stała się ciężka jak ołów. Czułem, jak krople potu ściekają mi po plecach, choć nie było gorąco. Klaudia skuliła się na łóżku, jakby chciała wtopić się w materac, zniknąć. Stałem nieruchomy, z rękami zwisającymi wzdłuż ciała.

– Więc teraz, kiedy masz już stabilne życie, mogę zostać wyrzucony jak śmieć? – zapytałem spokojnie, jakbym mówił o czymś zupełnie codziennym.

– To nie tak – szepnęła Klaudia. – Nie chodzi o ciebie. Chodzi o mnie.

To był ten moment, w którym powinienem zrobić awanturę. Ale nie miałem na to ochoty. Zostałem okrutnie oszukany. Przeniosłem wzrok na kochanka mojej żony.

– Czy dla ciebie to było coś więcej? – zapytałem.

Nie spodziewał się tego pytania. Nie miał na nie gotowej odpowiedzi. Spojrzał na Klaudię, ale ona odwróciła wzrok.

– Nie wiem – odpowiedział w końcu. I brzmiało to jak prawda.

Byłem przegrany

Skinąłem głową, jakby to była najzupełniej logiczna odpowiedź. A potem jej kochanek wyszedł. Patrzyłem, jak Klaudia zakrywa twarz dłońmi. Jak zaczyna drżeć. I wtedy zrozumiałem, że to nie ja wygrałem. Nikt tu nie wygrał.

– Powiesz coś? – zapytałem cicho.

Nie odpowiedziała od razu. Kiedy w końcu uniosła głowę, w jej oczach było coś, czego się nie spodziewałem – ulga.

– Nie wiem, co teraz – szepnęła.

Może powinienem czuć satysfakcję, ale zamiast tego miałem wrażenie, że wpadliśmy w pułapkę, z której żadne z nas nie wiedziało, jak się wydostać. Wstałem i zacząłem zbierać swoje rzeczy. Klaudia wciąż siedziała na łóżku, jakby nie miała siły się ruszyć.

– Odchodzisz? – zapytała cicho.

Spojrzałem na nią. Nie wyglądała jak kobieta, która właśnie uwolniła się od niechcianego małżeństwa. Raczej jak ktoś, kto zdał sobie sprawę, że właśnie zburzył własne schronienie.

– Myślałem, że o to ci chodziło – powiedziałem.

Nie odpowiedziała. Nie czekałem dłużej. Wyszedłem, tak samo jak jej kochanek. Może w końcu byliśmy do siebie bardziej podobni, niż chciałem przyznać.

Po prostu odszedłem

Wychodząc na klatkę schodową, odruchowo spojrzałem w stronę windy. Ten facet tam był. Stał, oparty o ścianę, z opuszczoną głową. Drzwi windy otworzyły się, ale on się nie ruszył. Zatrzymałem się na moment. Mogłem po prostu odejść, ale coś mnie tknęło.

– Nie wiem, co mam ci powiedzieć – rzucił w końcu.

Podniósł na mnie wzrok. Nie było w nim gniewu. Tylko zmęczenie.

– To nie ma znaczenia – powiedziałem cicho. – Już nie.

Wszedł do windy. Ja zostałem. Drzwi zamknęły się powoli, niemal z namysłem. I wtedy dotarło do mnie, że nieważne, jak bardzo chciałem się od niego różnić – obaj straciliśmy Klaudię tego samego dnia.

Wyszedłem na ulicę, chłodne powietrze uderzyło mnie w twarz. Myślałem, że poczuję ulgę, ale zamiast tego miałem wrażenie, że noszę w sobie coś ciężkiego, czego nie da się zrzucić. Zapalając papierosa, spojrzałem w okna naszego mieszkania. Światło w sypialni wciąż się paliło. Klaudia tam była, sama, tak jak pewnie chciała. A może jednak nie?

Wciągnąłem dym do płuc i ruszyłem przed siebie. Nic tu po mnie. Nic po żadnym z nas.

Reklama

Adam, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama