„Ojciec zostawił nas, gdy miałam 6 lat. Na jego pogrzebie odkryłam, że bawił się w tatusia gdzie indziej”
„Stałam z boku, jak widz. Obserwatorka życia, do którego mnie nie dopuszczono. Wstydziłam się tego, co czułam. Nie żałobę, tylko gniew i żal. Oni mieli go dla siebie. Ja miałam wspomnienie zamykających się drzwi i matkę, która przez lata nie potrafiła już nikogo pokochać. Ceremonia dobiegała końca. Ludzie zaczęli rozchodzić się powoli, zostawiając po sobie ciszę. Wtedy ktoś stanął obok mnie”.

- Redakcja
Miałam sześć lat, kiedy ojciec spakował walizkę i wyszedł z domu. Nie powiedział nic, nie wytłumaczył się. Tylko drzwi trzasnęły tak głośno, że przez kolejne noce zatykałam uszy kocem, żeby nie słyszeć tego echa. Mama mówiła wtedy niewiele. Po prostu... przestała być tą samą kobietą. Działała jak maszyna – robiła obiad, robiła pranie, pracowała. Ale w jej oczach nie było już światła. Wydawało się, że z ojcem zabrał też jej głos i śmiech.
Nie wiedziałam wtedy, jak bardzo jego odejście mnie ukształtuje. Ale czułam, że stało się coś nieodwracalnego. Przestałam ufać. Mężczyznom, światu, sobie. Każda dziewczynka w klasie miała ojca na wywiadówce czy na występach – ja miałam puste krzesło. Zazdrościłam im. Nienawidziłam ich. I siebie – za to, że nie wystarczyłam, żeby ojciec został. Nie próbował się ze mną skontaktować. Przez całe moje życie nie przysłał nawet kartki na urodziny. Nawet wtedy, kiedy skończyłam osiemnaście lat i – naiwnie – sprawdzałam codziennie skrzynkę. Nic. Aż któregoś dnia zadzwonił telefon.
– Czy rozmawiam z Anną W.? – spytał obcy głos. – Pani ojciec, pan Marek W., zmarł wczoraj wieczorem. Pogrzeb odbędzie się w piątek, o dwunastej, na cmentarzu przy ulicy Lipowej.
Serce mi nie zadrżało. Nie upadłam na podłogę, nie popłynęły łzy. Patrzyłam tępo przez okno i tylko jedno pytanie gryzło mnie od środka. Po co miałabym tam iść? Z ciekawości? Zemsty? A może wciąż – mimo wszystko – miałam nadzieję, że coś się wyjaśni? Wieczorem powiedziałam o tym mamie. Odpowiedziała tylko jednym zdaniem, nie podnosząc wzroku znad kubka z herbatą:
– Rób, co chcesz. Ja już dawno go pochowałam.
Czułam tylko gniew i żal
Pojechałam sama. Wzięłam wolne z pracy, choć wcale nie umiałam powiedzieć dlaczego. Nie czułam potrzeby pożegnania. Chciałam tylko zobaczyć, jak wygląda człowiek, który zniknął z mojego życia, zostawiając po sobie tylko cień. Kiedy dotarłam na miejsce, zaskoczył mnie tłum ludzi. Stałam przez chwilę przy bramie cmentarza i patrzyłam, jak obcy sobie ludzie szepczą, przytulają się, trzymają dzieci za ręce.
Wszyscy w czerni, a ja w szarym płaszczu, który wcale nie pasował do tego miejsca. Nie wiedziałam, czy powinnam podejść bliżej. Nie znałam nikogo. Nie wiedziałam, kim są te kobiety, które szlochają nad trumną. Jedna, elegancka, trzymała nastolatkę za ramię i wpatrywała się w wieko jak w otchłań. Druga, młodsza, tuliła dwójkę małych dzieci, które rozglądały się znudzone.
Stałam z boku, jak widz. Obserwatorka życia, do którego mnie nie dopuszczono. Wstydziłam się tego, co czułam. Nie żałobę, tylko gniew i żal. Oni mieli go dla siebie. Ja miałam wspomnienie zamykających się drzwi i matkę, która przez lata nie potrafiła już nikogo pokochać. Ceremonia dobiegała końca. Ludzie zaczęli rozchodzić się powoli, zostawiając po sobie ciszę. Wtedy ktoś stanął obok mnie.
– Jesteś Ania?
Odwróciłam się zaskoczona. Miał może dwadzieścia parę lat. Ciężko było ocenić. Miał ciemne oczy i coś znajomego w spojrzeniu. Patrzył na mnie długo, nie spuszczając wzroku.
– Tak – odpowiedziałam ostrożnie.
– Ja jestem Mateusz. Twój brat.
Zamarłam. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Brat? Zawahałam się. On jednak mówił dalej.
– Zawsze wiedziałem, że jest ktoś jeszcze. Ojciec… wspominał czasem. Nigdy jasno. Ale wiedziałem.
– A ja nie wiedziałam nic – wykrztusiłam w końcu.
Staliśmy przez chwilę w milczeniu, jakbyśmy oboje czekali, aż to się okaże pomyłką. Ale to nie była pomyłka. Byłam jego siostrą. Przez całe życie byłam sama, a teraz… ktoś mnie rozpoznał. Ktoś, kto miał w sobie tę samą krew. Nie wiedziałam, co z tym zrobić.
Nie potrafiłam wybaczyć
Nie chciałam z nim rozmawiać. A może właśnie chciałam, tylko nie umiałam się do tego przyznać. Kiedy zaproponował, żebyśmy usiedli na ławce pod cmentarzem, skinęłam głową bez słowa. Usiedliśmy jak dwoje obcych ludzi, którzy nagle muszą coś sobie powiedzieć. Tylko nie bardzo wiadomo co. Mateusz pierwszy przerwał ciszę.
– Wiem, że to dziwne. Nie chcę cię osaczać. Po prostu... zawsze wiedziałem, że jest ktoś jeszcze. Ojciec… nie mówił o tobie wprost, ale było w nim coś, co mnie niepokoiło. Czasem, kiedy siedzieliśmy przy stole, nagle milkł. Pytałem, co się stało, a on odpowiadał, że nie wszystko da się wyjaśnić. Nie rozumiałem wtedy, ale teraz...
Słuchałam, nie wchodząc mu w słowo. Jego głos był spokojny, ciepły. Nie mówił o ojcu jak o potworze. Mówił o nim tak, jak mówi się o kimś bliskim, kto zawiódł, ale nie przestał być kochany.
– Dla mnie był tylko milczeniem – powiedziałam w końcu. – Nie pamiętam jego głosu, jego zapachu. Pamiętam tylko ten dzień, kiedy wyszedł. I że mama nie potrafiła już mówić o nim bez bólu. A ty mówisz, że był ojcem?
Mateusz westchnął.
– Może był jednym i drugim. Miał w sobie dużo miłości, ale też dużo lęku. Potrafił być dobrym tatą, ale znikał na całe dni. Były momenty, kiedy czułem, że jest przy mnie naprawdę. I momenty, kiedy znikał, choć siedział tuż obok.
Zamilkł na chwilę, jakby szukał słów, które nie będą brzmiały jak usprawiedliwienie.
– On się bał. Bał się, że nie potrafi być dla nikogo całym światem. Że zniszczy wszystko, czego się dotknie.
Patrzyłam na niego i nie wiedziałam, czy chcę to usłyszeć. Przez całe życie budowałam obraz ojca jako tchórza, który uciekł. Teraz słyszałam, że może był kimś więcej. Może naprawdę nie udźwignął. Ale to nie dawało mi ukojenia. To mnie bolało jeszcze bardziej.
– Czy mówił o mnie coś konkretnego?
Mateusz skinął głową.
– Raz powiedział, że kiedyś zostawił za sobą wszystko, co miał najcenniejsze. I że nie potrafił tego naprawić, bo nie umiał spojrzeć ci w oczy.
Odwróciłam wzrok. Nie chciałam, żeby zobaczył, że walczę ze łzami.
– Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć – powiedziałam cicho.
– I nie musisz. Ale masz prawo wiedzieć. I masz prawo decydować, co z tym zrobisz.
Wstałam powoli.
– Dziękuję, że podszedłeś. Ale ja... muszę pomyśleć.
Mateusz nie próbował mnie zatrzymać. Patrzył, jak odchodzę, nie mówiąc już nic więcej. A ja szłam przed siebie i czułam, że choć niewiele się zmieniło, to jednak coś się otworzyło. Jakieś pęknięcie, przez które powoli zaczynało wpadać światło.
Nie byłam tu mile widziana
Spotkaliśmy się tydzień później. Mateusz napisał, że jego mama i rodzeństwo chcą mnie poznać. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Po drodze wmawiałam sobie, że to tylko spotkanie, nic nie musi z tego wyniknąć. Ale serce biło mi szybciej, niż powinno. Weszłam do mieszkania i od razu poczułam się jak intruz. Kobieta, która otworzyła drzwi – jego mama – patrzyła na mnie bez uśmiechu.
– To ty? – zapytała chłodno. – Po co właściwie przyjechałaś?
Zamarłam. Mateusz próbował złagodzić napięcie, ale jej ton był jednoznaczny. Nie byłam tu mile widziana. W salonie siedziała nastoletnia dziewczyna, zapewne córka kobiety. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem, a potem wyszeptała:
– Ty jesteś moją siostrą?
Uśmiechnęłam się niepewnie.
– Chyba tak.
Nie wiedziałam, co mam czuć. Kobieta, która żyła u boku mojego ojca, traktowała mnie jak zagrożenie. Ale dzieci... patrzyły na mnie z otwartością. Jakby chciały zrozumieć, kim jestem. Po godzinie wyszłam z tego domu zmęczona i skołowana. Nie czułam się częścią tej rodziny. Ale nie umiałam już też być poza nią.
Spłynął na mnie spokój
Mateusz zaproponował spacer, żeby wyrwać się z tego napięcia. Poszliśmy nad rzekę, gdzie było pusto i cicho. Przez chwilę milczeliśmy, jakby każde z nas potrzebowało czasu, by poukładać sobie wszystko w głowie.
– Przepraszam za moją mamę – powiedział w końcu. – Dla niej to pewnie wygląda, jakbyś przyszła coś zabrać.
– A ja nic nie chcę – odpowiedziałam. – Tylko... chciałam wiedzieć. Czy on... miał dla was miejsce w sercu? I czy ja w ogóle istniałam dla niego.
– Istniałaś – powiedział bez wahania. – Nie wiem, jak często o tobie myślał. Ale wiem, że miał wyrzuty. I że żałował.
Spojrzałam na niego. Miał coś z ojca w oczach, w geście dłoni, w sposobie mówienia. I nagle poczułam coś dziwnego – spokój. Nie ulgę, nie szczęście. Po prostu spokój. Jakby wreszcie ktoś mnie dostrzegł.
– Nie wybrałem tej historii – dodał Mateusz. – Ale cieszę się, że jesteś. Nie jesteś winna, że go zabrakło w twoim życiu. Ale może teraz możemy coś zbudować.
– Ja jeszcze nie wiem, co czuję – przyznałam. – Ale… dzięki, że podszedłeś wtedy. Chyba właśnie tego najbardziej mi brakowało przez te wszystkie lata. Żeby ktoś przyszedł i powiedział coś... miłego.
Wracaliśmy powoli. Po raz pierwszy od dawna nie czułam się zupełnie sama.
Nie wiedziałam, co będzie
Wróciłam do siebie wieczorem, zmarznięta, z głową pełną słów, które nie chciały ucichnąć. Nie wiedziałam, co dalej. Ojciec odszedł najpierw od nas dawno temu, a teraz... na zawsze. Nic nie mogłam mu już powiedzieć. Nie mogłam go zapytać dlaczego, nie mogłam mu wybaczyć, ani odmówić przebaczenia. Miał swoje życie, swoje rodziny, swoje lęki. Ja miałam wspomnienie drzwi, które się zamknęły i pustkę, której nikt nie potrafił wypełnić.
Ale Mateusz istniał. I to nie był wymysł, nie był złudzeniem. Był realny. Był moim bratem. Wieczorem napisałam wiadomość: „Dobrze było cię poznać, bracie”. Nie odpisał od razu. Patrzyłam na ekran, na te cztery słowa, jakby od nich miało zależeć wszystko. Nie przyszła żadna odpowiedź tamtej nocy. Zasnęłam z telefonem na poduszce, wpatrzona w ciemność. Nie wiedziałam, co będzie jutro. Ale po raz pierwszy od lat nie bałam się tego, że jutro w ogóle nadejdzie. Nie wszystko da się naprawić. Ale można próbować zacząć coś od nowa, choćby na gruzach.
Anna, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Żona traktowała mnie jak bankomat. Wydawała 600 zł na kolejną torebkę, a potem udawała niewiniątko”
- „Odkąd mój partner stracił pracę, awanturuje się o każdy paragon. Zapomniał, że to ja nas utrzymuję”
- „Myślałem, że po rozwodzie już nic gorszego mnie nie spotka. Chciałem odpocząć, ale nowi sąsiedzi urządzili mi piekło”